Księżyc
rozlał się krwistą rozmazaną niczym palcami czerwienią na granatowo szarej
płaszczyźnie nieba. Nieliczne rachitycznie jarzące bladym płomieniem gwiazdy
wyglądały zza burej szybko przesuwającej się warstewki chmur. Ciemne kłaki, to rozpływały się pchane nie
wiadomo gdzie kaprysem pani nocy, to zbijały w prawie czarny nieprzepuszczający
światła całun.
Wysoki mężczyzna już dłuższą chwilę trwał nieruchomo niczym posąg na
skalnej półce. Bacznie
obserwował miasto u swych stóp. Wiatr
wyśpiewując swoją ulubioną,
piskliwą piosenkę, szarpał trochę z nudów a może dla zabawy połami jego wędrownej peleryny, nadając im kształt majestatycznych skrzydeł. Obcy nie zważając na wietrznego
złośnika patrzył, wielki lekko
postrzępiony kaptur szczelnie zasłaniał jego twarz.
Dawno go tu nie było.
Napawał się
widokiem zmian.
To już nie był ten owalny, kamienny zamek z przyległościami, który tak doskonale znał. Nieliczne pałacyki szlachty kiedyś widoczne jak na
dłoni, teraz ginęły w gęstej miejskiej zabudowie. Życie to ciągły ruch, to zmiany,
nie rozumiał jak mógł o tym zapomnieć?
Gród leżąc przy często i gęsto
uczęszczanym szlaku handlowym rozwijał się dynamicznie. Zewsząd ściągali tu ludzie w nadziei na zarobek i lepsze życie. Więc, by przyjąć fale napływającej ludności
rozlał się nędznymi zabudowaniami po całej niegdyś niezamieszkałej i bagnistej
delcie. Jego macki w postaci zasobniejszych i bogatszych dzielnic sięgnęły już
wyżyny. To, co go najbardziej
zdziwiło, to to że miasto zaanektowało dla własnych potrzeb
ziemie po drugiej stronie rzeki. Niespotykane rozwiązanie, zupełnie nowatorskie
w tej części świata.
A on nadal widział
jej jasne włosy i te roześmiane brązowe, najpiękniejsze na świecie oczy.
Ciałem mężczyzny
wstrząsnął gwałtowny dreszcz, litościwie
wyrywając z objęć bolesnych wspomnień, pozwalający
wrócić do rzeczywistości.
Bardzo dawno temu przestał liczyć przemijające dni i lata, czas nie
miał już dla niego znaczenia. Nic już nie miało znaczenia.
Dwa wieki wstecz jego życie straciło sens. Właśnie tu, w tym mieście. Tu wszystko się zaczęło i tu wszystko skończyło.
Mrok, jak co
wieczór, brał miasto w swe posiadanie, które w odpowiedzi wykwitło ciepłym
światłem lamp i pochodni. Tam, pod dachami domostw, trwało normalne życie, które nigdy nie stało się
jego udziałem.
Coś lub raczej ktoś w tym mieście
obudził go z letargu, w którym trwał przez ostatnie lata,
niemrawo udając, że żyje. Ta tajemnicza osoba miała tyle siły i
umiejętności, że zdołała
przywołać potężnego Opiekuna. Zastanawiające, że los potrafił spłatać mu takiego
psikusa.
Jeszcze nie
widział kto i dlaczego zburzył rytm jego dnia ale zamierzał
się tego dowiedzieć. Wystarczy tej bezczynności.
-Już czas! -
Krzyknął w stronę miasta - Już czas- Dodał po cichu.
Spokojnie do tej pory poszczypujący lichawe kępki
trawy koń zareagował na głos mężczyzny.
Podniósł łeb, energicznie machnął splątanym w warkocz ogonem i zarżał zachęcająco. Psy leniwie rozciągały
grzbiety. Najwierniejsi towarzysze jego dziwnych często pozbawionych sensu
podróży. Jedyne istoty, którym przez długi czas poświęcał swą cenną uwagę. Jedyni przyjaciele, jakich miał w
swoim nieskończenie długim życiu.
Samiec o wilczastym umaszczeniu
zadarł głowę do góry i zaczął przejmująco wyć. Jakby chciał przygotować miasto
i ludzi na wizytę swego pana. Głos psa potężniejąc odpowiadającym mu echem
wzbudził niepokój okolicznych ptaków, które
zdezorientowane poderwały się do lotu.
Zakapturzony
mężczyzna podszedł do śpiewaka,
pogłaskał go pieszczotliwie za uchem. Pozostałe psy ochoczo podchwyciłyjego pieśń.
Wycie stada wyrwało ludzi w mieście z
sennej wieczornej leniwości, już nie w głowie im było przygotowywanie się do odpoczynku po
kolejnym ciężkim dniu.
-Niech wyją-
pomyślał- niech wiedzą, że nadchodzę. To ułatwi wiele
spraw.
Przeraźliwe wibrujące wycie umilkło nagle bez ostrzeżenia jakby w pół
nuty. Psy wyczuły że wiadomość dotarła już do każdego mieszkańca miasta. Zrobiły
co do nich należało, nie musiały się więcej wysilać.
Mężczyzna wiedział, że tam na dole, wśród
zabudowań, zaczął się nienaturalny ruch.
Zdezorientowani mieszkańcy nie wiedzieli co mają myśleć, co robić, jak się zachować. Czy należy się
cieszyć czy może bać z powodu tak niespodziewanej wizyty? Przestraszeni, tego był pewien, gorączkowo
biegali z miejsca na miejsce szukając wsparcia u rodziny czy znajomych. Ludzie w
tłumie czują się bezpieczniej tak jakby obecność innych zwalniała z obowiązku
myślenia i podejmowania decyzji. Teraz, przekrzykując się nawzajem, próbowali znaleźć podpowiedź na pytanie jak
należy się zachować by nie narazić się na gniew Opiekuna.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że on sam nie wiedział czego właściwie od nich
oczekuje. I po co tu
przybył.
Pierwszy raz w
swoim długim życiu nie miał pojęcia, gdzie zaprowadzi go przeznaczenie.
i to moje ulubione fantasy w wydaniu Jolki
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam czego się spodziewać, ale to jest genialne. Uwielbiam takie klimaty, więc niecierpliwie czekam do środy.
OdpowiedzUsuńjesssu a kiedy będzie środa? :)
OdpowiedzUsuńśroda będzie przed czwartkiem nie chce być inaczej ;)
OdpowiedzUsuńJuż za dwa dni :)
OdpowiedzUsuń