środa, 13 maja 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 67 Zacząć od końca.






67 Zacząć od końca. 


-A jakiś pradawnych łysych tam mieliście? Może mam jechać glace im wypolerować na błysk, tak żeby tych z bujnymi czuprynami blask zadziwił, czy wręcz oślepił? Co, Leon młoda wskazówek nie zostawiła? Nie szepnęła ci do uszka, co ma czynić rąbnięta na umyśle szwagierka?
-Ty to lubisz zacząć od końca, może masz latać z maszynką po mieście i golić, co popadnie, tak długo, aż znajdziesz pradawnych?– Odciął się Leon
-Od końca to mogę zacząć z tobą, ale uwierz, że nie chcesz tego. I nigdy, nawet najczarniejszych koszmarach nie męczyło cię tak, jak mogę ja.  I jeszcze jedno, nigdy więcej już nikomu nie wspomnisz, że właziłam ci w nocy do łóżka, nawet w żartach i po pijaku.- Poradziła całkiem poważnie, jeśli miała mieć zszarganą reputację to powinna mieć z tego, choć trochę przyjemności, a obleśny szef Leona niech swoje mroczne fantazje wiąże z kimś innym, nie z nią Rysią.
-Rysiek tu był, szukał cię- Wtrąciła się Anka
-Chce mnie zatrudnić, czy może utrzymywać?- Co prawda Rysia nigdy wcześniej nawet nie wzięła pod uwagę, że mogłaby leżeć i pachnieć a mężczyzna zapewni wszystko, o czym tylko zamarzy, ale może to właściwy czas by zweryfikować swe podejście do życia? To ostatni dzwonek nie była już smarkulą, sponsorzy nie będą pchali się drzwiami i oknami, tak ogólnie to Rysiek też powinien uganiać się za młodszymi modelami. Wielbiciel antyków jej się trafił.
-Martwił się, zwyczajnie jak normalny człowiek. Obiecałam, że się odezwiesz jak poukładasz swoje sprawy.
-Pewnie, jak już wyglancuję wszystkie łyse pały w kraju, rzucę się w mu w ramiona, prosząc by mnie kochał i utrzymywał.- Nie, nie była zła na Ryśka tylko na tą całą sytuację, to nie tak powinno się rozwijać.
-Ty a to od końca to jakby miało być?- Leon patrzył na szwagierkę a w oczach błyszczało mu złe światełko.
Rysia nie podjęła tematu, już stąpała po grząskim gruncie jeszcze krok i wpadnie po szyję. Lekko przegięła, musiała wystopować zanim będzie za późno by wyjść z tego bagna z twarzą.
-Ta mała mówiła, że masz w pracy zachowywać się normalnie i nie dziwić niczemu. Tak jakby nic się nie stało.
-Ja zwariuję – westchnęła Rysia. Zupełnie nie wiedziała, co robić. Wściekać się, płakać, czy może próbować zrozumieć, albo i lepiej udawać głupią. To wszystko nie miało sensu.
-O to bym się nie martwił, to znaczy nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem- Leon wstał i ziewnął – Dobranoc- rzucił przez ramię, idąc w stronę sypialni
-Rozumiesz coś z tego?- Spytała Rysia siostrę
-Wszystko wymknęło się z pod kontroli jedyne, co pewne to to, że musimy trzymać się razem, w tym nasza siła. Trzy dni temu Rozszumiały się wierzby płaczące okupowała nasze drzwi. Mówię ci siedziała na wózku, cała w gipsie i tak wyklinała, że uszy więdły. Na szczęście ty akurat zastygłaś jak najprawdziwszy słup soli i mogłam udawać, że nikogo nie ma w domu. Miałam nawet dzwonić po policję, żeby coś zrobili z tym babsztylem, ale przyszła ta mała. A wtedy ta czarownica wyrwała na dół po schodach jakby ją całe stado diabłów goniło, myślałam, że się zabije na amen. Zapierniczały kółka jak przy biciu rekordu szybkości. Normalnie aż gips trzeszczał a może to były jej zęby. Nawet nie wspomniałam Leonowi, że tu była, żeby się nie denerwował. Leeloo ją lubi.
-Rozszumiały się wierzby płaczące?- Zdziwiła się Rysia
-Nie małą.
-Zgłupiałaś zupełnie? Czy ten pies kogoś nie lubi? Każdemu mordę by lizał. To chodząca kupa kłaków i miłości.
-Może i tak. Wiesz, muszę się przespać, ty chyba też. Tam w torbie masz czyste ciuchy i swoje kosmetyki.- Anka wskazała kąt, w którym stała torba podróżna Rysi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz