sobota, 1 czerwca 2013

Podręcznik Eskimosa cz. 4 – Psi język, czyli lingwistyczna strona bitwy pod Grunwaldem.

 
Wiem, wiem. Chcecie poczytać dziś o CS’ach (czyli o sygnałach uspokajających, którymi psy sygnalizują pokojowe nastawienie). No przecież kiedyś obiecałam… A teraz zachowuję się, jakbym unikała tematu…
Nie unikam. Temat jednak wcale nie jest prosty. Oczywiście, mogłabym zrobić krótką listę i napisać, że ziewanie, węszenie, oblizywanie nosa mogą być sygnałami uspokajającymi, oczywiście tylko wtedy kiedy nie są po prostu ziewaniem, węszeniem czy oblizywaniem nosa…  No i wtedy kiedy nie są też niczym innym, na przykład NS’ami, czyli sygnałami negocjacyjnymi, albo DB’sami czyli zachowaniami zastępczymi. Ale temat CSów nie zasługuje na takie potraktowanie. Bo jak widać na powyższym przykładzie, ten sam sygnał w różnych okolicznościach może znaczyć kilka różnych rzeczy. A czasami może nie znaczyć nic. Są psy, które potrafią używać CS’ów i takie które ich nie znają i nie rozumieją. Każdy pies używa ich w inny, specyficzny sposób. Wiele, jeśli nie wszystkie czasem używa, a czasem nie. Uwierzcie mi: ten sam pies może zwykle pięknie się komunikować, a od czasu do czasu, jak troglodyta, bez żadnych wstępów przejść do zabijania.
Od czego więc zależy czy i kiedy psy używają sygnałów uspakajających? No i skąd je znają? Jak to możliwe, że psy na całym świecie w ten sam sposób używają pewnych znaków? Czy psi język jest naprawdę taki uniwersalny i nie zależy od rasy i wielkości zwierzęcia? A jeśli tak to czy da się uspokoić dzikiego lisa kiedy się zna CS’y? A wilka? A kojota? I od czego to zależy, że niektóre psy W OGÓLE CS'ów nie znają?
Żeby to wszystko zrozumieć, i dzięki temu w końcu zrozumieć język naszego własnego, ukochanego najlepszego przyjaciela, trzeba zacząć od samego początku. Czyli… od narodzin.
Kiedyś napisałam, że psi mózg działa w dwóch trybach: trybie instynktownym, kiedy reaguje bez zastanowienia, a jego komunikacja z otoczeniem jest niemożliwa albo bardzo ograniczona, i w trybie komunikacji, kiedy może świadomie używać sygnałów komunikacyjnych (to było przy okazji opisywania sekwencji łownej, która w dużej części odbywa się w trybie reaktywnym (instynktownym)). Napisałam wtedy, że jest to pewne uproszczenie. I było. Bo tak na prawdę tryby są TRZY.
Żeby zrozumieć jak działają najlepiej przyjrzeć się… człowiekowi. A tak. My też działamy w trzech trybach. Żeby się o tym przekonać wystarczy mały eksperyment. Weźcie w dłoń coś niewielkiego i miękkiego. Na przykład pluszową zabawkę. Macie? To teraz znajdźcie swojego męża/chłopaka/przyjaciółkę/siostrę itp., słowem człowieka, który Wam ufa. Podejdźcie na odległość rzutu pluszakiem i zadajcie tej osobie jakieś pytanie, które wymaga chwili zastanowienia przed odpowiedzią (np. „Czy bitwa pod Grunwaldem była w lipcu czy w sierpniu” albo „Czy ten statek kosmiczny, który się tak fatalnie zepsuł w czasie lotu na księżyc, to był Apollo 13 czy Adonis 13?”). I jak tylko ta osoba zrozumie o co pytacie, bez zapowiedzi rzućcie w jej kierunku pluszaka. Celując prosto w twarz (dlatego proszę, niech to będzie pluszak, a nie cegłówka. Nawet jeśli Wasz mąż/chłopak mocno sobie naskrobał). Czy zaatakowana osoba zacznie spokojnie udzielać odpowiedzi patrząc jak w jej stronę z dużą prędkością zmierza ciśnięty przez Was misio? Nie. Jestem pewna, że zamiast rozważać, od jakiego boga pochodziła nazwa rakiety kosmicznej, zaatakowany wyciągnął ramiona, aby osłonić głowę (ewentulanie złapać pluszaka). Taki gest obronny jest działaniem instynktownym. Mówi się, że ok. 70% (różne źródła różnie podają, widziałam też publikację, w której była mowa o 90%) naszej komunikacji to komunikacja niewerbalna, a więc znaki, które wysyłamy/odbieramy instynktownie: uniesieni brwi, rozszerzenie źrenic, instynktowne zachowania w obliczu zagrożenia czy nagłych impulsów (np. podskakiwanie, kiedy ktoś krzyknie "buuu" za naszymi plecami). Działania instynktowne to coś nad czym nie panujemy, czego nie umiemy udawać (no chyba, że specjalnie się tego uczymy). Z tymi zachowaniami się RODZIMY i nigdy nie musieliśmy się ich uczyć.
Natomiast kiedy już nasz chłopak/mąż/przyjaciółka ochłonie i zdołamy ją przekonać że nie jesteśmy psychopatycznymi mordercami na początku drogi, możemy powrócić do rozmowy o statkach kosmicznych czy wydarzeniach historycznych. Zapewne usłyszymy wtedy, że ta zepsuta rakieta nazywała się Apollo 13, a jej kosmonauci mimo wszystko powrócili na ziemię. W czasie tej miłej rozmowy, nasz mózg cały czas będzie się znajdował w trybie KOMUNIKACJI. Zarówno my jak i rozmówca, będziemy mieli świadomość naszych słów i pełny kontakt z otoczeniem. Będziemy wiedzieć gdzie jesteśmy i jaka jest pora dnia. Taki pełny kontakt z otoczeniem jest możliwy tylko wtedy, kiedy działamy w sposób świadomy, a nie instynktownie. Jeśli jednak pokłócimy się o nazwę tej rakiety (a w ślad za tym o inne, równie ważne rzeczy, takie jak wynoszenie śmieci czy oglądany właśnie kanał w telewizji) i emocje zaczną sięgać zenitu, świat w około zacznie znikać. Zapomnimy która jest godzina, i że zupa na gazie, że dziecko prosiło o kanapkę i że mieliśmy zadzwonić do mamy. Im wyższy poziom emocji tym mniejszy kontakt z otoczeniem. I tym więcej w naszym zachowaniu jest instynktu. To właśnie on może nas pchnąć w kierunku agresji (słownej czy fizycznej) kiedy emocje wezmą górę. W ekstremalnych sytuacjach dochodzi do „zbrodni w afekcie” czyli do takiego zachowania, gdzie bardzo silne emocje całkowicie przesłoniły rzeczywistość, uniemożliwiły nam kontakt w naszym własnym kodeksem etycznym, zablokowały świadomość i sprowokowały agresję której nie dało się kontrolować.
 Z naszymi psami jest identycznie. Mogą świadomie komunikować się z otoczeniem tylko, kiedy ich emocje są na niezbyt wysokim poziomie. Kiedy napięcie sięga zenitu żadna komunikacja nie jest możliwa. Nie ma możliwości żeby uspokoić mruganiem oczu psa, który jest w trakcie sekwencji łownej. On już żadnych mrugnięć, ziewnięć, niuchnięć ani całusków nie zrozumie. On jest zwyczajnie nieobecny. W takich chwilach interwencje, zamiast uspokajać mogą zadziałać jak wyzwalacz. Kiedy pies zasadza się na innego psa (lub sarnę) i już położył się na ziemi, skrada się, albo znieruchomiał i traktuje nas jak coś, co powinno zniknąć i nie przeszkadzać, szarpnięcie za smycz, zamiast go otrzeźwić wyzwoli atak. Podobnie jak dwa psy w wielkim napięciu obwąchują się wzajemnie. Widzimy sztywne nogi, napięte mięśnie i poruszanie się jak na szczudłach. W takiej chwili szarpnięcie za smycz w celu odciągnięcia od siebie delikwentów, zapewne sprowokuje wybuch agresji, i to u tego pociągniętego psa, nie u tego drugiego.
No dobrze. Wiemy już co to jest instynkt i kiedy się odzywa i co to jest tryb świadomego kontaktu/komunikacji z otoczeniem. Ale jest też trzeci tryb. A tak. No zastanówmy się przez chwilę: czemu właściwie pytanie o rakietę/bitwę pod Grunwaldem zadałaś/eś przed chwilą PO POLSKU? Przecież zapewne oboje znacie jakiś inny język, w którym od biedy moglibyście się komunikować (angielski, niemiecki, francuski, łacinę kuchenną…)? I czemu on/ona odpowiedział po polsku? Czy to było instynktowne, dlatego że urodziliście się Polakami? Nie. Nie mogło być instynktowne. Instynktowne są tylko te zachowania, które dziedziczycie. Nie należy do nich język. Polskie niemowlę adoptowane przez Niemców będzie mówić po niemiecku a nie po Polsku, bo języka się nie dziedziczy. W takim razie to wyuczone? No wszyscy czujemy, że nie do końca. Wiedza o statkach kosmicznych i wydarzenia roku 1410 są wyuczone, ale językiem polskim posługujemy się instynktownie, mimo, że nie urodziliśmy się znając go, a musieliśmy się go nauczyć. Jednak uczyliśmy się bardzo, bardzo wcześnie. W określonym momencie życia. Uczeni twierdzą, że tylko języki , które przyswoiliśmy przed 3 rokiem życia to języki natywne. Za ich używanie odpowiadają specjalne ośrodki w mózgu, inne niż za te, których uczyliśmy się później. Tylko językami natywnymi posłużymy się „odruchowo”, będą stanowiły nasz pierwszy wybór i użyjemy ich nawet w silnych emocjach. Podobnie zresztą  z systemem wartości i innymi rzeczami, których nauczyliśmy się do trzeciego roku życia. Takie wczesne uczenie, które następuje poprzez obserwację i naśladowanie nazywamy WDRUKOWYWANIEM (ang. inprinting). Zachowania wdrukowane są przez całe życie używane podobnie jak te instynktowne. Natywny język może być użyty w obliczu skrajnie intensywnych emocji. I to mimo tego że nie jest dziedziczny. Tak właśnie działa wdrukowywanie.
A co to ma do psów? Wszystko kochani. Wszystko.
Między 8 a 12 tygodniem życia następuje u psów (i kotów!!) okres, w którym WDRUKOWYWANE są najważniejsze, ale nie możliwe do pozyskania w procesie dziedziczenia, informacje. W tym okresie psy (i koty) SOCJALIZUJĄ SIĘ.
Czym jest socjalizacja? To jest właśnie nauczenia szczenięcia jak ma się zachowywać w stadzie psów oraz jak ma się komunikować z ludźmi. Między 8 a 12 tygodniem życia psy uczą się CS’ów, oraz wszystkich zachowań stadnych (takich jak pokazywanie uległości/dominacji, negocjowanie z innymi osobnikami rzeczy, którą by chciały mieć, np. zabawki czy gryzaka itp.) i wszystkich sygnałów komunikacyjnych. Jeśli szczenię przyswoi je prawidłowo między 8 a 12 tygodniem życia, będzie ich używać „instynktownie”, czyli nawet w obliczu silnych emocji. A jeśli nie? Wtedy pies będzie używać CS’ów, zachowań uległych i dominujących i innych sygnałów tylko w trybie komunikacji, czyli wtedy, kiedy emocje (strach, napięcie, agresja, instynkt łowny) są na tyle małe, że pies jest w stanie czerpać ze swojej wyuczonej wiedzy. A w obliczu silnych emocji zastosuje sekwencje instynktowne (strach = ucieczka, agresja = pościg, instynkt łowiecki = sekwencja łowna itp). Podobnie jest z socjalizacją z człowiekiem. Jeśli w okresie między 8 a 12 tygodniem życia szczenię będzie miało stały kontakt z człowiekiem, nauczy się, że pokazywania zębów przez ludzi i patrzenie w oczy nie jest groźbą (jaką by było ze strony innego psa) tylko uśmiechem, że przytulanie nie jest aktem dominacji (czym by było w sforze psów) tylko oznaką miłości, że „wiele gadania” nie jest szczekaniem z nerwów tylko szczebiotaniem z zachwytu nad pięknym psiuńkiem…
Tak jak do socjalizacji z człowiekiem niezbędny jest stały kontakt z człowiekiem właśnie, najlepiej różnej płci i wieku, tak przy socjalizacji z psami niezbędny jest kontakt z DOROSŁYMI osobnikami canis lupus familiaris, najlepiej różnej płci. A ponieważ przed 12 tygodniem szczenięta nie mają jeszcze wszystkich wymaganych szczepień, najlepiej aby w tym okresie miały stały kontakt ze swoją matką, ojcem oraz wujkami i ciociami z tego samego domu.  Szczenięta w tym okresie bardzo pilnie obserwują zachowania psów wobec siebie i wobec ludzi, ale też same wypróbowują zdobyte umiejętności komunikacyjne. Uczą się między innymi, na co można sobie pozwolić np. wobec silnego dominującego samca, którym zwykle jest ich ojciec, jak reagować na korektę (klapsa za złe zachowanie) od mamy czy cioci, jak pokazać uległość, jak wynegocjować zabawę i kiedy ją przerwać żeby emocje nie wzięły góry. Dlatego tak niezmiernie ważny jest kontakt i obserwacja więcej niż jednego dorosłego osobnika.
Po 12 tygodniu życia OKIENKO WDRUKOWYWANIA ZAMYKA SIĘ. Po trzecim miesiącu pies może intensywnie się uczyć, ale to, czego się nauczy, nigdy nie będzie używane odruchowo. Żeby używać wyuczonej wiedzy pies zawsze będzie potrzebował chwili namysłu i poziomu emocji, który pozwoli na „chłodną kalkulację”. Takiemu psu będzie trudniej:  aby żyć w zgodzie z innymi będzie musiał panować nad sobą znacznie bardziej niż jego prawidłowo socjalizowani koledzy. A ponieważ „próg przejścia” w tryb instynktowny, kiedy pies nie jest w stanie czerpać z wiedzy wyuczonej i komunikować się świadomie jest bardzo indywidualny (mamy psy impulsyne, z „gorącą głową”, którym wystarczy niewiele, żeby eksplodować i osobniki „wyluzowane”, których niewiele rusza), widzimy jakie przeogromne znaczenie ma właściwa SOCJALIZACJA.
No dobrze, mam nadzieję, że teraz rozumiecie, czemu nie chciałam po prostu podać listy CS'ów. Nie ma takiej listy, a raczej jest, tyle, że dla każdego psa inna: pełniejsza, bardziej uboga, pusta, wdrukowana lub wyuczona, uruchamiana "instynktownie" lub w wyniku przemyślanego działania... Opiszę ją następnym razem. A póki co czas na podsumowanie:
1.       Teraz chyba już dokładnie rozumiecie, dlaczego wiele organizacji pro-zwierzęcych nawołuje do nie kupowania zwierząt z pseudo hodowli, gdzie szczenięta są izolowane od ludzi i zwierząt, w tym od własnej matki, nie mają więc szansy na wdrukowanie właściwych zachowań. I tego się już nigdy nie nadrobi. Jak widzicie pseudo hodowle wyrządzają niepomierną krzywdę, nie tylko fizyczną. Zaniedbania psychiczne są równie ważne, a ich konsekwencje utrudnią egzystencję zarówno psu jak i jego właścicielowi na równi z wadami fizycznymi, na które narażone są te zwierzęta.
2.       Jeśli mamy wybór, szukajmy zarejestrowanej hodowli gdzie szczenięta mają kontakt zarówno z matką jak i z ojcem oraz stały kontakt z ludźmi.
3.       Nigdy nie zabierajmy do domu szczeniaka przed 12 tygodniem życia, bo izolując go od rodziców przerywany wdrukowywanie zachowań socjalnych (oczywiście wyjątkiem są sytuacje, kiedy psu grozi niebezpieczeństwo, albo kiedy w naszym domu pies będzie miał więcej socjalizacji niż w miejscu gdzie przebywał).
4.       Jeśli nasz pies został adoptowany w dorosłym wieku i nie znamy jego przeszłości, możemy mieć do czynienia z dwoma sytuacjami:
A)     Pies był prawidłowo socjalizowany, celowo lub zupełnie przypadkiem, bo choć urodził się „za stodołą” to miał szczęście i mógł w okienku 8-12 tygodni patrzeć na swoich wujków i ciocie, czyli inne podwórkowe „Burki”. A jeśli miał więcej szczęścia to w obejściu były dzieci albo (rzadziej) dorośli, które go głaskały i przytulały, i wdrukowały mu wszystkie ludzkie zachowania i reakcje. W takim wypadku mamy psa, który świetnie sobie radzi. Nie reaguje agresją ani lękiem na kontakty z innymi psami czy ludźmi. Umie „wyjść cało” nawet z trudnych konfrontacji. Mamy szczęście! Możemy spokojnie przejść do czytania o CS’ach. Jak się ich nauczymy, nasz pies poczuje ulgę. Bo zaczniemy w końcu mówić „po psiemu”!
B)      Pies nie był prawidłowo socjalizowany z innymi psami albo z ludźmi, albo z jednym i drugim. Wszystkiego, co umie, musiał nauczyć się sam. Możliwe, że zachowuje się nieprzewidywalnie w stosunku do ludzi czy zwierząt. Nie wiemy czy można mu ufać. Możliwe też, że wszystko jest ok. dopóki silne emocje nie wezmą góry (obecność suczki w rui, jedzenia, napięcie spowodowane strachem czy agresją, albo zbyt dużą fizyczną bliskością (psy są na to bardzo czułe. Napisze o tym przy innej okazji)) – a wtedy pies zmienia się w troglodytę. Może nie toleruje dzieci, albo bardzo boi się mężczyzn. Zła wiadomość jest taka, że nasz pupil miał prawdopodobnie trudne, samotne, nieszczęśliwe dzieciństwo. Dobra, że choć już nigdy nie wdrukujemy mu właściwych zachowań możemy go ich NAUCZYĆ. Kiedy on sam zauważy, że są inne sposoby na kontakty z pobratymcami niż instynktowna reakcja „fight or flight” (czyli uciekaj lub walcz) będzie się starał, żeby nie ponosiły go emocje. Zawsze przecież lepiej jest się dogadać. Będzie to od niego wymagało więcej samokontroli, tyle ile od nas wymaga rozmowa z Anglikiem/Niemcem/Francuzem w jego ojczystym języku. W takim wypadku na prawdę warto zabrać psa do psiej szkoły lub na zajęcia socjalizacyjne w grupie. Po kilku trudnych spotkaniach nastąpi przełom i zobaczycie, że nie tylko Wy ale i Wasz pies poczuje wielką ulgę.
No i po ostatnie: tak, jeśli poznamy CS’y to możemy uspokoić nimi dzikiego wilka (choć niekoniecznie lisa albo kojota, bo te zwierzęta w naturze nie są stadne, a więc ich zachowania socjalne są bardzo ubogie lub nawet żadne). Oczywiście, tylko jeśli w czasie spotkania z owym wilkiem, nasze emocje nie sięgną punktu, w którym instynktownie zastosujemy schemat „fight or flight” – w opcji „flight” czyli „UCIEKAJ!” Co jest niestety dość prawdopodobne, bo u ludzi psie CS’y zwykle nie są wdrukowane.
 
 
PS. A wiecie czemu "sekwencja łowna" należy do zachowań instynktownych? To proste: instynktowne zachowania to te, których nie musimy się uczyć (jedzenie, ssanie cycka, rozpoznawanie fizycznego zagrożenia, ucieczka kiedy czujemy lęk, seks itp.). Szczenię wilka czy psa, nawet wychowane w całkowitej izolacji od innych osobników swojego gatunku, potrafi upolować i zabić (choć nie będzie umiało robić tego stadnie, bo tego akurat musiałoby się nauczyć od swojego stada). Warto o tym pamiętać: nasze psy nie musiały uczyć się zabijać. One tą wiedzę odziedziczyły. Robią to instynktownie. Pamiętajmy o tym kiedy przedstawiamy im nasze domowe koty, ptaszki czy małe dzieci. Z procesu dziedziczenia nie wyklucza się nikogo po marnych kilkuset pokoleniach. Instynkt łowny można osłabić, ale nie da się go wyeliminować.
 
PS 2. Zdjęcia pochodzą z serwisu tapetus.pl. Mam nadzieję, że nie złamałam żadnego prawa :-)