niedziela, 16 lutego 2014

16.02 Wędrowiec, a porządki.



-Zaraz to ja mogę sprawdzić twoją trwałość i wytrzymałość przy okazji, jeśli nadal będziesz mnie zwodził jak jakiegoś smarkacza.- Zagroził całkiem poważnie, podszedł do okna i szybkim stanowczym ruchem pociągnął ciemny materiał zasłaniający niezbyt czyste okna. Ciężkich zasłon dawno nie ruszano, w powietrze wzbił się tuman kurzu, przez który odważnie przebijały się promienie słońca eksplorując niedostępne dla nich do tej pory rejony. Zaskoczony król kichając zasłonił dłonią oczy podrażnione ostrym światłem, stanowczo wolał półmrok. Szczególnie wtedy, gdy pękała mu głowa i miał potężnego kaca tak jak dziś.
-Moi ludzie nie wiedzą jak sprawdzić autentyczność podpisów. Nie ma żyjących świadków tamtych wydarzeń, jest to dla nas niemały problem.
        Podrażniony pyłem unoszącym się w powietrzu król nieustannie kichając przygarbił się, skurczył próbując ukryć w fotelu zupełnie jak małe bezbronne dziecko. Nieprzewidywalność  ruchów obcego napawała go strachem, nie pozwalała spać i jeść. Pierwsze spotkanie był dla niego traumą, po której nie potrafił do siebie dojść.
-Nie wątpię że macie problem. Podaj mi akt przejęcia pałacyku i kamienicy przy rynku, tej ich flagowej. Co tam jeszcze było, a wiem budynek składu kupieckiego, na razie wystarczy...
             Na stoliku po prawej stronie fotela w zasięgu reki króla stały puchary i dzbanki stała też butla z kasztanowym klarownym trunkiem. Monarcha sięgnął po nią i nie zawracając sobie głowy kielichami łyknął solidnie z gwinta. Zachłysnął się i kaszląc próbował złapać trochę powietrza.
W końcu udało mu się opanować, chrząknął, i mocno zachrypniętym głosem wyskrzeczał.
-Pałacyk jest mój, ale kamienica należy do mojego kuzyna. Właśnie ją wyremontował to ma być prezent dla  nowej żony. Nie chciała mieszkać w pałacu gdzie zmarła jej poprzedniczka.
- Hmm, widzę że papiery te od pałacyku  to możesz spokojnie do wygódki wynieś i to nie w celu ich kontemplowania. Tak więc tu sprawa jasna, nieruchomość wraca do prawowitych właścicieli. Co tam jeszcze masz?
-Dwie kamienice przy targowej, dwie wsie, 200 hektarów lasów, garbarnie, fabryczkę lamp, pościeli, kolekcje obrazów i dwa konie pociągowe.
      Z lewego oka króla popłynęła strużka łez, trudno było ocenić czy z powodu kurzu czy może przeżywał tak bardzo utratę dóbr materialnych.
-Ciekawa sprawa. Twoja rodzina z tego wszystkiego uczciwie nabyła tylko te konie, oj miałeś zdolnych przodków. Gdyby nie okoliczności można by było nawet pochwalić ich lisi spryt- Opiekun cmoknął mimo woli i odruchowo spojrzał na sportretowaną parę. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego co najgorsze, miała wizje i wiedziała czego chce od życia. Los jej sprzyjał mąż zrobiłby dla niej wszystko, gdyby tylko chciała bez mrugnięcia okiem wyciąłby w pień wszystkich mieszkańców miasta. Oczywiście to nie było tak że ona była zła a on zastraszony i bezwolny niczym lalka albo że zaczarowany bez szemrania wykonywał jej mrożące krew w żyłach polecenia. Byli do siebie bardzo podobni tylko że on potrzebował impulsu inspiracji by odkryć swoje prawdziwe ja. Ona od zawsze wiedziała kim jest i kim będzie. Była tak zdeterminowana, że dopięła swego, potomkowie nie odziedziczyli po niej siły i wizji. Przejęli za to po niej materialną schedę, bo sami nie byliby w stanie nic osiągnąć.
-Ja nic o tym nie wiem, ale to niemożliwe żeby to wszystko było nieuczciwe. Zupełnie nie możliwe- Król zaczął wić się między oparciami fotela niczym wąż, co i rusz wycierał czoło wielką kraciastą chustką, jeszcze raz łyknął sobie solidnie z butelki.
Wędrowiec odłożył srebrny całkiem poręczny nożyk na stolik i usiadł w drugim fotelu. Pomyślał o sobie z rozbawieniem, że jest niczym wrzód na tyłku, tak samo dokuczliwy i bolesny. Taki był nie tylko dla Bonifacego dokuczał, szydził, ironizował czy nawet poniżał, bo to jego styl, może tak bronił się przed światem? Ogólnie nie był zbyt miłym gościem, ale to nie był jego problem tylko innych.
-Wołaj swojego urzędasa, niech to wszystko przepisze na Holockich.
-To nie możliwe tyle dobra, ja mam..
       Król gwałtownie zerwał się na równe nogi i zaczął nieskoordynowanie machać rękami, tak jakby nie były jego tylko ktoś przykleił mu do tułowia dwa żywe walczące z nim organizmy. Nie kontrolując swych ruchów zahaczył o dwa złote puchary  które z brzdękiem spadły ze stolika na ciemną marmurową podłogę i potoczyły się w kierunku  ściany poobwieszanej niezliczoną ilością małych portrecików, by zniknąć pod komodą na wysokich powykrzywianych nóżkach.
-Jeszcze słowo, a naliczę lichwiarskie odsetki za te wszystkie lata, a wtedy to faktycznie zostaniesz w samych pantalonach.
        Bezradny Bonifacy nie wiedząc jak się bronić tylko ciężko klapnął tyłkiem na fotel. Dopiero co osiadły kurz ponownie wzniósł się gęstym tumanem w powietrze. Kichając zmarszczył twarz  jak małe skrzywdzone, nieszczęśliwe dziecko, przez chwilę walczył ze sobą żeby się nie rozpłakać. Rozważał też całkiem poważnie czy nie paść na kolana i nie prosić o łaskę, o zlitowanie. Gdyby był choć cień szansy nie zawahałby się, nie miał wiele do stracenia. Nie było świadków, nikt nie widziałby jego upokorzenia, jednak intuicja podpowiadała królowi że nic by nie wskórał, tylko by się ośmieszył i naraził na następne drwiny.
-To koszmar jakiś, specjalnie przyjechałeś by się nade mną znęcać?
Zadając to pytanie król w jakiś sposób pochlebiał sobie. Dlaczego on Opiekun miał wybrać z pośród niezliczonej rzeszy władców właśnie jego nieciekawego Bonifacego? Czym mógł zasługiwać na tak szczególna uwagę, czym się wyróżniał od innych? Niczym. Miał po prostu zwyczajnego pecha był królem w miejscu, którego zainteresowało Wędrowca, ot i całe wytłumaczenie.
-Czy twoje termofory opuściły już pałacyk? Jeśli nie, to będą dziś ku uciesze gawiedzi piękne fajerwerki w mieście  -Uprzedził króla lojalnie
-Nie wiem, a gdzie ja je mam umieścić tak na gwałtu rety? To nie jest takie proste, one mają wymagania, chcą luksusu. Lokum musi spełniać określone standardy. A i otoczenie się liczy, to nie są zwykłe kobiety, ich nie przekupisz byle, czym.- Zaczął się uskarżać, mając nadzieję że uda mu się uzyskać przesunięcie terminu eksmisji swoich przyjaciółek. Liczył na męską solidarność, na zrozumienie w końcu znalazł się w tej kłopotliwej i nieprzyjemnej sytuacji przez fanaberie Opiekuna. Pomylił jednak adres co jak co ale kochanki króla nie były w stanie wzbudzić w nim cieplejszych uczuć.
-Może w stajni? Byłem tam z rana, czysto ciepło i towarzystwo jak najbardziej szlachetne. Jak myślisz? Niech twój kuzyn szykuje się do szybkiego opuszczenia kamienicy, może zabrać osobiste drobiazgi i meble ale tylko te co do których ma pewność że są jego własnością. I żeby nie pozostawił po sobie bałaganu czy zniszczeń. Bo takie wybryki będą go drogo kosztować. Co do mnie to teraz  idę zająć swoje nowe lokum, możesz odetchnąć nie będę już się snuł po zamku, a ty możesz już przestać się tutaj ukrywać. Zabieram ze sobą Wiktora i tą dziewczynę od szykowania kąpieli, jak sądzę całą obsadę, niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania pałacu, służby zastanę na miejscu?
-Oczywiście, wiadome jest że zadbałem by im było wygodnie. Oczy mi wydrapią za ten afront. Co ja teraz zrobię?

        Widział te panie przez chwilę i nie miał złudzeń  naprawdę były ostre i wymagające, niewiele różniły się w tym względzie od kobiety z obrazu. Nie będą mieć najmniejszych skrupułów przykładnie ukarzą Bonifacego za słabość, będzie miał szczęście jeśli wyjdzie z tego bez szwanku. I nieważne że teoretycznie to on był najważniejszą osobą w królestwie. To był szczegół dla nich był tylko pionkiem. Opiekun miał pewność co do tego że obydwie mają mocno rozbudowaną wyobraźnie i nie są amatorkami w zadawaniu bólu. Potrafiły torturować ludzi, a zabijanie przychodziło im z niebywałą łatwością. Normalne kobiety gotowały zupy, piekły, ciasta a one z taką samą łatwością i obojętnością wbijały nóż między żebra czy podrzynały gardło ludziom. To była dla nich zwykła praca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz