środa, 3 grudnia 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 21 Sempiterna.




21 Sempiterna.


-Słuchajcie, uspokójcie się, w każdym szaleństwie jest metoda. Nikt z nas nie zna się na czarach, prawda?- Odczekała chwilkę, usiadła na kanapę, klepnęła miejsce obok, dając do zrozumienia Ance, co powinna zrobić- a jeśli tak, to niech powie teraz albo zamilknie na wieki- Ryśka próbowała zapanować nad sytuacją.
-Co proponujesz? –Anka nie mogła się skupić, to wijące się na balkonie kłębowisko skutecznie mieszało jej w głowie. Nigdy nie była wielbicielką węży, uważała, że ich miejsce jest na łonie natury, daleko od tych wysepek zieleni, w których zdarza się jej przebywać.
-Jeszcze nie wiem, ale pomyślmy spokojnie. Ktoś ma jakąś propozycję?- Ryśka zawzięcie starała się pchnąć sprawę do przodu.
Niedane było się im w tym momencie dowiedzieć się czy któreś z nich ma jakiekolwiek przemyślenia na temat czarów i czarownic, bo gdzieś blisko rozległ się tak potworny wrzask, że wszystkich w pokoju całkowicie zamurowało. Pani z opery mieszkająca za ścianą z telewizorem, zrezygnowała z dysko polo i darła się na całe gardło prezentując swe niebywałe a wręcz można powiedzieć, że szokujące możliwości. Nikt nie liczył, ile oktaw była zdolna wypuścić ze swego gardła, ważniejsza była ochrona własnych uszu. Dopiero po chwili zrozumieli, że ogłuszający, zabierający zdolność logicznego myślenia dźwięk dochodził z sąsiadującego z nimi balkonu. Rysia, jako pierwsza dotarła do drzwi balkonowych, Anka pomimo pewnego niepokoju dotrzymała jej kroku. Jedno spojrzenie wystarczyło by stwierdzić, że na kafelkach nie wyleguje się już żadne żywe ani też nieżywe ciało. Nie było niczego, co mogłoby się wić albo syczeć. Odetchnęła z ulgą. Rysia otworzyła drzwi nie zwracając uwagi na protestującego Leona.
Przepchały się przez drzwi niemal równocześnie, zrzucając przy okazji z parapetu umierającą z nadmiaru wilgoci paprotkę.
I zamarły. Dosłownie. Nie dość, że dźwięk ogłuszał skutecznie, to widok wcale nie był mniej wstrząsający. Przez barierkę oddzielającą obydwa balkony, przewieszona była wrzeszcząca sąsiadka. Poza, w jakiej się znajdowała jednoznacznie dowodziła, że próbowała podglądać i z jakiegoś powodu utknęła.
Anka nie potrafiła wydać z siebie głosu, mogła nie lubić sąsiadki, ale zawsze uważała ją za niezwykle elegancką kobietę. Teraz zaś widziała niedbale nałożoną siateczkę na włosy, koszmarnie wymalowane rażącą, czerwoną szminką usta i ich okolice, nieokreślonego koloru zdeformowany szlafrok, który rozchylił się zbyt mocno ukazując to i owo. I na pewno nie było to to, co by Anka lub ktoś inny z jej towarzystwa chciał zobaczyć.
-Co się stało?- zebrała się w sobie i wrzasnęła na całe gardło.
Sąsiadka spojrzała na nią nieprzytomnymi oczami i na szczęście przestała się drzeć, bo na dole zebrał się już spory tłumek ciekawskich.
-Wąż – wycharczała- na nogach
Kostki kobiety faktycznie oplótł wąż tyle, że znikał, rozpływał się w błyskawicznym tempie.
-Nie ma węża
-To kara, to kara z niebios za te pyry. Jak mogłam być tak głupia i zachłanna?
Nikt nie odpowiedział słusznie zgadując, że to pytanie retoryczne.
-Gdy tylko spotkam tego nachalnego młodzieńca, to przyrzekam uroczyście, że złoję mu sempiternę. Uczciwie i z należytym zaangażowaniem, odkupie winy. O tak, a teraz państwa przeproszę, zreflektowała się nagle, że jej obfitego biustu nie skrywa szlafrok – i się oddalę. Do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz