niedziela, 17 maja 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 68 Kontrawencjonalizacja.




68 Kontrawencjonalizacja



Anka nawet szybko usnęła, ale nic to nie zmieniało, obudziła się zmęczona i nieprzytomna. Miała trudności ze skupieniem się na prostych, zdawałoby się mechanicznie wykonywanych czynnościach. Głupie mycie zębów okazało się nie lada wyzwaniem, najpierw zapomniała o paście o potem dwa razy o mało nie usnęła zagryzając szczoteczkę. Na koniec okazało się, że wcale nie użyła swojej, tylko Leona.
Mogłaby pospać jeszcze z godzinę, ale Leeloo nie była wyrozumiała, uważała, że poranny spacer to rzecz święta. Nie było sensu dyskutować ze szczeniakiem, który miał w nosie jej brak snu, roznosiła go energia i radość z budzącego się dnia. Tej radości zupełnie brakowało Ance, lecz Leeloo zdawała się tego nie dostrzegać.
Spacer jak spacer, dla Anki najważniejsze było, że wróciły na czas i bez strat, to znaczy wróciły obie i to każda w jednym kawałku. A gdzie spacerowały to już było zupełnie bez znaczenia. Gorzej, że świeże powietrze wcale nie pomogło, w głowie Anki nadal królowała czarna, gruba stora niepozwalająca zebrać myśli.
Rysia siedziała w łazience a Leon w kuchni pichcił jajecznicę. Anka nie była głodna no, ale ewentualnie jajecznicę z pomidorami mogła w siebie wmusić. Leon potrafił wyczarować idealną, właśnie taką jak lubiła, zresztą nie tylko jajecznicę.
Ryśka wkroczyła do kuchni świeża niczym pierwiosnek, promieniująca radością i optymizmem tak bardzo, że zdumiona Anka musiała zmrużyć oczy.
-Kontrawencjonalizacja- Oznajmiła z radością tak, jakby dzieliła się z nimi niezwykle radosną nowiną.
-Takie trudne słowa i to z samego rana- jęknęła Anka.
Leon udawał, że nic nie słyszy, Anka domyśliła się, że i on za cholerę nie wie, co jej pokręcona siostra znowu wymyśliła.
-Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko- Ryśka wykręciła piruet, otworzyła lodówkę i pląsając w rytmy tylko jej znanej melodii, nalała sobie do kubka schłodzonego soku.
Nawet Leon na chwilę zastygł w zdumieniu, a Anka szczypała się w rękę by upewnić się, że na pewno to jawa nie jakiś koszmarny sen.
-No to jak?- Ponagliła Ryśka, wgryzając się w dojrzałego pomidora, który miał za chwilę skończyć swój czerwony żywot w jajecznicy.
-Ale, co?- Anka zgłupiała zupełnie.
-Zapraszam was na obiad a raczej na kolację, dzisiaj. Mam pomysł. Myślę, że to dobry pomysł- Ryśka nie czekając na Leona, sama nałożyła sobie takiej mało ściętej jajecznicy na talerz.
-A ryby będą śpiewać- Ironia Leona była całkiem nie na miejscu, wielokrotnie bywali na obiadach u Rysi, która świetnie gotowała
-Co powiedziecie na łososia w boczku?- Rysia zamiast odgryźć się Leonowi jak to miała w zwyczaju, uśmiechnęła się promienie.
Fakt ten bardzo zaniepokoił Ankę i Leona chyba też, bo stukał nerwowo drewnianą łyżką o pustą już patelnie, zamiast podawać jajecznicę na stół.
-Przecież ty już nie jesz mięsa- Anka była w prawdziwym szoku, dwa lata temu Rysia odrzuciła mięso twierdząc, że nie będzie brała udziału w mordzie niewinnych
-Dlatego właśnie kontrawencjonalizacja – Ryśka nie przejmując się konwenansami wylizała swój talerzyk po jajecznicy- To nie będzie dziś zbrodnia tylko występek.
-Uderzyłaś się w głowę? Ile palców widzisz?- Leon podniósł rękę z wyprostowanym środkowym i serdecznym palcem
-Ty brałaś coś? Paliłaś? – Tym razem Anka w stu procentach zgadzała się z mężem, z siostrą coś było nie w porządku. Może jednak nie trzeba było słuchać tej małej w potarganym sweterku, tylko zawieźć ją od razu do szpitala?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz