poniedziałek, 25 listopada 2013

Czego by kosmita nie zrobił, gdyby nie przysposobił malamuta …





Przed tym, jak Pako pojawił się w domu Pani kosmitka miała różne fanaberie.
Pani kosmitka w zasadzie nie jadała i a obecnie sporadycznie jada mięso i to wyłącznie drobiowe.
W związku z tym, że nie jadała nie dotykała również mięsa, nie wchodziła do sklepu mięsnego, nie przechodziła koło wędlin, a parówki widziała tylko w reklamach.
Posiłki sporządzała wegetariańskie, albo żadne, a w domu nie unosił się aromat gotowanej wołowiny, drobiu w kostce rosołowej, golonki, szyi indyczej, tudzież schabu, z kością czy też bez kości.
I wtedy pojawił się on – Pako podły mięsożerca.
Nie bez pewnych oporów Pani kosmitka podjęła walkę z mięsem, którą toczy do dziś, przeważnie już obecnie z nie lada sukcesami.  
Początki były trudne. Należało wymyślić różne sposoby, jak pokroić żylasty kawał wołu, tak aby kawałki, były strawne dla „dzidzi” a przy tym, aby nie dotknąć mięsa, nie czuć mięsa, nie ubrudzić się mięsem.
Pewne efekty dawało posługiwanie się dwoma sztućcami, widelec trzymał a nóż kroił, ale mięso ma również swoje fanaberie i zdarzały się przypadki, że nie współpracowało, wymykało się i spadało na ziemię, gdzie leżało Paka futro i piach, więc następowało mycie, przez co robiło się jeszcze bardziej śliskie, po którym to myciu, mięso jeździło po całym blacie i zostawiało krwawe smugi, a pies się niecierpliwił, a Pani z nim.
Ulepszenie metody przyszło gdy Pani wymyśliła, że będzie je kroić nożem i trzymać widelcem, będąc w gumowych rękawicach, później już tylko w gumowych rękawicach, bez trzymania widelcem. Metoda się sprawdzała, choć czuć na dłoniach chłód mięsa, jednak nieszczęścia chodzą po ludziach i zdarzało się, że mięso było, głód psa był, a rękawic nie było i problem też był.
W jednym z takich momentów nastąpił przełom.
Od kolejnego braku w dostawie gumowych rękawic, Pani kosmitka, z nieukrywanym zadowoleniem, wyciąga z mokrego worka drób, gołą ręką, po umyciu kładzie na desce do krojenia, bierze nóż i bez jednego skrzywienia, przeprowadza rozbiór tuszki kurzej, a tak naprawdę kroi ugotowaną, ewentualnie wrzuca do wywaru pierś z kurczaka.
 I tu ukłon w stronę malamuta, który znając Pani niechęć do mięsa, samoistnie i dobrowolnie wykluczył ze swojej diety, każdy rodzaj mięsa poza gotowaną piersią kurczaka, ewentualnie indyka, co problem mięsa w domu kosmitów samoistnie rozwiązało.
Uwaga, żeby nie było, wykluczenie z diety nie było nawet podświadomie spowodowane przez Panią kosmitkę, albowiem Pako po prostu pozostawiał pełną miskę jedzenia z nieruszoną gotowaną wołowiną, wieprzowiną, oraz każdą inną „-iną” poza drobiem.
Jednej rzeczy z której Pako nie zrezygnował, są porosłe mięsem kości cielęce, a raczej kochy, które Pani kosmitka nadal obgotowuje, niezwłocznie jak tylko teściowa bądź szwagier przyniosą zdobyczne łakocie dla odpowiednio wnuka czy bratanka.

Cóż to za aromat unosi się na klatce schodowej gdy gotuje się gnat, który z każdej strony wystaje z garnka, bo Państwo kosmici nie gotują w rynience, bo jej nie mają. 


Ach jak pachnie gotująca się goleń indycza ze skórą, okna zaparowane od gorąca, choć na oścież rozwarte, po ścianie spływa aromatyczna para, a pies z golonkami w oczach wyje w niebogłosy, żeby już podawać do miski, bo kiszki marsza grają.

Uwaga zapach gotowanego mięsa nie przechodzi samoistnie, utrzymuje się kilka dni, a żaden odświeżać powietrza go nie zabije, ale czego się nie robi dla już teraz naszego psiego podlotka.
Pani kosmitka rozwinęła się również w kwestiach polowania.
Żadne mięsne sklepy nie są jej już obce. Nie omija stoisk w markecie, u rzeźnika, na rynku tylko z wywalonym jęzorem walczy z paniami w beretach z antenką o miejsce w kolejce i wybiera co najsmaczniejsze rarytasy dla Pakusia, żeby było dobrej jakości, w dobrej cenie, świeże i aromatyczne.
Podobnież jest w psim sklepie, gdzie polujemy na smakosy. Pan kosmita wybiera i nabiera karmy, a Pani buszuje w uszach, uszach wewnętrznych, tchawicach, suszonych płucach, kurzych łapkach, byczych penisach i innych. Ani zapach, ani konsystencja ani format nie ma znaczenia, bo Pako to lubi i to jest dla niego, choć przyznać trzeba, że Pani kosmitka nabiera powyższe przez woreczek.

Drugą rzeczą, którą Pani kosmitka myślała, że nie zrobi było wszystko związane z wydalaniem i oporządzaniem Paka.
Założenie, które do chwili obecnej jest przez kosmitów realizowane, a mianowicie, od początku sprząta się po pupilu, również przechodziło swoją ewolucję.
Zaczęło się od zamówienia maszynki do zbierania psich odchodów z papierowymi torebkami. Kto korzystał ten wie, że przy korzystania z takiego urządzenia spacer z psem wydłuża się o jakich kwadrans walki z, nazwijmy to w końcu po imieniu, „kupą”, która zdarza się jak z mięsem, również nie współpracuje, wyślizguje się, wykręca, rozdziela itd. Nie wspomnę również o aromacie, który jednak zmusza do opracowania szybszej metody.
W lesie ekologicznie, Państwo kosmici dokonują wykopu, załadunku i zakopu. W mieście, jednak najbardziej sprawdza się ta sama ręka, która kroiła to ww mięso, ubrana w worek i nie da się przekonać Pani kosmitki, że jest jakieś szybsze i sprawniejsze urządzenie. A odczucia ręki pozostawię bogatej wyobraźni czytelnikom.
I tu ciekawostka. Pako w tej kwestii też nam sprzyja. Co najmniej dwukrotnie w lesie zdarzyło się, iż Pako w pierwszym przypadku, załatwił się, do wbudowanego w ziemi kosza na śmieci, a w drugim, ostatnio, dokładnie 19.11 w sam środek wyżłobionego pnia drzewa.
Jednak kończąc już ten fekaliowy wątek, gdyby nie Pako nigdy, przenigdy kosmici nie wygrzebywaliby ze szpar pomiędzy panelami, patyczkami do uszu, luźnej kupki psa, który nie wytrzymał i jak dobry gospodarz nie doniósł na podwórko.
Jednak ten wątek ciężko skończyć, bo nasuwa się wiele historii. Jedna, już naprawdę ostatnia. Ktoś, wiem kto ale niech pozostanie anonimowy, nie wytrzymał i załatwił się na naszej klatce schodowej w bloku i zrobił  tzw. dwójkę nie jedynkę. No cóż, bywa.
A co zrobił Pako, wracając ze spaceru?  WDEPNĄŁ POTAJEMNIE!
Drogi czytelniku wyobraź sobie reakcję Państwa kosmitów.
Przed śniadaniem, w porannym pośpiechu przed pracą.
Nastąpiła próba wytarcia, która skończyła się prawie ogólno-domowym udaniem się do toalety w celu opróżnienia żołądka,  w desperacji, poderwaniem malamuta do wanny, założeniem gumowych rękawic (tak mamy zejście na gumowych rękawicach) i dokonaniu kąpieli, której Pako serdecznie nie znosi, przy której Pan kosmita w negliży trzymał, a Pani kosmitka w gumowych rękawicach myła łapki, bleeh.
To wydarzenie ustawiło niejako nasz dzień, a od tego dnia, nie ma chyba rzeczy, której Państwo kosmici nie zrobiliby dla Azazela.
Osobną rzeczą są kleszcze. Kleszcze, jak się łatwo domyślić, tak samo jak mięso i kupy mają swoje fanaberie i nie współpracują.
Pierwszego kleszcza miał Pako w Puszczy. Pańcio wyciągał, Pańcia trzymała i tak zadziałali, że pół kleszcza zostało w Paku. Konsekwencją tej zabawy była wizyta u weterynarza, którego na wakacjach dość ciężko było znaleźć, ale sytuacja została opanowana, choć Pan weterynarz patrzył na nas jak na po pierwsze niepełno sprytnych, co za ludzie co nie umieją wyciągać kleszczy, ale i panikarzy, jak już go rozwalili to przecież samo wyjdzie.
Pewnym udogodnieniem w zakresie kleszczy miało być urządzenie do ich wyciągania, które jak wszyscy użytkownicy takiego urządzenia wiedzą, tnie kleszcza na pół, a drugą połowę zostawia w ciele psiaka, więc ogólnie się nie nadaje.
Od razu mówię, nie byliśmy na tyle naiwni, aby smarować go masłem, żeby wylazł.
No i ruszyły niezawodne gumowe rękawice, bo do głowy Pani nie przyszło, że coś tak obrzydliwego można dotknąć tą gołą ręką która dotykała mięsa.
A jednak, nie ma to jak goła ręka, która właśnie wczoraj z wprawą fachowca, wyciągnęła gada z Pakulca, że ten Pakulec, nie gad, nawet nie zauważył. A kleszczor był ogromny, pijak się trafił.
Faktem jest, że zawsze jak wyciągnę kleszczucha, to z obrzydzenia nie mogę go utrzymać w ręce i rzucam o ziemię, później szukam, biorę papierowy ręcznik, łapię na nowo i topię, taki ze mnie Dexter dla kleszczy.
I po każdej zbrodni nasuwa się myśl, a przed przysposobieniem malamuta Pani kosmitka była taka niewinna, wrażliwa na ból i cierpienie…

Osobny rozdział można by poświęcić rzeczom, które kosmici byli zmuszeni wyciągnąć Azazelowi z pyszczka.
Pako w porównaniu do Czesia (buldożka francuskiego, który np. wczoraj po zeżarciu półmetrowego czego zwymiotował na rękę swojej Pańci) to cienias jeśli chodzi o pożeranie, jednak zdarzyły się również smaczki.
Jednak trzeba również przyznać, że Pako w niczym nie jest łapczywy (nawet gdy zjada śniadanie, każdy kawałek oddzielnie wącha, po czym przyjmuje jak komunię świętą) i pozwala sobie wszystko wyciągnąć z ryjka, bez cienia sprzeciwu i nie ma odruchu szybkiego połykania, bo Pani idzie.


Jeszcze za młodu to było, gdy Pako przystając przy osiedlowym śmietniku coś zapalczywie wąchał. Nagle Pani patrzy a Pako ma coś w ryjku, no to ciągnie, co by się piesek nie zatruł, i co wyciąga, zużytą prezerwatywę, którą pies memłał w najlepsze.

Innym razem pożarł szczotkę, co spowodowało wątpliwość czy jej elementy czeszące nie znalazły się w żołądku maluszka, co wywołało oczywiście wizytę u weterynarza.W lesie natomiast zdarzyło mu się wziąć do buzi zdechłą mysz, ale oddał bez oporów. Na spacerze miejskim pewnej zimy, Pako bardzo zainteresował się czymś na schodach. Ani się Państwo nie obejrzeli a Pako miał już w pyszczku gołąbka, którego jak to Pan mówi chciał ogrzać własnym oddechem. Oczywiście nie zrobił mu krzywdy, bo szybko go oddał, ale od tego momentu, zawsze gdy przechodzimy tamtą drogą sprawdza schody, czy jakiś przyjaciel na niego nie czeka.


I co dalej by było gdyby Państwo kosmici nie przysposobili malamuta tak generalnie:

- nie wybieraliby się do lasu na rowerach, po ciemku, z górniczymi, czołowymi latarkami, gdzie z narażeniem życia pokonują kilometry co by ich pupil wybiegał się i przewietrzył futro, 

- nie spalibyśmy na świńskim uchu, niczym księżniczka na ziarnku grochu, albowiem Pako namiętnie zakopuje na kanapie przysmaki, żeby je mieć na później, a następnie z niepokojem krąży koło kanapy, że mu Pan kosmita usiadł na przysmaku, 



- Pan kosmita nie podszkoliłby się w sztuce szycia posłań, 



- Państwo kosmici nie wiedzieliby, że malamut to fabryka wełny, 


- mieliby więcej oszczędności i mogliby sobie kupić więcej rzeczy, które nie przyniosłyby nawet odrobiny takiego szczęścia, jakie przynosi zadowolona mina kundelka, który z położonymi uszkami, z rozwianym futrem mknie przez park, czy po ciemnym lesie, ale wtedy nie widać miny tylko błyszczące ślepia, choć tu wypada przyznać, że Pako swoją postawą nakręca koniunkturę i Pani kosmitka może się zakupowo wyżyć, gdy nabywa nową torebkę, bo poprzednią Pakuś rozłożył zębami na części pierwsze i ułożył kolaż na płytkach, kilka par szelek, linek, smyczy, obroży, piłek itd., a do wymiany pozostają 2 futryny i 2 skrzydła drzwi, które mają zębate zdobienia, kanapa, która na częściach drewnianych też ma zębate zdobienia i inne, choć znowu trzeba przyznać, że Pako dba o rodzinne finanse, bo jak raz Pan kosmita zostawił portfel na stole i poszedł do pracy, to Pako wyciągnął stówę, ale jej nie zeżarł, tylko odłożył na posłanie,
- mieliby święty spokój i …, i dalej marnowaliby by życie oraz nudzili się jak mopsy, a Pani kosmitka nie miała by o czym pisać, bo nie poznaliby FAM, licznych psiaków i wielu wspaniałych ludzi.
Więc cieszmy się, że jutro też będzie malamut.


1 komentarz:

  1. uff jak to dobrze, że nie jestem sama...a ze mnie się wszyscy nabijaja bo mięska nie dotknę ...wypracowana metoda to rekawiczki....zawsze w domu :) pozdrawiam bajerancko :)

    OdpowiedzUsuń