czwartek, 21 czerwca 2012

Manitou Wielki Duch





   Nazywam się Manitou, inaczej mówiąc Wielki Duch, mam 5 lat. Gdy byłem małą kuleczką, kochano mnie. Dorastałem, poświęcano mi coraz mniej czasu i uwagi, aż w końcu w ogóle o mnie zapomniano. Obserwowałem świat przez płot i marzyłem... marzyłem o lepszym życiu, gdzie będę kochany. Pewnego dnia próbowano wepchnąć mnie do samochodu, bałem się , strasznie protestowałem. Podano mi pigułę, nogi nie były już tak silne jak przed chwilą nie mogłem walczyć. Pojechałem... pojechałem na spotkanie z nowym życiem.
   Późnym wieczorem byliśmy na miejscu, padał śnieg, samochód stanął przed bramą, w której stała jakaś pani. Wyszedłem, kobieta kucnęła przy mnie i powiedziała: cześć, misiek.
Wierzycie w przeznaczenie? Ja wierzę, bo gdy zajrzałem w oczy tej pani , zrozumiałem, że to ona, że na nią tyle lat czekałem, że marzenia się spełniają. W tych oczach był wir który mnie porwał i nie zamierzałam z nim walczyć. Dziwne oczy ma moja pani, piwne z odcieniem głębokiej zieleni, chyba jest czarownicą co lata po nocach na miotle. Wyszedł z bramy też pan i zdenerwowanym głosem powiedział: misiek, kiedy Ty zmądrzejesz??? Dziwnie, że zwrócił się do MOJEJ pani, tak samo, jak ona do mnie. Pani nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała. Ona nie musi krzyczeć, ta moja pani, wystarczy, że spojrzy.
Pani podała panu smycz i poszedłem z nim na spacer. Wszystko było dla mnie nowe, lecz nie bardzo mnie interesowało, ponieważ huśtałem się na nogach, jak pijany.
    Przez płatki padającego śniegu ujrzałem swoją panią, prowadziła na smyczy coś kudłatego, od razu poczułem zazdrość. To coś miało na imię Bafi. Wyobrażacie sobie Baaafi? No kto daje porządnemu psu takie durne imię???Rzuciłem się na tę czarną małpę, lecz nie dali mi możliwości pokazać na co mnie stać. Chodziliśmy, cały czas padał śnieg, w końcu pani powiedziała, że idziemy do domu. Powiem Wam, że w domu wcale nie zamierzałem godzić się z tamtym kudłaczem. Starliśmy się, pani posmutniała i powiedziała: trudno, pójdzie do kojca. I wyproszono mnie na dwór, no i po co jechałem tyle kilometrów?!! Nie zamierzałem ustępować, postanowiłem walczyć o swoje. I po jakimś czasie pani się poddała, zamieszkałem w domu. Nareszcie mam dom, wygodną kanapę, szkoda tylko, że muszę godzić się z obecnością drugiego psa. Trudno dla swojej pani jestem gotowy na wszystko. Prosiła, żebym nie kłócił się z braciszkiem, słyszeliście o czymś podobnym? Od kiedy to małpy są braćmi malamutów?!! Ale cóż... z czasem nawet polubiłem Bafiego i chociaż nadal walczymy, to staramy się jak najmniej denerwować panią, ona też zasługuje na szczęście. Uwielbiam się do niej przytulać i denerwować tym Bafulca, bo on wtedy jest strasznie zazdrosny, ale czasu od czasu przecież mogę? Życie jest piękne, muszę Wam powiedzieć i warto marzyć, ponieważ marzenia się spełniają...

   P.S. Adoptowaliśmy Mańka 21 stycznia i chociaż psy się nie dogadywały, to wierzyliśmy, że nam się uda. Czy żałuję swej decyzji???Nie, nie i nie, żałuje tylko jednego, że pięć długich lat nie wiedziałam o jego istnieniu...

3 komentarze:

  1. Żałować no właśnie - tylko tych straconych lat, my straciliśmy 9 pierwszych lat naszego psa zanim się odnaleźliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. My też straciliśmy kilka pierwszych lat, ale ważne że jesteśmy razem. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowieści o Mańku się doczekałam :) Świetnie psisko trafiło, ale ma charakterek i on i jego obecny przyszywany braciszek, więc w domu zawsze się coś dzieje. Ale psisko ma kochający dom i ludzi co staną za nim murem i pomogą i pomiziają ;)

    OdpowiedzUsuń