Blog zawiera prawdziwe historie psów północy adoptowanych ze schronisk, perypetie w tymczasowych oraz w docelowych domach, podręcznik Eskimosa oraz powieść fantasy w odcinkach.
piątek, 14 grudnia 2012
Polarne misie.
Nareszcie i do nas zawitała zima, białą mięciutką kołdrą okryła ziemię. Osobiście tę porę roku lubię powiedzmy to szczerze średnio, lecz moje psy po prostu szaleją, dlatego patrząc na nie, cieszę na widok śniegu.
Ogień w kominku daje nie tylko ciepło, lecz i odczucie spokoju. W piekarniku dochodzi czekoladowe ciasto - chyba pora wywalić psy na dwór. Bafulec radośnie leci, Maniek dość leniwie się podnosi - przeszkadza mu zapach biszkopta, lecz zachęcany przez braciszka, dosłownie, jak kaczątko, przewala się przez próg i.... aktywnie włącza się do zabawy. Zaczyna się gonitwa, przewracanie się, turlanie w śniegu, aż ciężko śledzić okiem ruchy chłopaków. Wiem, że za godzinę zamiast dwóch psów będę miała dwa śnieżne bałwany, które powoli będą topniały w domu, lecz od dawna nie przejmuję się takimi rzeczami - malamuty nauczyły mnie cieszyć się każdą chwilą życia i pogardy do rzeczy materialnych. No, bo i po co przejmować się zjedzoną skórzaną kanapą, jeśli zawsze się da zastąpić ją nową? Tak samo, jak nie ma, co histeryzować z powodu utraty jakiegoś tam włoskiego buta, przecież w adydaskach jest Ci pańcia znacznie wygodniej. A już o kablach słuchawkach, komórkach i książkach w ogóle nie ma, co wspominać, ponieważ poważni faceci takimi głupotami sobie głowy nie zaprzątają. Przez jakiś czas obserwuję zabawy chłopaków, wszystko w porządku, dlatego wracam do domu. Zaparzam sobie kawę, kroję spory kawałek ciasta, a co, chyba mogę sobie na to pozwolić, i siadam przy kominku, gdzie języki ognia liżą drewno. Aż nie chcę mi się wierzyć, że nikt obok nie żebrze i mogę spokojnie rozkoszować się pysznym biszkoptem, popijając go kawą - życie jest piękne. Dla porządku i spokoju osobistego, co jakiś czas rzucam okiem na dwór, sprawdzając, co porabiają chłopaki. Moje misie świetnie się bawią i nic nie wskazuje na to, że zabawa może przekształcić się w bójkę. Siadam przy kompie i pogrążam się w wir internetu, całkowicie zapominając o czasie. Z morza marzeń wyrywa mnie okropny hałas, to chłopaki domagają się, żeby wpuszczono ich do domu. Lecę otworzyć im drzwi, ponieważ istnieje obawa, że wejdą do domu razem z nimi. Ledwie zdążam się odsunąć a moja banda wpada z siłą huraganu Katrina i szczęśliwa pada koło kominka, gdzie od razu pojawia się ogromna kałuża. Hmm, czy ktoś mi mówił, że malamuty to polarne misie i wolą przebywać na dworze? Najwyraźniej nie moje...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz