czwartek, 29 stycznia 2015

Być adoptowanym piesełem.....


Jak to jest być porzuconym psem? Jak to jest być niechcianym psem? Jak to jest być bitym i głodzonym psem?
Jak to jest po wielu dniach samotności znaleźć dom? Jak to jest znaleźć taki dom, że wszyscy w tym domu głaszczą, przytulają i dbają o to aby miska była pełna i przepyszne smaczki czasem trafiały do brzuszka?
Nie pamiętam do dziś skąd pochodzę, mam w uchu tatuaż N371...nie wiem jak znalazł sie u mnie u mnie ten napis...chyba gdzieś mieszkałam, miałem dom ale wydaje mi się że nie było mi tam dobrze....
błąkałem się bez celu, kiedy jakiaś człowieczka z hasiorkiem zaczęła biec za mną, cmokać do mnie i wołać "Bangi"..a ja sobie biegłem dalej...ludzie schodzili mi z drogi...bo chyba się mnie bali... a ta człowieczka  z suczką biegły  za mną cały czas, po jakims czasie miałem już bardzo mało siły i człowieczka mnie złapała…
Zabrała mnie do domu, dała pić i jeść, chciało mi się spać, ale się bałem zasnąć, hasiorka przedstawiła się – nazywała się Rika i mówiła, że się zgubiłem , że jej człowieki znajdą mój dom… ale ja nie chciałem aby znaleźli mój dom…bo nie było mi tam dobrze, dlatego uciekłem…chciałem trafić do Alaskańskiego Raju gdzie nie bije się alaska nów ani innych piesełów, gdzie nie pozwala się aby miska była pusta…Rika powiedziała, że coś się i na to poradzi
Człowieki przejęci jaki to ja jestem duży i jaki spokojny – dzwonili gdzieś ciągle i potem jedna z nich powiedziała „to nie Bangi – on jest w domu"  Uśmiechneła się do mnie,, pogłaskała i leciutko przytuliła i poczułem takie ciepło na sercu…
Człowieczka zabrała mnie do auta i pojechaliśmy w drogę – chciałem aby to była droga do Raju. Wygodnie mi było na tylnim siedzeniu, nie chciałem iść już nigdzie ale ona do mnie mówiła spokojnym głosem „no chodź Duży idziemy do domku, nie stanie się Tobie krzywda” .Nowy dom - znów jedzonko, miękkie łóżko, a kobietka pozwoliła mi drzemać na nim. Ale zachciało mi się siku…człowieczka mnie nie rozumiała, a ja wyraźnie mówiłęm, że muszę wyjść..jak wstała to z radości podszczypałęm  ja zebami…chyba się lekko wystraszyła chociaż starała się tego nie pokazać. Po kilku minutach wyszliśmy do lasku na krótki spacer i człowieczka zrozumiała co chciałem jej powiedzieć…nooo chyba się z nia dogadam.
Na drugi dzień pojechełem z człowieczką po suczkę - nie chciałem aby wsiadała do auta - warkłem sobie a co mi będzie suczysko siadało na moje tylnie siedzenie. Ojej człowieczka podniosła głos na mnie, że nie wolno tak robić..no dobra nie zrobiłem tak już a suczka siadła sobie i miejsca starczyło dla wszystkich. Pomimo, iż to był podniesiony głos to nie był to głos z wściekłością na mnie… Niespotykane to dla mnie… Pojechaliśmy do weterynarza, badał mnie, zważył - niespełna 40 kg, polał mi coś na kark i znalazł w uchu tatuaż...
W domu człowieczka dzwoniła gdzieś w mojej sprawie, ale chyba nikt o mnie nic nie wiedział.
Z dnia na dzień spało mi się w tym domku coraz lepiej, z czasem przestałem zrywać sie na cztery łapy przy każdym stuknięciu. Człowieki zaczęli na mnie wołać Maniek...stwierdziłem, że fajnie tak i po kilku razach już reagowałem na to imię. Po kilku dniach okazało się, że moje prośby zostały spełnione i znalazłem się w Alaskańskim Raju – to był mój raj! Miałem mamę i siostrę i jeszcze innych człowieków w rodzinie. Po kilku miesiącach podczas wizyty u weterynarza okazało się,  ważę trochę ponad 50 kilo i chociaż nie jestem już najmłodszy jak powiedział weterynarz mam około 7-8 lat to zdrowy ze mnie pieseł.Nie brakowało już mi jedzenia ani drapanek ani przytulanek. Z reguły dogadywałem się z Riką. Czasem się pokłóciliśmy jak to rodzeństwo
J



Rika przynosiła mi różne dziwne rzeczy z którymi biegała, przynosiła do mnie, zabierała, uciekała i znów przynosiła a ja nie wiedziałem co z nimi robić.
Mówili na mnie różnie: "Maniek, Manfred, Manio, Maniuś, Duży, Niuniek" a mnie sie wszystko podoba...szczególnie jak wołali... ja przychodzę i dostaję smakołyki mniam 
J
Jeździliśmy na fajne wycieczki, byliśmy na zawodach psich zaprzęgów , ale ja nie biegałem, bo nie bardzo mi się to podobało. Rika startowała z człowieczką.
Mieszkaliśmy naprzeciw lasku, za którym było jęziorko.  Oprócz zimy, kiedy było zamarzniete jęziorko można było moczyć łapki i pic wodę.



Po niecałych pięciu latach od znalezienia nowej rodziny zaczęły się u mnie problemy ze stawami. Coraz bardziej bolały mnie tylne łapki. Coraz trudniej było mi chodzić. Często bywaliśmy u weterynarza.  Dostawałem różne leki. Niektóre pomagały bardziej – inne mniej.  Ból stawał się tak silny, że czasem płakałem, a moja człowieczka płakała ze mną.
 Jesienią dostałem lekarstwa po których zrobiło mi się lepiej, ale nie trwało to długo i mój stan się ponownie pogarszał. Płakałem ja, płakała mama.
Rozmawiała do mnie dużo, zdażało się że spała ze mną na podłodze. Potem zaczęła mnie przepraszać, że nie może znaleźć dla mnie innego rozwiązania. Pojechaliśmy do weterynarza. Mama była cały czas blisko i mnie tuliła i płakała. Byłem dzielny chociaż łapki mnie bolały. Poczułem ukucie. Zrobiło mi się lekko. Już mnie nic nie bolało…tylko serducho mnie bolało bo widziałem, że mama płacze nade mną. Wołałem do niej, że jest mi tu dobrze, że tam jest Tęczowy Most, za który sobie pójdę i będę czekał na nią. 
Biegam sobie tam teraz, wiem już do czego służą piłki i patyki, potrafię się nimi bawić.
Widziałem, że mama jest smutna….po 3 miesiącach zesłałem jej mamutka aby się nią opiekował i aby ona się nim opiekowała. Wiedziałem, że oboje potrzebują siebie. Bajer stracił ponownie dom i potrzebował Alaskańskiego Raju, a mama ….
Wiedziałem, że jak odwiedzi Bajera to zrobi wszystko aby zabrać go do swojego nowego domu w Wikingowie. I tak się stało, ale to już Wam Bajer opowiada…..
W Raju za Tęczowym Mostem jest (prawie) perfekcyjnie….Te pieseły, które mają tu swoich człowieków biegają sobie po obłoczkach razem i jest dla nich perfekcyjnie, a reszta piesełów razem ze mną biega beztrosko i czeka….na tą dłoń, która znów podrapie za uszkiem i ciepły głos, który powie „kocham cie pieseczku”.

PSIA DUSZA
To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem, że pies
to czasem więcej jest niż człowiek.
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz -
Psia dusza większa jest od psa.
My mamy dusze kieszonkowe –
maleńka dusza, wielki człowiek.
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba,
to niedaleko pies wyrusza.
Przecież przy tobie jest psie niebo,
z tobą zostaje jego dusza.
Wiersz Barbary Borzymowskiej


Maniek był u mnie od 7.10.2007, a odszedł 28.01.2013.
Tęsknię Maniusiu! Czekaj na mnie! M.

środa, 28 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 37 Panzoocja




37 Panzoocja 




Zabawne, ale nie zdenerwowała się tak jak to miała w zwyczaju, zwykle w takich niekomfortowych sytuacjach traciła panowanie nad sobą. Niesamowite, że nie wytrąciło jej z równowagi spotkanie z natarczywym pijaczkiem w środku nocy. To wszystko było dziwne ona bosa z płaszczem narzuconym na seksowną koszulkę i pies, który dosłownie spadł im z nieba. Za to, gardło ściskało niczym szalik, wzruszenie. To małe, kudłate stworzonko próbowało ją bronić przed pijanym, wielkim mężczyzną. Mała bohaterka. Jak takiej nie kochać?
-Leeloo jesteś cudem- szepnęła małej do uszka i wróciły do mieszkania.
Leon leżał już w ich wygodnym, cudownym łóżku.
Położyła małą na dywanik a sama na paluszkach weszła do łazienki, by umyć stopy. Po mimo zmęczenia nie odważyłaby się położyć z takimi nogami. Zbyt dobrze się znała, najpierw targałyby nią wyrzuty sumienia, potem w końcu poszłaby umyć te nogi, a na końcu zmieniłaby jeszcze pościel

-I??- Spytał Leon
-Nic, wszystko gra. A nawet lepiej.
-Co lepiej?- Zaciekawił się.
-Broniła mnie, cudna jest.
-Broniła?- Zdziwił się.
-No..
-Przed, czym?- Podniósł głowę.
-Pijakiem i jego cyganką.
-Co??
-Nie wiem, prawdę miała mi powiedzieć, ale jej nie znał, a potem się okazało, że obiecała mu za dziesięć złotych kobietę na noc i twierdził, że Leeloo to warczący kot.
-Ty coś brałaś?
-Nie, ale świat opanowała panzoocja- Poczuła jak bardzo jest zmęczona, powieki same się zamykały, nie chciało się już rozmawiać.- Wszyscy wokół chleją
-Co do cholery panzoocja?- Leon, aż usiadł z wrażenia
-Epidemia chorób zwierzęcych
Było ciemno, więc nie widziała jego miny. Może to i lepiej. Na pewno lepiej.
-Specjalistka od chorób się znalazła- zamamrotał- wariatka, co wyczytała gdzieś trudne słowo i teraz nim szasta bez związku i przyczyny.
Nie opowiedziała tak na wszelki wypadek. Była zbyt zmęczona na dyskusję.
-Panzoocja też mi coś – prychnął jeszcze Leon.
Nawet nie musiała starać się by usnąć. Natychmiast odpłynęła. Bolał ją palec u nogi. Dlaczego? Przecież spała. Nie uderzyła się, ani nic w tym rodzaju.
Powinna sprawdzić, ale niemiała siły podnieść powiek, była zbyt zmęczona, chciało się jej spać.
-Au- wrzasnęła. Ktoś wbijał jej igły w palce. Leon? Rozszumiały się wierzby płaczące?
Nie, skąd by się wzięło tutaj to babsko, otworzyła jednak oko.
Było buro i szarawo. Bardzo wcześnie. Dużo za wcześnie. Nieprzyzwoicie wcześnie. Powinna spać.
Nie musiała się zbyt wysilać, bez trudu dostrzegła swojego oprawcę.
Leeloo wcale się nie kryła. Uśmiechnięta, nieprzyzwoicie pełna energii wpatrywała się w swoją, nową panią.

niedziela, 25 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 36 Cyganka prawdę ci powie.



36 Cyganka prawdę ci powie


Nie było to dobra pora na takie spotkanie. Nigdy nie była dobra. Prawdę mówiąc miała koszmarnego pecha.
Pijaczek zauważając ją, jakimś cudem skorygował swój kurs i linią tylko lekko łamaną ruszył w jej kierunku.
Nie mogła uciekać. Nawet gdyby chciała. Leeloo właśnie mocno skupiona próbowała opróżnić swoje małe kiszeczki.
Porażka. Nie miała wyjścia musiała stawić czoła sytuacji.
Przybrała w jej mniemaniu zupełnie obojętną i wyluzowaną pozę. Tak jakby ten zagubiony na mętnych wodach życia, pijany okręt nie robił na niej wrażenia. Miała jeszcze odrobinę nadziei, że mężczyzna złapie niespodziewanie wiatr w żagle, zrobi zwrot przez rufę i odpłynie w ciemną noc, w sobie tylko znanym kierunku. Oszczędzając jej tym samym nieprzyjemnego spotkania.
Nic z tego. Parł do przodu niczym taran walczący z niewidzialną ścianą. Zawziął się a Leeloo trzymała ją w tym miejscu niczym kotwica. Pijany mężczyzna jedną ręka przyczesywał rachityczną, zarzuconą przez łysiejąca czaszkę grzywkę, drugą próbował utrzymać względną równowagę ciała.
Nie miała już złudzeń. Nie ominie jej.
Przystanął o krok od Anki poprawił kołnierzyk mocno sfatygowanej, pamiętającej chyba czasy średniowiecza koszuli. Przejechał po szczeciniastych policzkach i ruszył powoli przed siebie.
Spojrzał na nią i wybełkotał
-Cyganka prawdę ci powie,
Cyganka? – zdziwiła się, nie takiej zaczepki oczekiwała, na takie słowa nie była przygotowana- Pijaczek wziął ją za cygankę? Czy może tylko reklamuje usługi jakieś znajomej?
Nie miała pojęcia, dlatego na wszelki wypadek spytała
-Która?
-Która?- Teraz on się zdziwił- Papieroska piękna pani ma?
-Która cyganka prawdę powie?- Uściśliła swoje pytanie.
-Po, co ma mówić? Źle jest?- Próbował popatrzeć jej prosto w oczy, ale to było trudne w sytuacji, gdy nie potrafił utrzymać się w pionie.
-To pan zachwalał cygankę.
-Ja nie znam żadnej cyganki- wybełkotał- papieroska bym zapalił. Podzieli się piękna pani z potrzebującym.
Zakołysał się malowniczo, zrobił krok w tył, złapał równowagę i znowu był blisko Anki. Jaj dla niej stanowczo za blisko.
-Nie mam, nie palę to niezdrowe.
-Patrzcie, nie pali to, co tak stoi? Czeka na kogoś?- Dopytywał się kołysząc na boki niczym trzcina szarpana wiatrem.
-Tak, na chłopaka zazdrosny jest, więc niech pan już idzie.- Próbowała go spławić.
-Pięknego ma pani kotka- stwierdził niewzruszony
-Nie mam kota.
-A to, co jak nie kot?- Wskazał palcem Leeloo- Kici, kici
Leeloo wyszczerzyła ząbki przypominające igiełki i zawarczała na pijaczka.
-Zły kotek, myszki trzeba łapać a nie srać na trawniki- stwierdził i ruszył przed siebie- Zły kotek a cyganki to parszywe kłamczuchy. Piękna babę na noc obiecywała, da pan dziesiątaka a dziewczyna sama przylezie. Warczący kot przylazł a nie kobita. Stracony dziesiątak a papierosów ni ma.

środa, 21 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 35 Krynolina.



35 Krynolina



-Pewnie jest bardzo głodna, nie dawaj jej za dużo żeby się nam natychmiast nie rozchorowała- przytomnie zauważył Leon.
-Ładna jest prawda?- Jak dla niej malutka była najpiękniejszym psem na świecie. Wymarzonym, a co najważniejsze jej własnym.
-Nie- stwierdził stanowczo Leon.
-Nie?- Spytała z niedowierzaniem, jej Leon nie mógł być aż tak ślepy i nieczuły. To nie możliwe żeby taka kochana kruszynka nie ukradła mu serca.
-Ona dopiero będzie ładna, jak ją odkarmimy, umyjemy, zdezynfekujemy, umyjemy zdezynfekujemy i umyjemy. Teraz śmierdzi i jest tak brudna, że normalnie można ją pomylić z bronią biologiczną dużego zasięgu.
-To się przyzwyczajaj, dziś jej nie wykąpiemy, bo to za dużo stresu jak na takiego malucha. Zresztą podobno jesteś tak zmęczony, że usypiasz na stojąco, więc nie powinno ci to specjalnie przeszkadzać- realnie oceniła sytuację.
-Niby prawda, ale z rana wolałbym nie wyglądać jak kiszony ogórek przez te opary. Przytomność umysłu też raczej mi się przyda w pracy. Jutro ważny dzień nie mogę zawalić tej umowy, bo stracę pracę i pójdziemy mieszkać pod most. Też będziemy śmierdzieć cudnie i intensywnie, oraz wyglądać tak elegancko jak ona. – Poetycko przedstawił wizję ich wspólnej przyszłości.
-Moja mała księżniczka- podrapała małą za uchem.
-Dobrze moje księżniczki krynolina na tyłek i lecicie sikać.
Ankę z wrażenia wmurowało w podłogę, o czym on mówił?
-No, z gołym tyłkiem latać po mieście nie będziesz- wytłumaczył, co miał na myśli- chyba, że na miotle
-Ale..
-Żadnych, ale. Byłem w sklepie. Byłem. Zgodziłem się na przygarnięcie małego skunksa? Zgodziłem. To lecisz ją wysikać. Bo o ile wiem takie stwory nawet najmądrzejsze z toalety nie korzystają.
Miał rację.
Dała małej jeść pić, więc lada moment młodej puszczą zwieracze.
Delikatnie wzięła Leleoo na ręce i ruszyła ku drzwiom. Na szczęście pod blokiem mieli spory trawniczek.
-Nie zapomniałaś o czymś?
-Tak? -Wiedziała oczywiście, że za psami trzeba sprzątać, ale chyba dziś nie będzie latać z woreczkiem. Zresztą, kto powiedział, że mała akurat teraz zrobi kupę?
-Krynolina moja księżniczko, krynolina, bo cię wezmą za bezwstydnicę.
No tak była w koszulce nocnej, niezbyt nadającej się na nocne spacery. Była też już bardzo zmęczona. Złapała kremowy, elegancki płaszczyk z wieszaka i pobiegła na dół po schodach.
Przeczucie podpowiadało, że musi się pośpieszyć.
Nie ubrała nawet butów. Było ciepło i wcale jej ich nie brakowało. W końcu to lato.
Nogi zawsze można umyć.
Leleoo poczuwszy grunt pod łapkami przykucnęła i z ulgą się wysikała.
Po wysikaniu, dreptała niespokojnie a Anka z niechęcią pomyślała, że jednak woreczek by się przydał.
Stała myśląc, która sąsiadka jutro urwie jej głowę za pozostawienie śladów przestępstwa wobec wypielęgnowanego trawnika. Nie było dobrze.
Od strony garaży toczył się ruchem kolisto zmiennym, pan zamieszkujący w jednym ze starych bloków w pobliżu.
Znała go z widzenia, zbyt często poruszał się wbrew prawom natury by go przeoczyć.

niedziela, 18 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 34 Yakamoz




34 Yakamoz



Z rozpędu i chyba też ze złości zrobił duże zakupy.
Jakby wbrew sobie. Tak jakby chciał zatrzeć kiełkujące gdzieś pod żebrami nieprzyjemne wrażenie, że już nad niczym w swym życiu nie panuje. Zawsze szczycił się tym, że nie wydaje więcej niż musi. Nie ulega nachalnej reklamie i marketingowi. Bo kupować więcej niż potrzebujesz to grzech przeciw naturze i innemu człowiekowi. Cenił umiar. Umiar równy jest mądrości.
Narzekając na swój brak rozwagi, ciągnął do domu pełne torby, które ciążyły mu niczym wielkie kamienne bloki.
To było głupie. Bardzo głupie. Okazał się słaby. Cienias, zwyczajny frajer. Powinien wspierać Ankę a okazał zwykłym pyskującym cieniasem. Było mu naprawdę wstyd.
Musi się postarać by uratować sytuację. W końcu nie tylko jemu w tym związku było ostatnio ciężko.
Gdy tylko otworzył drzwi, wyskoczyła na niego miękka, puchata kulka.
Odłożył torby by pogłaskać Leeloo a wtedy ona polizała go tym swoim małym, trochę szorstkim języczkiem.
Tak, to była ich Leeloo.
Niech się dzieje, co chce pies z nimi zostanie. Jakoś dadzą radę.
-Słuchaj czy ona nie jest podobna do tych psów, które oglądałaś w internecie tych dla sportowców ten mamut nie, malamut?
-A wiesz, że i może.- Anka do końca nie była pewna. Jednak Leon może mieć rację, w każdym razie nie obraziłaby się gdyby ją miał.
Nawet się nie zdenerwował na widok kremowo brązowego dywaniku z ich sypialni, który teraz powędrował do korytarza. Bez jego akceptacji zmienił swe przeznaczenie, teraz będzie dywanikiem kulki o ostrych jak szpileczki ząbkach.
Długo nie pożyje ten dywanik, on raczej miał nadzieję przetrwać to zawirowanie. Pies też jakoś musi dać radę.
Jak to mówił sprzedawca, fryz wycinany? Z najnowszej kolekcji yakamoz. Będzie pan zadowolony, trzy razy to powtórzył.
Nie był do końca przekonany czy ten yakamoz to słuszny wybór. Kolor był tylko w przybliżeniu podobny do tego, którego szukali, no i był jeszcze ten wytłaczany wzór. Fakt nowoczesny, ale do ich tapet pasowałby bardziej w jednym kolorze. Przez chwilę rozważał kupienie wełnianego kudłacza. Kremowego, delikatnego, który podobno dobrze się odkurza.
Frajer.
Dobrze, że cena wydała mu się wtedy zbyt wygórowana. Nie, no bywały chwile, że żałował tego, że okazał się sknerą oczywiście nie przyznał się Ance, ale tamten belgijski kudłacz był dokładnie tym, czego akurat potrzebowali.
Tak myślał aż do dziś.
Mogłoby by się tak stać, że dostał by apopleksji widząc Leeloo, ich Leeloo na kremowym kudłatym dywaniku kupionym za ciężkie pieniądze.
-Co z nią zrobimy jutro? Cały dzień sama nie może zostać, chyba?- Spytał wsypując do metalowej miseczki, która do tej pory służyła im, jako miska do sałatek, psie chrupki.
-Sąsiadka obiecała przypilnować.
-Śpiewaczka?
-Tak, czy ona nie je za łapczywie? Jeszcze się zakrztusi. Może jej trzeba wydzielać po jednym?- Anka wystraszyła się zbyt gwałtownym pochłanianiem posiłku przez wygłodzonego malucha.

piątek, 16 stycznia 2015

Niby Norwegia ale wcale nie zimowo u nas.

Pogoda w moim regionie nas niestety nie rozpieszcza. śniegu nie ma, mrozu nie ma, ciągle tylko deszcz i wiatr i tak całymi tygodniami... więc i spacerów długich nie ma zbyt wiele. Siedzimy w domu i staramy się przeczekać ten deszczowy czas. Wczoraj zabrałam Maszę nad pobliską rzekę, i się trochę wyszalała. Pod koniec spaceru spotkałyśmy psa więc się burki pobawiły.
















środa, 14 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 33. Styrylizowany uhorek




33. Styrylizowany uhorek



-Tyle, że to nie nasz szczeniak, trzeba go oddać.- Rozpaczliwie szukał rozwiązania, choć wiedział, że sprawa jest przegrana na starcie.
-Komu? Leon, przecież nie jesteś, aż taki głupi. Komu chcesz go oddać, wycieraczce? Ukochany właściciel tak dla zabawy przyniósł go i zostawił? W ramach resocjalizacji? – Anka już się czuła odpowiedzialna za zwierzaka i nie zamierzała ustąpić. Nigdy nie opiekowała się szczeniaczkiem, ale jeśli nie teraz to, kiedy? To najlepszy moment. Marzyła o psie a ten spadł jej jak z nieba.
-Prezent, jajko niespodzianka? Nie lubię takich. Tak się nie robi! To nie w porządku.- Rachitycznie tak raczej dla zasady protestował Leon.
Widział już żółte plamy moczu na panelach i dywanach. Poobgryzane, pieczołowicie dobrane do wystroju tapety i chciało mu się płakać, tak ciężko pracowali i po co? Przyjdzie sobie taki jeden mały szczeniak i zmieni ich wypieszczone mieszkanko w ruinę. Normalnie brud smród i zgliszcza.
I nie ma ratunku.
-Jej to powiedz. I setkom takim jak ona, porzuconym jak śmiecie. Powiedz im, że to nie w porządku i tak się nie robi. A potem wynieś na trawnik i idź spokojnie spać.
-No, tak to nie, ale są schroniska. O tak, tam się nim zaopiekują.- Gorączkowo myślał jak jednak ochronić dorobek ich życia
-Schronisko, też wymyśliłeś taki duży a taki głupi. Wierzyć się nie chce. Może od razu łopatą przez łeb i po kłopocie?
Leon lekko zbladł. Wizja morderstwa na bezbronnej istocie wyprowadziła go zupełnie z równowagi. Owszem nie chciał zatrzymywać szczeniaka, ale na samą myśl żeby go krzywdzić, zrobiło mu się słabo.
-Głodna jest pewnie, dlatego tak piszczy.- Zmienił temat-, Co takie szczyle jedzą?
-Nie wiem, ale masz rację trzeba nakarmić naszego maluszka. Musisz skoczyć do sklepu, jakąś karmę dla szczeniąt kupić. Pamiętam, że małych kotków nie karmi się mlekiem, bo rozwolnienia dostają. Nie wiem jak jest ze szczeniakami. Lepiej kupić gotowca a jutro sprawdzę w internecie, albo lepiej pójdę z nią do weterynarza.
-Żartujesz prawda?- Spytał z nadzieją
-Czemu się nie ubierasz, nie widzisz, że dziecko głodne?- Ponagliła go niecierpliwie
-Zmęczony jestem, spać mi się chce.- Jęknął załamany
-I myślisz, że od tego Leeloo się chce mniej jeść?
Jak dyskutować z tak upierdliwą kobietą? Nie wiedział. Jednak jeszcze całkiem się nie poddał. Odprowadzany wściekłym wzrokiem żony poczłapał w kierunku lodówki. Miał nadzieję, że tam znajdzie ratunek. A ściślej coś, czym można nakarmić szczeniaka.
To była porażka. Totalna.
Ostatnio trochę zapominali o tym, co ważne. Na przykład o zakupach.
Lodówka świeciła pustakami tak przerażającymi, że aż odechciało mu się spać.
Dwa plasterki podsuszonego sera, mleko, w drzwiach lodówki majonez i styrylizowany uhorek a raczej cały ich słoik.
Dostali je od świrniętej kuzynki. Kto przy zdrowych zmysłach z wycieczki do Pragi przywozi rodzinie ogórki konserwowe?
No, kto?
Tylko prawdziwe świry mają takie pomysły. Jak już tak odjechała, to mogła raczej przywieźć karmę dla psa teraz byłaby jak znalazł.
W tej sytuacji nie miał wyjścia, wściekły jak rój szerszeni poszedł się przebrać. Z tej złości nie spytał nawet, czy ma szukać czegoś konkretnego. Obsikana podłoga była straszną wizją, ale jak szczenior dostanie tej biegunki, o której wspomniała Anka? To on chyba popadnie w depresję.
I tak w ogóle jak Anka to sobie wyobrażała? Jutro muszą iść do pracy, co zrobią z psem? Weźmie go ze sobą do biura, czy co?
To nie było w porządku.

niedziela, 11 stycznia 2015

Jako, tuńczyk, czekolada. 32 Hayabusa




32 Hayabusa


-Leon słyszysz? -Miała dziwne wrażenie, że ktoś płacze za ścianą.
-Ale, co?- Leon zerknął na nią z nad swojej ulubionej gazety o motorach.
-Nie wiem jakby ktoś płakał, za ścianą.
-Jesteś pewna, że to nie odgłosy z toalety? Nie przemawia ktoś do ciebie? Woda to dobry przewodnik, - Chciał być dowcipny.
Może by się i obraziła gdyby nie niepokój, który odczuwała.
-Idź sprawdź.
-Kibel?- Zdziwił się mocno.
-Pogięło cię? Czego byś tam chciał szukać?- Czasami nie miała już do niego cierpliwości. Typowy facet jak nie rozwiniesz myśli, nie zrozumie.
-Głosów?
-No dobrze, jeśli rozmawiasz z ubikacją jakoś to zniosę. Znajdę dobrego specjalistę, poradzimy sobie. Te głosy słyszysz też w innych miejscach? Każą robić ci coś złego? –Spytała by mieć jasny obraz sytuacji.
-Na żartach się nie znasz- obraził się.
-Idź już, bo ciągle słyszę- Ponagliła męża.
-Zmęczeni jesteśmy, całą noc nie spałaś masz omamy to normalne. Wiesz, że niepozwalanie na to by człowiek spał to jedna z gorszych tortur?
-Bredzisz, a teraz zobacz czy na klatce schodowej nie dzieje się coś złego.
-Dlaczego ja?- Zaprotestował- Ja nic nie słyszę i jestem zmęczony, nie mam ochoty latać po bloku, bo masz omamy.
-Bo niby jesteś facetem a ja jestem w koszuli nocnej. Uważasz, że to dobry pomysł, żebym tak ubrana spacerowała po klatce?
-Uczepiłaś się jak rzep.
Była tak zmęczona, że nie chciało jej się ciągnąć tej dyskusji w nieskończoność. Wstała z fotela i ruszyła do drzwi wyjściowych.
-Jeśli ten przystojniak z pod dwójki zaprosi mnie na kawę, nie czekaj- rzuciła niedbale przez ramię.
Efekt był piorunujący Leona wręcz wyrzuciło pod sufit. Zanim zdążyła zrobić krok, on już otwierał drzwi wejściowe.
Wiedziała, że to zadziała. Był wyjątkowo zazdrosny o tego wysokiego bruneta, choć nie miał powodów. Fakt, facet wielokrotnie zapraszał ją na kawę, ale nie była zainteresowana.
Leon otworzył drzwi i zamarł.
Trochę się wystraszyła, więc szybko do niego podeszła.
Na wycieraczce leżał szczeniaczek.
Śliczny, ale taki jakiś zapłakany, zagubiony.
-Co to? –Spytał zaskoczony Leon.
-Czajnik elektryczny- odpowiedziała i już małe stworzonko było na jej rękach.
-Bardzo śmieszne- rozzłościł się Leon, bo reakcja Anki nie pozostawiała mu żadnych złudzeń. Ich rodzina właśnie się rozrosła, teraz będą żyć we troje. Szczenior będzie sikał na ich nowe podłogi, gryzł kanapę i kapcie a on nie będzie mógł nawet narzekać.
-Leeloo
-Co?
-Leeloo, tak się będzie nazywać.
-Dlaczego?
-Nie wiem, ale czuję, że tak właśnie ma być.
- I mojego hayabusa właśnie odwieźli na złomowisko. Dlaczego? Dlaczego mnie to zawsze spotyka? Wiesz, że marzyłem o motorze.
-Leon, szczeniaki nie jeżdżą na motorach przecież dobrze o tym wiesz.

środa, 7 stycznia 2015

Walle czyli jak znaleźć swojego człowieka cz2.

Walle w samochodzie czyli mamy jakieś 10-15 minut żeby uprzedzić dzieci ,że wracamy z psem i przypomnieć sobie zasady wprowadzania psa w nowe otoczenie ,które poznaliśmy w czasie wizyty przedadodpcyjnej rok wcześniej (końcówka sierpnia 2011) kiedy zdecydowaliśmy się na przyjęcie pod dach Helutki małej psinki ze schroniska . Zasady znamy będzie dobrze ,chyba a jednak obawy o zachowanie Wallesa w mieszkaniu oraz reakcję naszej małej damesy a także nieobecność sąsiadki przechyliły szalę na decyzję o umieszczeniu w piwnicy.Nie była to dobra decyzja bo dobrym porównaniem jest wilk wyrwany z dziczy i umieszczony w ciasnej klatce dzikość w czystej postaci ,kompletna ignorancja jedzenia , wody ,legowiska , mnie tylko kłus ze zwieszoną głową obłędem w oczach z jednego końca na drugi , od okienka do okienka i drzwi aż do momentu kiedy udało mu się wydostać na zewnątrz i diametralna zmiana uśmiech na pysku i totalny luz . No nie , nie odwieziemy Go z powrotem na zakład bo z oczywistych powodów żeśmy przywieźli do nas , na podwórku nie ma opcji bo otwarte wnioski - był zamykany w piwnicy  pozostał uraz - czyli do mieszkania....
   Milion obaw ale wchodzimy i co NICO schody pikuś ,dzieci fajnie, Helutka no przecież jest mniejsza i po obwąchaniu się nic, no niezupełnie bo bez próby zaznaczenia terenu się nie obeszło ale to drobiazg , skończyło  na tym że się położył westchnął i tyle ufffff.
 
                                                                                                                                                                     Czas położyć się spać ,łatwo powiedzieć trudniej wykonać jak się ma piesia który napewno upilnuje przybysza przed łazikowaniem po domu kiedy wszyscy są w łóżkach . Obrazując nasz nocny odpoczynek Walle wzdycha Hela marudzi ,Walle podnosi głowę Hela  krzyczy a nam zostało chowanie głowy pod poduszkę .Pocieszeniem myśl że jutro niedziela a w poniedziałek będzie weterynarz i to tylko raptem dwie noce damy radę -mam nadzieję . Weterynarz nie był w poniedziałek tylko trochę później ale stwierdził że WALLE MA CHIP 

Jajko, tuńczyk, czekolada. 31 Leeloo



31 Leeloo


Na łąkach znalazła szczenię. Wystraszone brudne i głodne. Bardzo głodne. Gdy tylko wyczuło ruch, przylazło do niej ufne i miękkie.
Było śliczne, niczym pluszowe zabawki dzieci, w tych normalnych domach.
Ona nie miała normalnego domu ani zabawek.
Nie potrzebowała ich, była wolnym duchem o starej duszy.
Pasowały do siebie dwie zagubione istotki. Zaniedbane i bez swojego człowieka. Samotne.
Tyle, że ona da sobie radę a ta puchata kulka nie.
Patrzyła na nią, bo to też była dziewczynka, tyle, że psia, brązowymi pełnymi nadziei oczami. Patrzyła na nią jak na koło ratunkowe, była dla niej nadzieją na lepsze jutro.
Nie mogła jej zostawić.
Nie mogła skazać na śmierć.
Nie mogła być tak bezwzględna jak ten mężczyzna, który przyniósł to bezbronne stworzonko na odludzie i zostawił.
Była dzieckiem, ale miała serce.
Nie mogła jej przygarnąć.
Nie mogła dać tej puchatej, przymilnej kulce dobrego życia.
Może za kilka lat. Teraz nie.
Przytuliła szczeniaka. Nie mogła się oprzeć, przywarła policzkiem do mięciutkiego futerka. Choć wiedziała, że robi błąd.
Mała psia dziewczyna wykręciła główkę i liznęła ją w nos swoim szorstkim różowym języczkiem.
To było jak przymierze krwi.
Ten mały języczek na jej nosie znaczył więcej niż wszystkie przysięgi świata.
Ich losy były złączone na dobre i na złe.
Przymierze dziecka ze szczeniakiem.
Taki los.
-Nie zatrzymam cię- szepnęła dziewczynka wprost w małe klapnięte uszko.
Piesek jakby zrozumiał, co powiedziała, bo pisnął trwożliwie. Poczuła jak załopotało małe serduszko.
-Dam ci jednak imię.
Postawiła pieska na ziemi i pogłaskała.
-Imię jest ważne. Ludzie je lekceważą. To źle, ono jest naprawdę ważne.
Szczeniaczek chyba nie bardzo rozumiał, o co chodzi z tym imieniem przytulił się do nóg dziewczynki a łepek zaczął opadać mu ze zmęczenia i głodu.
-Leeloo, tak będziesz Leeloo.
Szczeniak nie zareagował na imię, było mu zupełnie obojętne, położył się za to na stopach dziewczynki szukając ciepła.
-Teraz Leeloo zaniosę cię tam gdzie będzie twój dom.
Wiedziała, że ona pokocha to stworzonko, że będzie dobra dla Leeloo. Ona pragnęła psa i teraz spełni jej marzenie.
Zaniesie psinkę pod jej drzwi.
Tak będzie najlepiej dla Leeloo.
I dla niej będzie dobrze, łatwiej.
Będzie się nimi opiekować i tylko Leeloo będzie o tym wiedzieć, bo ona nie dowie się nigdy.
Leeloo będzie prezentem.
A ona nie wyrzuci jej za zjedzone kapcie, za sierść na kanapie.
Bo ona wie, co ważne.

wtorek, 6 stycznia 2015

Dziwny człowiek

Gdy Sara dołączyła do Kociokwika marzyłam, by nastał dzień, w którym ona i koty będą spały przytulone do siebie.


A dziś, gdy widzę sytuację taką jak na zdjęciu, każę jej zejść z łóżka. 

Dziwny człowiek z dziwnym brakiem konsekwencji;-)

P.S. Pozdrawiamy noworocznie. Ależ się nam pogoda udała, prawda?

niedziela, 4 stycznia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 30 Najważniejsze jest niewidoczne



30 Najważniejsze jest niewidoczne


To był przypadek, to, że ją spotkała.
Siedziała na kamiennym murku i grzała się w promieniach słońca. To było dobre miejsce, naładowane energią, która dawała siłę.
Potrzebowała słońca.
Potrzebowała energii w końcu była dzieckiem, które rośnie, rozwija się. Miała wtedy tylko osiem lat, ale świat nie jest przychylnym dzieciom z takich rodzin jak jej. Ludzie patrzą na ciebie z pogardą jak gdyby brudna, stara bluzka od razu kwalifikowała cię do grupy podludzi, istot gorszych, nic nie wartych. Jesteś brudny, zaniedbany to świadczy o tym, że jesteś głupi, jesteś złodziejem, zboczeńcem nie na zboczeńca lub mordercę niechybnie wyrośniesz. To pewne jak słońce.
Nie masz wyboru jesteś skazany na porażkę.
Widziała to w ich oczach. Pogarda albo fałszywa litość. Taka, z jaką patrzysz na rozdeptanego, wyjątkowo obrzydliwego robaka.
Nie była gorsza.
Była wyjątkowa.
Była lepsza.
One siedziały na ławce. Trzy ładne, dobrze ubrane, zadbane kobiety.
Nie musiała na nie patrzeć.
Na nikogo nie musiała patrzeć, by wiedzieć, by czuć. Najważniejsze jest niewidoczne. Ukryte. Ona jednak widzi, nie musi pytać, sprawdzać, tak ona widzi.
Ona, ta kobieta, właściwie jeszcze dziewczyna, wyciągnęła cukierki z torebki. Skierowała paczkę w jej stronę i powiedziała -Poczęstuj się- tylko tyle, ale szczerze.
Dla niej nie była problemem, nie psuła jej humoru samym swoim widokiem. Dla tej kobiety była zwykłym dzieckiem, które ma prawo być brudne, spragnione słodyczy i zabawy.
Poczęstowała się, choć nie miała akurat ochoty na czekoladki. Chciała stwierdzić czy będzie poczucie ulgi, zadowolenie z siebie i z dobrego uczynku.
Nie doczekała się.
Za to jedna z koleżanek oburczała dziewczynę, że rozpuszcza żebraków. Tak nie wolno robić, bo potem rozzuchwaleni włażą wszystkim na głowę.
Nie czuła się rozpuszczona i zepsuta.
Nie była żebrakiem.
Nigdy nikogo o nic nie prosiła.
I na pewno nie miała ochoty nikomu wchodzić na głowę.
Dziewczyna od cukierków na te zarzuty opowiedziała historią ze swego dzieciństwa. Miała ciotkę, która dostawała paczki z zachodu a, że była łakoma dostawała słodycze, bardzo dużo słodyczy. Nie wiedziała, od kogo i dlaczego, chyba nikt nie wiedział.  Stan wojenny, do sklepów tylko od czasu do czasu rzucili wyrób czekoladopodobny a i tak kolejki ustawiały się takie, że korkowały osiedle. Wszystko na kartki nawet buty, a ciotka jadła przy dzieciach czekolady i cukierki, nie częstując nikogo. Nie ukrywała się, tylko bezczelnie na oczach śliniących się spragnionych słodyczy dzieci, objadała się niedostępnymi dla przeciętnego człowieka frykasami. Była na tyle wredna, że często komentowała, jakie to pyszne i szkoda, że u nas takich nie robią. To były tortury. Raz czy dwa dorośli zwracali ciotce uwagę na niestosowne zachowanie, ale ona robiła z tego taką awanturę, że aż ściany drżały, więc dali sobie spokój. Tyle tylko, że z czasem ciotki jakby mniej było na rodzinnych imprezach. Przestano ją zapraszać. W każdym razie ona ma uraz do tej pory i nigdy nie je słodyczy w towarzystwie dzieci, których wcześniej nie poczęstuje. Zbyt dobrze pamięta, co sama czuła w towarzystwie ciotki.
Ładna historia, ale to nie wszystko. Tej młodej kobiecie nie chodziło tylko o cukierki, ona mówiła o czymś ważnym, o czymś, co niewielu ludzi rozumie.
Wtedy postanowiła, że będzie ją chronić. Bo zasługuje na to, bo najważniejsze jest niewidoczne.