piątek, 29 czerwca 2012

Dbaj Pani o figurę .

     Nie pamiętam czy wspominałam już, że mam dwa psy? Nawet, jeśli i nie, to Maniuś na pewno o tym wspomniał. Jest strasznym gadułą, wszystko wie lepiej od nas, w każdej sprawie musi się wypowiedzieć, wszystko oprotestować. Ma własne poglądy, jednym słowem prawdziwy malamut...
No to tak, mam dwa psy: jeden - to Bafi, w domu nazywany przez nas wredną małpą. Drugi - to Maniuś, nasz ciasteczkowy Król. Bafi, jak wypada na psa, który od szczeniaka ma własny dom, jest strasznie rozpieszczony i niemożliwie wybredny, jednym słowem kochany bachor. Maniuś - to inna bajka, jest wiernym fanem nie tylko moim, lecz i mej kuchni. A co to jest, jak nie miód na serce kobiety? Oczywiście, to mile widziane pochwały!!! Mój wierny fan towarzyszy mi w każdym moim poczynaniu, zawsze mnie wspiera i broni przed niewdzięcznością innych.
Planuję upiec ciasto, oczywiście konsultuję się w tej kwestii z psami.
- Chłopaki, jakie ciacho dzisiaj robimy, proszę o propozycje.
- Czekoladowe, albo skubaniec z dżemem - śpieszy się podpowiedzieć Maniek.
- Głupolu, ile razy Ci będę mówił, że psom nie wolno jeść czekolady?!! - Wymądrza się Bafulec. Nawiasem mówiąc nie jest to wyrzeczenie z jego strony ani skutek dobrych manier, bo po prostu jej nie lubi.
-Młodzianie, skąd Ty możesz wiedzieć, co psom wolno, a co nie?!! Znasz się na tym, jak świnia na pomarańczy... Wrrr - irytuje się Maniuś.
- Ciszaaaaaa! - Wtrącam się, - dzisiaj będzie ciasto ucierane ze śliwką.
- Ze śliwką? - Grymasi Bafi - wszystko w tym domu robi się pod Manieczka!!! - I odwraca się obrażony.
- Może być ze śliwką, jak najbardziej - mówi Maniuś i zajmuje miejsce koło mnie, żeby mnie wspierać.
No to zaczynamy, ucieram margarynę z cukrem powoli dodając jajka.
- Jak myślisz, się uda? - Martwi się Maniek.
- Mam taką nadzieję - odpowiadam skromnie.
- Na pewno się uda, Tobie zawsze się udaje...mniaaam - dopinguje mnie pies.
- Moje oczka bursztynowe - mówię do niego słodkim głosem, fruwając na skrzydłach dumy.
Pół godziny kłótni, godzina pracy i w końcu wstawiamy ciasto do piekarnika, teraz najtrudniejsze: czekanie. Gotowe musi jeszcze wystygnąć...ach to słodkie oczekiwanie.
Muszę się przyznać, że wszyscy w naszej rodzinie są łakomczuchami, dlatego zawsze dzielę się ciastem z kolegami, taka podwójna korzyść ( my nie tyjemy, a oni są wdzięczni). Biorę połowę ciasta i wyruszam do koleżanki, u której zostaję gdzieś tak na godzinkę. Oczywiście gospodarze próbują mnie częstować, lecz nie będę podjadać im ciasta, w domu czeka na mnie połowa. Trochę pogadamy, pobawię się z psami koleżanki, i czas wracać, mózg domaga się cukru. W domu przyjemnie pachnie cynamonem, psiska witają mnie leniwym machaniem ogonków, wchodzę do kuchni...I oczom swoim nie wierzę!!! Miska jest pusta! Podirytowana wychodzę na dwór i krzyczę na męża:
- Musiałeś wszystko zjeść, nawet kawalątka nam nie zostawiłeś!!!
-, Ale co zjeść?!! - Zdziwionym głosem pyta mąż.
- Jak to, co? Oczywiście, że ciasto!!! - Odpowiadam zgryźliwie.
- Misiek, nawet nie wiedziałem, że mamy ciasto... - Tłumaczy się mąż.
- Nic nie rozumiem? - Mamroczę sobie pod nosem.
Wracam do domu, żadnych śladów rozboju ( czysty obrus, pusta micha): podejrzliwie patrzę na psy: Bafi, jak zwykle, ma niewinną minę, a Maniuś robi mi "maślane oczka". Nie mogę uwierzyć, że w MOIM domu pies coś wziął ze stołu!!! Wchodzi mąż, wciąga nosem zapach cynamonu i rozpaczliwie pyta:
- I co, ani kawalątka nie zostało?!! - Zwraca się do Mańka - złodzieju Ty, rozbójniku, jak mogłeś WSZYSTKO  zjeść?!!!
Zatroskana patrzę na psa i pytam u męża:
- Jak myślisz, nic mu nie będzie, przecież zjadł pół blachy?!!
Na co mąż zgryźliwie:
- Taaaaaa, a mi kiedykolwiek coś się stało?!!
Wzdycham ze smutkiem, przyznając mu rację. Jednym słowem...  Dbaj  Pani o figurę...

czwartek, 21 czerwca 2012

Manitou Wielki Duch





   Nazywam się Manitou, inaczej mówiąc Wielki Duch, mam 5 lat. Gdy byłem małą kuleczką, kochano mnie. Dorastałem, poświęcano mi coraz mniej czasu i uwagi, aż w końcu w ogóle o mnie zapomniano. Obserwowałem świat przez płot i marzyłem... marzyłem o lepszym życiu, gdzie będę kochany. Pewnego dnia próbowano wepchnąć mnie do samochodu, bałem się , strasznie protestowałem. Podano mi pigułę, nogi nie były już tak silne jak przed chwilą nie mogłem walczyć. Pojechałem... pojechałem na spotkanie z nowym życiem.
   Późnym wieczorem byliśmy na miejscu, padał śnieg, samochód stanął przed bramą, w której stała jakaś pani. Wyszedłem, kobieta kucnęła przy mnie i powiedziała: cześć, misiek.
Wierzycie w przeznaczenie? Ja wierzę, bo gdy zajrzałem w oczy tej pani , zrozumiałem, że to ona, że na nią tyle lat czekałem, że marzenia się spełniają. W tych oczach był wir który mnie porwał i nie zamierzałam z nim walczyć. Dziwne oczy ma moja pani, piwne z odcieniem głębokiej zieleni, chyba jest czarownicą co lata po nocach na miotle. Wyszedł z bramy też pan i zdenerwowanym głosem powiedział: misiek, kiedy Ty zmądrzejesz??? Dziwnie, że zwrócił się do MOJEJ pani, tak samo, jak ona do mnie. Pani nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała. Ona nie musi krzyczeć, ta moja pani, wystarczy, że spojrzy.
Pani podała panu smycz i poszedłem z nim na spacer. Wszystko było dla mnie nowe, lecz nie bardzo mnie interesowało, ponieważ huśtałem się na nogach, jak pijany.
    Przez płatki padającego śniegu ujrzałem swoją panią, prowadziła na smyczy coś kudłatego, od razu poczułem zazdrość. To coś miało na imię Bafi. Wyobrażacie sobie Baaafi? No kto daje porządnemu psu takie durne imię???Rzuciłem się na tę czarną małpę, lecz nie dali mi możliwości pokazać na co mnie stać. Chodziliśmy, cały czas padał śnieg, w końcu pani powiedziała, że idziemy do domu. Powiem Wam, że w domu wcale nie zamierzałem godzić się z tamtym kudłaczem. Starliśmy się, pani posmutniała i powiedziała: trudno, pójdzie do kojca. I wyproszono mnie na dwór, no i po co jechałem tyle kilometrów?!! Nie zamierzałem ustępować, postanowiłem walczyć o swoje. I po jakimś czasie pani się poddała, zamieszkałem w domu. Nareszcie mam dom, wygodną kanapę, szkoda tylko, że muszę godzić się z obecnością drugiego psa. Trudno dla swojej pani jestem gotowy na wszystko. Prosiła, żebym nie kłócił się z braciszkiem, słyszeliście o czymś podobnym? Od kiedy to małpy są braćmi malamutów?!! Ale cóż... z czasem nawet polubiłem Bafiego i chociaż nadal walczymy, to staramy się jak najmniej denerwować panią, ona też zasługuje na szczęście. Uwielbiam się do niej przytulać i denerwować tym Bafulca, bo on wtedy jest strasznie zazdrosny, ale czasu od czasu przecież mogę? Życie jest piękne, muszę Wam powiedzieć i warto marzyć, ponieważ marzenia się spełniają...

   P.S. Adoptowaliśmy Mańka 21 stycznia i chociaż psy się nie dogadywały, to wierzyliśmy, że nam się uda. Czy żałuję swej decyzji???Nie, nie i nie, żałuje tylko jednego, że pięć długich lat nie wiedziałam o jego istnieniu...

piątek, 15 czerwca 2012

Jaśminowa księżniczka z przeszłością.







Fela jest z nami od zawsze, to znaczy od kwietnia, czyli dwa miesiące. Weszła w naszą rodzinę jak nóż w roztopione masło. Gwałtownie głęboko i z przytupem.  Jest nasza a my jej, to dobry układ.
Ludzie mówią, że to błąd brać dorosłego psa. Szczeniak jest rozkoszny taki do kochania i przytulania a ponadto można go ukształtować i wychować. Nie wspominając o szczególnej więzi, którą można nawiązać już na początku drogi. Jest w tym dużo racji. Szczeniaki są cudowne.  Z wychowywaniem różnie bywa, nie każdy to potrafi. Co do tej szczególnej więzi to zapraszam do schronisk wszystkie te psy były kiedyś szczeniakami większość miała właścicieli tyle, że z przyjaźnią i szacunkiem nie miało to wiele wspólnego. Czy te psy nie były wystarczająco dobre by je kochać? Czy może, gdy wyszły z wieku szczenięcego nie pasowały już do wystroju wnętrz?  Za kratami schronisk siedzą psy i koty, które z czystym sumieniem mogą mówić- jestem niewinny, siedzę tu za cudze grzechy. Tak one pokutują za głupotę człowieka, który narozrabiał a im wymierzono karę. Taka sprawiedliwość.
O Feli wiem tylko, że adoptowałam ją ze schroniska w Zamościu, wcześniej czarna plama.  Nie wiem czy ktoś jej nie chciał czy może uciekła i nie mogła znaleźć domu?  Boi się kija może nie jakoś histerycznie, ale na jego widok wycofuje się asekuracyjnie. Nie ma mowy o zabawie z kijkiem. Fakt pobiegnie za Dodkiem, ale za nic rzuconego kija nie weźmie w zęby jedyne, na co może się skusić to wąchanie.  Entuzjastycznie za to zareagowała drugiego dnia na pana, który egzystuje w stanie notorycznego znieczulenia alkoholowego. Gdy tak sobie szedł ruchem posuwisto wahadłowym próbując za wszelką cenę utrzymać pion podbiegła do płotu z nadzieją. Zachowała się tak jakby ten widok nie był jej obcy jakby spotkała kogoś znajomego. Pan pomimo zamroczenia alkoholowego podniósł głowę, co z kolei spowodowało odchylenie od obranego kursu tak, że zahaczył o obydwa pasy drogi. Zamamrotał coś bełkotliwie i z dużym trudem tak jakby zmagał się z orkanem wyrywającym drzewa wrócił na chodnik. Fela na krótką chwilę posmutniała, spuściła ogon i chyba myślała. Nie wiem, do jakich wniosków doszła, ale raczej pozytywnych dla nas, bo japa uśmiechała się jej tak samo szeroko jak przed tym spotkaniem trzeciego stopnia.  Być może nadinterpretuję  to wydarzenie, ale wydaje mi się, że jej były właściciel nie był abstynentem a wręcz przeciwnie.  Fela do tematu nie wraca, więc pozostają nam tylko domysły.

Fela jak cała rzesza psów zasługiwała na szansę i nie powiem, że na drugą, bo nawet nie wiem czy dostała pierwszą.  Skrzywdzony pies nie pójdzie nie rozpowie po mieście czy wsi, że pan czy pani x bije dla przyjemności czy notorycznie zapomina karmić. Nie poskarży się nie poprosi o pomoc.
Patrzę na ten radosny wiecznie uśmiechnięty pysk czarnucha i powiem z czystym sumieniem nie naciągając faktów, nie żałuję. Oczywiście, że chciałabym widzieć jak wyglądała wcześniej, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Czy była by bardziej nasza gdybyśmy wiedzieli, że była cudowną kulką? Albo wręcz przeciwnie, jeśli dowiedzielibyśmy się, że była pokraczna i brzydka to zapomnielibyśmy o pierwszym wrażeniu i o tym, że ją zaakceptowaliśmy natychmiast?  Nasza przygoda trwa tu i teraz. Na tym się skupmy reszta to pył i kurz.

Siadając przed komputerem obiecałam sobie, że nie będzie dziś o korelacjach Feli z innymi gatunkami. I już widzę, że się nie da. Mam świadomość, że ujawnię coś, co negatywnie wpłynie na wizerunek terminatora. Tak pięknie budowałam tu obraz nieustraszonej wojowniczki, co choćby smok to ustoi. Tyle, że zdarzyła się krowa. Krowa, co prawda może być gorsza niż smok, bo ma pokaźne rogi a smoki nie mają i na dodatek strasznie ryczy. Smok to taka duża jaszczurka z tym Fela dałaby sobie radę, ale z krową? To była taka zwyczajna czarna w białe plamy, choć nie w sumie to dwie się zdarzyły druga jest ruda. Dwie krowy to za dużo jak na jedną malutką Felę. Tak stanowczo nasz czarny uśmiechnięty ryjek boi się krów i wcale nie zamierza ukrywać, że jest inaczej.

Teraz Fela dziewczyna, która boi się krów leży pod kwitnącym krzakiem jaśminu i pewnie nie ma to nic wspólnego z tym, że wspomniałam jej o kąpieli i brzydkim zapachu, jaki roztacza.

piątek, 1 czerwca 2012

Leszczyna









Rozmawiałam z mężem przez telefon, własnym osobistym mężem zakontraktowanym na papierze dodam tak dla jasności. Moją uwagę przyciągają dziwne dźwięki z ogrodu. Nie żebym nie słuchała, co ma dopowiedzenia w pocie czoła pracujący na rodzinę mężczyzna, po prostu matki kwoki tak mają. To się podobno nazywa podzielność uwagi, może, nie będę się kłócić.
Z tarasu widzę, że Fela podskakuje tak jakby grunt pod jej łapami zmienił się w rozpaloną patelnię i wydaje dźwięki ze swojej uśmiechniętej paszczy. Normalka. Felka nawet jak siedzi to jej tylne nogi są w ruchu. Taki typ. Daję słowo sprawdzałam już w okolicach ogona czy nie ma tam zainstalowanego małego kluczyka, którym co noc nakręcają ją złośliwe pijane skrzaty. Nie znalazłam, ale to nie znaczy, że go tam nie ma. W głosie czarnej nie słyszę agresji ani złości to znaczy, że zachęca do zabawy zajechanego do granic możliwości Dodka. Ten, gdy ma już dość przewrotek po kręgosłupie, mamlania ucha tudzież ogona udaje sfinksa. Chłopina stara się nawet nie mrugać powieką. Twardziel. Fela na sfinksach się nie zna, młoda jest dużo przeszła, braki w edukacji wychodzą, więc nadal paca łapą zastygłego w bezruchu kolegę. Czasem jest mi żal mojego poczciwego pluszaka, który traktowany jest, jako połączenie gryzaka z materacem. Dodek z rzadka tylko podniesie wargę i rachitycznie tak trochę flegmatycznie warknie- spadaj mała. Równie dobrze mógłby tłumaczyć kosiarce do trawy, że jeśli się zaweźmie w sobie i zaprze to doleci na księżyc. Taki sam skutek tyle, że z kosiarką miałby jakąś szansę z Felką nie. Nie wiem czy o tym marzył w bezsenne noce a jeśli nawet nie to niech się do tego nie przyznaje młoda atrakcyjna laska dba o jego kondycję. Który mężczyzna o tym nie marzy, no, który? Słowo daję ta giętka i wytrwała osobista trenerka z pasją podchodzi do powierzonych jej zadań. To, że zadania wyznaczyła sobie sama nie ma już większego znaczenia. Liczy się serce i oddanie sprawie. W gruncie rzeczy to taka sprawiedliwość dziejowa, gdy nastał nam Dodek męczył naszą starą ukochaną dobermankę Herę. Najcudowniejszego najmądrzejszego psa pod słońcem, Co zresztą wyszło jej na dobre do końca wyglądała jak smarkula i nawet nie osiwiała mimo czternastu lat na karku. Pamiętajcie panie młody mężczyzna skuteczniej działa niż szereg operacji plastycznych! Byle nie był za młody, bo wtedy możecie drogie panie na długi czas wylądować w okratowanym sanatorium
Wracając do Feli to jej podrygi i hałasy odbywały się w cieniu leszczyny. I gdy tak nieświadoma dyktowałam mężowi listę zakupów niezbędnych nam do normalnej egzystencji stwierdziłam, że czarna coś podejrzanie zadziera łepetynę do góry. Dodek jest oczywiście przy niej ogromny, ale bez przesady nie zmienił się w ciągu kilku krótkich chwil w konia czy krowę. Tego nie mogłam zignorować postanowiłam sprawę zbadać, bo takie cuda to z biedronką, ale nie u nas. Sprawa była wielce podejrzana Fela sprężynuje a Dodek leży w bezpiecznej odległości pod jabłonką z pobłażliwie i wiele mówiącą miną – blondynka. Tak, bo blond to stan umysłu a nie kolor owłosienia. Dodek o tym wie ja zbyt często zapominam.
Coś czaiło się na leszczynie i nie był to jeszcze orzech, ani nawet zapowiedź orzecha. Fela bardzo lubi orzeszki tak bardzo, że przekonała moje dzieci, że chcą jej łupać i czerpią z tej czynności wiele przyjemności. W gąszczu zieleni coś się skryło i dla wygody przyjęłam, że to wiewiórka rezydentka przyszła oszacować wielkość tegorocznych zbiorów.
Moja wina powinnam bardziej wnikliwie zbadać sprawę. Tyle, że co ja mogłam? Skąd mogłam wiedzieć, że Fela pluszaczek i przytulas dziewczynka o czekoladowych oczach upoluje ptaka na drzewie? No skąd? Zbrodnia wyszła na jaw szybko, bo nie zdążyła panienka ukryć dowodów. Czarne pióra w ilości wręcz hurtowej były doskonale widoczne na zieleni świeżo skoszonej trawy.  Sponiewierany już porządnie kadłubek ptaka został polującej zabrany ku jej rozpaczy.
Trudno się z tym pogodzić, ale Fela to terminator i nic tego nie zmieni.