Rozdział III
Zamek
W olbrzymiej jadalni przy suto
zastawionym stole w doskonałych nastrojach obżerał się frykasami, kwiat stolicy. Pechowcy którzy zbagatelizowali przybycie do miasta
szczególnego, wyjątkowego gościa. Gdy Wędrowiec był dzieckiem jeden z jego nauczycieli
lubił powtarzać, że w życiu najistotniejsza jest hierarchia ważności, tym tutaj
widocznie nikt o tym nie powiedział. Trochę szkoda.
Panowie stosownie do okazji
przystroili się w barwne najmodniejsze w tym sezonie na salonach atłasy,
ozdobione niezliczoną ilością falbanek i koronek. Wszyscy też, omamieni
panująca modą przywdziali na głowy
wysokie fantazyjnie ufryzowane i napudrowane peruki. Kobiety obwiesiły się
masywną, wysadzaną drogimi kamieniami biżuterią, która to uroczo błyszczała w świetle świec
na ich nieco zbyt odważnie odsłoniętych dekoltach. Można było odnieść wrażenie, że głównym celem ekspozycji szlachetnych kamieni było zademonstrowanie
ilości posiadanych precjozów. Panowała tu zasada mniej znaczy źle zupełnie
zignorowano estetykę. Jakby tego było mało panie nieustannie groteskowo
wydymały mocno uszminkowane usta.
Swojski
nastrój i ogólne rozbawienie towarzystwa przerwał głośny świst.
Z pięknie tkanego arrasu, ukazującego dość swawolnie
dokazujące kształtne i niekompletnie ubrane pastereczki ze szlachetnie
urodzonymi młodzianami, wyszedł dziwny mężczyzna. Żywy i zakapturzony, sekundę później wskoczyły za nim do jadalni ogromne kudłate bestie.
-Co za czort??
Zdenerwował
się król, nie przyzwyczajony do utraty kontroli nad wydarzeniami rozgrywającymi
się w jego własnym zamku. Walnął złotym
ciężkim kielichem o stół, tak mocno że zadrżały talerze. Czerwone krople wina
rozprysły się po białym obrusie, malowniczo komponując się ze świeżymi błyszczącymi, tłustymi plamami.
- Straże!-
Wyrwało się z wielu gardeł.
-Cisza!!!!
Nowo przybyły
głos miał jak zgrzytająca tępa piła. Ludzie za stołami poczuli jak ze zgrozy
włosy na karku stoją im na baczność. Nie był to może koniec świata, ale poczuli, że być może
dzieli ich od niego tylko krok.
Opiekun nie
musiał się bardziej wysilać by zapanować nad
sytuacją. Biesiadnicy
umilkli bezradni i zdziwieni,
nie wiedząc, co robić. Co bystrzejsi obmyślali plan ucieczki.
-Nie wyraziłem
zgody na audiencje.
Rzekł
naburmuszony mężczyzna z końca stołu, którego już
wcześniej Wędrowiec zidentyfikował
jako
tutejszego króla. Przedstawiciel władzy cedził słowa przez sito zepsutych zębów.
Jego czarną jedwabną koszulę ozdobiono niezliczoną ilością mieniących się w
cekinów.
-Ty jesteś
królem? - Spytał dla zasady
Król siedział
na ma sporych rozmiarów tronie a teraz skonsternowany wbił brudne
paznokcie w złociste oparcia. Czerwone i
zielone cekinowe smoki na jego koszuli miały
udekorowane łby niczym innym jak złotymi blaszkami w kształcie koron. Dobitnie
świadczyło to o pozycji i próżności
wystrojonego w nią człowieka. Taka dodatkowa wskazówka dla niezbyt
rozgarniętych gdyby jakimś cudem nie zauważyli złotego tronu i ciężkich
nabijanych drogimi kamieniami pierścieni na każdym z palców.
-Jak śmiesz!
Kto cie tu wpuścił ? Wynocha z mojego zamku!- Zaczął się drzeć nie wiadomo
dlaczego smoczy cekiniarz. Uprzywilejowana pozycja króla miała też słabe strony, nie potrafił już rozpoznać prawdziwego zagrożenia. Zupełnie zanikł w nim instynkt dający szanse na przetrwanie. Tej sytuacji nie rozwiąże loch
ani kat, którymi to ostatnio tak ochoczo podpierał się król.
- CISZA!! Widzę ze muszę wam przypomnieć
jak powinniście się zachowywać. Wstawać
wszyscy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz