wtorek, 23 października 2012

Podręcznik Eskimosa cz.1 - Dlaczego Freya ma zakręcony ogon

Obiecałam kilku osobom, że będę tu na Blogu co jakiś czas dzielić się wiedzą na temat psiej behawiorystyki.  Postanowiłam takie posty zaczynać od słowa "Podręcznik" i taką też dawać im etykietę. Głównie po to, żeby ci z Was co już to wszystko wiedzą nie musieli czytać. Tych co zdecydują się jednak przeczytać proszę, żeby słowa "Podręcznik" nie traktowali zbyt poważnie. Uznajmy, że to taka etykieta. Mogłoby być "Króliczek_Bunny", ale "Podręcznik" jest krócej. A tak naprawdę nie mam ambicji pisać podręcznika. To będą takie tam raczej luźne refleksje. Dajcie znać, czy przydatne.


 
Dziś rzecz będzie o tym co to jest rasa pierwotna. I dlaczego to dla nas, Eskimosów, takie ważne.

Otóż szpiców północnych nie nazywamy "pierwotnymi" dlatego że są prymitywne, nieokrzesane i podobne do Yeti. WBREW POZOROM... Mówimy tak o nich dlatego, że ich zachowanie i wzorzec genetyczny jest najbardziej zbliżony do pierwowzoru – czyli do wilka. Jest tak dlatego, że w procesie hodowli żadne cechy nie były modyfikowane w sposób szczególny. Nie pracowano więc nad krótkimi nogami jak u jamników, ani nad umiejętnością wypłaszania z nor borsuków za pomocą szczekania i silnej osobowości, jak u terierów. Nie premiowano egzemplarzy najszybszych jak w przypadku chartów, ani największych, jak u mastifów angielskich. Nie selekcjonowano pod kątem stadnego ujadania na lisa jak u beagle’i ani do przynoszenia z wody martwych kaczek – jak u retriever’ów. Słowem: niewiele zmieniono. Poza jednym – udomowieniem. Udomowienie to w skrócie taki proces, który sprawia, że dzikie zwierzę uczy się funkcjonować wśród ludzi. 
No ale co do tego ma ogon Frei? HA! Bardzo dużo.

Od kilkudziesięciu lat w ośrodku badawczym na Syberii Rosjanie prowadzą eksperyment, polegający na próbie udomowienia dzikich lisów.  Po około 30 pokoleniach twierdzą, że są już w połowie drogi. Z każdego pokolenia wybierają do dalszego rozrodu osobniki najbardziej przyjazne, miłe i towarzyskie i takie które zachowały osobowość szczeniaka. I co im wyszło? Wyszły im liski, wprawdzie nie tak socjalne jak psy (bo i pierwowzór nie był drapieżnikiem socjalnym. Lisy nie żyją w stadach, nie posiadają rozbudowanych metod komunikacji grupowej), ale za to miłe, przyjazne, łaknące kontaktu z człowiekiem i… z ZAKRĘCONYM OGONEM! A tak! Okazało się, że zawinięty ogon to cecha silnie skorelowana z przyjaznym usposobieniem!
   
Każdy Eskimos zresztą wie to od dawna. Nasze psy mają zakręcone ogony i kochają ludzi. A poza tym niewiele się różnią od wilków. Albo od Yeti. Ponieważ posiadają w większym stopniu niż inne rasy wszystkie pierwotne cechy osobowości. 

A te pierwotne cechy, ku rozpaczy wielu z nas oznaczają:

- Bardzo dużą potrzebę ustalania i przestrzegania hierarchii stada. Bo wilki żyją w stadzie. Bez niego by zginęły. A w stadzie zawsze jest hierarchia. Stado bez hierarchii nazywa się "grupa anarchistów bez przywódcy". Do obejrzenia w krajach Afryki (chciałam dodać "północnej", ale przypomniałam sobie Ruandę, która na północy nie jest. A zaraz potem Libię… No więc zostaje "Afryki"). No i psy to wiedzą, choć większość w Afryce nie była. I dlatego zrobią wszystko, żeby stado miało hierarchię. I przywódcę. A jak ich zdaniem Eskimos sobie nie radzi, to go chętnie na tym dyrektorskim stołku zastąpią.

- Instynkt łowiecki. I to nie jak u Beagle’a. Szpice północne NAPRAWDĘ polują. Jak wilki.

- Atawistyczne zachowania widoczne wyraźniej niż u innych ras. Jakie to są? No wszystkie te, których wolelibyśmy żeby nie było: tarzanie się w gównach, kopanie nor w ogródku (i zakopywanie tam kości, zabawek i innych skarbów. A także odkopywanie kości i innych skarbów jak już dobrze nadgniją), rozdrapywanie ziemi po sikaniu, robienie kupy w najbardziej eksponowanych miejscach (np. na środku osiedlowej drogi – dodam, że im osobnik bardziej pewny siebie tym zachowanie bardziej widoczne), wycie w celu zebrania stada które się gdzieś rozlazło (dajmy na to: do pracy) itp., itd. No wiecie… Rasa PIERWOTNA.

No dobrze. Więc jeśli już wiemy, dlaczego nasz pies różni się nieco od Labradora sąsiadów, to w części praktycznej możemy przyjrzeć się jakiemuś jednemu problemowi, związany z tym, że mamy psa rasy pierwotnej. Na przykład:


PRZYCHODZENIE DO NOGI.

 
Jak powszechnie wiadomo Szpice Północne potrafią przychodzić do nogi na komendę. Ale nie zawsze i nie na pewno. Niektórzy twierdzą, że to dlatego, że to bardzo dumne i niezależne zwierzęta. I to jest prawda. A dokładnie część prawdy. A jeszcze dokładniej tak z 10% prawdy. Bo w 90% przypadków powód nieprzychodzenia do nogi jest inny. 
Czyli jeden z dwóch poniższych:

A) NIEZNAJOMOŚĆ CS’ÓW (CS: ang. Calm Signal czyli "Sygnał uspokajający"). Oczywiście przez Eskimosa, bo psy CSy znają. Jest to sytuacja kiedy pies zareaguje na wołanie, odwróci się a nawet przybiegnie, ale NIE PODCHODZI zatrzymując się w pewnej odległości od opiekuna. Albo podchodzi, ale powoli, grając na zwłokę, obsikując krzaczki, klucząc i obracając się do nas bokiem, słowem robiąc wszystko żeby nas zirytować. Jeśli Twój pies tak się zachowuje, koniecznie poczytaj o CSach. Napiszę o nich za jakiś czas, a już teraz jest o tym sporo w psich poradnikach.

B) SEKWENCJA ŁOWNA. To taka sytuacja, kiedy pies "ogłuchł i oślepł". Nie reaguje na wołanie, nie patrzy na człowieka, nie ma z nim kontaktu. Czasem nawet wykręca się zabawnie w stylu "weź się odsuń bo mi zasłaniasz", próbując za wszelką cenę nie spuszczać z oczu "obiektu". Pewnie część z Was już zauważyła, że obiektem dla psa może być praktycznie wszystko: od kury począwszy, na rowerzyście, piłeczce, innym psie a nawet samochodzie osobowym skończywszy. WSZYSTKO. Sekwencja łowna składa się z kilku faz, ale pierwszą jest "obserwacja i namierzanie zdobyczy". To niezbyt długa faza i w dodatku ostatnia, kiedy możemy wpływać na zachowanie naszego canis lupus familiaris. Bo potem zaczyna się akcja (skradanie, zaczajanie, napaść i zabijanie) i tylko dobrze wyszkolony pies, który ma za sobą lata treningu, bezgranicznie ufa opiekunom i całkowicie nad sobą panuje, jest w stanie przerwać sekwencję łowną w późniejszym stadium. Dlatego im szybciej zauważymy, że zanosi się na polowanie, tym mamy większą szansę na odwołanie psa.  

A jak to zauważyć?

Trzeba wiedzieć, że pierwszy etap polowania składa się z 3 mini-faz:

F1: Poszukiwanie celu (w literaturze angielskiej używane są zwroty: Scanning czyli skanowanie otoczenia, albo Window Shopping – czyli robienie zakupów przez szybę. Ten zwrot lubię bardziej, bo działa na wyobraźnię). To faza kiedy pies ma pełny kontakt z rzeczywistością, bo jeszcze nie działa instynktownie. Po prostu rozgląda się, czy nie ma gdzieś w okolicy czegoś godnego "UWAGI" (czytaj: upolowania, zabicia i zeżarcia. Albo chociaż upolowania i zabicia, jeśli to coś jest na przykład z blachy bo jest samochodem i do zeżarcia się nie nadaje).

F2: Skupienie uwagi (po angielsku "Alerting"). To bardzo krótka, 1-2 sekundowa faza, w której pies zauważa, że w otoczeniu jest coś wartego uwagi i się na tym czymś koncentruje. TO OSTATNI MOMENT KIEDY MOŻESZ ODWOŁAĆ PSA. Bo za sekundę lub dwie ogłuchnie i oślepnie. To chwila, kiedy jego mózg przełącza się w tryb instynktowny. W tym trybie pies nie będzie miał świadomego kontaktu z otoczeniem. Będzie tylko reagował na bodźce.

F3: Śledzenie obiektu (po angielsku "Targeting"). Pies skupia całą uwagę na obiekcie. Jego wzrok jest bardzo intensywny, a cała rzeczywistość zawęża się do "ofiary". Pies głuchnie i ślepnie. A Ty masz przechlapane. Jeśli jest przy Tobie zrób wszystko, żeby zapiąć smycz zanim ruszy w pościg.

Te trzy mini-fazy są bardzo krótkie. Czasem masz sekundy na reakcję. 
Więc skąd wiadomo, że zbliżają się kłopoty? Właśnie. Po mowie ciała wiadomo. 

Poniżej zdjęcia. 
Ćwiczenie polega na tym, aby znaleźć jak najwięcej szczegółów, którymi się różnią. Bo to właśnie te szczegóły odpowiadają za to, że Wasz Szpic Północny BĘDZIE ZAWSZE PRZYCHODZIŁ DO NOGI.

A dla tych co są słabi z znajdowaniu 10 szczegółów, krótkie omówienie pod zdjęciami.



 Freya w fazie Window Shopping (czytaj: przywołać do nogi zanim coś wypatrzy):

- mięśnie rozluźnione,
- oczy "przyjazne" (w kształcie migdałów),
- uszy "odwinięte" lekko do tyłu – przyjazne i kontaktowe,
- pysk rozchylony, przyjazny
- ogon w górze,  "zabawowy".



 Freya w fazie Alerting (czytaj: sekunda na odwołanie, bo potem przyjdzie do nogi kiedy... sama zrezygnuje z polowania)

- mięśnie napinają się gotując do akcji,
- pysk, oczy i uszy oraz całe ciało psa skierowane w stronę "obiektu",
- wzrok intensywny,
- ogon nisko,
- powietrze wokół psa "zagęszcza się", a Ty masz ciarki na plecach.
UWAGA:
Im bardziej zamknięty psyk, tym bardziej pies poważnie traktuje sytuację. Niewielki ruch ogona (w górę lub w dół), albo lekkie "zamerdanie" poprzedzi akcję (nie zawsze, ale często).


A teraz inny pies. Luna. I już bez omówienia. Spójrzcie na oczy, uszy, napięcie ciała... Niby dwa różne psy, a jednak... ten sam język!

F1:

 

F2:



I jeszcze jedno zdjęcie. Jest na nim Nuka. Pozornie wiele wskazuje na fazę F2 (Alerting): lekkie napięcie mięśni, oczy (jak na Nukę) okrągłe, uszy, nos, wzrok i ciało skierowane w tą samą stronę, postawa "do przodu"... Ale jest jeden malutki szczegół, który mówi, że pies ma wciąż kontakt z otoczeniem. Suczka nie zamierza nigdzie się wybierać. Choć w jej pobliżu jest coś bardzo interesującego, ona wciąż kontroluje gdzie są jej Eskimosi, gotowa do ruszenia za nimi. Ciekawa jestem czy zgadniecie z czego to można wyczytać.

 





poniedziałek, 15 października 2012

Kuchenne zasady




-Ała!! JA-CIĘ! Raptor, no nie wytrzymam! Skąd wiedziałeś?! – sapnęła Freyka trąc na zmianę nos i oczka, choć to nic nie pomagało.
- Się żyje, się wie – mruknął Raptor zły, że mu drzemkę przerwała – już z nimi mieszkam długo, to się nauczyłem. Ty też się nauczysz. To jest proste: zwyczajne Eskimoskie KUCHENNE ZASADY.
-Nauczę się? – nie mogła uwierzyć Freyka. Mówiła z zamkniętymi oczkami, więc nie wiedziała czy Raptor tak poważnie, czy może się z niej nabija – Kiedy to przestanie szczypać?? Zwariować można!! – potarła łapką oczy, ale zamiast przynieść ulgę zapiekło tylko bardziej.
- No tego to nie wiem dokładnie. Tak gdzieś może… za rok. Tak. Za rok przestanie. – zawyrokował Raptor zadowolony, że mu się jakieś określenie czasu przypomniało.

- ZA ROK???!!!!

Freya nie mogła uwierzyć. Dobrze pamiętała, jak jeszcze w schronisku ktoś powiedział „Ten pies zaginął rok temu. To cud, że się znalazł!”. Tak o niej powiedzieli. A Freya dokładnie pamiętała, kiedy zaginęła. Była na spacerze ze swoim Eskimosem. A potem Eskimosa nie było. Szukała i szukała, a on się nie znalazł. Przez wiele dni. A potem była taka głodna, że podeszła do tych innych ludzi, bo mieli jedzenie i wyglądali niegroźnie. I jedzenie wprawdzie jakieś dostała ale…
Ech… I dlatego wiedziała, że rok to strasznie długo.  Zwłaszcza kiedy się siedzi w ciasnej, ciemnej komórce na węgiel. A słońce i świat się widzi tylko przez szpary w dechach… Już nigdy nie da się zamknąć w komórce. Nigdy. W żadnej. Nawet w łazience! Nawet w schowku ze smakołykami!!!
Zamrugała oczkami i z ulgą stwierdziła, że rok już minął. Ciekawe: czasem rok to długo, a czasem mija szybciutko. To chyba zależy czy w komórce czy w ogrodzie. Odtąd jak będzie na coś musiała czekać rok, to zawsze na zewnątrz!!

- Już nie piecze – stwierdziła z ulgą znów budząc Raptora – powiesz mi w końcu  te KUCHENNE ZASADY?
- Może jutro… - mruknął Raptor.
- Dziś, dziś, proszę dziś mi powiedz! – zapiszczała Freyka, bo bardzo, ale to bardzo jej zależało - No przecież już ROK czekam!

Co prawda to prawda. Freyka czekała cały czas, kiedy szczypały ją oczy. Czyli przez rok. Nie może być inaczej. Wypadało jej powiedzieć…

- No dobra. Zasada Pierwsza: 
 JAK KROJĄ KURCZAKA TO JESTEŚ W KUCHNI. 
 Zawsze. Choćby nie wiem co. I nie wychodzisz nawet jak cię przeganiają. Udajesz, że nie słyszysz, nie widzisz i nie rozumiesz.
 A JAK KROJĄ CEBULĘ TO NIE JESTEŚ W KUCHNI. 
 Nigdy. Choćby nie wiem co. Taka jest zasada.

- Aaaaa…. I wtedy nie szczypie? – chciała się upewnić Freya.
- A widziałaś kiedyś, żeby Ona łzy lała nad kurczakiem? No… może z wyjątkiem tego razu kiedy wpadła w furię. Ale to się nie liczy, bo to było nad ZNIKNIĘTYM kurczakiem…  Którego zniknęliśmy w ramach ćwiczeń z zabijania i zjadania martwego drobiu. Pamiętasz? – Freyka posłusznie pokiwała głową, więc Raptor kontynuował - No więc wtedy było wyjątkowo. A generalnie jest tak: KURCZAK NIE SZCZYPIE, CEBULA SZCZYPIE. Proste?
- Och! – mlasnęła zachwycona Freyka na myśl, jakie możliwości otwierają się przed psem, który tą prostą, łatwą i logiczną Zasadę Pierwszą zna.
- Ale jest jeszcze Zasada Druga. Nawet ważniejsza – dodał Raptor, którego zachwyt Freyki zdecydowanie zbił z pantałyku, – ta zasada brzmi: NIE WOLNO BYĆ W KUCHNI, KIEDY JA TAM JESTEM. Nigdy! Nawet jak kroją kurczaka. Bo dwójce to oni nic nie dadzą!
- Ale… - zaprotestowała Freyka – ty tam zawsze jesteś! SZCZEGÓLNIE jak kroją kurczaka.
- No i git – mruknął Raptor – Wszystko się zgadza. Jak ja jestem to ciebie nie ma. Jasne?
- No nie wiem… - mruknęła nieprzekonana Freyka. Coś jej się zdawało, że te zasady nie są do końca sprawiedliwe. – A są jeszcze jakieś inne?
- Kurczaki? – zapytał rozmarzony Raptor.
- Nie… ZASADY.
- No są. Wiele. Ale dziś ci ich nie powiem. Bo jest pora na drzemkę. A sama wiesz: z drzemką nie wygrasz…
- Och… -stęknęła suczka. Miała nadzieję, że wśród tych wielu zasad jest jakaś, chociaż jedna, która mówi o tym, że ona, Freya, też może być w kuchni kiedy jest tam drób. Żywy lub martwy… - A kiedy mi powiesz?
- Za rok – mruknął Raptor. I zasnął.

To niedługo” pomyślała Freya. Przynajmniej dopóki będę siedzieć tu, w ogrodzie. I postanowiła omijać wszystkie ciasne miejsca w całym domu, dopóki Raptor nie wyłuszczy jej pozostałych Zasad. A w tym tej NAJWAŻNIEJSZEJ. Tej która mówi, że ona też może być w kuchni razem z KURĄ. No bo przecież na pewno jest taka zasada. MUSI BYĆ. No nie???!


piątek, 12 października 2012

Złote jabłko



    Nasze psy są najlepszymi kumplami, co im absolutnie nie przeszkadza bez przerwy się tłuc i to czasem o byleco. Wracamy z treningu: psy wybiegane, zmęczone i szczęśliwe, jesteśmy na własnej posesji i nic nie wskazuje na to, że zakończenie dnia może być inne niż dobre ... Jednak gdzieindziej dzień może zakończyć się spokojnie, lecz nie u nas. Bafi w ogródku znajduje jabłko, sęk w tym, że jabłek leżą całe setki, lecz akurat to wydaje się być najlepszym i najsmaczniejszym w świecie. Maniek też chce mieć właśnie to jabłko i to za wszelką cenę. O tym ,że cena może być zbyt wysoka, świadczy gruby segregator, wypchany po brzegi różnymi wynikami przeróżnych badań, zrobionych w klinice weterynaryjnej . Lecz psy o tym oczywiście nie pamiętają, najważniejszą rzeczą w danej chwili jest jabłko, które każdy z nich chce mieć wyłącznie dla siebie .Bafulec zajmuje pozycję byka pod czas korridy i głuchym basem uprzedza:
- Odwal się, smrodzie, jabłko jest moje!!!
Maniutek wcale nie zamierza rezygnować i zuchwale oświadcza:
- Jestem starszy i jabłko należy do mnie!!!
- Akurat, to ja go znalazłem i będzie moje!!! - Rzuca niepodważalny argument Bafulec.
Maniutek decyduje się na zmianę stanowiska i próbuję wziąć jabłko po dobroci:
- Ale przecież jesteśmy braćmi i masz obowiązek ze mną się dzielić.
- A Ty kiedykolwiek ze mną się dzieliłeś?!! - Pyta zaskoczony takim podejściem Bafulec.
I tutaj muszę przyznać mu racje, ponieważ Maniek nigdy niczym się nie dzieli i gdyby Bafi wziął coś, co należy do Mania, to natychmiast zostałby brutalnie zaatakowany. Maniek widzi, że po dobroci się nie da i rzuca się do boju. Tylko że mój wielki kochany miś jest zbyt uczciwy i nie ma żadnych szans podczas walki z braciszkiem, który się nie szczypie i na metody nie zważa. Podstępem zbija Mania z nóg, znaczy się z łap, i wskakuje mu na kark:
- Dobrze Ci tak, to masz, masz!!! - Mówi głosem, podobnym do warczenia silnika. Maniek nie ustępuje i próbuje zrzucić braciszka na dół: to jest ciężka sprawa, ponieważ mały kleszcz już wgryzł się w kark. Nie zamierzam dopuszczać do poważnych obrażeń i się wtrącam. Tylko że Bafulcowi mogę wydać rozkaz i tamten się posłucha, to rozwścieczonego Mania odciągnąć jest bardzo ciężko. Z uporczywością kobry zaczyna ścigać ofiarę, która od razu zapomina o rozkazie, wydanym przez panią, i wraca do walki. Mam tylko jedno wyjście: wcisnąć się pomiędzy nimi. Ludzie, trzymajcie mnie, bo zaraz ich pozabijam. Rozciągam gadów po różnych kątach, grożąc nie wiadomo jaką karą i zwołując na ich głowy pioruny z nieba. Chłopaki odwracają się do siebie tyłem i czas od czasu coś tam sobie pod nosem powarkują, widocznie budują plany zemsty.
Wraca pan i pyta dlaczego psy leżą w różnych kątach. Odpowiadam, że znowu się pokłóciły i, że ledwie ich rozciągnęłam. Mąż z lekkim strachem w głosie, i wcale mu się nie dziwię, pyta czy są całe. Odpowiadam, że tak, lecz jestem gotowa ich własnoręcznie podusić. Pan z ulgą pyta o co poszło tym razem. Na co, jeszcze zeźlona, mówię:
- O jabłko!!!
Mąż długo się śmieję, w końcu zdyszany mówi:
- Chyba musiało być złote...

wtorek, 2 października 2012

Dyskusje o końcu świata



-Kto zabił kreta?- Pytam a w moim głosie bez trudu można odnaleźć tonę papieru ściernego wielki młot pneumatyczny do rozbijania skał i kilka innych niebezpiecznych dla zdrowia i życia narzędzi.
Psy udają, że nie mają pojęcia, o co pytam. Jaki kret? Kto w ogóle widział kreta? Bo one to na pewno nie, nigdy nawet w telewizji czy w encyklopedii. Ogólnie kret to stworzenie mityczne dawno wymarłe jak dajmy na to jednorożec a może dinozaur, zresztą detale nieważne. Idą w zaparte wpatrując się we mnie swymi brązowymi niewinnymi oczętami machając przy tym tak energicznie ogonami jakby od tego zależało uratowanie świata od kosmicznej katastrofy.
-Kto zabił kreta?- Pytam ponownie, bo nie ze mną te numery jak to zwykł mawiać najsławniejszy szpieg polskiej kinematografii
Pierwsza pęka Fela. Przeskakuje z łapy na łapę wije się jak węgorz wyciągnięty z wody a potem wypala ni to z naci ni z pietruszki
-Bo to był korporacyjny kret!!
Muszę przyznać zamurowało mnie na amen. Tego się nie spodziewałam.
-To był wróg z korporacji, straszny i niebezpieczny -podchwycił temat Dodek zauważając, jakie wrażenie na mnie wywarła linia obrony
-Tak chciał zniewolić nasze dusze i ciała. Odebrać wolną wolę, możliwość wyboru wtłoczyć w bezduszne słupki zysku.-Fela wczuła się w rolę widziałam i słyszałam jak rosną jej skrzydła natchnienia
Przed oczami jak żywo stanął mi przyjazny i wesoły krecik z czeskiej kreskówki wołający do mnie alo z ekranu. Ni jak nie mogę sobie wyobrazić tego krecika, jako agenta korporacji lub wrogiego agitatora, ale przecież pozory mogą mylić. Korporacje są podstępne w głębi duszy uważam, że są gorsze niż siedem plag egipskich i że na krótkiej smyczy prowadzą ludzkość do nieuchronnej katastrofy widać zaraziłam swoimi poglądami nawet biedne psy.
-Kret?- Upewniam się tak na wszelki wypadek
-On chciał nam narzucić swój sposób życia ideologię i poglądy- wydziera się podniecona już na całego Fela
-Prawdę mówi chciał zmusić nas do życia w ciemności, przymusowego korzystania ze swoich nor i korytarzy niby dla naszego dobra a wszystko to za słoną opłatą. To był zamach musieliśmy się bronić zanim byłoby za późno lepiej tak niż potem wszczynać rewolucję!
Wzdycham czuję się osaczona już nie tylko przez korporacje, ale nawet przez własne osobiste psy.
-Sama mówiłaś, że wielkie korporacje to zło tego świata- wypomina mi Fela widząc, że ich argumenty wcale mnie nie przekonały.
-Mówiłam- niechętnie przyznaję jej rację i to nie raz-, ale żeby zaraz zabijać? Tak nie można- protestuję rachitycznie przypominając sobie radość męża na widok kreciego truchełka, który co przyznać muszę za życia był niesamowicie upierdliwy.
-To do budy zaprosić mięskiem i ryżem poczęstować? Jak mieliśmy zmusić by zaprzestał swych niecnych praktyk? No jak?
Poddaję się, macham ręką na kreta już nie nęci mnie rozwiązanie zagadki, który z mych psów jest mordercą. Nie nadaję się na detektywa.
Odchodząc słyszę
-To, po co nawijasz, że trzeba popierać lokalną przedsiębiorczość?- Fela tak łatwo się nie poddaje nie wiedząc, że swym zachowaniem sprawia, że typuję ja na pierwszą damę kretobójstwa na swym podwórku
-A jak to się ma do zabójstwa?- Świadomie daję się podejść
-Żartujesz?- Pyta oburzona- Walczymy o jedzenie wolne od chemii, naturalne żeby nie powiedzieć swojskie i bez modyfikacji.
-Kretów nie jecie- Zauważam przytomnie.
-Myszy też się czepiasz- słyszę w odpowiedzi.
Fakt, ma czarna małpa rację wcale nie jestem zadowolona jak wracają z biegania po górach a mąż opowiada jak to w pełnym biegu nie zmieniając prawie kierunku marszu łyknęła w całości mysz, zanim on zdążył choćby mrugnąć powieką. Kiler w spódnicy amatorka dziczyzny i jak tu z taką konstruktywnie dyskutować?
            W tym wszystkim najgorsza jest świadomość, że psy mają rację trzeba działać inaczej będziemy zazdrościć szybkiego zejścia ze świata temu korporacyjnemu kretowi skazując swoje dzieci na życie w piekle, tyle, że nikomu już się nie chce. Psy za nas tego nie załatwią a szkoda.