Luna jest naszą podopieczną w Domu Tymczasowym. Mieszka z nami i tu czeka aż
się znajdzie Jej Własny Eskimos, taki Na Całe Życie. Pracowicie czeka, cały
czas pilnie się ucząc jak być DOBRYM PSEM.
Luna jest jeszcze szczeniakiem. Ma dziewięć miesięcy, trójkątne oczka: jedno niebieskie a drugie żółte, i kompletne „kiełbie we łbie”. Jest mieszańcem Alaskan Malamuta i Syberian Husky.
Luna jest jeszcze szczeniakiem. Ma dziewięć miesięcy, trójkątne oczka: jedno niebieskie a drugie żółte, i kompletne „kiełbie we łbie”. Jest mieszańcem Alaskan Malamuta i Syberian Husky.
Dotąd nie miała
zbyt dużo szczęścia. Wzięta z przypadkowego miotu, z braku czasu właścicieli
dorastała w kojcu mając mało kontaktu z ludźmi. Kiedy przestała już być małą
puszystą kuleczką, nauczyła się wypracowywać sobie odrobinę wolności i ruchu we
własnym zakresie: wspinała się po żywopłocie jak małpka i uciekała z kojca. Biegała
po okolicy, chodziła do przedszkola i do kościoła… I tym eskapadami ściągnęła
sobie na głowę prawdziwą katastrofę: została unieruchomiona na łańcuchu z
wielką kolczatką na szyi. W dodatku z jej otoczenia zniknął jedyny towarzysz
zabaw – jej brat, któremu znaleziono nowy dom. Została sama, zniewolona ciężkim
łańcuchem, z bolesnym żelastwem na szyi. Płakała długo i głośno, przestała jeść
i chciała umrzeć, i w końcu jej właściciele zgodzili się oddać ją Fundacji i
przekazać pod opiekę Domu Tymczasowego. I tak trafiła do nas.
W naszym domu Luna powoli odzyskuje całą radość bycia szczenięciem.
Przestała bać się obroży. Nie reaguje już paniką na gwałtowne gesty. Przestała
nawet rozpaczliwie bronić swoich zabawek. Nauczyła się bawić piłką, pluszakami,
patykiem oraz martwym kretem (!!!). Polubiła mycie łapek po spacerze, a
ostatnio sama idzie pod prysznic i domaga się prania. Umie podawać łapę na
życzenie, a nawet przybić piątkę. Grzecznie na siedząco czeka na zapięcie
smyczy.
I uwielbia spacery... Ma w łapkach napęd atomowy i, jak
Forrest Gamp, zawsze jak gdzieś idzie to biegnie. Kiedyś bała się wody, a
ostatnio uśmiałam się po pachy patrząc jak wchodzi po pas do wylanej rzeki i
puszcza nosem bąble pod wodą! W dodatku, kiedy bąble uciekały do góry, Luna
próbowała je łapać w pysk. Ale wtedy bąble przestawały wylatywać nosem! Nie
wypadało mi się śmiać z niej tak otwarcie, ale nic nie mogłam poradzić – nie da
się przecież równocześnie puszczać bąbli nosem i łapać ich w pysk. Wiem, bo po
powrocie sama spróbowałam w wannie. A mój biedny szczeniak tak bardzo się
starał tego dokonać!
W Domu Tymczasowym codziennie mamy dużo powodów do śmiechu.
Psy mają głowy pełne pomysłów i nigdy nie wahają się zbyt długo żeby je wcielać
w życie. I co by nie zrobiły, to nie miewają wyrzutów sumienia.
Dziś rano na przykład uśmiałam się patrząc jak Luna pomaga w
odkurzaniu. (nie no, spoko. Nie zjadła odkurzacza. Fazę pożerania
domu powoli mamy za sobą). Pilnowała tylko, żeby automatycznie zwijany kabel
się nie zwijał bez jej pozwolenia. Patrzyła przy tym na mojego męża ze szczerym
oddaniem w oczach, absolutnie przekonana o tym, że jest bardzo pomocna. Nawet,
kiedy mąż już skończył odkurzać i kabel trzeba było zwinąć, Luna miała na ten
temat swoje zdanie. Mąż depcze po przycisku na odkurzaczu, a Luna z oddaniem
zatrzymuje uciekający kabel. Jednym ruchem łapy: Pac! Jak kot. No to mąż, żeby
nie przeszkadzała, bo kabel trzeba zwinąć. No to Luna puszcza kabel. No to
kabel zaczyna uciekać do środka odkurzacza. No przecież na taką samowolkę nie
można pozwolić!! Więc znów: Luna pac łapą i kabel nieruchomieje. Po 10 minutach,
kiedy mężowi w końcu udało się go zwinąć, Luna była wyraźnie załamana: Jak to,
taki duży samiec, a nie poradził sobie z zatrzymaniem takiego małego kabla?!!
Wprost było widać jak autorytet mojego męża leci w dół i roztrzaskuje się na
wysprzątanej podłodze.
Biedny mąż... A myślał, że po prostu poodkurza...
Biedny mąż... A myślał, że po prostu poodkurza...
A w zeszłym tygodniu, kiedy Luna była
jeszcze w fazie zjadania domu, musiałam w sobotę rano awaryjnie jechać do
apteki. Po tym jak się okazało, że Luna pożarła moje krople do nosa. W aptece
zastałam aptekarkę wyglądającą jak zombi. Już się przygotowałam do długich
wyjaśnień, dlaczego chcę wiedzieć, jakie skutki może mieć zjedzenie tych
kropelek, kiedy Pani Aptekarka przerwała mi w połowie zdania: „Ja to rozumiem. Też
mam psa. Mój dziś w nocy postanowił wychodzić na spacer co 20 minut. Przez
calutką noc. A że mieszkam w bloku i na ogród nie wypuszczę to… ledwo stoję teraz
i nie wiem jak dotrwam do końca dnia!” Ulżyło mi, bo tłumaczenie wszystkim,
czemu robię dziwne rzeczy (np. drugi raz w ciągu 15 minut jestem w naszym
osiedlowym sklepiku i kupuję identyczny, co poprzednio, kawałek pasztetowej,
albo czemu ubłocona po szyje biegam po nocy po okolicy ze smyczą ale bez psa,
albo czemu, kiedy puka listonosz to zamiast zaprosić go do domu, wychodzę na
mróz, w dodatku w dwóch różnych kapciach) bywa męczące. Pani wytłumaczyła mi,
że Luna po tych kropelkach będzie żyć i nic się jej nie powinno stać. Może, co najwyżej,
być tylko przez jakiś czas BARDZIEJ POBUDZONA.
Spanikowana pomyślałam o wszystkich rzeczach,
które Luna dotąd potrafiła zdziałać, nie będąc pod wpływem żadnych kropelkowych
dopalaczy i szybko się pożegnałam z miłą aptekarką. Musiałam lecieć do domu,
zanim zostaną z niego ruiny i zgliszcza!
Kiedy weszłam, BARDZIEJ POBUDZONA Luna
spała w najlepsze. Patrząc na nią zastanawiałam się nawet, czy nie dawać jej co
jakiś czas kropli do nosa do pożarcia. Miałabym więcej czasu, żeby pisać o niej w internecie...
Czekam na więcej. Dobrze się czyta. Luna ma szczęście.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Pako.
No popłakałam się ze śmiechu po prostu :))) Gorące (choć nie wiem, czy w przypadku malamuta to stosowne) pozdrowienia i dla psa, i dla opiekunów!
OdpowiedzUsuń