poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Toksyczny królewicz


















Nie lubię komarów. Tak dla zasady. W sumie trwam w tym przekonaniu od dzieciństwa. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mi tak zostanie aż do końca. Nie będzie terapii a potem miłości od pierwszego wejrzenia ani żadnego innego. Nie jest nam pisane żyli długo i szczęśliwie.
Żaby i ropuchy jak najbardziej lubię i nie ma to nic wspólnego z domniemaniem królewskiego pochodzenia tych płazów. To znaczy, jeśli ktoś chce wierzyć w ropuchę z kawałkiem złotej blachy na głowie to proszę bardzo, ludzie wierzą w głupsze rzeczy.
Tu gdzie mieszkam świat w ostatnich latach przeszedł ogromną metamorfozę. Według mnie na gorsze, ale cóż nic nie jest wieczne. Tam gdzie były podmokłe łąki teraz stoją domy na zdrenowanych działkach. Wszędzie płoty a górski potok został okiełznany i uregulowany.
Zmiany nie ominęły też naszego kawałka ziemi powstał płot, choć w sumie go nie chcieliśmy, zagradzał sarnom drogę, ale mieliśmy psy. Konieczność. Bagno na środku działki zostało zamienione w staw. W założeniu miała to być atrakcja dla dzieciaków i kompromis z naturą. Szybko się okazało, że staw zamienił się w ropuszą porodówkę. Natura wygrała z przyjemnościami. Szczególnie utkwił mi w pamięci rok, gdy jeszcze nie osuszono okolicznych łąk a potok był zwykłym dzikim potokiem. Łąka wczesną wiosną żyła własnym życiem falowała burymi i brązowymi ciałami ropuch. Niczym dojrzewające wielkie ciasto drożdżowe. Wieczorami mieliśmy zapewnione krzesła w pierwszym rzędzie na swoistym koncercie. Tak było kiedyś. Teraz w stawie można doliczyć się, co najwyżej kilkunastu ropuch. Właśnie z powodu tych niedobitków i ich skrzeku staw czyszczony jest dopiero latem. Wtedy, gdy następne pokolenie dorośnie do opuszczenia porodówki. Ktoś może spytać, dlaczego dopieszczamy tak bardzo te ropuchy odpowiedź jest prozaiczna i znajduje się na początku tego tekstu. Nie lubimy komarów. Ten układ się sprawdza są ropuchy nie ma komarów. Gorzej, gdy mieszają się w to psy. Ściślej Fela
Fela wypatrzyła ropuchę z panem ropuchem na grzbiecie dość szybko. Stała na kamiennym schodku i jak zahipnotyzowany wpatrywała się w pływające płazy. Świat przestał istnieć byli tylko ona i on no i oczywiście Fela. Nie wiem czy jej psia mama opowiadała bajki o królewiczu zaklętym z żabę. Jeśli tak to pewnie inną wersję ona po pocałunku oczekiwała pewnie przystojnego malamuta. To był moment absolutnie moment, gdy złapała panią ropuchę za jedno z jej odnóży i uciekła na łąkę. Pewnie z zazdrości o przystojnego królewicza. Ogólnie wyglądało to tak Fala uciekająca z dyndającą z pyska parą ja próbująca złapać Felę. Za mną zdezorientowany Dodek, który nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale nie chciał stracić dobrej zabawy a za nim moje dzieci wrzeszczące -Fela ma żabę. Cyrk na kółkach.
Jak przywołać psa, który jest twoim psem od kilku dni i który wie, że chcesz mu odebrać tak cenną zdobycz? Myślałam tak intensywnie, że pewnie para szła mi uszami, a czas działał na moją niekorzyść lub raczej na niekorzyść pani ropuchy.  Nie mam w kieszeni smaczka żeby zaproponować handel wymienny. Klops. Stojąc na środku łąki wołam czarną takim przymilnym głosem –Fela malutka chodź do pani- i nie ma we mnie wiary, że to poskutkuje. Błąd. Fela rzuca ropuchę i biegnie do mnie. Dodżi zawiedziony, bo tak dobrze się zapowiadało ruszył za Felą. Chwilę później dwa kudłate łby wtulały się w moje nogi domagając się pieszczot. Kątem oka widzę jak pani ropucha ze swym miłym pełznie do stawu. Koleś przywar jej do grzbietu jak przyssawka kobiety w życiu nie maja łatwo.
Dzień później Fela nie ma apetytu po przygodzie z ropuchą wcale nas to nie dziwiło. Nie było paniki, postanowiliśmy przeczekać. W niedzielę nie było nam już do śmiechu, mała polegiwała była smutna i miała gorący nos. Oczywiście o jedzeniu nie było mowy.
I wtedy jak zwykle w takich sytuacjach atakujemy Ankę weterynarza od wszystkiego. W sumie to nie wiem, czemu założyłam, że w zeszłym wcieleniu pracowała ze szklaną kulą i ma dodatkowy zmysł a może i widzi na odległość. W każdym razie ma wiedzieć, co psu dolega i jak temu zaradzić. Dzieli nas sporo kilometrów i nie ma mowy o obejrzeniu pacjenta. Opowiadam, co widzę i zadaję pytanie, na które pewnie Anka ma już alergię, ale dzielnie daje radę- Jak myślisz, co to może być?
Profesjonalizm górą Anka kombinuje i nawet się na mnie nie denerwuje a potem każe iść mi zmierzyć temperaturę i obejrzeć śluzówki. Posłusznie idę, choć sprzętu odpowiedniego nie mam. Wciskam Feli termometr do ucha, bo tylko taki mam wychodzi nam trochę ponad 37 stopni. Potem odciągam wargę i dębieję. Dosłownie staję się słupem soli i nie dowierzam. Sprawdzam jeszcze raz. Fela ma brązowe zęby całe, straszne obrzydliwe przerażające. Panika. Niedziela moja wetka nie przyjmuje. Jak psu mogły w dwa dni zajść kamieniem całe zęby? Co jej jest? Anka mówi, że dobrze żeby zobaczył ją weterynarz. Wtedy przypomina mi się przygoda z ropuchą. Udało mi się dodzwonić do mojej weterynarz jest szansa na wizytę. Dostaję polecenie by przemyć psu zęby wacikiem. Oczywiście jak zaznacza pani weterynarz, jeśli nie boję się, że pies mi rękę odgryzie w końcu nie znamy się zbyt dobrze. Feli się nie boję, bo jak się bać takiej czarnej słodkiej futrzastej panny? Myjemy a osad schodzi bez problemu tyle, że dziąsła krwawią przy dotyku. Ropucha potraktowała jadem Felę i stąd te nasze niecodzienne atrakcje. Dostaję polecenie wyczyścić psu paszcze i czekać do wieczora, jeśli będzie działo się coś złego przyjeżdżać. Feli nie podoba się, że grzebię jej w paszczy, ale cierpliwie czeka aż skończę. Nie znamy się nawet tydzień a ona ma do mnie pełne zaufanie. Widać, że moje zabiegi przyniosły jej ulgę, bo chwilę później zdecydowała się łyknąć delikatesa. Kamień z serca zwyciężymy w tej potyczce z ropuchą


Wniosek toksyczni królewicze won z naszego podwórka!

P.s  Jako że pozwolenie dostałam na deser wiernym czytelnikom kawałek mojej i Anki rozmowy. Perełki moi kochani perełki

Ja- ona miała czarne zęby bo to reakcja na jad?
Anka- LD
-Ja- mniej mądrze, dlaczego zęby czarne się zrobiły?
Anka- że to talibska żabia świnia podstępnie bronią chemiczną rażenia okrutnego to uczyniła
Ja- trochę mądrzej
Anka – bo strasna żaba napluła
Nasze prywatne sprawy i wraca temat
Anka – od memłania bez łykania za to że w seksie przeszkodziła. Zasadniczo się nie dziwię żabiemu wk…ieniu

8 komentarzy:

  1. Ropucha zastosowała broń biologiczną. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I żyj tu człowieku z naturą w spokoju :):):)
    Właściwie to ja się Pani Ropusze wcale ale to wcale nie dziwię, dobrze tylko, że Królewicz pojedynek bab przeżył :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) :) :) tego to nawet moja Mambunia by nie wymyśliła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ha ha ha nie źle Felkę ropusza panna potraktowała ;)
    I baaaaaaaardzo podoba mi się komentarz Anki - weterynarz :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak na marginesie Fela stanowczo nie lubi wody. Agata mówisz że lepsza od Mambo jest? hmm

    OdpowiedzUsuń
  6. jezusicku, dzieci to moga czytac! :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, Jola, ja to już czytam czwarty raz i płaczę ze śmiechu! My też mamy żaby (nie wiem czy ropuchy, ale możliwe, bo mają tak z pół kilo żywej wagi pod koniec lata). Myślałam, że nie są groźne dla psów...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, panie ropuchy potężne ciało mają ale co im się dziwić jak bidne muszą nosić na własnych plecach agresywnych amantów. Ropuchy zaś tylko niebezpieczne są dla tych psów co nie brzydzą się ich do paszczy wpuszczać;)

    OdpowiedzUsuń