Pako i jego podróże, małe i te
duże.
Od urodzenia Pako podróżuje.
Kosmici po raz pierwszy pojechali
po Pakistańca do Poznania, gdzie jak sama nazwa miasta wskazuje, doszło do
pierwszego zapoznania.
Była już prawie wiosna, ale na
granicy lasów wielkopolsko – lubuskich Pako i jego nowi ludzie zatrzymali się w
lesie, gdzie leżał jeszcze śnieg.
Tam odbyli pierwszy spacer z kuleczką
puchu z ostrymi kłami. Jeszcze wtedy na tyle maleńką, że puszczoną luźno,
trzymającą się nogi, i z ludzką wiarą,
że malamut to pies, któremu można zaufać.
Po 3 latach podróży i spacerów
stwierdzono, że malamutowi zaufać można, nigdy Ciebie nie zawiedzie, będzie
leżał koło Ciebie w chorobie, lizał Cię po twarzy, uwali się na nogach, nie da
o sobie zapomnieć przez cały dzień.
Ale gdy pojawi się sarna, kot, kolorowy,
krzyczący i biegnący berbeć, ewentualnie liść spadający bardzo interesująco z
drzewa, niesamowicie fantastyczna, czarna szeleszcząca nieziemsko reklamówka,
zaufanie mówi dobranoc, albowiem wita nas Pan Instynkt.
Kosmici do Pana Instyntku nie
mają zaufania.
Z uwagi na to, iż Pan Instynkt
nie pyta o zgodę kiedy się pojawia, kosmici wprowadzili niezłomną zasadę, zaufanie przez kontrolę.
No ale miało być o podróżach.
Pako to globtroter.
W swoim
trzyletnim życiu odbył następujące duże i małe podróże, gdzie poznał:
- Puszczę Białowieską, gdzie
gonił, dobra chciał gonić, przebiegającego nieopodal, zerwanego ze snu żubra,
(i nie był to żubr w butelce, choć „dobrze jest posiedzieć przy żubrze”), ale
kosmici 2 ciałami i ośmioma kończynami, przytrzymywali Pakistańca bo chcieli,
żeby jeszcze przez chwilę był ich
ukochanym psem, spacerował po pięknej puszczy i nie wszedł do rezerwatu Żubrów,
bo były tam wilki, oraz jechał ciuchcią, z czego zadowoleni byli tylko kosmici,
- Rumię i Bałtyk, więcej niż raz,
gdzie korzystał z psiej plaży, unosił się na słonych falallalalach i kopał
największe doły w kuwecie, której nie ogarniał, wtedy trochę dotknął wolności,
kąpał się codziennie wbrew woli kosmitów w żabiej sadzawce, w skali
obrzydliwości 7 na 10, po czym rechotał w ukryciu,
- Trójmiasto, w tym Gdańsk, gdzie
lansił się przy Neptunie i usiłował go olać,
- Kaszuby, gdzie fisiował w
Borkowskim jeziorze, wycieczkował z kosmitami nad morze i grał z nimi w kosza,
- stolicę Niemiec,
niejednokrotnie, gdzie uczył się szczekać po Niemiecku, (podróże kształcą), zostawił cioci futro na brązowej kanapie,
gościł na mega fajnym wybiegu dla psów, z ławkami dla kosmitów, gdzie zakochał
się a pewnej włochatej Niemce rasy labrador, zranił łapę przy wieży
telewizyjnej,
- stolicę Polski, nie raz, a 2
razy, gdzie odwiedził mamę Ulę i przyrodnią siostry Sheynę oraz ciocię Ewelinę,
gdzie zapoznał Beksę, która nie chciała się z nim bawić, bo była już stateczną
damą,
- stolicę wielkopolski,
niezliczoną ilość razy, gdzie poznał Lunę,
zwilżał futro na Malcie,
oddał labradorowi
na wybiegu, jednak trochę ucierpiała jego Pani, bo broniła cwaniaczka, pobawił
się ze świętej pamięci nieodżałowanym labradorkiem cioci Pati, Skipperem, po
którym do dziś wszyscy płaczą, zapoznał również synka tej samej cioci Pati labka
Barneya, który trącał go anteną telewizyjną, kąpał się w Warcie i stwierdza, że
Poznań jest wart poznania,
- wyspę Korcule, w Chorwacji,
gdzie uczył się szczekać po Chorwacku, pierwszy raz płynął mega promem, dzielił
się swoją karmą z Chorwackimi kotami, które okazały się szczwanymi lisami,
odnalazł w sobie górską kozicę skalistą, gdy pewnego spaceru Pan uparł się, że
idziemy skałami, a Pako gnał jak młody gniewny, oraz poznał smak wody bardziej
słonej niż Bałtyk,
- Kończyce Małe, gdzie zapoznał
m.in. uciekiniera brata Bolka i siostrę V – jak Vendetta, zrobił dziurę w palcu
Pani Bolka, bronił łysego i ogólnie był wykończony tyle było roboty, żeby całe
to stado ogarnąć,
- Tarnawę, gdzie w lecie od czasu do czasu
weekenduje z Happy i Flotą, kuma się z wieśniakami, którzy pewnie się
przedstawiają, ale to pozostaje Paka tajemnicą, kąpie się w stawie pożwirowym,
gdzie płynąc widzi swoje łapy, gdzie fajnie pachnie końską kupą i jest rzeka,
gdzie bardzo lubi chłodzić fafule,
- Józefów, gdzie kąpie się w bardzo
czystym jeziorze cioci Oliwki, bawił się z bardzo męczącymi chłopcami, aż Pani
musiała oszukać chłopców, że pies śpi, bo pies był na ostatnich łapach,
- Uście, gdzie bawił się znowu z
Roxą i Czesiem, zerwał kolejną linkę do prowadzania i odwiedził sąsiadów, celem
zapoznania dwóch przemiłych buldożków francuskich, odwiedził dancing pod
chmurką i kąpał się w śmierdzącym jeziorze, co było fajne, tylko dla Paka,
Pakowi wiele można zarzucić, ale
szczerze to podróżnik idealny.
Wprawdzie nie pakuje się sam, ale
jest najmniej kłopotliwym uczestnikiem każdej wyprawy (choć przy Pani, nikt nie
ma szans, w sensie największej kłopotliwości i kłótliwości).
Pako ma swoją torbę podróżną,
kocyk podróżny, miski podróżne.
W torbie znajduje się niezbędnik malamuta:
chrupki (sucha karma- wg Pako, zbędny balast), gotowane piersi kurczaka (zapas
na co najmniej jedną dobę), kurze łapki, psie markizy, psie biszkopty, tchawica
suszona, piłka do tenisa, wkręt do ziemi z metalową 20 metrową linką, bidon
podróżny, 2 ręczniki, woda, książeczka zdrowia i paszport, psia apteczka,
drewniana kość, gumowa piłka, żółta typu Konga.
Posłanie się nie zmieści więc
jedzie dodatkowo obok (luźna myśl mnie naszła, żeście powariowali).
Wiadomo, że przed podróżą jest
wybiegany, wysikany, odpowiednio wcześnie nakarmiony, ale przecież w mega
długiej podróży bywa różnie, ale to pies „nie ma problemu”, jakby co, mnie nie
ma, aż nie dojedziemy.
Nie zgłasza głodu, nie domaga się
przystanków, nie śpiewa, nie marudzi, nie piszczy, nie wierci się, nie pyta ile
jeszcze, nie mówi zwolnij, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie
dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta
złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z podróżą.
Do wcześniej przygotowanego
legowiska (Pako nie jeździ w bagażniku, bo wyje, jakby go ze skóry obdzierali,
a poza tym, w końcu to wspólna wyprawa) polegającego na wyrównaniu poziomu
siedzenia walizką, żeby miał większą powierzchnię do spania, i położeniu koca,
po zapięciu w pas i szelki co oczywiste, Pako zasypia.
Budzi się gdy się zatrzymujemy,
załatwia się, zjada i śpi dalej.
Tak pokonaliśmy drogę do
Chorwacji, do Puszczy, do Warszawy i wszędzie gdzie było bliżej.
Nie pies, anioł.
No to komu w drogę temu malamut.
Z tego co pamiętam w Kończycach też były kąpiele błotne i nie tylko ;) Fakt instynktowi nie nalezy ufać;)
OdpowiedzUsuńPan Instynkt jest najlepszy :) No i fajnie, że Pako tak pięknie zachowuje się w aucie :) U nas dłuższe podróże są problematyczne, bo Puzon nie chce spać podczas jazdy, mimo że jeździ od szczeniora. On obserwuje co się za oknem dzieje...
OdpowiedzUsuń