niedziela, 27 kwietnia 2014

27.04 Wędrowiec, pająk



-Nie wątpię, a gdzie to mam jechać, jeśli można wiedzieć?- Próbowała ostrożnie wysondować jego myśli.
-Zmieniacie miejsce zamieszkania, znalazłem wam wygodniejszą miejscówkę. -Nie wiedział czy ją to zadowoli, tu czuła się naprawdę bezpiecznie. Znali się krótko, czy jeden dobry uczynek potrafił przekonać o uczciwych zamiarach?  Nie był tego taki pewien. Wyborny gracz zasadzkę przygotowuje specyficznie, obłaskawia ofiarę, plecie swoje sieci a potem bierze to, co chce. I nie ma ucieczki. Musiała brać pod uwagę i taki wariant przecież wiedział, że nie jest zwykłą, naiwną panienką która wierzy w każde słowo.
-Myślisz, że to dobry pomysł?-Nie uśmiechała się już, nie szczerzyła ząbków jak perełki.
-Babcia wraca na rodowe śmieci, myślę, że to już najwyższy czas. Wy smarkacze nie macie nic do powiedzenia, po prostu idziecie jak kurczęta za kwoką. Bez grymasów mi tutaj proszę, spodoba się ci w nowym miejscu. – To mieszanie w ludzkim życiu zaczynało sprawiać mu zbyt dużą przyjemność.
        Odwróciła głowę, wyglądało na to, że coś sobie kalkulowała. Nie chciałaby zbyt dużo wyczytał z jej oczu.
       Czuł, że nie zaprotestuje, zaryzykuje bez względu na cenę. Miał nadzieję, że nie uzależniła się od mocnych wrażeń, bo on sam nie zamierzał ich jej dostarczać.Co innego zabawa a co innego życie na krawędzi.
-To się jeszcze okaże. -Przecedziła przez półzamknięte usta zupełnie bez entuzjazmu. Nie spodziewała się takich zmian.
        Patrząc na dziewczynę podejrzewał, że wiedziała więcej o tym, co się dzieje wokół niż on. A nawet, jeśli nie wiedziała na pewno, co za tajemnica wisi w powietrzu to miała swoje podejrzenia. To znacznie więcej niż miał on.
-Poczekaj gwizdnę na siłacza, co to ma cię przetransportować na rękach jak wielką księżniczkę. Tylko potem nie zadzieraj nosa zbyt wysoko.
       Nie wiedział czy dobrze robi, spotkanie tych dwoje mogło mieć nieprzewidywalne skutki. O ile mniej więcej wiedział kim ona jest, a nie była zwyczajną, potrzebującą pomocy dziewczyną. Służący był jedną wielką zagadką.
-Sama pójdę, nie trzeba mnie nosić. -Była uparta jak koza, poznał ją na tyle, że wiedział, że jeśli tylko jej na to pozwoli, to malowniczo pokuśtyka na dół. Zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. Nie potrzebowali teraz rozgłosu i sensacji. Ta rodzina potrzebowała ciszy i spokoju by oswoić się ze zmianami.
-Taaak, sama to ty możesz sobie, co najwyżej w nosie pogrzebać. Wyniesie cię chłopaczyna szybko sprawnie i bez scen.
-On wie, kim jestem?- Spytała niepewnie.
          Po tym co przeszła, bała się mężczyzn. To, co się stało będzie w niej tkwić niczym trujący kolec już na zawsze. Jad będzie wnikać coraz głębiej i głębiej, a może jest na tyle mocna by pokonać traumę? Zapomnieć i spokojnie żyć dalej? Nie wiedział.
-Tak dokładnie to nie, ale wie, że zupełnie normalna to nie jesteś i że gadasz od rzeczy.-Wychylając się przez okno gwizdnął sprawnie na palcach.
-Czyli powiedziałeś, że jestem takim odmieńcem jak ty i co nie przeraził się? Dwoje takich jak my to więcej niż rozstrój żołądka, nie uważasz?
Sprawna riposta z jej strony to była kwestia czasu, jak zwykle nie zawiodła go. I całe szczęście byłby naprawdę niepocieszony gdyby okazała się jednostką potulną jak baranek.
- A wiesz, że zniósł to ze stoickim spokojem dodając, że nie zabija. Jeśli cię to uspokoi to takie są fakty..
Uwierzyła w to, co powiedział, uspokoiła się. Potrzebowała takiego zapewnienia, i minimum pewności, że ktoś kontroluje sytuację. Widział jak rozluźnia mięśnie już nie była przygotowana do desperackiego skoku i ucieczki. Miał ochotę podejść, złapać ją za rękę upewnić, że jest po jej stronie, by zrozumiała, że nie udaje przyjaciela tylko autentycznie nim jest. Jednak nie zrobił tego, nie chciał wyjść na głupca.
-Takich odmieńców jak my nie eliminuje? Czy wszystkim hurtem odpuszcza?
Tak naprawdę nie zainteresował ją temat, chciała odwrócić jego uwagę od czegoś istotnego, zbyt późno się zorientował, że coś przeoczył. Znowu, zaczynało go to irytować.
-Musisz sama spytać, właśnie przyszedł, poczekaj chwile.
            Babcia Holocka, która otworzyła drzwi z pewnym niepokojem przyglądała się olbrzymowi potężniejszemu niż jej framuga. Nerwowo szarpała powykręcanymi od artretyzmu palcami czarne frędzle wełnianej chusty. Nie co dzień do jej drzwi pukało takie wielkie chłopisko, tak po prawdzie to nigdy tu taki nie pukał. Jeśli zaś taki typ się tu pofatygował, to pewnie nie miał dobrych zamiarów. Nie wiedziała, co zrobić w takiej sytuacji. Stała, więc niezdecydowana, niezdolna do żadnego ruchu.
-Dzień dobry zostałem wezwany do przeprowadzki. -Olbrzym miał całkiem miły głos, z takich wzbudzających zaufanie od razu, gdy tylko wypłynie z ust. Z typu tych, za którymi idzie się w ciemno nie zadając pytań. Słyszała o takich osobnikach, na pozór mili, zagadują grzecznie wzbudzając zaufanie, a w tym samym czasie w dziwny sposób znikają cenne rzeczy. Oczywiście właściciele majątku orientowali się, że zostali okradzeni dopiero, gdy gość rozpłynął się w tłumie i nie sposób było go odnaleźć. Z drugiej strony pozostaje tajemnicą jak ktoś tak potężny i rzucający się w oczy może rozpłynąć się w tłumie.
Ten wielkolud uśmiechał się przyjaźnie, takie w każdym razie odnosiła wrażenie. Nie pchał się do środka czekał na wyraźne zaproszenie, a mimo to dalej przyglądała się mu podejrzliwie.
-Dzień dobry, ach, jeśli do przeprowadzki to proszę wejść. -Cofnęła się kroczek, nie miała odwagi odwrócić się plecami do tego mężczyzny. Przeanalizowała sytuację i w sumie wyszło jej, że lepiej go wpuścić, w razie, czego narobi mniej zniszczeń. Poza tym środku są Han i Opiekun. Jeśli to bandyta to na pewno pomogą. Zatrzaskiwanie mu drzwi przed nosem było głupie, miał takie pięści, że jednym ciosem rozłupałby je na kawałki
-Karanie już jesteś, to dobrze.
Holocka odetchnęła z ulgą Opiekun najwyraźniej znał osiłka i oczekiwał go. Wędrowiec wkroczył do akcji w ostatniej chwili. Spanikowana babcia już rozglądała się za jakimś ostrym narzędziem, nie miała zamiaru poddać się bez walki. Masa nowoprzybyłego przerażała, wyraźnie rysujące się mięsnie pod kaftanem nie zostawiały wątpliwości był silny i to bardzo.
-Jeśli można to znieście z Hanem najpierw te pudła. Potem młody popilnuje dobytku a ty wrócisz po tę straszliwą zrzędę i zaniesiesz ją do karocy. Jak będziesz miał szczęście to cię nie zdenerwuje, tylko uważaj, bo może oczy wydrapać.
Karan zaśmiał się gardłowo, jakoś tak szczerze nie wymuszenie.
-Słyszałam- Rozległo się zza drzwi w pokoju Lilidi.
            Karan ciekawie rozejrzał się po pokoju. Na krótką chwilę jego wzrok zatrzymał się w kącie na ciemnej zakurzonej pajęczynie tuż pod sufitem. Czarny tłusty pająk zastygł w oczekiwaniu, długie kosmate odnóża wsparł o delikatną konstrukcję swej sieci. Przez usta Karana przepełznął nieładny grymas, trwał ułamek sekundy nie umknęł jednak uwadze Opiekuna. Spojrzał jeszcze raz na pajęczynę, choć to prawie niemożliwe pająk gdzieś znikł i nie potrafił go zlokalizować. Rozglądał się szukając kryjówki pająka z czerwoną kropką na odwłoku, i miał wrażenie, że oto w krótkim czasie, znowu umknęło mu coś ważnego, istotnego. Karen udający woźnicę rozumiał, co się dzieje a on nie, to było frustrujące. Zyskał pewność w tym mieszkaniu już nie było bezpiecznie i przeprowadzka nie jest tylko jego fanaberią, lecz koniecznością.
W tej chwili miał prawie pewność, że on i osiłek stoją po jednej stronie barykady. Doprowadzało go pasji to, że nie wiedział, o co walczą i czy warto. Nie czuł się dobrze w roli pajaca, bezwolnej pacynki. Był za to pewien, że czarny tłusty pająk zląkł się uśmiechu Karana. Pająk, który ucieka na widok grymasu ust człowieka, nie może być zwykłym pająkiem. Tu nic nie jest tym, na co wygląda. Musi o tym pamiętać.
-To chłopcy bierzcie się do roboty, ja spróbuję spacyfikować tamtą księżniczkę za drzwiami -Puścił do nich oko, udając, że panuje nad sytuacją.
       Han był w doskonałym humorze, sprawnie obwiązał pudło konopnym sznurkiem. Roznosiła go energia, cieszył się i wcale tego nie ukrywał.
-Ja ci spacyfikuje! Zaraz zapoznasz się z moim nocnikiem i jego zawartością -Zasyczała Lilidia udając wściekłość. 

         Powiało grozą i niezbyt miłą perspektywą, lecz tylko na chwilę dopóki, wszyscy zgodnie nie wybuchli śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz