wtorek, 22 października 2013

Bzik


Zaczęło się gdzieś na przełomie zimy i wiosny. Odwiedziłam bliskich, którzy zadoptowali psa i przypomniałam sobie jak dobrze jest mieć psie towarzystwo. Kocham koty i jestem z nimi bardzo związana, ale wiem z doświadczenia, że zupełnie inną relację człowiek może nawiązać z psem, a inną z kotem. Nie lepszą lub gorszą - inną.

Trafiłam w sieci na fragment książki "Psy z piekła rodem", pożyczyłam książkę z biblioteki i powolutku zaczął we mnie kiełkować bzik. Gdyby tak zerknąć do mojej historii bibliotecznej to wyraźnie będzie można zobaczyć jak rodziło sie uzależnienie; ksiązka wypożyczona w kwietniu, prolongowana w maju, oddana w czerwcu została ponownie pożyczona w lipcu, by wrócić na półkę biblioteki we wrześniu. I to nie jest tak, że w domu leżała nikomu niepotrzebna. Czytałam ją ja, pożyczałam (wmuszałam) znajomym, niemalże mi się śniła;-)

Zwróciłam baczniejszą uwagę na Fundację Adopcje Malamutów i rozpoczęliśmy domowe dyskusje. Nie jest łatwo zdecydować się na zaproszenie do domu obcego, dużego psa, jeśli ma się w tym domu koty. Rozpieszczone, wychuchane, funkcjonujące na prawach władców świata. Rozmowy cichły, by za niedługi czas powrócić i w końcu ustaliliśmy - zapytamy o możliwość zostania Domem Tymczasowym dla starszego, potrzebującego pomocy psa. Warunkiem koniecznym była psia kociolubność.

Rozmowy, mnóstwo wiadomości wymienianych z osobami z FAM, arkusz ankiety przedadopcyjnej, wizyta i akceptacja naszego domu. Zaproponowano nam psa, przeprowadzono sprawdzian "na koty" i zaczęło się kilkudniowe czekanie. Trochę nierzeczywista wydawała się myśl o tym, że zamieszka z nami pies.

11 października 2013 roku, popołudniu, po raz pierwszy próg naszego mieszkania przekroczyła Sara. Psina słusznych rozmiarów, z jęzorem na brodzie, kitą jak u lisa (tylko odpowiednio większą) delikatnie wprawioną w ruch.
Dużo spacerujemy. Choć Sara jest śpiochem i nie zawsze ma chęć wybrać się na przechadzkę po 5 rano, zabieram ją na poranne obwąchanie osiedla. Później na spacer idzie około południa, a jeszcze później - koło 18. Ostatnie wędrowanie dnia (najobfitsze w nowe znajomości) Sara ma zapewnione około 22. Później śpi zaciekle chrapiąc do rana.
Relacje między nią i kotami powoli się normalizują. Nawet jeśli wykazuje zbyt duże zainteresowanie to koty nie pozwalają jej na zbyt wiele - syczą na nią, prychają, a ona okrzyczana odsuwa się od nich. Na spacerach jest cudna - nie zaczepia innych psów, co chwila radośnie spogląda w naszą stronę, biegnie w sobie wiadomych interesach na trawniki i w różne chaszcze. Ogon dumnie podniesiony do góry podskakuje w rytm kroków, łopatki (widoczne coraz bardziej) równo pracują, a łapki, czasami nieumiejące znaleźć właściwej kolejności, drepczą dzielnie przez 15-20 km dziennie.
Wiemy, że to dopiero początek. Pierwszy miesiąc i zachowanie po nim pokazują oblicze zwierzaka. Mamy nadzieję, że nasz upór i konsekwencja sprawią, że Sara będzie się czuła u nas jak najlepiej i że uda się wykształcić pozytywne (by nie rzec doskonałe) relacje koty-pies. Trzymajcie, proszę, kciuki:-)

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że Sara niedługo będzie najlepszym przyjacielem kotów! Chętnie o tym przeczytamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest dobrze, nie ma wojny więc może być tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolanto,
    ja bym chciała, zeby już tak było. Bardzo bym chciała...

    Cynthio,
    mam nadzieję:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja trzymam te kciuki, choć koty pewnie nie trzymają. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Magdaleno, może i nie trzymają, ale jest już coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń