środa, 5 listopada 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 13 Harce i swawole w błocie






13 Harce i swawole w błocie


Ojciec Leona czekał na nich przed szpitalem, wyglądał jak kupka nieszczęścia. Dwadzieścia lat więcej niż w zeszłym tygodniu i ze dwadzieścia centymetrów mniej. Palił papierosa, dziesięć lat zarzekania się, że nigdy więcej poszło w diabły.
-Tato chyba musimy w końcu poważnie porozmawiać- Leon był tak zszokowany formą ojca, że nawet nie skomentował papierosa.
-Może i tak. Chodźcie tam- pokazał im wolną ławeczkę.
Leon chciał o coś spytać, ale Anka pociągnęła go za rękaw dając jasno do zrozumienia, że ma poczekać i nie poganiać ojca.
Siedzieli chwilę w milczeniu czekając, aż mężczyzna zbierze się w sobie. Wiedzieli, że to, co powie nie będzie banalną skargą na niesprawiedliwość losu. W końcu zaczął cicho opowiadać, tak jakby mówienie sprawiało mu ból.
-To była impreza integracyjna typu harce i swawole w błocie. Inaczej mówiąc dużo alkoholu i quady. Nie piłem to wiem na pewno, byłem wtedy świeżo po antybiotykach, dopiero w ośrodku na rozgrzanie wypiłem jednego, małego grzańca. Nie pamiętam nic więcej, nad ranem obudziłem się z potwornym bólem głowy w dwuznacznej sytuacji z Hanką. Naprawdę nic nie pamiętam, choć usilnie próbowałem sobie przypomnieć. Powiedziałem Hance, że jeśli coś między nami zaszło to była potworna pomyłka, że ja nie chciałem. Czułem się jak ostatnia świnia, nie mogłem sobie wybaczyć. Zdradziłem kobietę, którą kochałem i z którą chciałem się zestarzeć. Nigdy, przenigdy wcześniej nie zrobiłem niczego tak wstrętnego. Nie potrafiłem z tym żyć, sam przed sobą nieudolnie udawałem, że nic się nie stało i wszystko pozostanie po staremu. Tylko, że kłamstwo zjadało mnie po kawału. Nie potrafiłem patrzeć twojej matce w oczy, uciekałem do pracy, a tam Hanka plotła sieć. Nie, nigdy nie powtórzyła się zdrada, ani nawet flirt. Nie kochałem Hanki, wcale mnie nie pociągała, tak naprawdę to nawet jej nie lubiłem. Wiem, to dziwne. Ona ciągle opowiadała, jakie to straszne dorastać bez rodziców, aż nadszedł dzień, gdy przyszła do mnie i poinformowała, że jest w ciąży. Oczywiście ze mną jest w tej ciąży. Znalazłem się na samym dnie piekła. Oświadczyła mi, że jeśli się z nią nie ożenię, zabije siebie i dziecko, byle nie zaznało takiego życia jak ona. Zgłupiałem, wiedziałem, że to szantaż emocjonalny i manipuluje mną, ale czułem się odpowiedzialny za dziecko. Nie potrafiłem skazać go na śmierć. Idiota ze mnie, powinienem zażądać testu, czegokolwiek, co potwierdzi prawdziwość jej słów. Jednak wtedy coś mnie zamroczyło, odebrało zdolność logicznego myślenia. Może świadomość, że bez względu na to, jaka jest prawda, ja i tak stracę twoja matkę. Jak wiesz rozwód dostałem szybko, twoja mama nie robiła problemów. Nie chciała mnie znać, ani nigdy więcej widzieć. Trudno jej się dziwić, w jej oczach byłem sukinsynem, który popełnił największą ze zbrodni. Tak bardzo was skrzywdziłem
-Co teraz?
-Nie wiem, spieprzyłem wszystko. Dla mnie już nie ma życia. Przy zdrowych zmysłach trzymało mnie tylko to, że dbałem jak mogłem o tego dzieciaka. Wiem, mogłem się domyśleć, że ona kłamie. Miesiąc po naszym ślubie przyjechali jej rodzice z pretensjami, że nie zaprosiliśmy ich na uroczystość. Ci sami, co to niby zginęli w wypadku, gdy była niemowlakiem.
-I nie uciekłeś? Nie otrząsnąłeś się z tego wariactwa?- Leon nie mógł uwierzyć
-Nawet chciałem a potem wszystko mi zobojętniało, żyłem jak w transie, jak we śnie.
-Te zioła i kamienienie, czułam, że z nimi nie wszystko jest w porządku. To wiedźma poiła cię swoimi naparami, odebrała wolną wolę. Byłeś pod urokiem. Nie miałeś wpływu, na co się dzieje wokół ciebie
-Zwariowałaś?- Spytali jak na komendę 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz