środa, 22 stycznia 2014

22.01. Wędrowiec, dziewczyna o srebrzystych włosach.



         Wędrowiec rozejrzał się ciekawie, nie było tu zbyt wiele do oglądania. Z każdego kąta wyzierała bieda, pokój w którym  przebywali był połączeniem sypialni jadalni,  kuchni i oczywiście łazienki. Jego uwagę przyciągnęła powieszona na ścianie kolorowa kotara w jelonki,od razu się zorientował że ukrywa wejście do innego pomieszczenia. Nie chciał być wścibski ale kryła się za tym jakaś tajemnica. Wciągnął nosem trochę więcej powietrza niż potrzebował do oddychania, delikatny ledwie wyczuwalny zapach mocno zaawansowanej choroby bardzo go zaniepokoił. Nie tego oczekiwał w tym domu, całe szczęście, że jasne dla niego było, że Holoccy nie zrobili nic złego. Wiedziałby o tym wyczułby złe intencje nawet, jeśli by tego nie chciał, więc, o co tu chodziło? Kto chorował w ukryciu za kotarą?
-Tam jest ktoś bardzo chory, ktoś kto potrzebuje pomocy. -Powiedział to całkiem spokojnie i nie za głośno. Wcale go nie cieszyło że od razu po wejściu do ich mieszkania okazał się być typem grzebiącym w sprawach które próbowali ukryć. Przyszedł tu nieproszony, tak naprawdę był intruzem wchodzącym butami w czyjeś życie. Głupio wyszło, jednak intuicja podpowiadała mu, że nie może odkładać tego na później, tam ktoś umierał. Obojętność to luksus, na który pozwalał sobie zbyt często.
-Panie proszę nie pytajcie o nic. Nie mogliśmy jej zostawić tam na pewną śmierć, Panie nie mówcie nikomu!-Staruszka klękła choć bolał ją kręgosłup i biodra, zrobiła to tak szybko że nie zdążył jej powstrzymać. Prosiła błagalnie podnosząc ręce ku niebu. Zaszklone łzami oczy pełne były trwogi.To nie były zwykłe teatralne gesty.
-Honiko proszę wstać. Jestem Opiekunem nie fanatykiem, czy strażnikiem czystości! Proszę prowadzić mnie do chorej. Ja mam obowiązek chronić życie, wszelkie życie.
         Babcia Holocka zawahała się przez chwile, nie widziała czy może zaufać temu obcemu, niby powinna bo przecież to nie kto inny tylko Opiekun. Jednak ostatnimi czasy nabrała wręcz chorobliwej podejrzliwości, zbyt dużo zła czaiło się wokół. Przez ten krótki moment siłowała się wzrokiem zWędrowcem. Odpuściła, była stara ale nie głupia, zdawała sobie sprawę że w momencie konfrontacji nie mają z nim żadnych szans. Zresztą on już i tak wiedział, nic więcej nie mogła zrobić. Nie chodziło tylko o nią, jej obowiązkiem było za wszelka cenę chronić wnuka, jeśli trzeba będzie poświeci się, zapłaci za zbyt miękkie serce, trudno. Teraz nie miała wyjścia musiała mu, choć trochę zaufać i modlić się żeby wszystko skończyło się dobrze. Odsunęła kotarę i przez zamknięte drzwi powiadomiła ukrywającą się osobę o niespodziewanej wizycie.
-Lidilio masz gościa.
Z za drzwi dobiegł tylko słaby jęk .
Nie czekał na reakcję Holockich, złapał klamkę i nacisnął.
            W maleńkim pokoiku panował zaduch, śmierdziało potem i psującym się ciałem.
Opiekun podszedł do chorej, położył lewą dłoń na jej czole, zamknął oczy. Natychmiast uwypukliła się pulsująca siateczka żył na jego ręce.
Dziewczyna miała wysoką gorączkę była rozpalona niczym piec. Długie srebrzyste włosy  przykleiły się do jej twarzy i  mokrej od  potu poduszki.
-Muszę Cię zbadać, potrzebujesz pomocy. Zdejmę ci koszule postaram się być delikatny-  Mówił wolno i wyraźnie. Trafiło mu się prawdziwe wyzwanie tu nie pomogą kuglarskie sztuczki ani sugestia.
Otworzyła swe wielkie zielone i jakby nieobecne oczy. Jej wątłe ciało naprężyło się  w oczekiwaniu ataku.
-Han do kuchni zagotuj  wodę. Umiesz gotować? Trzeba nam tu rosołu i herbaty. Pani Honiko pomoże mi zdjąć tę koszule, a raczej odlepić materiał od jej zmasakrowanego ciała.
-Lilidia Lilidia Lilidia słyszysz mnie dziewczyno?- Próbował dotrzeć do niej by skoncentrowała na nim swoją uwagę lub chociaż na chwilę spróbowała.
Udało mu się, odwróciła lekko głowę w stronę mówiącego.
- Chcę ci pomóc. Jestem przyjacielem nie skrzywdzę cie, nie musisz się bać.
Nie był pewny czy  zrozumiała choć słowo z tego co mówił. Jeśli nie będą problemy, wiedział kim ona jest i co potrafi. Nie mógł jednak czekać, przechodziła kryzys jeśli nic nie zrobi ta dziewczyna umrze. Nie miał problemu z podjęciem decyzji, nie wiedzieć, czemu bardzo zależało mu żeby przeżyła, może to przez zwykła ciekawość? A ciekawość to wystraczający powód by się wysilić i powalczyć.
-Co jej jest, i jak długo to trwa?- Spytał wystraszoną Holocką.
-Nie wiem znaleźliśmy ją w nocy. Jęczała pod naszym oknem a ja już stara jestem spać nie mogę to usłyszałam. Z początku nie chciała nawet słyszeć o naszej pomocy. Miała zamiar uciekać dalej. Wstała nawet, ale się jej nogi rozjechały w dwie różne strony, grzmotnęła potężnie głową o ścianę. Wtedy chcąc nie chcąc przyjęła naszą gościnę.
- Czy mówiła co jej jest? - Próbował ustalić jakieś przydatne fakty, mając nadzieję że nie będzie musiał chorej grzebać w głowie, to popsułoby ich stosunki już na wstępie.
-Powiedziała tylko że jest pobita i że skrzywdzona. Nie chciała by ją opatrywać, ani nie pokazała tego co jej zrobiono chyba się wstydziła albo nam nie ufała. To było dwa miesiące temu, poleżała w łóżku tydzień, piła tylko wodę i gorączkowała potem jej się polepszyło. Wstała nawet, haftowała ze mną ale kilka dni temu znowu ją zmogło, nie pozwoliła nic zrobić, nie chciała pomocy. Patrzeć ciężko jak cierpi.
           Plecy dziewczyny poprzecinane były nabrzmiałymi fioletowo-zielonymi pręgami. W wielu miejscach jak grzyby po deszczu pojawiły się spore bąble z żółtą śmierdzącą ropą. Nie wyglądało to dobrze. W ostatniej chwili powstrzymał się by nie przekląć paskudnie.
-Potrzebuje garniec z ciepłą, przegotowaną wodą. I kubek wody do popicia lekarstwa, też ma być przegotowana tylko nie za gorąca żeby sobie języka i gardła nie poparzyła . Han niech leci do kupca i kupi pięć bawełnianych prześcieradeł. Tylko białych nie tych modnych farbowanych, a szybko.
 Dziewczyna jęknęła, ból wykrzywił jej delikatną bladą twarz.
-Będzie dobrze. Miałaś wielkie szczęście że dotarłem do tej dzielnicy jeszcze dzień dwa i byłoby za późno. Jesteś za słaba by sobie z tym poradzić. Otwórz usta dam Ci tabletkę z pasterki perłowej, to powstrzyma zakażenie.
Cierpiała, musiało strasznie boleć a jego ogarnęła fala wściekłości na tych zwyrodnialców, którzy ją tak strasznie skrzywdzili.
-Ja nie mogę ludzkich lekarstw, zabiją mnie, nie mogę- Wymamrotała cichutko, próbując podnieść rękę by odepchnąć podawane jej lekarstwo. Zabrakło jej siły, była zbyt osłabiona by zrobić cokolwiek, westchnęła tylko cichutko.
-Wiem Lidilia, wiem, znam twój lud.
Starał się uspokoić dziewczynę szkodziła sobie niepotrzebnymi protestami. Ręką pokazał babci żeby wyszła nie potrzebował w tym momencie pomocy a tym bardziej świadków. Poza tym lubił pracować w samotności idea pracy zespołowej jakoś do niego nie przemawiała. Nie dyskutowała z nim  już wiedziała że chora jest w dobrych rękach.
-Jestem Werianką.
-Wiem kim jesteś. Nie męcz się, zaraz będzie woda i prześcieradła. Wyciśniemy z ran wszystko co się da, wymyjemy, posmarujemy i za kilka dni będziesz jak nowa, obiecuję.


5 komentarzy:

  1. Pisz kochana, pisz......

    OdpowiedzUsuń
  2. ...trzymasz w napięciu Jolu :-) Barbara Kozłowska:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu, mogę tylko powiedzieć że już niedługo przebrniemy przez wprowadzenie więc będzie... hm..zaskakująco? :)

      Usuń
  3. Anonymousie i Cynthia piszę, piszę... :)

    OdpowiedzUsuń