środa, 20 sierpnia 2014

20.08 Wędrowiec, trzy gracje.



-Dobrze to ja ją zaniosę do twojej sypialni. Zaraz też jakieś drugie łóżko znajdę by miała, na czym spać. Ty może usiądź i tu zaczekaj. Wrócę po dziecko a potem poważnie porozmawiamy.- Z jakieś powodu miał opory przez wzywaniem służby, chciał oszczędzić dziewczynie nowych twarzy, ciekawskich spojrzeń, teraz najbardziej potrzebowała ciszy i spokoju.
-Ja zaniosę dziecko- Usłyszał za plecami męski głos.
     Mały, wszechmocny pokurcz wyminął go błyskawicznie i delikatnie zabrał niemowlę oniemiałej dziewczynie.
-Emeryk a co ty tu robisz?- Wydał mu się trochę wyższy i mniej pokraczny, może to była tylko gra świateł.
-Upewniam się czy nie spaprałeś sprawy- Miał potężny głos.
        Wiedział, że nie ma, co z kimś takim dyskutować, jak chce niech targa malucha do góry. W końcu tamten naprawdę wszystko wiedział najlepiej.
-Masz mi coś do powiedzenia?- Spróbował i tak nic nie tracił.
-Nowy świat będzie potrzebował herosów. Zwykłych ludzi czyniących niezwykłe rzeczy.
Patrzył tak trochę po ojcowsku na bobasa.
-Mam nadzieję, że nie miałeś z tym nic wspólnego?
       Zaczął podejrzewać Eryka o uwiedzenie dziewczyny. Patrzył na niemowlę z taką tkliwą czułością, to było naprawdę podejrzane. Dziewczyna była śliczna, młoda a Emeryk może naginać świat do swoich zachcianek.
-Ależ miałem, ale nie w tym sensie, o jaki mnie podejrzewasz. Dopilnowałem odpowiedniej konstelacji gwiazd i paru innych szczegółów. Mam nadzieję, że warto było, jednak to ty musiałeś ich uratować, a już zacząłem wątpić w twoje możliwości. Jesteś strasznie rozkojarzony, może w tym twoja siła, sam nie wiem.
-Wiem nikt mnie nie lubi, nikt nie kocha, nikt nie docenia. Tylko, dlaczego wszyscy mają względem mojej osoby jakieś dziwne wygórowane oczekiwania? –W głębi duszy musiał mu przyznać rację był rozkojarzony i nieuważny.
Emeryk nie odpowiedział.
         Weszli do pokoju Lilidi. Emeryk z czułością pogłaskał malucha po policzku i delikatnie odłożył do kołyski. O którą pewnie zadbał już wcześniej, czyli jednak wierzył, że się uda, że Wędrowiec nie zawiedzie jego oczekiwań.
-Zmykam radźcie sobie sami. -Powolutku zaczął zmieniać się w błękitną mgłę
-Nie podpowiesz gdzie ukryty jest klucz?
-Nie
    Nie spodziewał się innej odpowiedzi, więc nie poczuł nawet rozczarowania. Troskliwie ułożył matkę przyszłego herosa w łóżku Lilidi.
Emeryk miał rację każdy świat potrzebuje bohaterów. Mały ma przechlapane już od samego początku z jakiś nieznanych Wędrowcowi powodów padło na na to konkretne dziecko. Czy ten chłopiec ma jakiś wybór czy jeśli będzie chciał może zostać uczonym i spędzać całe dnie w zakurzonych księgach, czy bezwzględnie musi zostać wojownikiem?
     Pozorny chaos otaczający ludzi na co dzień, okazał się być skrupulatnie zaplanowany. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tylko, dlaczego tyle zła wokół nas? Nie mógł tego zrozumieć.
-Co z nią?- Do pokoju dotarła Lilidia - I kim był ten... mężczyzna?
-O niego nie pytaj i tak nie nic nie powiem, nie mogę. Z nią będzie wszystko dobrze. Przypilnuj ich a ja skoczę po jakąś zupkę i łóżko.
    Idąc po korytarzu czuł drobne wyładowania mocy. Ktoś usilnie próbował przełamać bariery, przeciwnicy nie odpuścili, dalej walczą. Nie wiedział,  co  nimi powoduje, skąd nagle ten brutalny upór, do tej pory działali subtelnie delikatnie, na granicy niezauważalności. Co mogło spowodować tak wściekły atak? Tak bardzo chcą dorwać dziewczynę, czy może dziecko? Może obydwoje byli ważni, nie bez powodu została matką herosa.
        W holu spacerował energicznym krokiem hrabia. Minę miał skwaszoną jakby zjadł wiadro cytryn, zresztą to chyba nic nowego zawsze był skwaszony.
Co on tu jeszcze robi? Dawno powinien wrócić do żony o głosie jak spiżowy dzwon.
      Hrabia był wzburzony, targał nim na wszystkie strony jakiś dylemat i najwyraźniej nie mógł się na nic zdecydować.
        To był naprawdę ciężki dzień, jeszcze tylko tego brakowało, żeby hrabia zrezygnował po jednym dniu pracy z powierzonymi mu gamoniami. To byłaby mała katastrofa, nie miał teraz głowy i czasu by szukać kogoś odpowiedniego na jego miejsce.
-Dobry wieczór hrabio pan jeszcze tutaj?- Nie mógł przejść udając, że go nie zauważył.
-Czy pan wie jak zdolny jest ten chłopak? Nigdy nie miałem tak pojętnego ucznia!- Był podniecony i chyba szczęśliwy. Całe życie czekał na takie wyzwanie.
      To było prawdziwe zaskoczenie. Nie wiedział, o którym z młodzieńców mówi, ale Hana raczej wykluczył, od początku miał obawy, że z nim nie pójdzie łatwo. Zresztą z jego punktu widzenia nie miało w ogóle znaczenia, który z uczniów okaże się wybitnie zdolny. Dla obydwóch chciał jak najlepiej.
-Bardzo się cieszę, a jak dwójka pozostałych uczniów?
-Dziewczyna może i potrafi myśleć, ale zbyt się boi. Jest zamknięta w sobie, dopóki się nie otworzy nie będzie sukcesów. Panicz Han to zaś zdolny leń, zastanawiam się czy może jeszcze godzinkę z nimi nie posiedzieć.
-Panie hrabio jutro też będzie dzień, a dzieciaki muszą odpocząć. Ich mózgi nie są przyzwyczajone do tak ciężkiej pracy, nie możemy ich zniechęcić na samym początku.
       Ci młodzi ludzie sumiennie maglowani przez calutki dzień, pewnie miały wszystkiego dość. Muszą odpocząć bez względu, co o tym myśli szalony nauczyciel
-Tak pan myśli? Może to i racja. Zastanawiam się jeszcze nad jednym -Wykrzywił się przy tym tak niemiłosiernie, że Opiekun mało nie popłakał się ze śmiechu. Wywrócił oczami, tupnął nogą i dalej się nie mógł zdecydować.
-Tak panie hrabio znajdzie się tutaj dla pana odpowiedni, wygodny pokój żeby pan nie musiał tracić czasu na dojazdy. Tylko nie wiem, co na to pańska żona  -Zdecydował się wyjść mu na przeciw. Następnego grymasu mógłby nie przetrwać, a zależało mu na dobrym nauczycielu.
-Moja żona nie jest zbyt rozgarniętą kobietą, nawet się nie zorientuje, że mnie nie ma a może nawet ją to ucieszy. Tylko jutro muszę odwołać innych uczniów. -Podekscytowany hrabia układał sobie plan na najbliższą przyszłość.
Opiekun miał wrażenie, że gdyby trzeba było położyłby na szali nawet swoje małżeństwo.
-Nie chciałbym robić panu problemów- Zaczął nieśmiało Wędrowiec
-Problemów? - Przerwał mu hrabia- Całe życie czekałem na takiego ucznia. Teraz to ja nie odpuszczę!
Ucieszył się to zapewnienie uspokoiło go, to był dobry układ dla każdej ze stron.



Rozdział Klucz



            Poranek był mglisty, i jakby senny. Czas wydawał się biec wolniej a gęste opary kłaczastej mgły zawisły nad alejkami. Skutecznie odbierając ochotę na spacery.
      Gdzieś w gęstym mleku wypełniającym powietrze słychać było radosne poszczekiwania malamutów. Wiktor geniusz, któremu udało się oczarować hrabiego, sumiennie podchodzi do swoich obowiązków. Może potrzebuje tej beztroskiej bieganiny, by nabrać sił i ochoty na prawdziwe wyzwanie? Każdy potrzebuje chwili beztroski, czasu gdy może zapomnieć o smutkach i obowiązkach.
       W tej mgle przyczaili się też przeciwnicy Wędrowca, cała horda czarnych kleistych cieni, czekających na jego następny ruch. Czuł nieprzyjemny oddech na karku, zapach czystej niczym nieograniczonej nienawiści. Nie było łatwo w takich warunkach zebrać myśli i robić plany na przyszłość. Jednak nie miał zamiaru się teraz poddawać. Już nie może się zatrzymać, teraz nie ma wyjścia, musi przeć na przód, przy okazji dowie się, co jest jego celem.
        Z salonu dobiegały go głosy młodych kobiet. Radosne, świeże, pełne życia, na przekór tym wszystkim ponurym wydarzeniom ostatnich dni. Był zbyt daleko by słyszeć, o czym mówią, ale z lubością wsłuchiwał się ten radosny szczebiot. Trzy silne i mądre kobiety. Los a raczej wyręczające go potężne, długowieczne istnienia a zarazem bóstwa z jakiś przyczyn sprawiły, że wszystkie trzy odgrywają ważną rolę w tej jego wędrówce.
Pokonał niechęć do ruchu i rozleniwienie.  Udał się do salonu
-Dzień dobry paniom.
       Były rozbawione i rozluźnione, to dobrze. Wszystkim mieszkańcom pałacu róż tego trzeba.
         Cienie przemykające wśród mgły, czekające by dorwać ofiarę nie były snem czy zwykłą nocną marą. Nie odeszły zniechęcone porażką. Te krótkie chwile zapomnienia sprawiały, że stawali się silniejsi, odporniejsi, gotowi do walki z ciemną stroną mocy.
-Witaj -Lilidia przejęła, jako najbardziej doświadczona i najstarsza, czego oczywiście nie było widać, dowodzenie w tej grupie. Dopiero po niej jak echo odpowiedziały na jego powitanie pozostałe kobiety.
        To był niecodzienny widok trzy piękne kobiety siedzące na drogich jedwabnych kanapach. A wszystkie ubrane w skromne, zniszczone od częstego noszenia sukienki. Skojarzyły mu się ze służącymi bawiącymi się w jaśnie państwo.
Dwie kobiety zachowywały się swobodnie na pewno wychowywały się w bogatych domach. Tylko rudowłosa znachorka była skrępowana otoczeniem, nie przywykła do takich wnętrz. Zachowanie wieszczki trochę zbiło go z tropu, mieszkała w nędznych warunkach. Bieda w jej domu aż piszczała a tu zachowała się jak dama nauczona do luksusów.

-Jak rozumiem Lilidio będziesz uczyć Perezę? -Chciał mieć pewność w tej kwestii jakoś do tej pory nie miał sposobności by ją spytać, co postanowiła w tej sprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz