środa, 6 sierpnia 2014

06.08 Wędrowiec, Najjaśniejszy.



Absurdalna sytuacja sprawiła, że nerwowo zachichotał, nie potrafił się opanować. W jego ocenie białe myszki w pijanym widzie to nic w porównaniu z tym, co dzieje się wokół niego na trzeźwo. Solennie obiecał sobie strzelić przed snem kilka kielichów wina a może nawet czegoś mocniejszego. Co prawda nie łudził się, że potem świat wróci do normalnego stanu, ale trochę przyjemności jak najbardziej mu się przyda. Należała mu się przerwa w główkowaniu inaczej, zwariuje od tego wszystkiego.
-Mam jeden typ, ale aż się boję na głos powiedzieć.
      Emeryk popatrzył a on utonął w jego oczach jak w studni bez dna. Wessało go w czarną otchłań, aż zakręciło mu się w głowie. Znowu zupełnie tak jak tam w mieście. Serce waliło jak szalone, głośno połykał ślinę i nie wiedział, co powiedzieć. Dobrze obstawił, z kim ma do czynienia. Drugi raz w krótkim czasie obiecał sobie, że przed snem się spije.
-I słusznie. -Powiedział mały człowieczek i jak gdyby nigdy nic odwrócił się na pięcie i gdzieś pobiegł.
         Patrzył z niedowierzaniem na smugę, która pozostała po Emeryku.
-To, co idziemy? Jak tak ładnie zaprosiłeś to bym coś jednak przekąsił- Wyrwał go z zamyślenia głos olbrzyma.
-Jak się mam teraz do ciebie zwracać? Mój złoty, najjaśniejszy, czy jeszcze inaczej? -Spytał całkiem serio. Z tymi uprzywilejowanymi typkami to nigdy nie wiadomo, zwykle mają mocno rozbuchane ego. Znał to z doświadczenia sam był taki.
-Jak to jak? Po imieniu.
Karem klepnął go serdecznie po plecach. Wędrowiec przez chwilę zastanawiał się czy nie odbił mu płuc, tym swoim delikatnym pyknięciem. Szli w milczeniu żwirek skrzypiał pod stopami Opiekuna, Karem poruszał się bezgłośnie.
       Szybko zanurzyli się w ciepłym świetle holu, któraś ze służących przechodząc ze srebrna misą pełną owoców, zauważyła ich i oniemiała. Sztywno dygła i uciekła zupełnie jak sprinterka, nie gubiąc przy tym owoców.
        Jadalnię wypełniał śmiech, uroczo falami wyciekając na korytarz. Lilidia przekomarzała się o coś mało istotnego z Hanem. Tak powinno wyglądać normalne życie.
      Tam w środku obiecująco stukały sztućce o talerze, a on zastanawiał się czy my mają prawo tam wejść. Tak naprawdę to nie był ich świat. Ani jego ani tym bardziej Numiego.
      Wziął głęboki oddech, i jak gdyby nigdy nic weszli.
Rozmowy umilkły, a on uprzedzając pytania i domysły wypalił prosto z mostu.
-Moi państwo spotkał nas wielki zaszczyt oto sam Numi zechciał zjeść z nami posiłek. Mam
nadzieję, że rozumiecie powagę sytuacji.
-Numi- Lilidia zachłysnęła się gwałtownie powietrzem. Zsunęła się z krzesła na swoje obolałe kolana i wyszeptała- o Górne Złoto, cóż to za łaska dla nas maluczkich.
-Przecież to jest Karan, kim jest Numi?- Spytał blady i zdezorientowany Han.
Numi to słońce- Wyszeptała nabożnie Lilidia nadal klęcząc.
-Jak to słońce??  -Wykrzyknęli równocześnie zszokowani Holoccy.
-Normalnie. Nie ma, co robić takiej afery, nie jestem tu służbowo. A ty wstawaj i zachowuj się tak jak wcześniej. Pamiętaj, że nosiłem cię już na rękach. -Zaśmiał się swobodnie, jakby nie zrobiła na nim żadnego wrażenia cała ta scena. No tak, pomyślał Opiekun, miał wieki by przyzwyczaić się do tego, że wzbudza nabożny zachwyt. Nie oni pierwsi i nie ostatni.
-Ale jak to? Takie, co na niebie? -Han otworzył ze zdziwienia usta zupełnie jak małe dziecko. Lustrował gościa jakby pierwszy raz go widział i zupełnie nie wiedział co myśleć o tym co usłyszał, jak zareagować.
-A znasz jakieś inne?- Zaciekawił się Numi.
-Ale, ale ale nie świecisz i nie parzysz- Zaprotestował chłopak.- Panie – poprawił się po namyśle.
-Jakbyś chciał to mogę chlasnąć cię gorącem, ale nie wiem czy ci się spodoba jak poparzy ci twarz i spali ubranko. -Zaproponował siadając na krześle podanym przez trzeźwo myślącego lokaja, przyzwyczajonego już niezwykłych gości.
-Eeeee nie- Odparł niezbyt lotnie Han.
-Hanie a jak tam lekcje?- Zmienił temat Opiekun.
- Przerwę mamy. Straszny wariat z tego Hrabiego, denerwuje się o byle, co, krzyczy peruką o podłogę rzuca. Ja nie wiem czy to dobry pomysł by się tyle uczyć, od tego to można zupełnie sfiksować- skwaszony chłopak nadal nie mógł oderwać oczu od gościa- nawet nie chciał przyjść tu zjeść. Powiedział, że potrzebuje chwilkę samotności. To dziwak a tacy są niebezpieczni.
-Ile wam dał wolnego czasu? - Przerwał ten interesujący wywód, który nie prowadził do niczego konkretnego.
        Wyglądało, że niewiele, bo młody kręcił się jakby zaatakowało go stado owsików.
-No tak po prawdzie to już chyba minął, ale jak mamy Takiego gościa to chyba mogę sobie darować?- Udało mu się oderwać wzrok od Numiego i popatrzył błagalnie na Wędrowca.
-Nic z tego. Zmiataj do nauki, bo hrabia się zdenerwuje.
       Szybko i stanowczo pozbawił go złudzeń. Mógł zrozumieć, że Han nie polubił hrabiego, ale nie miał zamiaru z tego powodu dawać mu taryfy ulgowej. Nauczycielowi należał się szacunek nie miały tu znaczenia sentymenty i sympatie.
-To ja też pójdę, to wszystko to za wiele na moją starą głowę. Nie przywykłam do tak światowego towarzystwa- babcia wstała od stołu- chwilę się położę to mi dobrze zrobi a wy tu decydujcie o losach świata.
      Nie zaprotestowali tylko, dlatego że na jej twarzy widać było autentycznie zmęczenie. Nie czuła się tu jeszcze jak u siebie, denerwowała się. Szurając kapciami po drewnianej podłodze, wyszła.
-Numi, dlaczego tu jesteś?
-Czekam, co będzie dalej, a że z natury jestem ciekawski to sobie załatwiłem bilety w pierwszym rzędzie.
    Lokaj nałożył mu na biały, malowany w srebrne kwiatuszki talerz porcję mięsa. Machając energicznie ręką Numi dał do zrozumienia służącemu, żeby od razu dołożył drugi kawałek.
-Jak zwykle pomocny. Mam nadzieję, że ci ta pieczeń zaszkodzi i nie zdążysz do wychodka -Nie był mściwy z natury, zresztą sam go tu zaprosił na posiłek, jednak nie mógł sobie odmówić tej drobnej przyjemności.
-Chciałbyś. A tak w ogóle to chyba głupi jesteś, jeśli źle życzysz tym, co próbują ci wskazać właściwą drogę.
-Homenie to bluźnierstwo jak możesz?- Spytała z wyrzutem Lilidia.
        Poczuł się zdradzony uważał, że powinna trzymać jego stronę. A ona podlizuje się wielkiemu, świetlistemu kolesiowi i to, z takim zaangażowaniem.
-Nie przesadzajmy i tak jest dla mnie wyrozumiały. Mojego osobistego, głupowatego brata walnął dziś po głowie, aż zadzwoniło i to na dodatek przy świadkach. -Olbrzym oblizał się, sięgając po następną porcję mięsiwa.
-Co?? Ty chyba zwariowałeś? - Zwróciła się do Wędrowca pełna oburzenia i niedowierzania - Jak ci się to udało przecież to...
-No właśnie Numi jakim sposobem udało mi się walnąć twego brata? Wyobraź sobie, że też mnie to mocno zastanawia. Robicie przecież za bóstwa od zarania dziejów, teoretycznie powinniście być nietykalni.
           Był jak rozpędzona mała kuleczka, odbijał się dokładnie tam gdzie zaplanowali, teoretycznie miał coś do powiedzenia w wyborze kierunku, ale tylko teoretycznie. Nie łudził się to tylko złudzenie, doskonale wiedzieli, co wybierze, w którą stronę będzie chciał biec, rozpracowali go. Może zaplanowali też, że zdoła uderzyć Księżycowego Pana? Tak długo żyją, że może po prostu się nudzą i głupoty im w głowie?
-A tam od razu bóstwa- obruszył się z pełnymi ustami Karem- jesteśmy jedynie trochę inni. Może jeszcze trochę starzy, ale nie jakoś dramatycznie, mam plan żyć ze trzy razy dłużej. Zresztą w rodzinie tak to jest, że jest dobrze, czasem gorzej.
-Czekaj no, w jakiej to rodzinie? Bo się nieco pogubiłem. Chcesz mi przez to coś powiedzieć? Sugerujesz, że cos nas łączy?
-Naszej, chłopie naszej. Stare rasy są jakby jedną wielką rodziną, nawet ta paskudna Herytka jest nam bliższa niż oni -Wskazał na Lilidię.
-To, dlaczego mi nie pomożecie, tylko gracie jakąś dziwną grę? -Fala goryczy zalała mu gardło. Odbierając trochę apetyt, na szczęście tylko trochę.
-Bo w tej wielkiej, pokręconej rodzinie są i tacy, którzy cię nienawidzą. Za wszelką cenę chcą przeszkodzić twoim planom, co już pewnie zauważyłeś. Na razie obowiązuje umowa my nie pomagamy, oni nie przeszkadzają, do tej pory się to sprawdzało. Reszta zależy od ciebie.
      Lilidia patrzyła na gościa jak w obrazek z dziwnie błogą miną. Pomyślał rozdrażniony, że zgłupiała zupełnie dziewucha i wiedział, że przemawia przez niego zazdrość. Prawdziwa zazdrość taka rozdzierająca wnętrze pozostawiająca blizny.
-A te małe gesty naprowadzające to jak mam rozumieć? Świnie mi podkładają ci, co mnie nie lubią, czy głaszczą z uczuciem tacy jak ty? Trochę nie bardzo rozumiem intencje, ale tak to jest z niezbyt rozgarniętymi kuzynami.
         Poczuł znajomy, intensywny zapach jaśminu, Herytka wróciła. Zastanawiał się czy zaopatrzyła się w stosowny wytrych, przełamujący jego bariery ochronne. Spojrzał badawczo na Karena czy tam na Numiego jak zwał tak zwał. Jego twarz nie zmieniła się na ani na jotę, nie dał po sobie znać, że wie o tym niespodziewanym gościu. No może jeden trwający ułamek sekundy błysk oka, sygnalizujący Opiekunowi, że wszystko jest pod kontrolą. Tamten babsztyl może tylko podglądać, przy odrobinie szczęścia podsłuchać coś nieistotnego.

       Swoją drogą musiał to wszystko poukładać w sensowną całość. Według przekazu babci jego krewni żyli długo na skutek bliżej nieokreślonego procesu i ziół, a Numi twierdzi, że są w jakiś sposób do siebie podobni. Za nic nie pasowało to do siebie, może go tylko podpuścił?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz