Ton
wypowiedzianych słów nie
pozostawiał cienia wątpliwości co do
tego jak należy zachować w tym momencie. Głos Wędrowca tym razem miał w sobie coś ze stęchlizny
lochów, chłodu kajdanów, razów bicza. Nie sposób było mu się oprzeć. Nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się sprawdzać ile w
tym prawdy a ile sugestii. Zbyt dużo
można było stracić.
Król niechętnie z jawną wrogością
malującą się na jego bladym obliczu, zastosował się do zalecenia Opiekuna i posłusznie wstał. Na tym skończyło się rozumne postępowanie władcy. Dla upojonego władzą absolutną króla to
była całkiem nowa sytuacja, zupełnie
nierealna jak senny koszmar,
z którego nie można się wybudzić. Zagubił
się w swoich
obliczeniach i emocjach, nie potrafił na
chłodno kalkulować, myśleć. Zabrakło mu też wyobraźni, nie wystarczyło krzyknąć, tupnąć
czy wydać rozkaz. Źle rozegrał
karty, na samym początku tej znajomości całkiem niepotrzebnie podpadł mitycznej
istocie o nadprzyrodzonych mocach.Każdy popełnia kiedyś błąd, lecz on wybrał najgorszą z możliwych
chwil i sytuacji.
-Każe cie do
ciemnicy wsadzić ty bezczelny przybłędo! Będziesz tam gnił latami!
Jeszcze nie
przebrzmiały ostatnie słowa a król zrozumiał powagę sytuacji, dotarło do niego, że popełnił najstraszliwszy błąd
w swoim życiu i w duchu żałował że w porę nie ugryzł się w język. Zemściło się na nim
samouwielbienie, egocentryzm i głupota, ale czego innego można się spodziewać po człowieku, który całe życie myślał, że jest pępkiem świata?
- Jeszcze
jedno słowo a sam tam trafisz. Nie igraj z losem!- Lód w głosie Opiekuna ściął wodę do mycia rąk w
misceczce stojącej tuż za królewskim talerzem z pieczenią.
-Wy dwaj- Przybysz wskazał na
zdezorientowanych i w ogóle nie ogarniających sytuacji kamerdynerów. Stojąc
kilka kroków za królem trzymali na wysokości klatki piersiowej mosiężne
kandelabry, - Postawcie świece i przynosicie mi tu tron.
-Ale jak to
Panie? –Nie zrozumieli
polecenia.
Kamerdyner potrzebował całej minuty by zrozumieć
czego dokładnie od niego wymagano, ze
strachu dostał czkawki. Zbyt długo żył by nie wiedzieć, że znalazł się między młotem a kowadłem. Nie mógł się nadziwić, że takie
nieszczęście spotkało właśnie jego. Starał się być jak cień, nie
zwracać na siebie niczyjej uwagi i do tej pory doskonale mu się to udawało. Traktowano
go jak użyteczny przedmiot, który przestawia się według własnego widzimisię,
ale nie oczekiwano inicjatywy, myślenia, czyli wszystkiego tego, za co można zapłacić
gardłem. Król nie zapomni, w najlepszym
razie skończy się to lochami, jednak Wędrowiec
wydał mu się jeszcze groźniejszy potężniejszy. Nie potrafiłby mu się
przeciwstawić. Drugi ze służących był w takim stanie, że tylko wybałuszył oczy.
-Już!!!
To wystarczyło
żeby zmusić mężczyzn do natychmiastowego działania.
Zadziwiające
jaka moc ukrywa się w słowach, trzeba
tylko umiejętnie ją wydobyć. A to wcale nie jest takie trudne jak by się mogło wydawać.
Opiekun strzepnął okruchy chleba z
tronu, niechętnie spojrzał na świeże tłuste plamy. Król zamiast korzystać z
miski z wodą brudne paluchy wycierał w złoty materiał obicia. Mógł zażądać nowego mebla, ale
zbyt długo by to trwało, chcąc nie chcąc musiał korzystać z tego uświnionego
przez niechlujnego władcę. Poprawił
kaptur i usiadł.
-To teraz, jak
już sobie wygodnie usiadłem, wysłucham
was moje dziatki. Wy zaś usiąść będziecie mogli dopiero jak wam pozwolę.
Wędrowca w
którymś momencie najzwyczajniej zaczęło bawic całe to przedstawienie, farsa zamiast zdenerwować podrażnić
wzbudzała uśmiech. Prześlizgnął się
wzrokiem po twarzach zgromadzonych tu ludzi ale nie znalazł w nich niczego co
by go zaciekawiło. Niczego,
co by ściągnęło wzrok czy uwagę, niczego, czego by już nie widział w swoim długim
życiu.
Pobieżne przeglądanie tutejszej
arystokracji, przerwał dobiegający go z przeciwnej strony stołu odgłos głośnego mlaskania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz