niedziela, 26 kwietnia 2015

Jajko, tuńczyk, czekolada. 62 Zastrzeliłem/zastrzeliłam swego psa z zimną krwią.




62 Zastrzeliłem/zastrzeliłam swego psa z zimną krwią.


-Kwarantanna dobiega końca, możesz wracać do domu- Stwierdziła dziewczynka, po czym głośno beknęła i odstawiła pustą butelkę na podłogę.
-Tak po prostu?- Rysia nie wierzyła, że to wszystko skończy się ot tak, bez wielkich fajerwerków, szalonego pościgu, czy choćby krwawej walki na śmierć i życie ze smokami. Zaraz, w tym świecie nie walczy się ze smokami są zbyt pożyteczne, ale na pewno znalazłoby się coś lub ktoś, z kim można było by walczyć.
-Może to i racja, zrobimy sobie mały babski wypad. I tak już wlazłaś się tam gdzie nie powinnaś, to możemy z czystym sumieniem zabalować. A co mi tam.
-O, co chodzi z tą kwarantanną?- Rysi bardzo źle się kojarzyło słowo kwarantanna i w sumie nie bardzo pasowało do sytuacji, w której się znalazła.
-Za głupotę trzeba płacić.- Stwierdziło spokojnie dziecko w dziurawym szpetnym i niezbyt czystym sweterku.
Jak z tego wyjdę, to kupię tej małej porządny sweterek by smarkata nie wyglądał na żebraczkę, obiecała sobie w myślach Rysia. I spódniczkę jej kupię taką plisowaną w kratkę i porządne buty nawet, jeśli nie będzie chciała.
-Nie rozumiem- Rysia czuła się podejrzanie trzeźwa, nie tak powinno być po wysuszeniu buteleczki koniaku. I nie było jej wszystko jedno, choć powinno.
-I dobrze.
-Aż tak źle?
-Nie martw się, tylko oczy zamknij i buzia na kłódkę, aż do momentu, kiedy pozwolę głos zabrać. –Mała wstała i machnęła na Rysię by zrobiła to samo.
-Niech będzie –zgodziła się, ale miała złe przeczucia. Jeszcze porządnie nie wstała, gdy poczuła, że mała ją spoliczkowała, tak aż jej w uszach zadzwoniło. Teraz to się naprawdę wkurzyła, już miała na nią nawrzeszczeć, gdy zobaczyła, że jakimś cudem zmieniły lokal i to dosłownie.
Ściany mieniły się niczym tęcza albo może bardziej jak kula, ta z dyskotek z lat osiemdziesiątych. Z tafli szkła na suficie sączyło się mleczne niedrażniące oczu światło. Krzesło, na którym siedziała było doskonale wyprofilowane i nieprawdopodobnie wygodne a do tego srebrzysto przejrzyste. Dziewczynka siedziała na identycznym krześle a oddzielało je coś, przypominające odwróconą do góry nogami srebrną piramidę, którą Rysia zidentyfikowała, jako stolik. Młoda syknęła pod nosem, więc Rysia posłusznie na nią zerknęła tylko po to, by zobaczyć, że dziecko chce zwrócić jej uwagę na dwie kobiety, które właśnie zbliżały się do foteli przy sąsiednim stoliku. Kobiety to chyba za dużo powiedziane, dziewczyny o idealnych, jędrnych twarzach i wielkich może nawet zbyt dużych jak dla Rysi zielonych oczach. Obie ubrane były w mieniące się obcisłe kombinezony i obie miały mocno wciętą talię i apetycznie zaokrąglone biodra. To wystarczyło, by Rysia poczuła do nich lekką niechęć. Usiadły tyłem, ale tak, że Rysia i dziewczynka mogły słyszeć każde ich słowo.
-Przeskoczyłam dwa poziomy- pochwaliła się jedna z nich a w głosie dźwięczała jej niczym uderzenie dzwona, duma.
-Myślałam, że przystopujesz po poprzedniej aferze, ty to masz jaja twarde jak kamienie- Ta druga za wszelką cenę chciała ukryć niechęć, którą odczuwała do towarzyszki.
-A, co mi zrobią? To mięczaki, które schowały się za niezliczoną ilością paragrafów. Będą krzyczeć, że złamałam prawo, ale minie mnóstwo czasu zanim zdecydują się, które i kto mógłby dobrać mi się do tyłka. Mam czas by się przygotować- teraz zamiast dumy w głosie dziewczyny pokazała się pogarda.
-Nie miałaś wątpliwości ani przez chwilę? Nie zawahałaś się?
Rysia znowu była przerażona, nie rozumiała, o czym mówią dziewczyny, ale na pewno nie było to nic dobrego. Ten gościu z czerwonym ptakiem na głowie, chociaż nie wyglądał na niewiniątko, od razu wiedziała, że można spodziewać się po nim złych uczynków. Tę dziewczynę ominęłaby, nie spodziewając się niczego złego, no może tylko byłaby zazdrosna o jej figurę.
-Jeszcze czuję adrenalinę to było cudowne uczucie, zastrzeliłam swego psa z zimna krwią. Kto tak potrafi? Jestem w najwyższej kaście, mam władzę. Mogę wszystko, rozumiesz? Jestem panią życia i śmierci. Pytasz, czy się zawahałam otóż nie, nie zadrżała mi ręka.
-To był twój ulubieniec wspaniały pies, co będzie następne?- Tej drugiej zadrżał głos.
-Znajdę coś wystrzałowego, nie będzie łatwo, ale znajdę, bo jestem stworzona żeby wygrywać. Teraz już nie odpuszczę.- Była podniecona i zachwycona sobą.
Rysia spojrzała na dziewczynkę, ale twarz dziecka była teraz niczym woskowa, nieruchoma maska. Nie wiedziała, czy to przez złość, czy zupełnie coś innego, mężczyznę sprała a tu siedziała cicho jak trusia i słuchała.
-Wiesz, że Wielka Treserka wystosowała komunikat, że już nigdy nie możesz ubiegać się o psa?- Ta druga była zadowolona, że właśnie ona przekazuje wieść towarzyszce. To nie były dobre nowiny dla tej drugiej.
-Ktoś inny mnie wspomoże, nie ma rzeczy nie możliwych do załatwienia.
-Każdy, kto odda ci psa, automatycznie zostaje wykluczony z koła i tak jak ty nie będzie już mógł pojawić się u Treserki- Teraz już jawnie pokazała swoje zadowolenie.
-Wystarczy odpowiednia suma- Ta od strzelania do psa, nie była już tak pewna siebie.
-Jesteś tego pewna? Nie znam nikogo, kto chciałby nawet za całe bogactwo tej ziemi podpaść Wielkiej Treserce.
-Może to trzeba zmienić- Warknęła ta z wyższego poziomu, co to przed chwila wierzyła, że może wszystko- Może to mój czas. Nikt nie widział tej Treserki na oczy, może ona wcale nie istnieje. Pójdę do niej i wezmę, co moje.
-Niech przyjdzie- zachichotała złowieszczo dziewczynka odzyskują poprzedni wygląd- będę czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz