niedziela, 7 grudnia 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 22 Miśku w bereciku, widzisz i nie grzmisz?




22 Miśku w bereciku, widzisz i nie grzmisz?


-Do widzenia -wystękała Anka nieco skrępowana tym całym, bądź, co bądź nietypowym przedstawieniem. Zastanawiała się, czy nie wypadało zaproponować zdenerwowanej starszej pani kawy, czy choćby herbatki. Zrezygnowała z takiego przejawu grzeczności, nie wiedząc jak może zostać odebrana jej propozycja, po tym, co się właśnie wydarzyło. Nie chciała zaogniać sytuacji, już i tak wszystko wymknęło się z pod kontroli.
Leon stał nieruchomo, tępo wpatrując się w pustą ścianę. Tak prawdę mówiąc, ta ściana już od dawna nie powinna być pusta. Trzy miesiące temu kupiła super obraz od koleżanki artystki i teraz czekała aż wielce wielmożny pan mąż znajdzie czas i chęci, by go zamontować na ściśle określonym przez nią miejscu. W sumie mogła zrobić to sama, bo co to za filozofia wywiercić dwie dziurki w ścianie? Tylko, po jakiego grzyba ma go wyręczać i uczyć, że to ona bez problemu ogarnia chaos panujący w kosmosie? O ile brak obrazu na ścianie doprowadzał ją w wolnych chwilach do szewskiej pasji i piany na ustach, to postawą męża poważnie się zaniepokoiła. Do kompletu wątpliwych atrakcji brakowało jej tylko jeszcze załamania, czy choroby psychicznej męża, małp żonglujących porcelaną albo diamentami na lampie, choć pewnie nie było to aż tak niemożliwe.
-Miśku w bereciku widzisz i nie grzmisz?- Westchnęła cicho Rysia, grzebiąc w torebce, szukała miętowych gum.
-Tu samo grzmienie nie da rady- Leon odnalazł ku niewymownej uldze Anki, siłę i samodzielnie wyrwał się z marazmu, w który popadł na zbyt długą chwilę- tu bomby trzeba i to nie jednej. A w pierwszej kolejności to niech jakaś siła rozsmaruje po asfalcie tę zarazę Rozszumiały się wierzby płaczące. Proszę, bardzo proszę. Raz a porządnie. Tak diametralnie żebym nigdy więcej o niej nie usłyszał- dodał z nieukrywaną mściwością a w oczach zapaliło mu się niepokojące światełko.
-A bez bereciku nie grzmi?- Za wszelką cenę chciała oderwać myśli męża, od tego, co właśnie zaczynało kiełkować tam głęboko w jego czaszce.
-Bereciku? –Zdezorientowany spojrzał na Ankę, która zdała sobie sprawę, że choć sam głos Rysi podziałał na Leona całkiem pozytywnie, to wcale nie zarejestrował treści. To była sprzyjająca okoliczność, teraz będzie kombinował, co mu umknęło a nie planował koniec świata.
-Czuję się tak jakbym mocno pojarał trawki- Marek podrapał się po głowie, podszedł do komody i poprzestawiał ceramikę, którą pieczołowicie poukładała dwa dni wcześniej, bezlitośnie burząc rodzącą się w bólach kompozycję.-Nie myśleliście, żeby spakować walizki i uciec choćby do Albanii?
-Nigdzie nie będziemy uciekać- stwierdziła stanowczo. Była pewna, że wdepnęła w oko cyklonu i nie takiego zwykłego, co tylko pustoszy wszystko, co stanie na jego drodze, ale o wiele gorszego. Takiego niewyobrażalnego, przed którym nie da się uciec nawet na koniec świata. Nie było schronu, w którym można było się ukryć i przeczekać. Zło przykleiło się do buta i nie zmyje go jak przysłowiową psią kupę. Ta świadomość nie pomagała. Gorzej zaczynał rodzić się w niej strach. Wiedziała, że muszą stawić czoła temu, co nadchodzi albo polec. Wybór należy do nich i za nic nie przyzna, że tak naprawdę nie mają żadnego wyboru. Dobrze jest wiedzieć gdzie się zmierza tylko gdzie ona do cholery była popychana? I jak temu się sprzeciwić?
-A my czy nas to też dotyczy? - Do Rysi dotarło, że pozbycie się Kici może nie być wcale tak radosnym wydarzeniem jak się jej do tej pory wydawało i to, co nadchodzi może być stokroć gorsze.
-Wydaje mi się, że jesteście przypadkowymi uczestnikami i bez problemu się wyplączecie z tego chaosu. Chyba- niczego nie była już pewna. Jej siostra za nic nie powinna brać w tym udziału, wszyscy, ale nie jej siostra. I co najgorsze nie mogła tym razem wyłgać się zapleśniałymi kasztaniakami, nie tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz