Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Abi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Abi. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 września 2012

Pies - najlepszy przyjaciel człowieka!




Od zawsze interesowałam się zwierzętami. Najpierw były konie, potem przeszło na psy i tak już zostało. Kupowanie książek, pocztówek, wycinanie z gazet wizerunków psów itp. Każdą rasę dokładnie znałam a na ulicy potrafiłam niemal wszystkie rozpoznać. I też marzył mi się pies rasowy. Wtedy miałam kundelka, którego na wszystkie sposoby „tresowałam” , bo przecież trzeba było na nim wypróbować przeczytane wiadomości. Kiedy już był staruszkiem i musieliśmy go uśpić, wiedziałam, że przyszedł czas na zrealizowanie marzeń z dzieciństwa. I tak trafiła do mnie Abi. Pies, który odmienił moje życie, sprawił, że jest ono bardziej radosne i szczęśliwsze. Cały dzień jest ustawiony pod nią, tak, żeby było jej u mnie dobrze. W sumie biorąc pod dach Huskiego nie wiedziałam, co tak naprawdę mnie czeka. Bo przecież „wybrałam” ją spośród wielu zdjęć psów na stronie internetowej. A jej zdjęcie było akurat niezbyt wyraźne, a na  temat  charakteru były trzy zdania. Kiedy pojechałam po nią do schroniska, wiedziałam, że to jest to na co czekałam całe życie. Nie spodziewałam, że trafi mi się taki wspaniały pies. Początki były trudne, bo wiadomo, że trzeba było się dotrzeć, ale uważam, że była to najlepsza decyzja jaką podjęłam. Wszyscy mi odradzali, mówili, że to jest obowiązek na parę dobrych lat, ale ja konsekwentnie dążyłam do celu. I wcale nie żałuję, bo z nią jestem szczęśliwa. Nie ma nic piękniejszego od jej uśmiechniętego pyska, czy zmęczonego wzroku. Każdy spacer  to zupełnie inna przygoda, zawsze mnie czymś nowym zaskoczy. Abi jest u mnie prawie dwa lata, a za każdym razem potrafi wywołać uśmiech na ustach. Rano kiedy budzę się i widzę jej minę w stylu: „weź rusz się z tego łóżka, bo chcę na spacer”, albo jak wracam z pracy „nooo wreszcie przyszłaś, idziemy na spacerek?” lub gdy przestaję ją głaskać, a ona wywala brzuch a jej oczy mówią „ dawaj, chce jeszcze, miziaj mnie, tak mi dobrze”. Takich przykładów jest mnóstwo. Cieszę się, że dałam jej dom i miłość, bo zasługuje na to w pełni. Nie ruszają mnie komentarze ludzi, kiedy widzą mnie z linką, która ma dwadzieścia pięć metrów, bo uważają, że pies powinien być spuszczony, żeby się wybiegać. Ja tam wolę mieć psa na lince, ale chodzić dwie godziny, niż dookoła bloku na załatwienie podstawowych potrzeb i do domu. Lubię jak Abi sobie skacze w wysokiej trawie, goni bażanty czy wiewiórki, kopie doły, wada do wody za kaczkami albo jak zaprasza mnie do zabawy. I rozkręca się coraz bardziej, z każdym dniem widzę jaka jest pewniejsza siebie, zrównoważona. Z zastraszonego psa wyrasta na dostojną sukę. Kiedyś na spacerze, usiadłam sobie na trawie, by chwilkę odpocząć, a ona biegała sobie wokół mnie. Nagle słyszę za plecami, że biegnie i z całym impetem skacze mi na plecy. Obracam się zobaczyć co się dzieje, a Abi na ugiętych łapach, z uśmiechniętym ryjem i machającym ogonem zdaje się mówić: „Bawimy się?”. Ja wybucham śmiechem, wstaję i się ganiamy. Albo jak pojechałyśmy na nasz pierwszy dog trekking. Wróciłyśmy po pięciu godzinach marszu, ja padłam na trawę, a obok nas stał malamut. Myślałam, że Abi jest na tyle zmęczona, że się zaraz koło mnie położy. Szybko wyprowadziła mnie z błędu, kiedy zaczęła zaczepiać  psa do zabawy i ani myśleć jej się nie chciało o odpoczynku. Nawet nauka komend  jest zabawna. Na początku nie mogłam nauczyć jej „siad”. Kiedy już mi się udało, powtórzyłyśmy dla utrwalenia jeszcze kilka razy. Wieczorem, przy spotkaniu z innymi „psiarzami” chciałam się pochwalić, że nauczyłam nowej rzeczy. Pachnącą paróweczką macham jej przed nosem, mówię „siad”, a ona mi daje łapę, bierze smakołyka i  leci bawić się z psami. Tak właśnie narobiła mi „wstydu” przy wszystkich, a śmiali się przez resztę wieczoru. Tak więc zawsze musi mnie czymś zaskoczyć, taki to pies. Ale kocham ją nade wszystko i nie oddałabym jej za żadne skarby. Ona jest moja i tylko moja a razem jesteśmy coraz bardziej zgranym duetem. Mogłabym Wam godzinami pisać o swoim psie, bo jest trochę tego, ale póki co musi Wam tyle wystarczyć. Na koniec zachęcam wszystkie osoby, które tu zaglądają i czytają perypetie naszych psów, zachęcić do adopcji, gdyż dając psu dom on odwdzięcza się nam bezinteresowną miłością i przywiązaniem na zawsze. Nie ma się nad czym zastanawiać, ja w adopcji widzę same plusy. W każdym razie można zyskać przyjaciela na całe życie.

wtorek, 24 lipca 2012

Pies sam w domu



Zastanawialiście się kiedyś co robi Wasz pies, kiedy nie ma Was w domu? No właśnie ja też się często zastanawiałam nad tym, dopóki moja suka sama mi nie pokazała :) Każdy z nas pracuje, mimo tego dba o swojego pupila. Ja dla przykładu, rano wstaję wcześniej, żeby Abi się wybiegała i żebym mogła z czystym sumieniem iść do pracy. Nie raz jej zazdroszczę, bo ona po spacerze kładzie się wygodnie na swoim miejscu i idzie spać. Ja natomiast muszę iść do pracy, po pracy na zakupy i dopiero do domu. Ona w tym czasie śpi a przynajmniej tak mi się wydawało do pewnego momentu. Jak zwykle wracając z pracy poszłam jeszcze na zakupy i z uśmiechem na twarzy wracałam do domu. Nie ma nic lepszego od merdającego ogona na przywitanie. I nawet najgorszy dzień, staję się o wiele lepszym. Nie pamiętam już o czym myślałam wracając, wiem, że chciałam jak najszybciej być już w domu, żeby się położyć i odpocząć. Otworzyłam drzwi do mieszkania i jak zwykle przywitał mnie jej uśmiechnięty pychol i merdający ogon. Gdy ona się tak ze mną wita, zawsze muszę się nagadać: „tak wiem, że jestem zła i niedobra, zostawiłam Cię samą na dłuuugie godziny” itp. Jednak szybko mnie „zamurowało” z wrażenia, gdy zamykając drzwi, zobaczyłam wielką dziurę w drzwiach. Skórzane obicie zostało rozdarte do połowy, a gąbka ze środka poćwiartowana na tak drobne kawałki, że nawet jak wchodziłam , to ich nie zauważyłam. Zamarłam. W głowie miałam różne myśli a poziom nerwów skoczył do granic możliwości. Obróciłam się, a tam ten pychol uśmiechający się i ten energicznie poruszający się ogonek. I te oczka niebieskie mówiące: „Co się stało? To nie ja. Ja tego nie zrobiłam, przecież wiesz, że jestem zawsze grzeczna, to się samo zrobiło”. I wywala się na grzbiet, pokazując swój biały, włochaty brzuch, prosząc o głaskanie.  I jak tu się złościć? Choć drzwi do połowy zniszczone to i tak człowiek nie ma powodu, by krzyczeć na swojego pupila. Bo przecież czego to biedne stworzenie może być winne? Nudziła się, tęskniła, tak bardzo jej towarzystwa brakowało, że się „zajęła” czymś, czym niekoniecznie powinna. W ten sposób dowiedziałam się, co robi mój piesek, kiedy jest sam w domu :) Wiem, jak to się nazywa profesjonalnie -  lęk separacyjny. Ale kogo nie zapytam, to każdy odpowiada co „stracił” przez swojego psa. Kto nie zna tego widoku pogryzionych kapci, rozwalonego łóżka, porwanej pościeli czy porozrzucanych śmieci? Ale kochamy swoje psy i złość na nie szybko nam przechodzi. Osobiście wole posiadać wiernego i kochanego przyjaciela w domu niż nowiutkie, świeżutkie kapcie :) Myślę, że każdy z Was podobnie jak ja „dowiaduję” się co robią nasi pupile, gdy nie ma nas w domu – po stratach :)

niedziela, 22 lipca 2012

Kosmici



Cześć. Nazywam się Abi i opowiem Wam jak to się stało, że jestem szczęśliwa. Pewnego dnia, gdy siedziałam za kratkami jakiegoś dziwnego miejsca, gdzie inne psy szczekały, skamlały, piszczały, przyszedł do mnie Pan, zaczepił smycz i zaczął gdzieś ciągnąć. Nie bardzo chciałam iść, byłam wystraszona i obolała, najchętniej zapadłabym się pod ziemię, byleby już nic mi nie zrobili złego i dali spokój. Wyszliśmy poza to dziwne miejsce, nazywane przez niektórych schronem. I zobaczyłam budę, długo się nie zastanawiałam i schowałam się w niej. Była mała, ale za to bezpieczna. Usłyszałam jakiś dźwięk, warkot, bałam się strasznie. Po chwili, z dziwnego wielkiego urządzenia wysiadły dwie osoby. I usłyszałam taki ciepły głos, miły dla uszu, spokojny. I nachyliła się ta dziwna istota o niebiańskim głosie nad budą i zapiszczała z radości. Ja nadal siedziałam w budzie i wcale nie miałam zamiaru wychodzić. Dziwna istota mówiła do mnie: „ Hej wyjdź do mnie „ „Chodź”, ale ja nie dawałam za wygraną. Nagle Pani wyciągnęła coś co bardzo pachniało, jejku jakież to było ekscytujące dla mojego nosa i burczącego brzucha. Tak! To była parówka J Bez większych oporów mój nos pognał za zapachem i wyszłam z budy. Pani zapiszczała z radości. Już się tak nie bałam, dałam się nawet wziąć do tego pobliskiego lasu, gdzie mogłam się wysikać, wąchać i troszkę rozprostować kości J Jedna z Pań gadała z tym Panem co mnie wziął z boksu, a druga cały czas na mnie patrzyła. Nagle zawróciliśmy, pomyślałam więc, że czas spaceru się skończył i zaraz mnie wsadzą do tego dziwnego miejsca z powrotem.  Niewiele się pomyliłam, doszliśmy do tego miejsca, gdzie stała buda, jednak Pani otworzyła drzwi do tego strasznego, dużego urządzenia i kazała wskakiwać. Nie chciałam, zapierałam się jak mogłam, ale w końcu dałam za wygraną. Jechaliśmy tym dziwnym czymś długo, tak długo, że spać mi się zachciało i kiedy już prawie zasnęłam, samochód się zatrzymał. Pani wzięła mnie za smycz i kazała wyskakiwać.  Najpierw każą wskakiwać, teraz wyskakiwać, można się pogubić. Posłusznie jednak zrobiłam co mi Pani kazała i weszliśmy do takiego dziwnego miejsca, gdzie pachniało, było ciepło, przyjemnie. Pani puściła mnie ze smyczy, a ja pierwsze co zrobiłam, wskoczyłam na to fajne miejsce przy oknie, nazywane łóżkiem. O! tak mi się dobrze zrobiło, ciepło, miło, miękko. Ale długo to nie trwało, Pani głos zmienił się w jakiś dziwny ton i kazała zejść. Zaprowadziła w inne miejsce też fajne, miękkie, ale nie takie jak łóżko. Powiedziała: „To jest Twoje miejsce, tu będziesz spać, a tu masz miseczki, z których będziesz jeść”.  I tak to się zaczęło. Tamtego dnia myślałam, że przyjechali po mnie kosmici, że zabierają mnie tym dziwnym statkiem kosmicznym nie wiadomo gdzie i nie wiadomo co ze mną będą robić. Dziś już wiem, że kosmici to moja Pani a statek kosmiczny to samochód, którym jeździ się na bardzo fajne wycieczki. Muszę Wam powiedzieć, że kocham moją Panią, za wszystko co dla mnie robi. I naprawdę jestem szczęśliwa. Nareszcie!