Jak to jest być
porzuconym psem? Jak to jest być niechcianym psem? Jak to jest być bitym i
głodzonym psem?
Jak to jest po
wielu dniach samotności znaleźć dom? Jak to jest znaleźć taki dom, że wszyscy w
tym domu głaszczą, przytulają i dbają o to aby miska była pełna i przepyszne
smaczki czasem trafiały do brzuszka?
Nie pamiętam do
dziś skąd pochodzę, mam w uchu tatuaż N371...nie wiem jak znalazł sie u mnie u
mnie ten napis...chyba gdzieś mieszkałam, miałem dom ale wydaje mi się że nie
było mi tam dobrze....
błąkałem się bez celu, kiedy jakiaś człowieczka z hasiorkiem zaczęła biec za mną, cmokać do mnie i wołać "Bangi"..a ja sobie biegłem dalej...ludzie schodzili mi z drogi...bo chyba się mnie bali... a ta człowieczka z suczką biegły za mną cały czas, po jakims czasie miałem już bardzo mało siły i człowieczka mnie złapała…
Zabrała mnie do domu, dała pić i jeść, chciało mi się spać, ale się bałem zasnąć, hasiorka przedstawiła się – nazywała się Rika i mówiła, że się zgubiłem , że jej człowieki znajdą mój dom… ale ja nie chciałem aby znaleźli mój dom…bo nie było mi tam dobrze, dlatego uciekłem…chciałem trafić do Alaskańskiego Raju gdzie nie bije się alaska nów ani innych piesełów, gdzie nie pozwala się aby miska była pusta…Rika powiedziała, że coś się i na to poradzi
błąkałem się bez celu, kiedy jakiaś człowieczka z hasiorkiem zaczęła biec za mną, cmokać do mnie i wołać "Bangi"..a ja sobie biegłem dalej...ludzie schodzili mi z drogi...bo chyba się mnie bali... a ta człowieczka z suczką biegły za mną cały czas, po jakims czasie miałem już bardzo mało siły i człowieczka mnie złapała…
Zabrała mnie do domu, dała pić i jeść, chciało mi się spać, ale się bałem zasnąć, hasiorka przedstawiła się – nazywała się Rika i mówiła, że się zgubiłem , że jej człowieki znajdą mój dom… ale ja nie chciałem aby znaleźli mój dom…bo nie było mi tam dobrze, dlatego uciekłem…chciałem trafić do Alaskańskiego Raju gdzie nie bije się alaska nów ani innych piesełów, gdzie nie pozwala się aby miska była pusta…Rika powiedziała, że coś się i na to poradzi
Człowieki przejęci
jaki to ja jestem duży i jaki spokojny – dzwonili gdzieś ciągle i potem jedna z
nich powiedziała „to nie Bangi – on jest w domu" Uśmiechneła się do
mnie,, pogłaskała i leciutko przytuliła i poczułem takie ciepło na sercu…
Człowieczka zabrała mnie do auta i pojechaliśmy w drogę – chciałem aby to była droga do Raju. Wygodnie mi było na tylnim siedzeniu, nie chciałem iść już nigdzie ale ona do mnie mówiła spokojnym głosem „no chodź Duży idziemy do domku, nie stanie się Tobie krzywda” .Nowy dom - znów jedzonko, miękkie łóżko, a kobietka pozwoliła mi drzemać na nim. Ale zachciało mi się siku…człowieczka mnie nie rozumiała, a ja wyraźnie mówiłęm, że muszę wyjść..jak wstała to z radości podszczypałęm ja zebami…chyba się lekko wystraszyła chociaż starała się tego nie pokazać. Po kilku minutach wyszliśmy do lasku na krótki spacer i człowieczka zrozumiała co chciałem jej powiedzieć…nooo chyba się z nia dogadam.
Na drugi dzień pojechełem z człowieczką po suczkę - nie chciałem aby wsiadała do auta - warkłem sobie a co mi będzie suczysko siadało na moje tylnie siedzenie. Ojej człowieczka podniosła głos na mnie, że nie wolno tak robić..no dobra nie zrobiłem tak już a suczka siadła sobie i miejsca starczyło dla wszystkich. Pomimo, iż to był podniesiony głos to nie był to głos z wściekłością na mnie… Niespotykane to dla mnie… Pojechaliśmy do weterynarza, badał mnie, zważył - niespełna 40 kg, polał mi coś na kark i znalazł w uchu tatuaż...
W domu człowieczka dzwoniła gdzieś w mojej sprawie, ale chyba nikt o mnie nic nie wiedział.
Z dnia na dzień spało mi się w tym domku coraz lepiej, z czasem przestałem zrywać sie na cztery łapy przy każdym stuknięciu. Człowieki zaczęli na mnie wołać Maniek...stwierdziłem, że fajnie tak i po kilku razach już reagowałem na to imię. Po kilku dniach okazało się, że moje prośby zostały spełnione i znalazłem się w Alaskańskim Raju – to był mój raj! Miałem mamę i siostrę i jeszcze innych człowieków w rodzinie. Po kilku miesiącach podczas wizyty u weterynarza okazało się, ważę trochę ponad 50 kilo i chociaż nie jestem już najmłodszy jak powiedział weterynarz mam około 7-8 lat to zdrowy ze mnie pieseł.Nie brakowało już mi jedzenia ani drapanek ani przytulanek. Z reguły dogadywałem się z Riką. Czasem się pokłóciliśmy jak to rodzeństwo J
Człowieczka zabrała mnie do auta i pojechaliśmy w drogę – chciałem aby to była droga do Raju. Wygodnie mi było na tylnim siedzeniu, nie chciałem iść już nigdzie ale ona do mnie mówiła spokojnym głosem „no chodź Duży idziemy do domku, nie stanie się Tobie krzywda” .Nowy dom - znów jedzonko, miękkie łóżko, a kobietka pozwoliła mi drzemać na nim. Ale zachciało mi się siku…człowieczka mnie nie rozumiała, a ja wyraźnie mówiłęm, że muszę wyjść..jak wstała to z radości podszczypałęm ja zebami…chyba się lekko wystraszyła chociaż starała się tego nie pokazać. Po kilku minutach wyszliśmy do lasku na krótki spacer i człowieczka zrozumiała co chciałem jej powiedzieć…nooo chyba się z nia dogadam.
Na drugi dzień pojechełem z człowieczką po suczkę - nie chciałem aby wsiadała do auta - warkłem sobie a co mi będzie suczysko siadało na moje tylnie siedzenie. Ojej człowieczka podniosła głos na mnie, że nie wolno tak robić..no dobra nie zrobiłem tak już a suczka siadła sobie i miejsca starczyło dla wszystkich. Pomimo, iż to był podniesiony głos to nie był to głos z wściekłością na mnie… Niespotykane to dla mnie… Pojechaliśmy do weterynarza, badał mnie, zważył - niespełna 40 kg, polał mi coś na kark i znalazł w uchu tatuaż...
W domu człowieczka dzwoniła gdzieś w mojej sprawie, ale chyba nikt o mnie nic nie wiedział.
Z dnia na dzień spało mi się w tym domku coraz lepiej, z czasem przestałem zrywać sie na cztery łapy przy każdym stuknięciu. Człowieki zaczęli na mnie wołać Maniek...stwierdziłem, że fajnie tak i po kilku razach już reagowałem na to imię. Po kilku dniach okazało się, że moje prośby zostały spełnione i znalazłem się w Alaskańskim Raju – to był mój raj! Miałem mamę i siostrę i jeszcze innych człowieków w rodzinie. Po kilku miesiącach podczas wizyty u weterynarza okazało się, ważę trochę ponad 50 kilo i chociaż nie jestem już najmłodszy jak powiedział weterynarz mam około 7-8 lat to zdrowy ze mnie pieseł.Nie brakowało już mi jedzenia ani drapanek ani przytulanek. Z reguły dogadywałem się z Riką. Czasem się pokłóciliśmy jak to rodzeństwo J
Rika przynosiła mi
różne dziwne rzeczy z którymi biegała, przynosiła do mnie, zabierała, uciekała
i znów przynosiła a ja nie wiedziałem co z nimi robić.
Mówili na mnie różnie: "Maniek, Manfred, Manio, Maniuś, Duży, Niuniek" a mnie sie wszystko podoba...szczególnie jak wołali... ja przychodzę i dostaję smakołyki mniam J
Mówili na mnie różnie: "Maniek, Manfred, Manio, Maniuś, Duży, Niuniek" a mnie sie wszystko podoba...szczególnie jak wołali... ja przychodzę i dostaję smakołyki mniam J
Jeździliśmy na
fajne wycieczki, byliśmy na zawodach psich zaprzęgów , ale ja nie biegałem, bo
nie bardzo mi się to podobało. Rika startowała z człowieczką.
Mieszkaliśmy
naprzeciw lasku, za którym było jęziorko. Oprócz zimy, kiedy było zamarzniete jęziorko
można było moczyć łapki i pic wodę.
Po niecałych
pięciu latach od znalezienia nowej rodziny zaczęły się u mnie problemy ze
stawami. Coraz bardziej bolały mnie tylne łapki. Coraz trudniej było mi
chodzić. Często bywaliśmy u weterynarza.
Dostawałem różne leki. Niektóre pomagały bardziej – inne mniej. Ból stawał się tak silny, że czasem płakałem,
a moja człowieczka płakała ze mną.
Jesienią dostałem lekarstwa po których zrobiło
mi się lepiej, ale nie trwało to długo i mój stan się ponownie pogarszał.
Płakałem ja, płakała mama.
Rozmawiała do mnie
dużo, zdażało się że spała ze mną na podłodze. Potem zaczęła mnie przepraszać, że nie może znaleźć dla mnie innego
rozwiązania. Pojechaliśmy do weterynarza. Mama była cały czas blisko i mnie
tuliła i płakała. Byłem dzielny chociaż łapki mnie bolały. Poczułem ukucie.
Zrobiło mi się lekko. Już mnie nic nie bolało…tylko serducho mnie bolało bo
widziałem, że mama płacze nade mną. Wołałem do niej, że jest mi tu dobrze, że tam
jest Tęczowy Most, za który sobie pójdę i będę czekał na nią.
Biegam sobie tam
teraz, wiem już do czego służą piłki i patyki, potrafię się nimi bawić.
Widziałem, że mama
jest smutna….po 3 miesiącach zesłałem jej mamutka aby się nią opiekował i aby
ona się nim opiekowała. Wiedziałem, że oboje potrzebują siebie. Bajer stracił
ponownie dom i potrzebował Alaskańskiego Raju, a mama ….
Wiedziałem, że jak
odwiedzi Bajera to zrobi wszystko aby zabrać go do swojego nowego domu w
Wikingowie. I tak się stało, ale to już Wam Bajer opowiada…..
W Raju za Tęczowym
Mostem jest (prawie) perfekcyjnie….Te pieseły, które mają tu swoich człowieków
biegają sobie po obłoczkach razem i jest dla nich perfekcyjnie, a reszta
piesełów razem ze mną biega beztrosko i czeka….na tą dłoń, która znów
podrapie za uszkiem i ciepły głos, który powie „kocham cie pieseczku”.
PSIA DUSZA
To tylko pies, tak mówisz,
tylko pies...
A ja ci powiem, że pies
to czasem więcej jest niż człowiek.
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz -
Psia dusza większa jest od psa.
My mamy dusze kieszonkowe –
maleńka dusza, wielki człowiek.
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba,
to niedaleko pies wyrusza.
Przecież przy tobie jest psie niebo,
z tobą zostaje jego dusza.
A ja ci powiem, że pies
to czasem więcej jest niż człowiek.
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz -
Psia dusza większa jest od psa.
My mamy dusze kieszonkowe –
maleńka dusza, wielki człowiek.
Psia dusza się nie mieści w psie
I kiedy się uśmiechasz do niej
ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba,
to niedaleko pies wyrusza.
Przecież przy tobie jest psie niebo,
z tobą zostaje jego dusza.
Wiersz Barbary Borzymowskiej
Maniek był u mnie
od 7.10.2007, a odszedł 28.01.2013.
Tęsknię Maniusiu! Czekaj na mnie! M.