niedziela, 12 kwietnia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 58 Bimbrociąg




58 Bimbrociąg  



-Pani- mężczyzna wstając, ukłonił się tak, że czołem walnął o kolana. Musiał być nieźle elastyczny i wysportowany. I pomyśleć, że kilka minut wcześniej walczył, by nie zemdleć, by przetrwać.
Dziewczynka była bardzo wymagająca a przy okazji okrutna. Zachowywała się jak mała, rozpieszczona do nieprzyzwoitości despotka. To małe zapuszczone, zaniedbane ciałko kryło w sobie prawdziwą władzę, tak wielką, że ogromny, uzbrojony czerwonooki mężczyzna naprawdę się jej bał. Rysia nie wiedziała czy odezwał się żeby zaznaczyć, że zrozumiał i wykona polecenie, czy może chciał jeszcze coś dodać tylko zabrakło mu odwagi. Z twarzy też nie mogła niczego wyczytać, bo nie była na tyle zdeterminowana by podpełznąć i zerknąć między jego kolanami. Trwając w tej niewygodnej pozycji pewnie i tak był czerwony a żyły buzowały zniekształcając obraz.
-Nieudacznicy- Warknęło dziecko a podłoga zupełnie niespodziewanie poruszyła się tak jakby była żywym stworzeniem.
Nieprzygotowana Rysia mało nie straciła równowagi podłoga pod poduszką, na której siedziała poruszała się niczym wielka drewniana fala. Mężczyzna miał mniej szczęścia z hukiem upadł na podłogę, ale nawet nie jęknął.
-Sprofanujecie każda świętość! -W tym momencie dwie czy trzy deski oderwały się od podłogi i walnęły z impetem w wymalowany w przeróżnej maści chmurki sufit. Uderzenie było na tyle silne, że na dół spadł deszcz drzazg pomieszany z błękitno białym tynkiem.
-Pani, ale świątynny bimbrociąg ma tysiące kilometrów - jęknął przerażony mężczyzna

To nie był jego szczęśliwy dzień. Rysia podejrzewała, że to był najgorszy z dni, jakie do tej pory przeżył a nic nie zapowiadało końca kłopotów.
-Gówniana wymówka nieudacznika
Mężczyzna nic nie powiedział, wiedział, że tłumaczenie pogorszy sprawę nawet, jeśli nie miał nic wspólnego z tym bimbrociągiem to i tak miał wielkie kłopoty. Zresztą nie dyskutuje się z kimś, kto bez mrugnięcia oka może wbić cię na pal. Nawet, jeśli ma się rację.
Bimbrociąg to słowo kojarzyło się Rysi z czymś, co doskonale znała, z bimbrem. Tyle, że raczej nie możliwe jest, by bimber płynął w rurach, co mają tysiące kilometrów. To nie mogło się sprawdzić. Była tym pokoleniem, które dobrze znało bimber, w jej i nie tylko jej akademiku był to najpopularniejszy napój, piło się go litrami. Szczęściarzem był ten, kto miał w rodzinie dobrego bimbrownika, wtedy jego studia kosztowały rodziców stanowczo mniej. Teraz młodzi ludzie tego zupełnie nie rozumieją, idą do sklepu i kupują pół litra. Banał i łatwizna. Dobrze zrobiony bimber to poezja, wujek koleżanki pędził taki na skórkach pomarańczy to było mistrzostwo świata, albo ten gruszkowy. To były dobre czasy.
-Macie tydzień by znaleźć przeciek i pociągnąć do odpowiedzialności winnych.- Rozkazała dziewczynka a oczy lśniły jej niebezpiecznie.
Rysia aż zjeżyła się cała, gdy wyobraziła sobie aleję pali uwieńczonych martwymi, ludzkimi ciałami.
-Pani- mężczyzna spiął mięśnie, wyglądał tak jakby od razu chciał biec i wykonać rozkaz. Mało tego wyglądał tak, że Rysia bała się, że pierwszego winnego rozszarpie na kawałki własnymi zębami. Był tak zmotywowany, że już chyba bardziej nie można. Znała takich jak on, nawet zbyt dobrze i była niemal pewna, że wyładuje się zaraz za drzwiami na pierwszej napotkanej osobie, byle tylko stała niżej w hierarchii niż on.
-Potem ja zrobię porządek- zagroziła dziewczynka całkiem poważnie i Rysia nabrała przerażającej pewności, że oznacza to litry krwi i wiele obciętych głów. Zdecydowanie preferowała inne metody rozwiązywania problemów. Żaden nawet najlepszy bimber świata nie był warty cierpienia, nie mówiąc już o ludzkim życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz