piątek, 10 października 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 5. Szalony wędkarz




5. Szalony wędkarz.




-Tak właśnie i na dodatek karmił czekoladą- Tryumfalnie zamachał jej przed nosem, wypełnioną po brzegi lnianą, ekologiczną torbą na zakupy.
Nie zdążyła się dowiedzieć, co dokładnie zakupił, ponieważ ostro i długo zabrzęczał dzwonek domofonu. Leon poszedł sprawdzić, co się dzieje.
-Już cię ściągnęła, czy sama przypłynęłaś czarownico?- Usłyszała zdziwiona.
Trochę się przeraziła, jeśli Ulka tu jest to znaczy, że zrobiła coś złego Kici. Zakneblowała i przywiązała do krzesła? A może ma ją w bagażniku?
-Twoja siostra tu idzie. – Oznajmił Leon z kwaśną miną.
No tak, normalka jak miała pilną potrzebę to ona nie mogła nawet przez telefon gadać a teraz jak gdyby nigdy nic się pojawia. Teraz, gdy nie mogą już swobodnie gadać.
Ulka pojawiła się promienna i szczęśliwa, wyglądała na posiadaczkę dobrze wypełnionego kuponu, którą szczęście dosięgło akurat w mega kumulację.
-Marek też jest? -Spytał z nieurywaną nadzieją Leon.
-Nie, uskutecznia ewakuację w wersji z wędką a że komóra mu się przed wyjściem rozładowała, to nie wie, że alarm odwołany.
-Cwaniak przekombinował?- Leon nie czuł się dziś zobligowany do męskiej solidarności.
-Sam sobie winien, nie musiał reagować na pełne dramatyzmu wyznanie Kici, że nade wszystko nie cierpi robaków. Gdyby, choć rozsypał je u nas w kuchni na podłodze. To nie, on musiał natychmiast odnaleźć głęboko ukrytego w swoim jestestwie szalonego wędkarza.
-Wiesz ryby są zdrowe i smaczne- Leon uwielbiał takiego świeżego pstrąga z chrupiącą skórką.
-Może i są, ale Marek skupił się tylko na zakupie wędki- Warknęła ze złością
-Od czegoś trzeba zacząć, co miał palcem łowić?
-Ty wiesz ile to cholerstwo kosztowało? Wiesz ile par butów bym za to kupiła? On oczywiście nie mógł dla zmyły kupić jakieś badziewnej, taniej. Co to nie byłoby jej szkoda wywalić do kosza. Nie, on musiał od razu mieć pełen ful wypas. Bo Kicia mistrzyni spostrzegawczości, bogini intelektu zorientowałaby się po jednym szybkim spojrzeniu, że ją robi w balona. Wiadomo ona zna się na wędkarstwie jak mało, który ekspert. Głupek jeden- Ula ewidentnie nie była zadowolona z postępowania męża. Może miała żal, że rejteruje i zostawia ją w towarzystwie Kici?
-Może się wciągnie? – W sumie nie rozumiała, co może być zabawnego w moczeniu kija, ale Marek mógł mieć inny pogląd na tę sprawę
-Akurat! Czy ty wiesz gdzie on ostatnio był, jak wybył w trybie natychmiastowym na te ryby?- Spytała oskarżająco, co najmniej tak jakby miał randkę z piersiastą blondyną.
-Nie mam pojęcia.
-No, właśnie nie masz pojęcia. A ten cwel spał w naszym garażu.
-Żartujesz- Leon zakwiczał ze śmiechu, choć w duchu podziwiał szwagra i jego umiejętność szybkiego dostosowania się do każdej sytuacji nawet tej najbardziej ekstremalnej.
-Ja żartuję? Ja? Ten dziad przygotował sobie zawczasu łóżko polowe i śpiwór a nawet dwie paczki herbatników i sok. Zasrany, szalony wędkarz, żałosne
-Jak zwykle był przygotowany na każdą ewentualność.
-Herbatkę Leon poproszę z miętą taka dobrą jak ty robisz.- Zwróciła się do Leona widząc, że Anka nie najlepiej się czuje.
Leon dalej nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, posłusznie poszedł nastawić wodę.
-Co zrobiłaś z Kicią mam nadzieję, że nie zakopałaś jej w piwnicy?
-A nie, zwykle mówię, że najprostsze pomysły są najlepsze. – Była z siebie dumna jak paw, wyglądało na to, że odnalazła słaby punkt Kici i potrafiła go wykorzystać
-Czyli?- Leon wychylił się z kuchni i on był ciekawy, co to mogło się wydarzyć.
-Powiedziałam jej, że na czubku nosa robi jej się pryszcz.
-iii- przynagliła siostrę
-No jak to, co kazałam iść do domu zrobić napary i zasmarować pół pyska maścią cynkową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz