niedziela, 19 stycznia 2014

18.01 Wędrowiec, obrus to jest dopiero wyzwanie...



Ukłonił się nisko usłużnie podsuwając klientom talerzyk z piernikami w kształcie serduszek. Han popatrzył na nie łakomym okiem, lubił pierniki jednak po namyśle podziękował, by szybko tego żałować. Bo co by się stało gdyby zjadł jednego czy może nawet dwa? Nic, zupełnie nic, kupiec wcale nie odczułby braku a dla niego to prawdziwy rarytas.
-Tak obrus z jedwabiu z Kim, i srebrną tace, kryształową patere .- Wędrowiec był świadomy że nie robi tych zakupów ani dla Hana ani dla jego babci, to Hadwiga była motorem jego działań. To z nią siedział przy stole przybranym jedwabnym obrusem i zastawionym delikatną porcelaną. Tylko ona jedna liczyła się w jego życiu, nauczono go że w pierwszej kolejności ma dbać o siebie i tego się trzymał całe życie. Teraz musiał zrobić coś nielogicznego, bezsensownego inaczej zwariuje.
             Han patrzył na Opiekuna z zachwytem, imponowała mu jego znajomość świata. Miał wrażenie że mężczyzna czuł się w tym składzie jak ryba w wodzie, gdy on sam stał zagubiony, chciwie wsłuchując się nieznane sobie nazwy. Zafascynował go świat, którego do tej pory nie znał chciał być jego częścią, choć to było zupełnie nie realne w jego przypadku. Gdyby nie Wędrowiec nawet nie wpuszczono by go do tego składu, to nie miejsce dla biedaków.
-Panie zachcecie wybrać, mam właśnie świeżą dostawę - Kupiec wręcz ćwierkał ze szczęścia- Co jeden to piękniejszy, proszę spojrzeć.
-Han rusz się chłopaku, wybierz coś dla babci tylko tak żeby się jej spodobało. Chciałbym żeby była zadowolona z naszych zakupów.
          Oszołomiony chłopak przeglądał  obrusy ułożone w wielkiej drewnianej skrzyni, trwożliwe dotykając delikatnych tkanin. Jedwab był chłody i śliski, całkiem miły w dotyku. Miał zamęt w głowie i w ogóle nie miał pojęcia który z obrusów jest tym właściwym. Czuł jak plecy pokrywają mu się małymi, zimnymi kropelkami potu,  mimo to nadal przekładał obrusy z miejsca na miejsce, zanim zdecydował się na kremowy haftowany w delikatne gałązki kwitnącej wiśni. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że tak trudno jest kupować, wybierał tylko obrus a czuł się jakby przerzucił tonę węgla.
            Widok pełnej  i brzęczącej skórzanej sakiewki Wędrowca przyprawił kupca i Hana o szybszy oddech, chłopak nigdy nie widział takiej ilości pieniędzy. Zaś suma którą wypłacił kupcowi sprawiła że zakręciło mu się w głowie. Zresztą był pewny że nie tylko jemu, kupiec ze
szczęścia prawie zawisł w powietrzu i patrzył  maślanymi oczami na Opiekuna. Zupełnie takimi jak zakochani na zabój młodzieńcy na swoje wybranki. Długo stał jeszcze w progu swego składu  zapraszając na ponowne zakupy, obiecując nawet rabat przy następnej wizycie. A potem machał im na pożegnanie, czekając aż znikną za rogiem.
              Z koszem wielkim jak stodoła, nieporadnie dreptał czerwony z wysiłku Han. Ze wszystkich sił próbował dotrzymać kroku Wędrowcowi zależało mu by pokazać, że jest silny, i to bardzo. Oddychał ciężko i cały czas zastanawiał się jak przepchnie to cholerstwo przez ich klatkę schodową wąską jak szyja gęsi. W takim domu jak ich, ludzie byli mizernej postury niczym trzciny na wietrze  a w kiszkach przygrywała im nieustanie muzyka. Meble zaś częściej występowały w snach niż w ich pomieszczeniach mieszkalnych.  
              Problem okazał się być sztucznym problem. Opiekun spojrzał na klatkę potem na pakunek, smarknął, trzepnął dłonią i stało się coś dziwnego. Han miał wrażenie że ściany zaczęły się wybrzuszać w kształt pakunku. I ku jemu niebotycznemu zdumieniu okazało się, że to nie zwidy a rzeczywistość, paczka bezpiecznie i bez problemu wylądowała przed drzwiami. Chłopak sycząc przez zaciśnięte zęby masował obolały kręgosłup,  z niedowierzaniem przyjął do świadomości fakt że jego ręce wcale nie sięgają  podłogi. Gdy tylko złapał oddech zapukał do obdrapanych starych odkształconych przez wilgoć drzwi i zawołał.
-Babciu to ja Han.
W środku ktoś się poruszył, zaszurał ciężkimi butami.
-Idę już idę kochanie .
Drzwi otworzyła niska staruszka z siwymi włosami związanymi w lichy koczek.
-A co to?
Zdziwiona popatrzyła na pakunek, który jak gość honorowy pierwszy wjechał po pokoju. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Wielka paka zajęła prawie całe wolne miejsce między stołem a łóżkiem nie mogła oderwać od niej oczu.
-Szanowna pani pozwoliliśmy sobie zakupić trochę sprzętów ułatwiających życie tak uroczej gospodyni.
          Wędrowiec bez wyraźnego zaproszenia ze strony oszołomionej staruszki pozwolił sobie wejść do mieszkania. Zresztą kobietę tak zadziwił pakunek przywleczony przez Hana że mężczyznę zauważyła dopiero gdy się odezwał. W jego zachowaniu była taka naturalność i swoboda że odnosiło się wrażenie że bywał tu już nie raz.
-Jednak Pan przyszedł nie wystraszył się biedy i poniewierki naszej rodziny. No cóż miło Pana poznać.
-Pozwoli pani że się przedstawię, Homeon Wieczny Wędrowiec. Oficjalnie zasiadający  na stołku Opiekuna,  jeszcze, ale chyba już nie za długo.- Co prawda nie zamierzał jeszcze umierać ani zrzekać się funkcji dla takich jak on nie przewidziano spokojnych emerytur. Zrobił sobie chwilę przerwy, ale wygląda na to, że ktoś brutalnie przypomniał mu, że jeszcze żyje i znowu będzie musiał wejść w przypisaną mu rolę. Powiedział tak, bo zabrzmiało to melodramatycznie albo może chciał wzbudzić sympatię w starszej pani? Jeszcze nie zdecydował, co jest prawdą. Zdawał sobie sprawę, że z własnej woli nigdy nie zrezygnuje z przywilejów, nie umiał żyć inaczej i nie wyobrażał sobie, że mógłby przetrwać aż taką zmianę w swoim życiu. Co mógłby robić? Kupić siekierę i ruszyć do lasu, jako najemny drwal? A może założyć skład, znał się na luksusowych przedmiotach, ale nie handlu. Nie normalne życie nie było dla niego.

-Honika Holocka. Czym moja rodzina zasłużyła sobie na pana cenną uwagę? - Kobieta przeżywała prawdziwe katusze starała zachowywać się jak dama, w czasie, gdy jej wnuk wyciągał z pudła wiktuały i cudne sprzęty, które pamiętała jeszcze z dzieciństwa. Wytrzymać nie dać się ponieść ciekawości to było prawdziwe wyzwanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz