Psy
korzystając z zamieszania i tego że ludzie skupili swoją całą uwagę na ich właścicielu, delektowały się dobrem wystawionym na srebrnych
talerzach. Z niechęcią gwizdnął, nie pochwalał takiego zachowania. Nawet jego
ulubieńcy powinni pamiętać o dobrych manierach.
-Ty z tacą,
weźmiesz psy do kuchni i nakarmisz- Wskazał wysokiego, tyczkowatego
chłopaka palcem.
Niespodziewanie wyrwanemu ze stanu osłupienia zmieniającego służącego w słup soli, wypadła z ręki taca. Smażone apetycznie wyglądające przepiórki poleciały wysoko, gubiąc w locie natkę
pietruszki którą suto je przystrojono, aż pod sufit ukraszony malowidłami uśmiechniętych
pyzatych amorków. By szybko wrócić i z plaskiem rozbić się o stół i podłogę.
Tylko jedna z ptaszyn przypadkiem zawieruszyła się w biuście mocno wydekoltowanej pulchnej i
wypudrowanej tak intensywnie kobiety że wyglądała jakby kąpała się w mące.
Gruba dama wpadła w szał piszczała skakała (aż się cały stół niebezpiecznie
zatrząsł) a pieczony kadłubek w zespół ze szmaragdową kolią i kilkoma mniejszymi sznurami
drogocennych kamieni podskakiwał unosząc do góry tumany pudru. Pozostawiając
przy okazji tłuste plamy na biuście i kanarkowej sukni.
Chudziutki pomarszczony na twarzy jak stare jabłko mężczyzna stał nieruchomo
jak zaklęty u boku swej pulchnej towarzyszki. Szeptał przy tym prawie nie otwierając
ust ale z prawdziwą rozpaczą w głosie.
-Nowiutka
suknia, nowiutka, znowu będzie chciała. Skąd ja na to wezmę? Tego nikt nie
spierze, nowiutka suknia -Jedna czy nawet dnie łzy spłynęły mu
po pomarszczonym
napudrowanym policzku.
-CISZA, psy do
kuchni!
-Oj nowiutka
suknia - Dalej pochlipywał cichutko chudziutki jegomość w za dużym surducie.
Wielka peruka przekrzywiła się zasłaniając mu całkiem lewe oko.
-Jesteś
królem. To już wiem, ale jak ci na imię?
Wędrowiec
zignorował tekstylną rozpacz chudzielca, nie obchodziły go suknie zgromadzonych tu dam i wrócił do interesującego go tematu.
-Bonifacy.
Tyran, człowiek o nieograniczonej niczym i nikim do tej pory władzy zupełnie zbaraniał. To on niszczył, upokarzał ludzi,
to on niedbale i dla rozrywki kazał zamykać w lochach nawet tych, którzy krzywo
na niego spojrzeli. To on skazywał na męki i śmierć, więc jak się to stało, że
teraz stał przed kimś, kto traktował go jak smarkacza? Nie wiedział jak się ma zachować by zachować resztki godności, więc zaczął ogryzać brudne paznokcie. Wiele by dał by cofnąć czas,
przygotować się na to, co się właśnie działo. Niestety nie mógł.
-A więc
słuchaj Bonifacy twoim psim obowiązkiem jest czekać na Opiekuna u wrót miasta!
Jeszcze nie zdecydowałem jak ukaram twój leniwy i arogancki tyłek za to
niedopuszczalne uchybienie, ale wszystko przed nami, a uwierz fantazji mi nie
brakuje. Po drugie jak jestem u ciebie w
gościnie to oddajesz mi honory, zrozumiano? Jeśli jeszcze raz źle się zachowasz
względem mojej skromniej osoby to spuszczę ci te wykwintne, świecące szarawary i zafunduję
na goły tyłek manto, przy wszystkich. Jak smarkaczowi
zrozumiano??
Królewskie lico przybrało wielce
obiecujący kolor purpury. Ostatnim wysiłkiem woli władca utrzymał załzawione gałki oczne w miejscu, w którym zwykle ludzie je posiadali, niebezpiecznie się wybałuszyły. Nadawało mu to mocno ropuszy wyraz twarzy. Powaga sytuacji i własna bezsilność przerosły go
zupełnie
-Tak - Wyszeptał po cichu król, rozglądając się w poszukiwaniu oparcia w swoich gościach lub służbie. Nikt jednak się nie kwapił się
by stanąć za nim murem więc dalej z bezsilności i braku lepszego pomysłu obgryzał paznokcie. Czuł się nagi i bezbronny a do tego ośmieszony i to
wszystko na oczach ludzi, których trzymał na krótkiej smyczy, tego się nie
spodziewał nawet w najczarniejszych snach.
-No to teraz
Bonifacy jak już przez przypadek zostałeś szefem w tym cyrku a raczej na tym pięknym zamku ładnie mi się przedstawisz.
Oczywiście pozostałych gości też. Dawno tu nie byłem, umknęło mi trochę
szczegółów, ale zwięźle proszę i do rzeczy. Bez nieistotnych pierdół, głodny
jestem. I nastroju
do wygłupów jakoś dziś nie mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz