Przed tym, jak Pako pojawił się w
domu Pani kosmitka miała różne fanaberie.
Pani kosmitka w zasadzie nie
jadała i a obecnie sporadycznie jada mięso i to wyłącznie drobiowe.
W związku z tym, że nie jadała
nie dotykała również mięsa, nie wchodziła do sklepu mięsnego, nie przechodziła
koło wędlin, a parówki widziała tylko w reklamach.
Posiłki sporządzała
wegetariańskie, albo żadne, a w domu nie unosił się aromat gotowanej wołowiny,
drobiu w kostce rosołowej, golonki, szyi indyczej, tudzież schabu, z kością czy
też bez kości.
I wtedy pojawił się on – Pako
podły mięsożerca.
Nie bez pewnych oporów Pani kosmitka
podjęła walkę z mięsem, którą toczy do dziś, przeważnie już obecnie z nie lada
sukcesami.
Początki były trudne. Należało
wymyślić różne sposoby, jak pokroić żylasty kawał wołu, tak aby kawałki, były
strawne dla „dzidzi” a przy tym, aby nie dotknąć mięsa, nie czuć mięsa, nie
ubrudzić się mięsem.
Pewne efekty dawało posługiwanie
się dwoma sztućcami, widelec trzymał a nóż kroił, ale mięso ma również swoje
fanaberie i zdarzały się przypadki, że nie współpracowało, wymykało się i
spadało na ziemię, gdzie leżało Paka futro i piach, więc następowało mycie,
przez co robiło się jeszcze bardziej śliskie, po którym to myciu, mięso jeździło
po całym blacie i zostawiało krwawe smugi, a pies się niecierpliwił, a Pani z
nim.
Ulepszenie metody przyszło gdy
Pani wymyśliła, że będzie je kroić nożem i trzymać widelcem, będąc w gumowych
rękawicach, później już tylko w gumowych rękawicach, bez trzymania widelcem.
Metoda się sprawdzała, choć czuć na dłoniach chłód mięsa, jednak nieszczęścia
chodzą po ludziach i zdarzało się, że mięso było, głód psa był, a rękawic nie
było i problem też był.
W jednym z takich momentów
nastąpił przełom.
Od kolejnego braku w dostawie
gumowych rękawic, Pani kosmitka, z nieukrywanym zadowoleniem, wyciąga z mokrego
worka drób, gołą ręką, po umyciu kładzie na desce do krojenia, bierze nóż i bez
jednego skrzywienia, przeprowadza rozbiór tuszki kurzej, a tak naprawdę kroi
ugotowaną, ewentualnie wrzuca do wywaru pierś z kurczaka.
I tu ukłon w stronę malamuta, który znając
Pani niechęć do mięsa, samoistnie i dobrowolnie wykluczył ze swojej diety,
każdy rodzaj mięsa poza gotowaną piersią kurczaka, ewentualnie indyka, co
problem mięsa w domu kosmitów samoistnie rozwiązało.
Uwaga, żeby nie było, wykluczenie
z diety nie było nawet podświadomie spowodowane przez Panią kosmitkę, albowiem
Pako po prostu pozostawiał pełną miskę jedzenia z nieruszoną gotowaną wołowiną,
wieprzowiną, oraz każdą inną „-iną” poza drobiem.
Jednej rzeczy z której Pako nie
zrezygnował, są porosłe mięsem kości cielęce, a raczej kochy, które Pani
kosmitka nadal obgotowuje, niezwłocznie jak tylko teściowa bądź szwagier przyniosą
zdobyczne łakocie dla odpowiednio wnuka czy bratanka.
Cóż to za aromat unosi się na
klatce schodowej gdy gotuje się gnat, który z każdej strony wystaje z garnka,
bo Państwo kosmici nie gotują w rynience, bo jej nie mają.
Ach jak pachnie gotująca się
goleń indycza ze skórą, okna zaparowane od gorąca, choć na oścież rozwarte, po
ścianie spływa aromatyczna para, a pies z golonkami w oczach wyje w niebogłosy,
żeby już podawać do miski, bo kiszki marsza grają.
Uwaga zapach gotowanego mięsa nie
przechodzi samoistnie, utrzymuje się kilka dni, a żaden odświeżać powietrza go
nie zabije, ale czego się nie robi dla już teraz naszego psiego podlotka.
Pani kosmitka rozwinęła się
również w kwestiach polowania.
Żadne mięsne sklepy nie są jej już obce. Nie
omija stoisk w markecie, u rzeźnika, na rynku tylko z wywalonym jęzorem walczy
z paniami w beretach z antenką o miejsce w kolejce i wybiera co najsmaczniejsze
rarytasy dla Pakusia, żeby było dobrej jakości, w dobrej cenie, świeże i
aromatyczne.
Podobnież jest w psim sklepie,
gdzie polujemy na smakosy. Pan kosmita wybiera i nabiera karmy, a Pani buszuje
w uszach, uszach wewnętrznych, tchawicach, suszonych płucach, kurzych łapkach,
byczych penisach i innych. Ani zapach, ani konsystencja ani format nie ma
znaczenia, bo Pako to lubi i to jest dla niego, choć przyznać trzeba, że Pani
kosmitka nabiera powyższe przez woreczek.
Drugą rzeczą, którą Pani kosmitka
myślała, że nie zrobi było wszystko związane z wydalaniem i oporządzaniem Paka.
Założenie, które do chwili obecnej
jest przez kosmitów realizowane, a mianowicie, od początku sprząta się po
pupilu, również przechodziło swoją ewolucję.
Zaczęło się od zamówienia
maszynki do zbierania psich odchodów z papierowymi torebkami. Kto korzystał ten
wie, że przy korzystania z takiego urządzenia spacer z psem wydłuża się o
jakich kwadrans walki z, nazwijmy to w końcu po imieniu, „kupą”, która zdarza
się jak z mięsem, również nie współpracuje, wyślizguje się, wykręca, rozdziela
itd. Nie wspomnę również o aromacie, który jednak zmusza do opracowania
szybszej metody.
W lesie ekologicznie, Państwo
kosmici dokonują wykopu, załadunku i zakopu. W mieście, jednak najbardziej
sprawdza się ta sama ręka, która kroiła to ww mięso, ubrana w worek i nie da
się przekonać Pani kosmitki, że jest jakieś szybsze i sprawniejsze urządzenie.
A odczucia ręki pozostawię bogatej wyobraźni czytelnikom.
I tu ciekawostka. Pako w tej
kwestii też nam sprzyja. Co najmniej dwukrotnie w lesie zdarzyło się, iż Pako w
pierwszym przypadku, załatwił się, do wbudowanego w ziemi kosza na śmieci, a w
drugim, ostatnio, dokładnie 19.11 w sam
środek wyżłobionego pnia drzewa.
Jednak kończąc już ten fekaliowy
wątek, gdyby nie Pako nigdy, przenigdy kosmici nie wygrzebywaliby ze szpar
pomiędzy panelami, patyczkami do uszu, luźnej kupki psa, który nie wytrzymał i
jak dobry gospodarz nie doniósł na podwórko.
Jednak ten wątek ciężko skończyć,
bo nasuwa się wiele historii. Jedna, już naprawdę ostatnia. Ktoś, wiem kto ale
niech pozostanie anonimowy, nie wytrzymał i załatwił się na naszej klatce schodowej
w bloku i zrobił tzw. dwójkę nie
jedynkę. No cóż, bywa.
A co zrobił Pako, wracając ze
spaceru? WDEPNĄŁ POTAJEMNIE!
Drogi czytelniku wyobraź sobie
reakcję Państwa kosmitów.
Przed śniadaniem, w porannym
pośpiechu przed pracą.
Nastąpiła próba wytarcia, która
skończyła się prawie ogólno-domowym udaniem się do toalety w celu opróżnienia
żołądka, w desperacji, poderwaniem
malamuta do wanny, założeniem gumowych rękawic (tak mamy zejście na gumowych
rękawicach) i dokonaniu kąpieli, której Pako serdecznie nie znosi, przy której
Pan kosmita w negliży trzymał, a Pani kosmitka w gumowych rękawicach myła łapki,
bleeh.
To wydarzenie ustawiło niejako
nasz dzień, a od tego dnia, nie ma chyba rzeczy, której Państwo kosmici nie
zrobiliby dla Azazela.
Osobną rzeczą są kleszcze.
Kleszcze, jak się łatwo domyślić, tak samo jak mięso i kupy mają swoje
fanaberie i nie współpracują.
Pierwszego kleszcza miał Pako w
Puszczy. Pańcio wyciągał, Pańcia trzymała i tak zadziałali, że pół kleszcza
zostało w Paku. Konsekwencją tej zabawy była wizyta u weterynarza, którego na
wakacjach dość ciężko było znaleźć, ale sytuacja została opanowana, choć Pan
weterynarz patrzył na nas jak na po pierwsze niepełno sprytnych, co za ludzie
co nie umieją wyciągać kleszczy, ale i panikarzy, jak już go rozwalili to
przecież samo wyjdzie.
Pewnym udogodnieniem w zakresie
kleszczy miało być urządzenie do ich wyciągania, które jak wszyscy użytkownicy
takiego urządzenia wiedzą, tnie kleszcza na pół, a drugą połowę zostawia w
ciele psiaka, więc ogólnie się nie nadaje.
Od razu mówię, nie byliśmy na
tyle naiwni, aby smarować go masłem, żeby wylazł.
No i ruszyły niezawodne gumowe
rękawice, bo do głowy Pani nie przyszło, że coś tak obrzydliwego można dotknąć
tą gołą ręką która dotykała mięsa.
A jednak, nie ma to jak goła
ręka, która właśnie wczoraj z wprawą fachowca, wyciągnęła gada z Pakulca, że
ten Pakulec, nie gad, nawet nie zauważył. A kleszczor był ogromny, pijak się
trafił.
Faktem jest, że zawsze jak
wyciągnę kleszczucha, to z obrzydzenia nie mogę go utrzymać w ręce i rzucam o
ziemię, później szukam, biorę papierowy ręcznik, łapię na nowo i topię, taki ze
mnie Dexter dla kleszczy.
I po każdej zbrodni nasuwa się
myśl, a przed przysposobieniem malamuta Pani kosmitka była taka niewinna,
wrażliwa na ból i cierpienie…
Osobny rozdział można by
poświęcić rzeczom, które kosmici byli zmuszeni wyciągnąć Azazelowi z pyszczka.
Pako w
porównaniu do Czesia (buldożka francuskiego, który np. wczoraj po zeżarciu
półmetrowego czego zwymiotował na rękę swojej Pańci) to cienias jeśli chodzi o
pożeranie, jednak zdarzyły się również smaczki.
Jednak trzeba
również przyznać, że Pako w niczym nie jest łapczywy (nawet gdy zjada
śniadanie, każdy kawałek oddzielnie wącha, po czym przyjmuje jak komunię
świętą) i pozwala sobie wszystko wyciągnąć z ryjka, bez cienia sprzeciwu i nie
ma odruchu szybkiego połykania, bo Pani idzie.
Jeszcze za
młodu to było, gdy Pako przystając przy osiedlowym śmietniku coś zapalczywie
wąchał. Nagle Pani patrzy a Pako ma coś w ryjku, no to ciągnie, co by się
piesek nie zatruł, i co wyciąga, zużytą prezerwatywę, którą pies memłał w
najlepsze.
Innym razem
pożarł szczotkę, co spowodowało wątpliwość czy jej elementy czeszące nie
znalazły się w żołądku maluszka, co wywołało oczywiście wizytę u weterynarza.W lesie
natomiast zdarzyło mu się wziąć do buzi zdechłą mysz, ale oddał bez oporów. Na spacerze
miejskim pewnej zimy, Pako bardzo zainteresował się czymś na schodach. Ani się
Państwo nie obejrzeli a Pako miał już w pyszczku gołąbka, którego jak to Pan
mówi chciał ogrzać własnym oddechem. Oczywiście nie zrobił mu krzywdy, bo
szybko go oddał, ale od tego momentu, zawsze gdy przechodzimy tamtą drogą
sprawdza schody, czy jakiś przyjaciel na niego nie czeka.
I co dalej by było gdyby Państwo
kosmici nie przysposobili malamuta tak generalnie:
- nie wybieraliby się do lasu na
rowerach, po ciemku, z górniczymi, czołowymi latarkami, gdzie z narażeniem
życia pokonują kilometry co by ich pupil wybiegał się i przewietrzył futro,
- nie spalibyśmy na świńskim uchu, niczym księżniczka na ziarnku grochu, albowiem Pako namiętnie zakopuje na kanapie przysmaki, żeby je mieć na później, a następnie z niepokojem krąży koło kanapy, że mu Pan kosmita usiadł na przysmaku,
- Pan kosmita nie podszkoliłby się w sztuce szycia posłań,
- Państwo kosmici nie wiedzieliby, że malamut to fabryka wełny,
- mieliby więcej oszczędności i
mogliby sobie kupić więcej rzeczy, które nie przyniosłyby nawet odrobiny
takiego szczęścia, jakie przynosi zadowolona mina kundelka, który z położonymi
uszkami, z rozwianym futrem mknie przez park, czy po ciemnym lesie, ale wtedy
nie widać miny tylko błyszczące ślepia, choć tu wypada przyznać, że Pako swoją
postawą nakręca koniunkturę i Pani kosmitka może się zakupowo wyżyć, gdy nabywa
nową torebkę, bo poprzednią Pakuś rozłożył zębami na części pierwsze i ułożył
kolaż na płytkach, kilka par szelek, linek, smyczy, obroży, piłek itd., a do
wymiany pozostają 2 futryny i 2 skrzydła drzwi, które mają zębate zdobienia, kanapa,
która na częściach drewnianych też ma zębate zdobienia i inne, choć znowu
trzeba przyznać, że Pako dba o rodzinne finanse, bo jak raz Pan kosmita
zostawił portfel na stole i poszedł do pracy, to Pako wyciągnął stówę, ale jej
nie zeżarł, tylko odłożył na posłanie,
- mieliby święty spokój i …, i
dalej marnowaliby by życie oraz nudzili się jak mopsy, a Pani kosmitka nie
miała by o czym pisać, bo nie poznaliby FAM, licznych psiaków i wielu
wspaniałych ludzi.
Więc cieszmy się, że jutro też
będzie malamut.