29 Orgazm to nie wszystko
Stała całą noc i patrzyła.
Patrzyła w ciemne, szczelnie zasłonięte roletami okna.
Była tu, ubrana w stary różowy, postrzępiony przy mankietach sweter i dziurawe trampki. I wiedziała, co dzieje się tam w środku w mieszkaniu. To był jej dar. Prezent. Przyniosła jej, tej kobiecie w środku chwilowe zapomnienie i radość.
Tak, po to tu była.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Nikt o nic nie pytał, nie przepędził. Nikogo nie zadziwiło, nie zszokowało dziesięcioletnie dziecko, stojące całą noc przed blokiem.
Nie widzieli, bo nie chciała, by ktoś jej przeszkadzał.
Nikt jej nie widział, a ona stała i pilnowała by wszystko rozgrane było tak jak należy.
Nie popełniała błędów, nie ona.
Rodzicom kupiła dwie butelki wódki, miała na to swoje sposoby. Ten zakup dawał jej pewność, że nawet o niej nie pomyślą. Właśnie, dlatego ich wybrała, patologiczna rodzina dawała jej pole do manewru. Było im wszystko jedno, co się z nią dzieje, nie martwili się o jedzenie, ubranie o niczym nie myśleli. Czasami nawet nie pamiętali, że mieszka z nimi dziecko, było jej to na rękę.
Była inna.
Odmieniec.
Grała niezbyt rozgarnięte, zaniedbane dziecko. To była dobra rola. Taka w sam raz dla jej potrzeb. Zbyt troskliwi rodzice przeszkadzaliby tylko. Nie potrzebowała opieki, potrafiła o wszystko zadbać sama.
Stała tu, bo tamta jej potrzebowała.
Nie, ona ta kobieta w środku nie wiedziała, że ktoś tu stoi. Nie wiedziała, że czuwa nad nią dziesięciolatka o brudnych, tłustych włosach i czarnych paznokciach. Nie powinna wiedzieć. Nie o to chodziło, nie jej.
Wolała cień.
Od miesiąca jej pilnowała, odganiała czarne chmury i nieudolnie rzucane czary przez tą pseudo wiedźmę.
Mogła tamtą zgnieść niczym robaka, ale, po co? Tamta była tak nieudolna, że w końcu sama na siebie ściągnie kłopoty. To już się zaczęło połamane nogi to tylko początek. Preludium. Pseudo wiedźma nie była ważna to tylko śmieć, paproch.
Inni byli zagrożeniem.
Musiała ją chronić. Nie, chciała ją chronić. Robiła to z własnej nieprzymuszonej woli.
Tak trzeba, po prostu tak trzeba.
Dała jej seks.
Może i miała dziesięć lat, może i była dzieckiem, ale doskonale wiedziała, co to seks. Miała starą duszę. Tak starą, że nie warto nawet o niej wspominać.
Nie chodziło nawet o orgazm. Orgazm to nie wszystko.
Ważna była miłość.
Tamtej trzeba było bliskości, poczucia wspólnoty, pierwotnej radości.
Więc jej to dała z ochotą. Bo wiedziała, że to dobre.
Terapeutyczne.
Dała jej siłę. Oczyściła głowę, przygotowała na to, co musi nastąpić.
A może nic się nie stanie?
Nie ważne. Była tu i czuwała.
Tamta była bezpieczna. To wszystko.
Patrzyła w ciemne, szczelnie zasłonięte roletami okna.
Była tu, ubrana w stary różowy, postrzępiony przy mankietach sweter i dziurawe trampki. I wiedziała, co dzieje się tam w środku w mieszkaniu. To był jej dar. Prezent. Przyniosła jej, tej kobiecie w środku chwilowe zapomnienie i radość.
Tak, po to tu była.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Nikt o nic nie pytał, nie przepędził. Nikogo nie zadziwiło, nie zszokowało dziesięcioletnie dziecko, stojące całą noc przed blokiem.
Nie widzieli, bo nie chciała, by ktoś jej przeszkadzał.
Nikt jej nie widział, a ona stała i pilnowała by wszystko rozgrane było tak jak należy.
Nie popełniała błędów, nie ona.
Rodzicom kupiła dwie butelki wódki, miała na to swoje sposoby. Ten zakup dawał jej pewność, że nawet o niej nie pomyślą. Właśnie, dlatego ich wybrała, patologiczna rodzina dawała jej pole do manewru. Było im wszystko jedno, co się z nią dzieje, nie martwili się o jedzenie, ubranie o niczym nie myśleli. Czasami nawet nie pamiętali, że mieszka z nimi dziecko, było jej to na rękę.
Była inna.
Odmieniec.
Grała niezbyt rozgarnięte, zaniedbane dziecko. To była dobra rola. Taka w sam raz dla jej potrzeb. Zbyt troskliwi rodzice przeszkadzaliby tylko. Nie potrzebowała opieki, potrafiła o wszystko zadbać sama.
Stała tu, bo tamta jej potrzebowała.
Nie, ona ta kobieta w środku nie wiedziała, że ktoś tu stoi. Nie wiedziała, że czuwa nad nią dziesięciolatka o brudnych, tłustych włosach i czarnych paznokciach. Nie powinna wiedzieć. Nie o to chodziło, nie jej.
Wolała cień.
Od miesiąca jej pilnowała, odganiała czarne chmury i nieudolnie rzucane czary przez tą pseudo wiedźmę.
Mogła tamtą zgnieść niczym robaka, ale, po co? Tamta była tak nieudolna, że w końcu sama na siebie ściągnie kłopoty. To już się zaczęło połamane nogi to tylko początek. Preludium. Pseudo wiedźma nie była ważna to tylko śmieć, paproch.
Inni byli zagrożeniem.
Musiała ją chronić. Nie, chciała ją chronić. Robiła to z własnej nieprzymuszonej woli.
Tak trzeba, po prostu tak trzeba.
Dała jej seks.
Może i miała dziesięć lat, może i była dzieckiem, ale doskonale wiedziała, co to seks. Miała starą duszę. Tak starą, że nie warto nawet o niej wspominać.
Nie chodziło nawet o orgazm. Orgazm to nie wszystko.
Ważna była miłość.
Tamtej trzeba było bliskości, poczucia wspólnoty, pierwotnej radości.
Więc jej to dała z ochotą. Bo wiedziała, że to dobre.
Terapeutyczne.
Dała jej siłę. Oczyściła głowę, przygotowała na to, co musi nastąpić.
A może nic się nie stanie?
Nie ważne. Była tu i czuwała.
Tamta była bezpieczna. To wszystko.