niedziela, 26 stycznia 2014

26.01 Wędrowiec, magiczne igiełki



Dziewczyna zamknęła oczy, z trudem przełknęła ślinę. Opiekun miał nadzieję że zdołał ją przekonać i że mu uwierzy i zaufa. Wzdrygnął się na myśl że może być zmuszony do poskromienia jej wyjątkowo niebezpiecznych umiejętności i to tak by nie wyrządzić dziewczynie krzywdy. Bardzo trudne to zadanie, lecz wykonalne, nawet, jeśli wziąć pod uwagę, że nie był aktualnie w życiowej formie.
-Musisz mnie zakneblować, jeśli będzie strasznie bolało, zacznę krzyczeć. Jestem zbyt słaba żeby nad tym zapanować.
      Głos tej niewinnie wyglądającej, pięknej dziewczyny mógł uczynić spustoszenia równe wielkiemu kataklizmowi, z łatwością mógł zabijać. Miał zamiar dopilnować by z jej gardła nie wydostał się żaden ze śmiertelnie, niebezpiecznych dźwięków, ucieszyło go że chciała współpracować. To wiele ułatwi jemu i jej też. Szczególnie jej daje szansę na przeżycie i w miarę normalne dochodzenie do zdrowia.
-Tak tego by nam jeszcze brakowało, krzycząca Werianka. Cała dzielnica zdemolowana, nie ostał by się kamień na kamieniu. – Próbował rozładować sytuację, choć miał świadomość, że w jej stanie nawet najlepszy żart odbierała jak zwykły bełkot.
-Jestem za słaba, musisz mnie zakneblować- Szeptała.
             Była świadoma swego ciała i jego możliwości, to dobrze, jednak znając jej rasę można było się tego spodziewać. Miała głęboko zakodowane że to co dla ludzi jest dobre ją niechybnie zabije. I nawet teraz trawiona przez gorączkę o tym pamiętała. Miał ciężki orzech do zgryzienia musiał ją przekonać że jego metody są skuteczne, bezpieczne i że nie działa po omacku. To było nowe doświadczenie musiał udowodnić, że jest mądry i kompetentny. Do tej pory wszędzie, z urzędu przysługiwał mu kredyt zaufania ze względu na funkcje, którą sprawował. A dziewczyna na sto procent była uparta jak osioł tak jak cała reszta jej pobratymców, nie musiał znać Lilidi by być tego całkowicie pewnym. Tak jak i tego że nie będzie chcieć słuchać jego argumentów w każdym razie na początku.
-Damy rade, widzisz mam tu takie magiczne igiełki, jeśli wbije je w odpowiednie miejsca nie poczujesz bólu.
Dziewczyna wyglądała jak  kupka nieszczęścia. Próbowała otworzyć oczy by popatrzeć na niego niestety nieposłuszne jej woli powieki opadły ukrywając zamgloną gorączką zieleń tęczówki. Było z nią naprawdę źle
-My jesteśmy odporni na magie. – Wyszeptała na granicy słyszalności ledwo poruszając wargami.
-To taka szczególna magia. Magia poznania ciała, na szczęście sprawdza się na wszystkich organizmach i na was też. Nie kłamię i nie zamierzam robić eksperymentów na tobie. Wiem, co robię.-Uspokajająco pogłaskał ją po dłoni mokrej od potu.
Gruchnęły gdzieś drzwi, aż zadrgała podłoga. Wyczuł drganie mięśni dziewczyny była bardzo zdenerwowana.
-Ten młody nadgorliwiec całkiem rozwali tę budę  jeśli  nie okiełzna swej siły.
Wędrowiec puścił oko do  chorej, która  zdołała się zmobilizować i podciągnąć powieki do góry, dzięki czemu znów widziała co się dzieje wokół.
-Są prześcieradła.
Zasapany Han rozdarł się  tuż za drzwiami.
-To możesz je przynosić młody człowieku. Wodę też. I jeszcze jedno, trochę ciszej proszę, bo już pewnie ze dwie dzielnice dalej zastanawiają się, po co ci na gwałt te prześcieradła i to w takiej ilości.
- Tak panie.- Han speszył się  mocno, tak się starał a Opiekun z niego żartował. Nie czekał na dalszą przemowę urażony poszedł po gar z wodą.
Jakieś dwie minuty później Han był z powrotem w pokoju. Zadowolony że przestano się z niego naśmiewać postawił gar pełny wrzątku tuż koło łóżka chorej. Popatrzył na jej plecy i aż nim zatrzęsło z przerażenia. Nie zdawał sobie sprawy, że z nią jest aż tak źle, wiedział, że choruje, ale dopiero teraz zrozumiał, że mogła od tego umrzeć. Ona taka piękna, najpiękniejsza z kobiet, które znał, nie mogła tak po prostu odejść on się na to nie zgadzał. W myślach dziękował bogom, że Wędrowiec uparł się żeby ich odwiedzić, tylko on mógł pomóc Lilidi.
-Wodę trzeba rozlać, masz misę i drugi garnek? Jedno prześcieradło musisz podrzeć na pasy, siły masz jak tur to na pewno dasz radę.
Szybko i skutecznie ustawił chłopaka do pionu Opiekun, to nie był dobry czas na litość czy sentymenty trzeba było działać jeśli ona ma żyć. Sam zaczął trzeć wskazującym palcem o szeroko rozwartą dłoń, powolutku zaczęło z niej bić przytłumione mleczne światło które zawirowało i znikło. Na jego ręce zaś leżały trzy zielone listki, wrzucił  je szybko do kubka i zamieszał. Zapachniało rumiankiem i miętą.
-Dobrze Han zmykaj. Jak będę czegoś potrzebował zawołam. Przyniesiesz i postawisz pod drzwiami. Nasza śliczna podopieczna potrzebuje trochę spokoju i prywatności.
-Co mam robić? Chcę pomóc!- Szczerze martwił się o dziewczynę, do tej pory mógł tylko patrzyć jak sama zmaga się ze swym ciałem i słabością, aż do tej chwili nie pozwalała sobie pomóc. Miał jedyną i wręcz wymarzoną okazję by się wykazać i zrobić dla niej coś pożytecznego, ważnego. To była doskonała okazja by zobaczyła w nim opiekuńczego mężczyznę a nie jak do tej pory smarkacza, dzieciaka. Traktowała go jak młodszego brata, ostatnie czego pragnął to właśnie takich relacji miedzy nimi. To nic, że była starsza, była wyjątkowa a on zrobi wszystko by zwrócić na siebie jej uwagę.
-Pomóc to możesz babci w gotowaniu obiadu, sprzątaniu czy w czym tam chcesz. Dla mnie możesz nawet dłubać w nosie i sobie do tego przytupywać, albo nie przytupuj bo sąsiedzi ogłuchną. –Nie był może zbyt miły, ale już wiedział, że to dobry sposób na Hanka, chłopak się wycofa, zawstydzony bez zbędnych dyskusji i tłumaczeń.
-Panie a Tobie ciągle żarty w głowie. -Westchnął zniechęcony Han zupełnie tak jak to przewidział Wędrowiec, po czym delikatnie zamknął drzwi i na paluszkach przemknął do pieca.
-Dobrze moja ty piękna, teraz wbijemy igiełki. Trochę będziesz przypominać jeża , ale nie bój się nie powiem o tym żadnemu z twoich absztyfikantów, no chyba że mi mocno podpadniesz to nie będzie litości. -Nadal próbował poprawić jej nastrój, coś mu podpowiadało, że dziewczyna posiada poczucie humoru zbliżone do jego własnego. Z drugiej strony dużo ryzykował, sam, gdy się gorzej czuł na żarty reagował wręcz alergicznie.
-Zapewne- Jej głos przypominał teraz szelest liści.
Próbowała oblizać swe popękane, sine wargi, bez skutku wysoka gorączka całkiem wysuszyła jej śluzówki. Opiekun podniósł ją delikatnie i przyłożył kubek z naparem do ust. Piła podejrzliwie przyglądając się igłom wystającym z czarnego woreczka który położył na jej  kolanach. Gdy już zaspokoiła pragnienie obrócił ją tak że leżała  na brzuchu.

          Igły były długie i cieniutkie, zakończone czerwonym paskiem. Wystrugał mu je pewien szuler karciany przegrawszy wcześniej z nim zakład. Może nie wygrał go zupełnie uczciwie, bo doskonale wiedział, co się stanie, ale na swoja obronę miał to, że nie wpływał wtedy w żaden sposób na wydarzenia. Fakt mógł chłopakowi po prostu wydać rozkaz i niczym się nie przejmować, ale czuł, że tamten jest bardzo wrażliwy na punkcie swojej godności i honoru. Poza tym o liczył, że tamten przy okazji sam odnajdzie swój talent i wrażliwość. Dał młodemu krętaczowi wtedy szansę na zmianę życia, którą tamten doskonale wykorzystał. Teraz te same igiełki, które wtedy wydębił od oszusta wbijał szybkim sprawnym ruchem w ciało dziewczyny. Znał się na tym, miał takie wyczucie że mógłby robić to z zamkniętymi oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz