Wyrostek
spojrzał na niego bystro, mrużąc przy tym delikatnie oczy, zupełnie jak Hadwiga gdy się nad czymś zastanawiała. A
potem nie czekając na ponaglenie
rezolutnie przebił się przez tłum.
Stanął przed Opiekunem z widocznym niepokojem,
choć starał się ze
wszystkich sił ukryć strach, nie miał
pojęcia dlaczego został wezwany. Czekał na to co się stanie zaciskając
spocone dłonie w pięści.
-Jak ci na
imię chłopcze?- Zapytał Wędrowiec pozornie beznamiętnym, chłodnym
głosem, on też
udawał kogoś innego niż był w rzeczywistości. Całe jego życie to dramat
wystawiany w podrzędnym teatrze. Marna napuszona sztuka, napisana przez
nawiedzonego grafomana. Nic, tylko wyjść i trzasnąć drzwiami.
-Hanek, panie.
Chłopak
przykurczył ramiona, wciskając między nie głowę i pokłonił się nisko. W jego
oczach nie było już strachu, tylko figlarne dobrze znane przybyszowi chochliki.
-Dziwne imię.
Chyba mocno zmieniła się moda, odkąd ostatnio tu byłem.
Tknięty nagłym
przeczuciem zachłannie studiował twarz chłopaka, niczym zgłodniały tygrys przyglądający się swej zdobyczy. I już wiedział że nie ma takich zbiegów okoliczności, to co nie możliwe stało się ciałem.
-Tak na prawdę
mam na imię Han. To taka tradycja w naszej rodzinie wszystkie dzieci dostają
imiona na literę H. Mojej mamie podobało się Jan więc.. -Rezolutnie tłumaczył chłopak, ukradkiem zerkając na psy wąchające jego
spodnie.
-Dobrze więc
Janie przez H, zaopiekujesz się koniem
podczas mojego pobytu w mieście. –Zadecydował wcale nie, dlatego że była taka potrzeba,
lecz by emocje nie wzięły nad nim góry.
Potrzebował chwili spokoju by wszystko sobie poukładać i zrozumieć,
jakim to sposobem stoi przed nim Janek przez H.
-Dziękuje
Panie.. taki zaszczyt, dziękuje. Nie zawiodę
Chłopak
uśmiechnął się radośnie, prostując przygarbione plecy. Nie zapomniał też rozejrzeć się i sprawdzić czy aby wszyscy
widzieli jakie spotkało go wyróżnienie.
-Tylko
pamiętaj, jeśli nie będziesz się o niego dobrze starał.... !!
W powietrzu
zawisła niewypowiedziana groźba, nieprzyjemnie zapachniało magiczną mgłą. Miał świadomość, że mówi to
zupełnie niepotrzebnie, ale jak już grać rolę to do końca.
-Zrobię
wszystko jak należy!
W oczach
chłopaka zalśnił żar prawdziwej obietnicy. Młodzieńcza wiara w swoje umiejętności i coś znajomego, boleśnie
raniącego Wędrowca. Nie chciał wracać do tragedii z przed lat, nie chciał już więcej cierpieć, nie
powinien rozmawiać z tym chłopakiem.
Wędrowca całkiem poważnie nurtowała
kwestia czy aby przypadkiem ktoś nie próbuje wciągnąć go w pułapkę. Zawsze znajdzie się ktoś, komu
zależy na spektakularnym upadku legendy. Młodzieniec
byłby doskonałym wabikiem, te oczy mogłyby zwieść, oszukać Wędrowiec
trochę się bał że zrobi coś absurdalnego, nieprzemyślanego. Poprawił kaptur,
skutecznie ukrywając twarz przed tłumem. Nie robił tego ze strachu, choć
spotkanie z chłopakiem zaniepokoiło go trochę, chodziło mu raczej o to by światło pochodni nie odebrało mu ostatnich
skrawków prywatności. Zawsze zostawiał sobie margines wolności, wystarczyło
zdjąć pelerynę i stawał się zwykłym podróżnym nie wzbudzającym tylu emocji i
oczekiwań.
Podał uzdę
chłopakowi i ruszył przed siebie.
-Panie ale jak
nas znajdziesz?- Krzyknął za nim zdziwiony chłopak.
Uśmiechnął się
pod nosem, czekał na to pytanie. Lubił tak rozgrywać sprawy, to zawsze robiło
duże wrażenie na
ludziach. Praktycznie zero wysiłku a jaki efekt.
-Będę wiedział
gdzie jesteście.- Odpowiedział nie zwalniając-, Gdy będę potrzebował
konia lub ciebie, znajdę was. O to nie musisz się martwić.
Zszokowani ludzie z niedowierzaniem kręcili głowami. Tylko
złodziej o niezwykle sprawnych rękach bardziej niż cudami zainteresowany
był sakiewkami zgromadzonych. Taka okazja do
przeszukiwania kieszeni jak dziś może się mu już nigdy nie przytrafić.
Za krótki! Chcę jeszcze :D
OdpowiedzUsuńW niedzielę będzie nastepny;)
OdpowiedzUsuńJolu, wpadłam po uszy...dziękuję :-)Barbara
OdpowiedzUsuń