Wiem, wiem. Chcecie poczytać dziś o CS’ach (czyli o
sygnałach uspokajających, którymi psy sygnalizują pokojowe nastawienie). No
przecież kiedyś obiecałam… A teraz zachowuję się, jakbym unikała tematu…
Nie unikam. Temat jednak wcale nie jest prosty. Oczywiście,
mogłabym zrobić krótką listę i napisać, że ziewanie, węszenie, oblizywanie nosa
mogą być sygnałami uspokajającymi, oczywiście tylko wtedy kiedy nie są po
prostu ziewaniem, węszeniem czy oblizywaniem nosa… No i wtedy kiedy nie są też niczym innym, na
przykład NS’ami, czyli sygnałami negocjacyjnymi, albo DB’sami czyli
zachowaniami zastępczymi. Ale temat CSów nie zasługuje na takie potraktowanie.
Bo jak widać na powyższym przykładzie, ten sam sygnał w różnych okolicznościach
może znaczyć kilka różnych rzeczy. A czasami może nie znaczyć nic. Są psy,
które potrafią używać CS’ów i takie które ich nie znają i nie rozumieją. Każdy
pies używa ich w inny, specyficzny sposób. Wiele, jeśli nie wszystkie czasem
używa, a czasem nie. Uwierzcie mi: ten sam pies może zwykle pięknie się komunikować,
a od czasu do czasu, jak troglodyta, bez żadnych wstępów przejść do zabijania.
Od czego więc zależy czy i kiedy psy używają sygnałów uspakajających?
No i skąd je znają? Jak to możliwe, że psy na całym świecie w ten sam sposób używają
pewnych znaków? Czy psi język jest naprawdę taki uniwersalny i nie zależy od
rasy i wielkości zwierzęcia? A jeśli tak to czy da się uspokoić dzikiego lisa
kiedy się zna CS’y? A wilka? A kojota? I od czego to zależy, że niektóre psy W
OGÓLE CS'ów nie znają?
Żeby to wszystko zrozumieć, i dzięki temu w końcu zrozumieć
język naszego własnego, ukochanego najlepszego przyjaciela, trzeba zacząć od
samego początku. Czyli… od narodzin.
Kiedyś napisałam, że psi mózg działa w dwóch trybach:
trybie instynktownym, kiedy reaguje bez zastanowienia, a jego komunikacja z
otoczeniem jest niemożliwa albo bardzo ograniczona, i w trybie komunikacji,
kiedy może świadomie używać sygnałów komunikacyjnych (to było przy okazji
opisywania sekwencji łownej, która w dużej części odbywa się w trybie
reaktywnym (instynktownym)). Napisałam wtedy, że jest to pewne uproszczenie. I
było. Bo tak na prawdę tryby są TRZY.
Żeby zrozumieć jak działają najlepiej przyjrzeć się…
człowiekowi. A tak. My też działamy w trzech trybach. Żeby się o tym przekonać
wystarczy mały eksperyment. Weźcie w dłoń coś niewielkiego i miękkiego. Na
przykład pluszową zabawkę. Macie? To teraz znajdźcie swojego
męża/chłopaka/przyjaciółkę/siostrę itp., słowem człowieka, który Wam ufa.
Podejdźcie na odległość rzutu pluszakiem i zadajcie tej osobie jakieś pytanie,
które wymaga chwili zastanowienia przed odpowiedzią (np. „Czy bitwa pod
Grunwaldem była w lipcu czy w sierpniu” albo „Czy ten statek kosmiczny, który
się tak fatalnie zepsuł w czasie lotu na księżyc, to był Apollo 13 czy Adonis
13?”). I jak tylko ta osoba zrozumie o co pytacie, bez zapowiedzi rzućcie w jej
kierunku pluszaka. Celując prosto w twarz (dlatego proszę, niech to będzie
pluszak, a nie cegłówka. Nawet jeśli Wasz mąż/chłopak mocno sobie naskrobał).
Czy zaatakowana osoba zacznie spokojnie udzielać odpowiedzi patrząc jak w jej
stronę z dużą prędkością zmierza ciśnięty przez Was misio? Nie. Jestem pewna,
że zamiast rozważać, od jakiego boga pochodziła nazwa rakiety kosmicznej, zaatakowany
wyciągnął ramiona, aby osłonić głowę (ewentulanie złapać pluszaka). Taki gest
obronny jest działaniem instynktownym. Mówi się, że ok. 70% (różne źródła
różnie podają, widziałam też publikację, w której była mowa o 90%) naszej komunikacji
to komunikacja niewerbalna, a więc znaki, które wysyłamy/odbieramy
instynktownie: uniesieni brwi, rozszerzenie źrenic, instynktowne zachowania w
obliczu zagrożenia czy nagłych impulsów (np. podskakiwanie, kiedy ktoś krzyknie
"buuu" za naszymi plecami). Działania instynktowne to coś nad czym nie panujemy,
czego nie umiemy udawać (no chyba, że specjalnie się tego uczymy). Z tymi
zachowaniami się RODZIMY i nigdy nie musieliśmy się ich uczyć.
Natomiast kiedy już nasz chłopak/mąż/przyjaciółka ochłonie i
zdołamy ją przekonać że nie jesteśmy psychopatycznymi mordercami na początku
drogi, możemy powrócić do rozmowy o statkach kosmicznych czy wydarzeniach
historycznych. Zapewne usłyszymy wtedy, że ta zepsuta rakieta nazywała się
Apollo 13, a jej kosmonauci mimo wszystko powrócili na ziemię. W czasie tej
miłej rozmowy, nasz mózg cały czas będzie się znajdował w trybie KOMUNIKACJI. Zarówno
my jak i rozmówca, będziemy mieli świadomość naszych słów i pełny kontakt z
otoczeniem. Będziemy wiedzieć gdzie jesteśmy i jaka jest pora dnia. Taki pełny
kontakt z otoczeniem jest możliwy tylko wtedy, kiedy działamy w sposób
świadomy, a nie instynktownie. Jeśli jednak pokłócimy się o nazwę tej rakiety
(a w ślad za tym o inne, równie ważne rzeczy, takie jak wynoszenie śmieci czy oglądany właśnie kanał w telewizji) i emocje zaczną sięgać zenitu, świat w około zacznie
znikać. Zapomnimy która jest godzina, i że zupa na gazie, że dziecko prosiło o
kanapkę i że mieliśmy zadzwonić do mamy. Im wyższy poziom emocji tym mniejszy
kontakt z otoczeniem. I tym więcej w naszym zachowaniu jest instynktu. To
właśnie on może nas pchnąć w kierunku agresji (słownej czy fizycznej) kiedy
emocje wezmą górę. W ekstremalnych sytuacjach dochodzi do „zbrodni w afekcie”
czyli do takiego zachowania, gdzie bardzo silne emocje całkowicie przesłoniły
rzeczywistość, uniemożliwiły nam kontakt w naszym własnym kodeksem etycznym,
zablokowały świadomość i sprowokowały agresję której nie dało się kontrolować.
Z naszymi psami jest
identycznie. Mogą świadomie komunikować się z otoczeniem tylko, kiedy ich emocje
są na niezbyt wysokim poziomie. Kiedy napięcie sięga zenitu żadna komunikacja
nie jest możliwa. Nie ma możliwości żeby uspokoić mruganiem oczu psa, który jest
w trakcie sekwencji łownej. On już żadnych mrugnięć, ziewnięć, niuchnięć ani
całusków nie zrozumie. On jest zwyczajnie nieobecny. W takich chwilach
interwencje, zamiast uspokajać mogą zadziałać jak wyzwalacz. Kiedy pies zasadza
się na innego psa (lub sarnę) i już położył się na ziemi, skrada się, albo
znieruchomiał i traktuje nas jak coś, co powinno zniknąć i nie przeszkadzać,
szarpnięcie za smycz, zamiast go otrzeźwić wyzwoli atak. Podobnie jak dwa psy w
wielkim napięciu obwąchują się wzajemnie. Widzimy sztywne nogi, napięte mięśnie
i poruszanie się jak na szczudłach. W takiej chwili szarpnięcie za smycz w celu
odciągnięcia od siebie delikwentów, zapewne sprowokuje wybuch agresji, i to u
tego pociągniętego psa, nie u tego drugiego.
No dobrze. Wiemy już co to jest instynkt i kiedy się odzywa
i co to jest tryb świadomego kontaktu/komunikacji z otoczeniem. Ale jest też
trzeci tryb. A tak. No zastanówmy się przez chwilę: czemu właściwie pytanie o
rakietę/bitwę pod Grunwaldem zadałaś/eś przed chwilą PO POLSKU? Przecież zapewne
oboje znacie jakiś inny język, w którym od biedy moglibyście się komunikować (angielski,
niemiecki, francuski, łacinę kuchenną…)? I czemu on/ona odpowiedział po polsku?
Czy to było instynktowne, dlatego że urodziliście się Polakami? Nie. Nie mogło
być instynktowne. Instynktowne są tylko te zachowania, które dziedziczycie. Nie
należy do nich język. Polskie niemowlę adoptowane przez Niemców będzie mówić po
niemiecku a nie po Polsku, bo języka się nie dziedziczy. W takim razie to wyuczone?
No wszyscy czujemy, że nie do końca. Wiedza o statkach kosmicznych i wydarzenia
roku 1410 są wyuczone, ale językiem polskim posługujemy się instynktownie,
mimo, że nie urodziliśmy się znając go, a musieliśmy się go nauczyć. Jednak
uczyliśmy się bardzo, bardzo wcześnie. W określonym momencie życia. Uczeni
twierdzą, że tylko języki , które przyswoiliśmy przed 3 rokiem życia to języki
natywne. Za ich używanie odpowiadają specjalne ośrodki w mózgu, inne niż za te, których
uczyliśmy się później. Tylko językami natywnymi posłużymy się „odruchowo”, będą
stanowiły nasz pierwszy wybór i użyjemy ich nawet w silnych emocjach. Podobnie
zresztą z systemem wartości i innymi
rzeczami, których nauczyliśmy się do trzeciego roku życia. Takie wczesne
uczenie, które następuje poprzez obserwację i naśladowanie nazywamy WDRUKOWYWANIEM
(ang. inprinting). Zachowania wdrukowane są przez całe życie używane podobnie jak
te instynktowne. Natywny język może być użyty w obliczu skrajnie intensywnych
emocji. I to mimo tego że nie jest dziedziczny. Tak właśnie działa wdrukowywanie.
A co to ma do psów? Wszystko kochani. Wszystko.
Między 8 a 12 tygodniem życia następuje u psów (i kotów!!)
okres, w którym WDRUKOWYWANE są najważniejsze, ale nie możliwe do pozyskania w
procesie dziedziczenia, informacje. W tym okresie psy (i koty) SOCJALIZUJĄ SIĘ.
Czym jest socjalizacja? To jest właśnie nauczenia
szczenięcia jak ma się zachowywać w stadzie psów oraz jak ma się komunikować z
ludźmi. Między 8 a 12 tygodniem życia psy uczą się CS’ów, oraz wszystkich
zachowań stadnych (takich jak pokazywanie uległości/dominacji, negocjowanie z
innymi osobnikami rzeczy, którą by chciały mieć, np. zabawki czy gryzaka itp.)
i wszystkich sygnałów komunikacyjnych. Jeśli szczenię przyswoi je prawidłowo
między 8 a 12 tygodniem życia, będzie ich używać „instynktownie”, czyli nawet w
obliczu silnych emocji. A jeśli nie? Wtedy pies będzie używać CS’ów, zachowań
uległych i dominujących i innych sygnałów tylko w trybie komunikacji, czyli
wtedy, kiedy emocje (strach, napięcie, agresja, instynkt łowny) są na tyle małe,
że pies jest w stanie czerpać ze swojej wyuczonej wiedzy. A w obliczu silnych
emocji zastosuje sekwencje instynktowne (strach = ucieczka, agresja = pościg, instynkt łowiecki = sekwencja łowna itp). Podobnie
jest z socjalizacją z człowiekiem. Jeśli w okresie między 8 a 12 tygodniem
życia szczenię będzie miało stały kontakt z człowiekiem, nauczy się, że
pokazywania zębów przez ludzi i patrzenie w oczy nie jest groźbą (jaką by było
ze strony innego psa) tylko uśmiechem, że przytulanie nie jest aktem dominacji
(czym by było w sforze psów) tylko oznaką miłości, że „wiele gadania” nie jest
szczekaniem z nerwów tylko szczebiotaniem z zachwytu nad pięknym psiuńkiem…
Tak jak do socjalizacji z człowiekiem niezbędny jest stały
kontakt z człowiekiem właśnie, najlepiej różnej płci i wieku, tak przy
socjalizacji z psami niezbędny jest kontakt z DOROSŁYMI osobnikami canis lupus familiaris, najlepiej
różnej płci. A ponieważ przed 12 tygodniem szczenięta nie mają jeszcze
wszystkich wymaganych szczepień, najlepiej aby w tym okresie miały stały kontakt
ze swoją matką, ojcem oraz wujkami i ciociami z tego samego domu. Szczenięta w tym okresie bardzo pilnie obserwują
zachowania psów wobec siebie i wobec ludzi, ale też same wypróbowują zdobyte
umiejętności komunikacyjne. Uczą się między innymi, na co można sobie pozwolić np.
wobec silnego dominującego samca, którym zwykle jest ich ojciec, jak reagować
na korektę (klapsa za złe zachowanie) od mamy czy cioci, jak pokazać uległość,
jak wynegocjować zabawę i kiedy ją przerwać żeby emocje nie wzięły góry.
Dlatego tak niezmiernie ważny jest kontakt i obserwacja więcej niż jednego
dorosłego osobnika.
Po 12 tygodniu życia OKIENKO WDRUKOWYWANIA ZAMYKA SIĘ. Po
trzecim miesiącu pies może intensywnie się uczyć, ale to, czego się nauczy,
nigdy nie będzie używane odruchowo. Żeby używać wyuczonej wiedzy
pies zawsze będzie potrzebował chwili namysłu i poziomu emocji, który pozwoli
na „chłodną kalkulację”. Takiemu psu będzie trudniej: aby żyć w zgodzie z innymi będzie musiał panować
nad sobą znacznie bardziej niż jego prawidłowo socjalizowani koledzy. A
ponieważ „próg przejścia” w tryb instynktowny, kiedy pies nie jest w stanie
czerpać z wiedzy wyuczonej i komunikować się świadomie jest bardzo indywidualny
(mamy psy impulsyne, z „gorącą głową”, którym wystarczy niewiele, żeby
eksplodować i osobniki „wyluzowane”, których niewiele rusza), widzimy jakie
przeogromne znaczenie ma właściwa SOCJALIZACJA.
No dobrze, mam nadzieję, że teraz rozumiecie, czemu nie chciałam po prostu podać listy CS'ów. Nie ma takiej listy, a raczej jest, tyle, że dla każdego psa inna: pełniejsza, bardziej uboga, pusta, wdrukowana lub wyuczona, uruchamiana "instynktownie" lub w wyniku przemyślanego działania... Opiszę ją następnym razem. A póki co czas na podsumowanie:
1.
Teraz chyba już dokładnie rozumiecie, dlaczego
wiele organizacji pro-zwierzęcych nawołuje do nie kupowania zwierząt z pseudo
hodowli, gdzie szczenięta są izolowane od ludzi i zwierząt, w tym od własnej
matki, nie mają więc szansy na wdrukowanie właściwych zachowań. I tego się już
nigdy nie nadrobi. Jak widzicie pseudo hodowle wyrządzają niepomierną krzywdę,
nie tylko fizyczną. Zaniedbania psychiczne są równie ważne, a ich konsekwencje
utrudnią egzystencję zarówno psu jak i jego właścicielowi na równi z wadami
fizycznymi, na które narażone są te zwierzęta.
2.
Jeśli mamy wybór, szukajmy zarejestrowanej hodowli gdzie
szczenięta mają kontakt zarówno z matką jak i z ojcem oraz stały kontakt z
ludźmi.
3.
Nigdy nie zabierajmy do domu szczeniaka przed 12
tygodniem życia, bo izolując go od rodziców przerywany wdrukowywanie zachowań
socjalnych (oczywiście wyjątkiem są sytuacje, kiedy psu grozi
niebezpieczeństwo, albo kiedy w naszym domu pies będzie miał więcej
socjalizacji niż w miejscu gdzie przebywał).
4.
Jeśli nasz pies został adoptowany w dorosłym
wieku i nie znamy jego przeszłości, możemy mieć do czynienia z dwoma sytuacjami:
A)
Pies był prawidłowo socjalizowany, celowo lub
zupełnie przypadkiem, bo choć urodził się „za stodołą” to miał szczęście i mógł
w okienku 8-12 tygodni patrzeć na swoich wujków i ciocie, czyli inne podwórkowe
„Burki”. A jeśli miał więcej szczęścia to w obejściu były dzieci albo (rzadziej)
dorośli, które go głaskały i przytulały, i wdrukowały mu wszystkie ludzkie
zachowania i reakcje. W takim wypadku mamy psa, który świetnie sobie radzi. Nie
reaguje agresją ani lękiem na kontakty z innymi psami czy ludźmi. Umie „wyjść
cało” nawet z trudnych konfrontacji. Mamy szczęście! Możemy spokojnie przejść
do czytania o CS’ach. Jak się ich nauczymy, nasz pies poczuje ulgę. Bo
zaczniemy w końcu mówić „po psiemu”!
B)
Pies nie był prawidłowo socjalizowany z innymi
psami albo z ludźmi, albo z jednym i drugim. Wszystkiego, co umie, musiał
nauczyć się sam. Możliwe, że zachowuje się nieprzewidywalnie w stosunku do
ludzi czy zwierząt. Nie wiemy czy można mu ufać. Możliwe też, że wszystko jest ok.
dopóki silne emocje nie wezmą góry (obecność suczki w rui, jedzenia, napięcie spowodowane
strachem czy agresją, albo zbyt dużą fizyczną bliskością (psy są na to bardzo
czułe. Napisze o tym przy innej okazji)) – a wtedy pies zmienia się w
troglodytę. Może nie toleruje dzieci, albo bardzo boi się mężczyzn. Zła
wiadomość jest taka, że nasz pupil miał prawdopodobnie trudne, samotne,
nieszczęśliwe dzieciństwo. Dobra, że choć już nigdy nie wdrukujemy mu
właściwych zachowań możemy go ich NAUCZYĆ. Kiedy on sam zauważy, że są inne
sposoby na kontakty z pobratymcami niż instynktowna reakcja „fight or flight”
(czyli uciekaj lub walcz) będzie się starał, żeby nie ponosiły go emocje.
Zawsze przecież lepiej jest się dogadać. Będzie to od niego wymagało więcej samokontroli,
tyle ile od nas wymaga rozmowa z Anglikiem/Niemcem/Francuzem w jego ojczystym
języku. W takim wypadku na prawdę warto zabrać psa do psiej szkoły lub na zajęcia socjalizacyjne w grupie. Po kilku trudnych spotkaniach nastąpi przełom i zobaczycie, że nie tylko Wy ale i Wasz pies poczuje wielką ulgę.
No i po ostatnie: tak, jeśli
poznamy CS’y to możemy uspokoić nimi dzikiego wilka (choć niekoniecznie lisa
albo kojota, bo te zwierzęta w naturze nie są stadne, a więc ich zachowania
socjalne są bardzo ubogie lub nawet żadne). Oczywiście, tylko jeśli w czasie
spotkania z owym wilkiem, nasze emocje nie sięgną punktu, w którym instynktownie zastosujemy schemat „fight or flight” – w opcji „flight” czyli „UCIEKAJ!”
Co jest niestety dość prawdopodobne, bo u ludzi psie CS’y zwykle nie są wdrukowane.