niedziela, 10 listopada 2013

10.11. Czas na 7 odsłonę Wędrowca ;)






Rozdział III Zamek




              W olbrzymiej jadalni przy suto zastawionym stole w doskonałych nastrojach obżerał się frykasami, kwiat stolicy. Pechowcy którzy zbagatelizowali przybycie do miasta szczególnego, wyjątkowego gościa. Gdy Wędrowiec był dzieckiem jeden z jego nauczycieli lubił powtarzać, że w życiu najistotniejsza jest hierarchia ważności, tym tutaj widocznie nikt o tym nie powiedział. Trochę szkoda.
              Panowie stosownie do okazji przystroili się w barwne najmodniejsze w tym sezonie na salonach atłasy, ozdobione niezliczoną ilością falbanek i koronek. Wszyscy też, omamieni panująca modą przywdziali na głowy wysokie fantazyjnie ufryzowane i napudrowane peruki. Kobiety obwiesiły się masywną, wysadzaną drogimi kamieniami biżuterią, która to uroczo błyszczała w świetle świec na ich nieco zbyt odważnie odsłoniętych dekoltach. Można było odnieść wrażenie, że głównym celem ekspozycji szlachetnych kamieni było zademonstrowanie ilości posiadanych precjozów. Panowała tu zasada mniej znaczy źle zupełnie zignorowano estetykę. Jakby tego było mało panie nieustannie groteskowo wydymały mocno uszminkowane usta.
Swojski nastrój i ogólne rozbawienie towarzystwa przerwał głośny świst.
         Z pięknie tkanego arrasu, ukazującego dość swawolnie dokazujące kształtne i niekompletnie ubrane pastereczki ze szlachetnie urodzonymi młodzianami, wyszedł dziwny mężczyzna. Żywy i zakapturzony, sekundę później wskoczyły za nim do jadalni ogromne kudłate bestie.
-Co za czort??
Zdenerwował się król, nie przyzwyczajony do utraty kontroli nad wydarzeniami rozgrywającymi się w jego  własnym zamku. Walnął złotym ciężkim kielichem o stół, tak mocno że zadrżały talerze. Czerwone krople wina rozprysły się po białym obrusie, malowniczo komponując się ze świeżymi błyszczącymi, tłustymi plamami.
- Straże!- Wyrwało się z wielu gardeł.
-Cisza!!!! 
Nowo przybyły głos miał jak zgrzytająca tępa piła. Ludzie za stołami poczuli jak ze zgrozy włosy na karku stoją im na baczność. Nie był to może koniec świata, ale poczuli, że być może dzieli ich od niego tylko krok.
Opiekun nie musiał się bardziej wysilać by zapanować nad  sytuacją. Biesiadnicy umilkli bezradni i zdziwieni, nie wiedząc, co robić. Co bystrzejsi obmyślali plan ucieczki.
-Nie wyraziłem zgody na audiencje.
Rzekł naburmuszony mężczyzna z końca stołu, którego już wcześniej Wędrowiec zidentyfikował
jako tutejszego króla. Przedstawiciel władzy cedził słowa przez sito zepsutych zębów. Jego czarną jedwabną koszulę ozdobiono niezliczoną ilością mieniących się w cekinów.
-Ty jesteś królem? - Spytał dla zasady
Król siedział na ma sporych rozmiarów tronie a teraz skonsternowany wbił brudne paznokcie w  złociste oparcia. Czerwone i zielone cekinowe smoki na jego koszuli miały  udekorowane łby  niczym innym jak złotymi blaszkami w kształcie koron. Dobitnie świadczyło to o pozycji i próżności  wystrojonego w nią człowieka. Taka dodatkowa wskazówka dla niezbyt rozgarniętych gdyby jakimś cudem nie zauważyli złotego tronu i ciężkich nabijanych drogimi kamieniami pierścieni na każdym z palców. 
-Jak śmiesz! Kto cie tu wpuścił ? Wynocha z mojego zamku!- Zaczął się drzeć nie wiadomo dlaczego smoczy cekiniarz. Uprzywilejowana pozycja króla miała też słabe strony, nie potrafił już rozpoznać prawdziwego zagrożenia. Zupełnie zanikł w nim instynkt dający szanse na przetrwanie. Tej sytuacji nie rozwiąże loch ani kat, którymi to ostatnio tak ochoczo podpierał się król.
- CISZA!! Widzę ze muszę wam przypomnieć jak  powinniście się zachowywać. Wstawać wszyscy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz