niedziela, 15 lutego 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 42. Koralik życiem pulsujący.




42. Koralik życiem pulsujący.


-Słuchaj, może to Rozszumiały się wierzby płaczące rzuciła na was urok?- Tak, to mogło mieć sens.
-Na nas? Niby, dlaczego?- Rysia popatrzyła na Ankę z politowaniem.
-Dostałaś rykoszetem? Może miało iść na mnie? Może zazdrościła ci figury? Nie wiem, ale pewnie dobry powód bez problemu by sobie znalazła.
-Pamiętasz nasz koralik?- Zmieniła temat Rysia
-Nasz talizman? –Upewniła się.
-Tak.
-Nasz szczęśliwy koralik życiem pulsujący, jedyna pamiątka po dziadku? Jakbym mogła nie pamiętać?
Były całkiem małe, gdy dziadek dał im kawałek bursztynu, w którym na wieki zastygła mała muszka. Twierdził, że schowała się tam, żeby nad nimi czuwać, kiedy dziadka już nie będzie. Koralik miał im przynosić szczęście. Niedługo później dziadek umarł a one zawsze wiedziały, że to szczególny kawałek bursztynu i że ma moc. Dzięki koralikowi zawsze pamiętały, że dziadek je kochał i w jakiś niewytłumaczalny sposób był nadal z nimi.
-Wczoraj odkryłam, że Marek, chociaż wiedział, jaki jest dla nas ważny, wyciągnął go z kasetki i zniszczył. Weszłam do warsztatu jak walił w niego młotkiem, więc nie mam wątpliwości, że to on.
-Ale, dlaczego?- Chciało jej się płakać, jak Marek mógł zrobić coś tak wstrętnego? Gdyby uderzył ją w twarz na pewno mniej by bolało. Mogła mu wiele wybaczyć, ale nie zniszczenie ich cudownego koralika życiem pulsującego. To był wandalizm, nie to była zbrodnia.
-Nie wiem, ale to pomogło mi podjąć decyzję.

*****
Leeloo zostawili u mamy Leona, przecież nie mogli opuścić spektaklu o tak frapującym tytule. W końcu nie co dzień wystawiają „Alecytalne jajo”. Ryśka była w podłym humorze i miała sobie odpuścić tę przyjemność, ale po przemyśleniu sprawy stwierdziła; dlaczego nie?
Umówili się przed teatrem.
Rysia czekała na nich w umówionym miejscu wyglądała na wściekłą. Była niczym burza z piorunami.
-Marek?- Spytała Anka.
-Kto by inny. Wyobraźcie sobie, że przywiózł rano swoją mamusie.- Ryśka cała się trzęsła z nerwów.
-Przekombinował chłop- wtrącił się Leon
-To znaczy? -Spytała wytrącona z rytmu Ryśka
-Jak niby cię miała przekonać taka zołza głupia, żebyś mu dała szansę?- Odpowiedział Ryśce pytaniem
-Ona nie przyszła mnie przekonywać. Ona przybyła żądać połowy domu. Ona znalazła Mareczkowi cudowną narzeczoną i oni gdzieś muszą przecież mieszkać a Mareczkowi należy się połowa domu.
Ankę zamurowało nigdy by nie wymyśliła tak absurdalnego scenariusza.
-Mam nadzieję, że ich wywaliłaś na zbity pysk- Leon nie widział innego rozwiązania.
-Żebyś wiedział. Chciałam to zakończyć kulturalnie z klasą, ale po tym jak Marek spokojnie stał i przytakiwał matce, coś we mnie pękło. Wystawiłam walizki i nawet zmieniłam zamki w drzwiach. Tak dla pewności. Nie chciałabym wrócić do domu a tam jakaś prukwa lata mi w szlafroku po kuchni.
-Normalnie jak w czeskim filmie- Anka nie mogła sobie tego poukładać.
Rysia nerwowo cofnęła się do tyłu i niechcący uderzyła szczupłego mężczyznę w jasnym, lniany garniturze.
-Przepraszam, nie zauważyłam pana - zaczęła się tłumaczyć- Tak mi przykro
-Rysia?- Rozpoznał ją całkiem przystojny i do rzeczy mężczyzna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz