niedziela, 24 listopada 2013

24.11 Wędrowiec dla tych co lubią czytać.




To było zupełnie niezrozumiałe dla Wędrowca, dlaczego wyjątkowi ludzie o wręcz nieograniczonych możliwościach i wielkiej fantazji bez walki pozwalają rujnować sobie życie. Nie walczą o swoje o marzenia po prostu się poddają i płyną z nurtem rzeki by spełnić oczekiwania innych. Tak jak królowa, po prostu była, ubierała się jadła i trwała bezczynnie u boku swego głupawego męża. Wegetowała marnotrawiąc czas i swe umiejętności. Tak naprawdę powinien być na nią wściekły za to, że chciała być ofiarą, ale nie potrafił.
-Dziękuje panie, miło że zaszczyciłeś nas swoją obecnością- Miała potężny głos wcale nie pasujący do delikatnej spokojnej kobiety.
-Kasandro pani wielkiej urody proszę usiądź po mojej lewicy. Lubię jeść posiłki z kobietami które wiedzą że głowa służy też do myślenia, nie tylko do noszenia diademików. Mam nadzieję że się w końcu obudzisz śpiąca królowo. Twój mózg może stracić cierpliwość i zmienić się w często tu spotykaną papkę.- Celowo podkreślił swoją sympatię do królowej by rozdrażnić jeszcze bardziej jej męża i jego kochanki.
          To małżeństwo od początku było jedną, wielką, koszmarną pomyłką. Nie przyniosło jej ojcu spodziewanych korzyści, ona sama zaś gardziła  mężczyzną z którym musiała dzielić swe życie i łoże. Po urodzeniu córki całkowicie się odsunęła od  męża kategorycznie zakazując mu wizyt w swojej sypialni. Brzydziła się własnego  męża, nie znosiła gdy ją dotykał swoimi wiecznie spoconymi łapskami, każda wspólnie spędzona chwila była dla niej torturą. Nienawidziła równie mocno jego jak i siebie za to ze wyszła za kogoś takiego. Był czas że mąż próbował brutalnością i siłą zmuszać ją do spełniania  małżeńskich obowiązków, zrezygnował gdy broniąc się omało nie wydrapała mu oka. Nawet nie to, że go unikała i że się broniła, ale fakt, że nie dała mu następcy spowodował, że szczerze ją znienawidził i nie ukrywał tego. Na dodatek to że była uparta i zbyt głupia by zrozumieć co wzmocniłoby jej pozycję na zamku, odbierało nadzieję że kiedyś doczeka się syna upragnionego, prawowitego dziedzica. Potraktował  postawę żony jak wypowiedzenie wojny i nie zamierzał okazać łaski ani litości.
-To dla mnie zaszczyt Opiekunie, lecz chyba zbyt pochlebne masz o mnie zdanie.
Była bardzo szczupła, krok miała lekki jak tancerka. Jednak w jej twarzy było coś niepokojącego,  dziwna, nienazwana pustka. Widywał już taką u ludzi którzy stłamszeni realnym życiem nie potrafili  marzyć. Co gorsza przez długi czas widywał taką, co dnia we własnym lustrze.
-Dalej Bonifacy, czas leci- Ponaglił króla.
Ten pieniąc się z bezsilnej złości zaczął szybko wymieniać szereg obco brzmiących nazwisk. Wędrowiec smutno kiwał ukrytą w czarnej materii kaptura głową. Spodziewał  się zmian  jednak ich ogrom go zaskoczył.
-A co ze starą arystokracją mój ty dyrygencie? 
Tak naprawdę było mu wszystko jedno kto i dlaczego ma tu wpływy, pytanie zadał tak trochę z rozpędu by wyglądało że interesuje go to co tu się dzieje.
-Straciła zupełnie na znaczeniu. Pewne rody wymarły, a niektóre nie są mile widziane na mym dworze. - Chrząknął znacząco dając do zrozumienia że jest wybredny i wymagający. A listy gości
opracowane są skrupulatnie, ten kto nie należy do ścisłego grona adoracji jego osoby nie prześlizgnie się na żadne z przyjęć. 
-Czyją własnością jest pałac róż?
 Opiekun niespodziewanie dla zgromadzonych zmienił temat. Nie przybył tu jako błędny rycerz by walczyć o prawa skrzywdzonych, więc nie było sensu wgłębiać się w szczegóły. To nie było jego zadanie miał tylko dbać o równowagę, zapobiegać kataklizmom, a jednostka była zbyt nieznaczącym ogniwem by poświęcał jej swą uwagę.

1 komentarz:

  1. To było zupełnie niezrozumiałe dla Wędrowca, dlaczego wyjątkowi ludzie o wręcz nieograniczonych możliwościach i wielkiej fantazji bez walki pozwalają rujnować sobie życie.

    Jolka jak zwykle trafia w sedno.....

    OdpowiedzUsuń