Nie lubię komarów. Tak dla zasady. W sumie trwam w tym przekonaniu od dzieciństwa. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mi tak zostanie aż do końca. Nie będzie terapii a potem miłości od pierwszego wejrzenia ani żadnego innego. Nie jest nam pisane żyli długo i szczęśliwie.
Żaby i ropuchy jak najbardziej lubię i nie ma to nic
wspólnego z domniemaniem królewskiego pochodzenia tych płazów. To znaczy, jeśli
ktoś chce wierzyć w ropuchę z kawałkiem złotej blachy na głowie to proszę
bardzo, ludzie wierzą w głupsze rzeczy.
Tu gdzie mieszkam świat w ostatnich latach przeszedł
ogromną metamorfozę. Według mnie na gorsze, ale cóż nic nie jest wieczne. Tam gdzie
były podmokłe łąki teraz stoją domy na zdrenowanych działkach. Wszędzie płoty a
górski potok został okiełznany i uregulowany.
Zmiany nie ominęły też naszego kawałka ziemi powstał
płot, choć w sumie go nie chcieliśmy, zagradzał sarnom drogę, ale mieliśmy psy.
Konieczność. Bagno na środku działki zostało zamienione w staw. W założeniu miała
to być atrakcja dla dzieciaków i kompromis z naturą. Szybko się okazało, że
staw zamienił się w ropuszą porodówkę. Natura wygrała z przyjemnościami. Szczególnie
utkwił mi w pamięci rok, gdy jeszcze nie osuszono okolicznych łąk a potok był
zwykłym dzikim potokiem. Łąka wczesną wiosną żyła własnym życiem falowała
burymi i brązowymi ciałami ropuch. Niczym dojrzewające wielkie ciasto drożdżowe.
Wieczorami mieliśmy zapewnione krzesła w pierwszym rzędzie na swoistym
koncercie. Tak było kiedyś. Teraz w stawie można doliczyć się, co najwyżej
kilkunastu ropuch. Właśnie z powodu tych niedobitków i ich skrzeku staw
czyszczony jest dopiero latem. Wtedy, gdy następne pokolenie dorośnie do
opuszczenia porodówki. Ktoś może spytać, dlaczego dopieszczamy tak bardzo te
ropuchy odpowiedź jest prozaiczna i znajduje się na początku tego tekstu. Nie
lubimy komarów. Ten układ się sprawdza są ropuchy nie ma komarów. Gorzej, gdy mieszają
się w to psy. Ściślej Fela
Fela wypatrzyła ropuchę z panem ropuchem na
grzbiecie dość szybko. Stała na kamiennym schodku i jak zahipnotyzowany
wpatrywała się w pływające płazy. Świat przestał istnieć byli tylko ona i on no
i oczywiście Fela. Nie wiem czy jej psia mama opowiadała bajki o królewiczu
zaklętym z żabę. Jeśli tak to pewnie inną wersję ona po pocałunku oczekiwała
pewnie przystojnego malamuta. To był moment absolutnie moment, gdy złapała
panią ropuchę za jedno z jej odnóży i uciekła na łąkę. Pewnie z zazdrości o przystojnego
królewicza. Ogólnie wyglądało to tak Fala uciekająca z dyndającą z pyska parą
ja próbująca złapać Felę. Za mną zdezorientowany Dodek, który nie bardzo wiedział,
o co chodzi, ale nie chciał stracić dobrej zabawy a za nim moje dzieci
wrzeszczące -Fela ma żabę. Cyrk na kółkach.
Jak przywołać psa, który jest twoim psem od kilku
dni i który wie, że chcesz mu odebrać tak cenną zdobycz? Myślałam tak intensywnie,
że pewnie para szła mi uszami, a czas działał na moją niekorzyść lub raczej na
niekorzyść pani ropuchy. Nie mam w
kieszeni smaczka żeby zaproponować handel wymienny. Klops. Stojąc na środku
łąki wołam czarną takim przymilnym głosem –Fela malutka chodź do pani- i nie ma
we mnie wiary, że to poskutkuje. Błąd. Fela rzuca ropuchę i biegnie do mnie. Dodżi
zawiedziony, bo tak dobrze się zapowiadało ruszył za Felą. Chwilę później dwa
kudłate łby wtulały się w moje nogi domagając się pieszczot. Kątem oka widzę
jak pani ropucha ze swym miłym pełznie do stawu. Koleś przywar jej do grzbietu
jak przyssawka kobiety w życiu nie maja łatwo.
Dzień później Fela nie ma apetytu po przygodzie z
ropuchą wcale nas to nie dziwiło. Nie było paniki, postanowiliśmy przeczekać. W
niedzielę nie było nam już do śmiechu, mała polegiwała była smutna i miała gorący
nos. Oczywiście o jedzeniu nie było mowy.
I wtedy jak zwykle w takich sytuacjach atakujemy
Ankę weterynarza od wszystkiego. W sumie to nie wiem, czemu założyłam, że w
zeszłym wcieleniu pracowała ze szklaną kulą i ma dodatkowy zmysł a może i widzi
na odległość. W każdym razie ma wiedzieć, co psu dolega i jak temu zaradzić. Dzieli
nas sporo kilometrów i nie ma mowy o obejrzeniu pacjenta. Opowiadam, co widzę i
zadaję pytanie, na które pewnie Anka ma już alergię, ale dzielnie daje radę- Jak
myślisz, co to może być?
Profesjonalizm górą Anka kombinuje i nawet się na
mnie nie denerwuje a potem każe iść mi zmierzyć temperaturę i obejrzeć
śluzówki. Posłusznie idę, choć sprzętu odpowiedniego nie mam. Wciskam Feli termometr
do ucha, bo tylko taki mam wychodzi nam trochę ponad 37 stopni. Potem odciągam wargę
i dębieję. Dosłownie staję się słupem soli i nie dowierzam. Sprawdzam jeszcze
raz. Fela ma brązowe zęby całe, straszne obrzydliwe przerażające. Panika.
Niedziela moja wetka nie przyjmuje. Jak psu mogły w dwa dni zajść kamieniem
całe zęby? Co jej jest? Anka mówi, że dobrze żeby zobaczył ją weterynarz. Wtedy
przypomina mi się przygoda z ropuchą. Udało mi się dodzwonić do mojej
weterynarz jest szansa na wizytę. Dostaję polecenie by przemyć psu zęby
wacikiem. Oczywiście jak zaznacza pani weterynarz, jeśli nie boję się, że pies
mi rękę odgryzie w końcu nie znamy się zbyt dobrze. Feli się nie boję, bo jak
się bać takiej czarnej słodkiej futrzastej panny? Myjemy a osad schodzi bez
problemu tyle, że dziąsła krwawią przy dotyku. Ropucha potraktowała jadem Felę
i stąd te nasze niecodzienne atrakcje. Dostaję polecenie wyczyścić psu paszcze
i czekać do wieczora, jeśli będzie działo się coś złego przyjeżdżać. Feli nie
podoba się, że grzebię jej w paszczy, ale cierpliwie czeka aż skończę. Nie
znamy się nawet tydzień a ona ma do mnie pełne zaufanie. Widać, że moje zabiegi
przyniosły jej ulgę, bo chwilę później zdecydowała się łyknąć delikatesa. Kamień
z serca zwyciężymy w tej potyczce z ropuchą
Wniosek toksyczni królewicze won z naszego podwórka!
P.s Jako że
pozwolenie dostałam na deser wiernym czytelnikom kawałek mojej i Anki rozmowy.
Perełki moi kochani perełki
Ja- ona miała czarne zęby
bo to reakcja na jad?
Anka- LD
-Ja- mniej mądrze, dlaczego zęby czarne
się zrobiły?
Anka- że to talibska żabia świnia
podstępnie bronią chemiczną rażenia okrutnego to uczyniła
Ja- trochę mądrzej
Anka – bo strasna żaba napluła
Nasze prywatne sprawy i wraca temat
Anka – od memłania bez łykania za to że w seksie
przeszkodziła. Zasadniczo się nie dziwię żabiemu wk…ieniu
Ropucha zastosowała broń biologiczną. ;)
OdpowiedzUsuńI żyj tu człowieku z naturą w spokoju :):):)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to ja się Pani Ropusze wcale ale to wcale nie dziwię, dobrze tylko, że Królewicz pojedynek bab przeżył :)
:) :) :) tego to nawet moja Mambunia by nie wymyśliła :)
OdpowiedzUsuńha ha ha nie źle Felkę ropusza panna potraktowała ;)
OdpowiedzUsuńI baaaaaaaardzo podoba mi się komentarz Anki - weterynarz :)))
I tak na marginesie Fela stanowczo nie lubi wody. Agata mówisz że lepsza od Mambo jest? hmm
OdpowiedzUsuńjezusicku, dzieci to moga czytac! :P
OdpowiedzUsuńJejku, Jola, ja to już czytam czwarty raz i płaczę ze śmiechu! My też mamy żaby (nie wiem czy ropuchy, ale możliwe, bo mają tak z pół kilo żywej wagi pod koniec lata). Myślałam, że nie są groźne dla psów...
OdpowiedzUsuńTak, panie ropuchy potężne ciało mają ale co im się dziwić jak bidne muszą nosić na własnych plecach agresywnych amantów. Ropuchy zaś tylko niebezpieczne są dla tych psów co nie brzydzą się ich do paszczy wpuszczać;)
OdpowiedzUsuń