środa, 20 maja 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 69 Drżący dwukwiat naszych ciał.



69 Drżący dwukwiat naszych ciał.



-Tak, można jeden raz, czemu by nie. Morderstwo przestaje być morderstwem ot tak, bo masz taką fantazję, kaprys? Trochę tu brak konsekwencji no, ale w sumie już nic mnie nie zdziwi- Leon przeczesał włosy był gotowy by ruszać do pracy.
-Co sugerujesz?- Rysia nastroszyła się niczym zdenerwowany kot.
-A czy ja zaraz muszę coś sugerować? Doskonale wiesz, że nasze życie, nie tylko twoje, wygląda tak jakbyśmy byli na ciągłym haju. Czy normalni ludzie znają wiedźmy? Na trzeźwo mają omamy, że atakują ich węże, czy chodzą nieprzytomni przez kilka dni?
-Nie- Rysia skapitulowała. Leon miał rację, w ich życiu nic już nie było normalne.
-Dobrze dziewczyny spadam, nie chcę się spóźnić. Cześć- Wybiegł, zanim Anka zdołała się odezwać, trudno wyśle mu smsem listę zakupów.
-Ma rację, lepiej nie spóźniać się do pracy, choć w sumie ja to nawet nie wiem, czy jeszcze pracuję. Jeśli zawaliłam to, co myślę, że zawaliłam to nie powinnam nikomu wchodzić w drogę, bo mogą ludziom puścić nerwy.- Rysia westchnęła ciężko.
-Idziemy. Martwić będziemy się później. -Zadecydowała Anka, nalewając Leeloo czystej wody do miseczki.
Obydwie pracowały w centrum, pogoda była ładna, więc postanowiły przespacerować się, zamiast czekać na autobus.
-Wszystko przez moje łakomstwo- westchnęła ze złością Anka.
-Co?
-Cały ten szajs i wariactwo, wszystko przez to, że zachciało mi się szarlotki.
Rysia popatrzyła na siostrę w tak jakby ta nagle stała się zielona, a na czole wyrósł jej róg niczym jednorożcowi a potem popukała się znacząco w głowę.
-Chciałam sobie ukroić kawałeczek tak, żeby Leon nie wiedział. Na paluszkach weszłam do spiżarki tyle, że nie było tam ciasta, tylko obce, nieznane mi mieszkanie. Inny świat, nawet wyglądali inaczej ci, co tam żyli i panowały tam zwariowane zasady, których za nic nie mogłam zrozumieć. Trudno mi to opisać, ale nie zmyślam, to nie był sen i chyba nie zwariowałam.- Tego ostatniego nie była tak zupełnie pewna.
Rysia wybuchła śmiechem tak głośnym, że ludzie zaczęli się za nimi oglądać. Przystanęła na chwilę złapała za brzuch i śmiała jak oszalała. Anka zapłonęła rumieńcem ze złości i wstydu, wiedziała, że to, co mówi brzmi niedorzecznie, ale takiej reakcji się nie spodziewała.
-Śmiej się, śmiej- syknęła przez zęby, siłą powstrzymując się, żeby nie trzasnąć siostry torebką.
-Tam gdzie ja byłam, były smoki i tatuaże na łbach, które się poruszały. Mała dziewczynka w poszarpanym swetrze na widok, której bezlitosny morderca ciął swoje ręce i bimbrociagi były, więc wierzę w twoje każde słowo.
-Nie żartujesz?- Upewniła się Anka.
-Wyobraź sobie, że nie mam nastroju na takie żarty, ta smarkata u ciebie też była? Ona przyprowadziła cię z powrotem?
-Nie, nie było żadnego dziecka, smoków też nie, ani bimbrociągu. Za to spotkałam w aptece kolesia, który udawał babkę kapłankę w tamtym świecie, trochę tak jak w seksmisji i on mnie też poznał.
Milczały, każda z nich musiała przetrawić to, co słyszała od siostry. To było tak dziwne, że nawet nie wiedziały jak komentować sytuację, w której się znalazły.
-Teraz powiem coś bardziej niedorzecznego niż te cholerne smoki i inne światy- zaczęła Rysia i się zacięła.
-Dawaj- Ponagliła Anka, bo stały już przed budynkiem, w którym pracowała.
-Tylko się nie śmiej i nie oburzaj.
-Mów- zażądała stanowczo Anka, spoglądając znacząco na zegarek
-Dobrze, więc- chrząknęła- jestem pewna, że nadszedł czas, by drżący dwukwiat naszych ciał zarysował się w świetle księżyca. Właśnie tej nocy, rozkosz ma bosymi stopami zatańczyć w satynowej pościeli mego łóżka.
-Nasz? Nasz dwukwiat? Zboczona jesteście? Jestem twoją siostrą! -Anka z obrzydzeniem splunęła na chodnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz