niedziela, 5 kwietnia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 56 Roztargniony turysta.




56 Roztargniony turysta.

-Ona jest moja. Kupiłem ją, moje prawo- Mężczyzna protestował, ale głowę pochylił na znak szacunku.
-Jeśli wyciągam po nią rękę to czyż nie znaczy to samo w sobie, że jest inaczej? Stoisz ponad mną?- Spytała dziewczynka, uśmiechając się samymi kącikami ust.
Rysia zupełnie nie rozumiała, co się wokół niej dzieje. Skąd wzięło się to zaniedbane dziecko i kim naprawdę jest. Dziewczynka wyglądała na niedożywioną, niedomytą kloszardkę a mimo to, ten potężny, okrutny mężczyzna czuł przed nią respekt mało tego szanował ją. Uszczypnęła się mocno w udo, chyba niepotrzebnie, bo zabolało jak cholera, a wcale się nie obudziła, dziewczynka i mężczyzna nadal stali w tych samych miejscach.
-Pani, ale ty jesteś dzieckiem- w głosie mężczyzny zabrzmiał żal i rozczarowanie- nie tak być powinno.
-Byłam, jestem i będę dzieckiem tak zostało powiedziane i wypełnić się musi. A ty powinieneś o tym wiedzieć. Widać nie jesteś godzien.
Mężczyzna padł na kolana aż zadudniła podłoga. Nie podnosił głowy, nie patrzył na dziecko w dziurawym, poszarpanym swetrze.
Rysia gorączkowo zastanawiała się, o czym mogą mówić i czy nie skorzystać z nadarzającej się okazji i uciec. Tylko gdzie może uciekać?  Co jeśli czerwonooki szaleniec nie jest jedynym świrem w okolicy? Mogłaby tylko pogorszyć swoją i tak już dramatycznie niekorzystną sytuację. Postanowiła, cichutko siedzieć na poduszce i czekać na rozwój sytuacji. Nie może tylko się ruszać, ani głębiej oddychać, by te zdradzieckie dzwonki na bransoletach zbyt szybko nie przypomniały im o jej obecności. Może podsłuchując, dowie się czegoś ciekawego, wydobędzie z ich rozmowy przydatną wskazówkę, podpowiedź cokolwiek, co poprawi jej położenie.
-Pani wybacz mój błąd. Powinienem wiedzieć, przewidzieć. – Wyciągnął zza szerokiego pasa nóż o zakrzywionym ostrzu. Na ułamek sekundy światło świec, odbijając się w wypolerowanym metalu ostrza, zamigotało niczym krople krwi.
Rysia zamarła przerażona, nie mogła złapać oddechu. Ze strachu skamieniała, przyszło jej, bowiem do głowy, że mężczyzna będzie chciał ją zabić albo okaleczyć. Nie wiedzieć, czemu kształt ostrza skojarzył się jej bardzo nieprzyjemnie, z wydłubywaniem oczu.
Czerwonooki mężczyzna nawet nie spojrzał na swoją nową niewolnicę, kobietę, którą brał za siostrę przyjaciela. Tak jakby przybycie brudnej, bladej, chudej dziewczynki sprawiło, że o niej zupełnie zapomniał. Podniósł lewą rękę i błyskawicznym ruchem, od wewnętrznej strony aż od łokcia do nadgarstka głęboko naciął prawą. Polała się czerwona, gęsta niczym syrop krew a on jakby wcale tego nie zauważył. W zupełnym milczeniu, raniąc się tak straszliwie nawet nie jęknął, ciął jeszcze dwa razy. Wyglądało to trochę tak jakby rękę rozszarpało mu wielkie, dzikie zwierzę. Na podłogę kapała słodkawo pachnąca krew, zbierając się w ciemną kałużę. Mężczyzna pomimo ran nadal klęczał, nie podniósł nawet głowy. Zdrową ręką odłożył sztylet na podłogę tuż koło kałuży krwi, z kieszeni spodni wyciągnął mały skórzany woreczek. Zamieszał w nim palcami a potem wyciągnął szczyptę czegoś, co przypominało sól i posypał tym krwawą ranę. Zaśmierdziało paskudnie, krew zapieniła się na różowo a skóra wokół rany natychmiast zsiniała, chwilę potem wykwitła obrzydliwymi ropnymi bąblami. Mężczyzna zagryzł wargi, ale i tym razem nie wydał z siebie żadnego dźwięku, po czole płynęły mu stróżki potu.
Za to Rysia rozdarła się na całe gardło, nienawidziła widoku krwi a tu ktoś na jej oczach się tak strasznie okaleczał. Mężczyzna nie odwrócił głowy za to dziewczynka tak. Popatrzyła na Rysię i położyła palec na ustach nakazując ciszę. O dziwo Rysia natychmiast spełniła wolę dziewczynki i zamilkła.
Mężczyzna złapał w lewą, okaleczoną rękę nożyk i ciął prawą, znowu popłynęła krew. Przymierzył się do następnego cięcia
-Dość- powiedziała dziewczynka
-Dość Pani?- Spytał drżącym głosem- Wystarczy?
-Roztargniony turysta powiedziałby wystarczy, ale ja nim nie jestem. Przyszłam po nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz