niedziela, 20 października 2013

Wędrowiec, fantasy w odcinkach Jolanty Kobieli



     
   Nadchodziła noc, nie ona nie nadchodziła, ona brała w posiadanie to co jej się należało.  Bez krygowania i potoku nikomu nie potrzebnych słów postępowała tak, jak to miały w zwyczaju odwieczne boginie życia.
       Księżyc rozlał się krwistą rozmazaną niczym palcami czerwienią na granatowo szarej płaszczyźnie nieba. Nieliczne rachitycznie jarzące bladym płomieniem gwiazdy wyglądały zza burej szybko przesuwającej się warstewki chmur.  Ciemne kłaki, to rozpływały się pchane nie wiadomo gdzie kaprysem pani nocy, to zbijały w prawie czarny nieprzepuszczający światła całun.
         Wysoki mężczyzna już dłuższą chwilę trwał nieruchomo niczym posąg na skalnej półce. Bacznie obserwował miasto u swych stóp. Wiatr wyśpiewując swoją ulubioną, piskliwą piosenkę, szarpał trochę z nudów a może dla zabawy połami jego wędrownej peleryny, nadając im kształt majestatycznych skrzydeł. Obcy nie zważając na wietrznego złośnika patrzył, wielki lekko postrzępiony kaptur szczelnie zasłaniał jego twarz.
        Dawno go tu nie było. 
Napawał się widokiem zmian.
       To już nie był ten owalny, kamienny zamek z przyległościami, który tak doskonale znał. Nieliczne pałacyki szlachty kiedyś widoczne jak na dłoni, teraz ginęły w gęstej miejskiej zabudowie. Życie to ciągły ruch, to zmiany, nie rozumiał jak mógł o tym zapomnieć?
        Gród leżąc przy często i gęsto uczęszczanym szlaku handlowym rozwijał się dynamicznie. Zewsząd ściągali tu ludzie w nadziei na zarobek i lepsze życie. Więc, by przyjąć fale napływającej ludności rozlał się nędznymi zabudowaniami po całej niegdyś niezamieszkałej i bagnistej delcie. Jego macki w postaci zasobniejszych i bogatszych dzielnic sięgnęły już wyżyny. To, co go najbardziej  zdziwiło, to to że miasto zaanektowało dla własnych potrzeb ziemie po drugiej stronie rzeki. Niespotykane rozwiązanie, zupełnie nowatorskie w tej części świata.
        A on nadal widział jej jasne włosy i te roześmiane brązowe, najpiękniejsze na świecie oczy.
Ciałem mężczyzny wstrząsnął gwałtowny dreszcz, litościwie wyrywając z objęć bolesnych wspomnień, pozwalający wrócić do rzeczywistości.
       Bardzo dawno temu przestał liczyć przemijające dni i lata, czas nie miał już dla niego znaczenia. Nic już nie miało znaczenia.
         Dwa wieki wstecz jego życie straciło sens. Właśnie tu, w tym mieście. Tu wszystko się zaczęło i tu wszystko skończyło.
          Mrok, jak co wieczór, brał miasto w swe posiadanie, które w odpowiedzi wykwitło ciepłym światłem lamp i pochodni. Tam, pod dachami domostw, trwało normalne życie, które nigdy nie stało się jego udziałem.
          Coś lub raczej ktoś w tym mieście obudził go z letargu, w którym trwał przez ostatnie lata, niemrawo udając, że żyje. Ta tajemnicza osoba miała tyle siły i umiejętności, że zdołała  przywołać potężnego Opiekuna. Zastanawiające, że los potrafił spłatać mu takiego psikusa.
Jeszcze nie widział kto i dlaczego zburzył rytm jego dnia ale zamierzał się tego dowiedzieć. Wystarczy tej bezczynności.
-Już czas! - Krzyknął w stronę miasta - Już czas- Dodał po cichu.
       Spokojnie do tej pory poszczypujący lichawe kępki trawy koń zareagował na  głos mężczyzny. Podniósł łeb, energicznie machnął splątanym w warkocz ogonem i  zarżał zachęcająco. Psy leniwie rozciągały grzbiety. Najwierniejsi towarzysze jego dziwnych często pozbawionych sensu podróży. Jedyne  istoty, którym przez długi czas poświęcał swą cenną uwagę. Jedyni przyjaciele, jakich miał w swoim nieskończenie długim życiu.
            Samiec o wilczastym umaszczeniu zadarł głowę do góry i zaczął przejmująco wyć. Jakby chciał przygotować miasto i ludzi na wizytę swego pana. Głos psa potężniejąc odpowiadającym mu echem wzbudził niepokój okolicznych ptaków, które zdezorientowane poderwały się do lotu.
Zakapturzony mężczyzna podszedł  do śpiewaka, pogłaskał go pieszczotliwie za uchem. Pozostałe psy ochoczo podchwyciłyjego pieśń.
        Wycie stada wyrwało ludzi w mieście z sennej wieczornej leniwości, już nie w głowie im było   przygotowywanie się do odpoczynku po kolejnym ciężkim dniu.
-Niech wyją- pomyślał- niech wiedzą, że nadchodzę. To ułatwi wiele spraw.
     Przeraźliwe wibrujące wycie umilkło nagle bez ostrzeżenia jakby w pół nuty. Psy wyczuły że wiadomość dotarła już do każdego mieszkańca miasta. Zrobiły co do nich należało, nie musiały się więcej wysilać.
         Mężczyzna wiedział, że tam na dole, wśród zabudowań, zaczął się nienaturalny ruch. Zdezorientowani mieszkańcy nie wiedzieli co mają myśleć, co robić, jak się zachować. Czy należy się cieszyć czy może bać z powodu tak niespodziewanej wizyty? Przestraszeni, tego był pewien, gorączkowo biegali z miejsca na miejsce szukając wsparcia u rodziny czy znajomych. Ludzie w tłumie czują się bezpieczniej tak jakby obecność innych zwalniała z obowiązku myślenia i podejmowania decyzji. Teraz, przekrzykując się nawzajem, próbowali znaleźć podpowiedź na pytanie jak należy się zachować by nie narazić się na gniew Opiekuna.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że on sam nie wiedział czego właściwie od nich oczekuje. I po co tu przybył.
Pierwszy raz w swoim długim życiu nie miał pojęcia, gdzie zaprowadzi go przeznaczenie.



5 komentarzy:

  1. i to moje ulubione fantasy w wydaniu Jolki

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale to jest genialne. Uwielbiam takie klimaty, więc niecierpliwie czekam do środy.

    OdpowiedzUsuń
  3. jesssu a kiedy będzie środa? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. środa będzie przed czwartkiem nie chce być inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń