poniedziałek, 21 stycznia 2013

I tak to leciało.


    
 Jakoś tak niezauważalnie minął rok od momentu, gdy Manitou jest z nami. Wierzyć się nie chcę, że tyle czasu upłynęło. Decyzja o adopcji dorosłego samca przyszła łatwo, lecz ułożenie stada z dwóch dorosłych samców nie było łatwe. Ten rok okupiłam potem, łzami i krwią. Każdego, kto wierzy w bzdury, że psy dominujące nie istnieją, serdecznie zapraszam do siebie. Zapewniam, że już na wejściu Bafulec podejmie próbę by Was zdominować i nie zaniecha tych prób aż do momentu, kiedy opuścicie nasz dom. Kilka razy przeżyłam kompletne załamanie i byłam gotowa podzielić dom na dwie części, ale zaciskałam zęby i mówiłam, że się nie poddam. Wielu rzeczy się nauczyłam w tym czasie i na dzień dzisiejszy mogę szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwą właścicielką dwójki wspaniałych smrodów. Zasłużyliśmy sobie na rodzinny obiadek i pyszne czekoladowe ciasto z bitą śmietanką z tej okazji.
     W ciągu roku psy nauczyły się razem spędzać czas: pracować, bawić się i rozrabiać. Nauczyły się stać jedno za drugim murem. Maniutek, ta matka Teresa w malamuciej skórze, zawsze braciszka broni, nawet przede mną. Bafi, który nie znosił czekolady, nauczył się ją jeść, jakoś złego szybko się uczymy.
No to spożywamy sobie ciasto i prowadzimy rodzinną biesiadę.
  - Stary, uwierzyć nie mogę, że to już rok minął.- Zaczyna filozof Bafulec.
  - Tak, rok już mamy za sobą. - Odzywa się Maniutek. - A pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
  - Jezuuu, stary, daj spokój, myślałem, że krew mnie zaleje, gdy Cię ujrzałem. - Ożywia się Bafi.
  - Nawet nie mów, gdy zobaczyłem, jak Moja Pani prowadzi coś kudłatego na smyczy, rozumiesz, MOJA Pani, przyznam się szczerze, że chciałem Cię zabić! - Wtórzy mu Maniuś.
  - Nom, ciężkie to były czasy, a ile Pańcia przez nas wycierpiała, ileż my jej krwi popsuliśmy!! Pamiętasz to nasze starcie na ganku? - Filozofuje zgryźliwy Bafulec, wiedząc, że brat zawsze ze wstydem wspomina tamto wydarzenie.
  - Nie mogę sobie wybaczyć, jak celując w Ciebie, trafiłem ją, inna by mnie zabiła, a ona nic. - Rozpaczliwie lamentuje mój szlachetny miś.
  - Nie martw się, ona nie ma do Ciebie żalu. - Uspokaja go wielkodusznie Bafulec.- Ale przecież i dobrego dużo się wydarzyło. Pamiętasz, jak broniłeś mnie przed tym zwariowanym on-kiem? Ale chłop się zawiódł, nie? Myślał, że wciąż jestem trzymiesięcznym szczeniakiem, którego on prawie rozszarpał. Tylko dzięki odwadze Pani wtedy uszedłem z życiem. Szkoda, że Pani nie pozwala puścić mu farby, mam na gnoja zaostrzony kieł. Dzięki, Ci bracie, za wsparcie, jesteś prawdziwym przyjacielem!
 - No, co Ty, przecież i Ty mnie obroniłeś przed psem sąsiadów. - Nie zostaje dłużny Maniutek. - Pamiętasz, jak zaatakował mnie na łąkach, a byłem wtedy bardzo osłabiony i sam nie dałbym rady.
    Siedzę sobie cichutko, popijam kawę i słucham tę wymianę grzecznościami. Czy to się dzieje w moim domu? Może ja śpię? Może to cudze psy? Nie, nie śpię: to mój dom i psy moje.
    A psiule sobie gadają dalej, wspominając nasze wspólne wycieczki, nasz urlop na Słowacji, nasze imprezy, zabawy, naszą codzienną pracę, nasze kłótnie. Jednym słowem, mówią o naszym życiu, które budujemy razem. I daj nam, Panie Boże, jeszcze dużo wspólnych lat.