środa, 9 lipca 2014

09.07 Wędrowiec, obowiązek szkolny




      Już nie tylko Han był zazdrosny i jego nieprzyjemnie zakuło w okolicy serca. Nie był gotowy, jeszcze sobie nie umiejscowił dziewczyny w odpowiedniej przegródce w swoim pogmatwanym życiu, więc ta zazdrość i to tak intensywna nie była na miejscu
-Typowa kobieta, gdy tylko się okaże, że mężczyzna ma trochę władzy to ona od razu rozanielona traci głowę. -Teraz dla odmiany to on próbował być ironiczny i wbić szpilę.
         Han nerwowo zagryzał wargę, w obliczu nowych wydarzeń zapomniał nawet o upiornej wizji wielu godzin niepotrzebnego ślęczenia nad książkami. Przez głowę chłopaka przemknęła szaleńcza myśl, czy nie wyzwać na pojedynek woźnicy, jednak przypomnienie sobie gabarytów przeciwnika ostudziło jego zapędy. Spojrzał prawdzie w oczy i wiedział, że nie miał najmniejszych szans w takiej konfrontacji. Pozostała słabo tląca się iskierka nadziei, że Lilidia nie zakocha się w olbrzymie a tym samym jego szanse nie zostaną na zawsze przekreślone.
-Ty tego nie zrozumiesz. Nie wiesz, jakie to dla mnie ważne.
           Aż go zatkało z wrażenia, nie podjęła pałeczki nie odgryzła się. Sprawa była o wiele poważniejsza niż przypuszczał.
-To ja już pożegnam miłe towarzystwo, bo szczerze i gorliwie marzę o kąpieli. –Wycofał się urażony.
-Jaki prosty i nieskomplikowany typ. Dobre jedzenie, kąpiel i już ma wszystko, co potrzebne do życia, a sprawy ważne omija z daleka. Pomilczy, ewentualnie podogryza i uważa, że wszystko załatwione.
             Stan euforii oswoiła dość sprawnie i chyba była nawet na niego lekko obrażona, że nie rozumiał jej podniecenia. Trudno, nie będzie rozwodził się nad błahostkami i fanaberiami dziewczyny.
-Przykro mi moja miła, że nie mdleję na widok  potężnego, wiecznie głupio uśmiechniętego mięśniaka i z zachwytu nie przebieram tak szybko nogami, że istnieje realne zagrożenie pożarem, ale wiesz ja prosty chłopak jestem. I jakbyś nie wiedziała wolę kobiety, może na widok któreś z jego sióstr też bym pąsowiał. Dobranoc wszystkim.
            Z tą kąpielą to miała rację, od wieków dręczyła go niewielka obsesja na punkcie bali. Jednak dopiero teraz do niego wyraźnie dotarło, że ona nie różni się zbytnio w tym wariactwie od jego skromnej osoby. Nie śmierdziała jak wszyscy wokół starym potem i dawno niemytym ciałem, jej rzeczy też nie były przepocone. Jego nos od razu to wyczuł, być może, dlatego zauważył, że jest piękna i pociągająca. Odrzucił tą myśl to było zbyt banalne, higiena wyznacznikiem atrakcyjności, czysty absurd. Chyba faktycznie zwariował.
-Dobranoc- odpowiedziało mu echo głosów.
           Jeszcze zatrzymał się w drzwiach by przypomnieć Hanowi, że jutro zaczyna się w jego życiu nowa era bo awansował na ucznia. Nie mógł pozwolić by zlekceważono albo zignorowano przybycie hrabiego
-Aa Hanie o dziewiątej bądź gotów do lekcji, żebyś nie próbował niepostrzeżenie prysnąć mi w miasto. - Nawet nie musiał szperać mu w głowie, chłopak miał wyraźnie wypisany na twarzy plan dezercji.
-Hmm no oczywiście, nie śmiałbym- Stękał zmieszany.
-Oj śmiałbyś śmiał. Ja już tam wiem, co ci chodzi po głowie. -Pogroził chłopakowi palcem. Wcale nie miał ochoty latać za nim po mieście i za ucho doprowadzać na lekcje hrabiego. Nie mógł dopuścić do sytuacji by już na pierwszej lekcji hrabia poczuł się zlekceważony albo urażony. To byłby definitywny koniec współpracy. Sprawę uznał za załatwioną, Han nie odważy się zaryzykować, nie teraz gdy dostał ostrzeżenie.
        Udał się prosto do kuchni, przeczucie mówiło mu, że tam właśnie zastanie Wiktora i Zazanę.
Ciągnęło tych dwoje troszkę ku sobie, nie to było jego zamysłem bo raczej nie miał zamiaru robić za swatkę. Nie zakładał od razu, że  zakochali się w sobie, być może chodziło o przyjaźń, wiele ich łączyło, rozumieli się, wspierali. Jeśli zaś coś zaiskrzyło, nie będzie się mieszał, niech stanie to, co ma być.
         Wiktor już wiedział, że jego życie diametralnie się odmieni, Zazana trwała jeszcze w błogiej nieświadomości. Chciał dziewczynie osobiście przekazać wiadomość, że właśnie wstąpiła w szeregi pilnych uczennic, w innym wypadku mogłaby odebrać to, jako żart. Takie jak ona nie pobierały żadnych nauk, nikt się nie przejmował biedakami.
       Z kuchni dobiegał pogłos przekomarzania się, wesołej rozmowy i śmiechu. To dobry sygnał dla pracodawcy, może spać spokojne wiedząc, że służba z nerwów nie dostaje wrzodów żołądka i jutro będzie zdatna do pracy. Trochę szkoda było mu przerywać tę sielankę, ci ciężko pracujący ludzie nie mieli zbyt wielu chwil prawdziwego wytchnienia i radości, ale nie mógł odłożyć tego na później. Z jego czasem było tak, że teoretycznie miał go w nadmiarze, w praktyce zaś go brakowało, gdy musiał się dostosować do żyjących normalnie ludzi.
-Witam wszystkich.
        Ucichli, ale na ich twarzach pozostał cień uśmiechu. Wcale się już go nie bali, pomyślał, że zbyt długo tu siedzi. Stał się zbyt miękki i przewidywalny. Z dnia na dzień przestawał być legendą a stawał się zwykłym domownikiem.
-Witamy panie, w czymś pomóc?  -Pulchna kucharka zdzieliła lnianą ścierką przez plecy patyczkowatego mężczyznę, podbierającego kawałki ciasta z wielkiej michy. Porządnie strzeliła, trzy identyczne pomocnice zadrżały ze śmiechu. Jak widać odpowiedzialne stanowisko pracy zobowiązuje do pewnych zachowań, kobieta miała miłą twarz, no i naprawdę  nieźle sobie w kuchni radziła.
-Zazana marzę o kąpieli dałoby się to załatwić? Liczę na twoje dobre chęci dobra duszo. -Popatrzył na dziewczynę, w sumie to nie powinno już tu jej być, było bardzo późno. Czyżby zaczęła tu nocować jak reszta towarzystwa?
-Oczywiście panie już grzejemy wodę.
          No tak, nie poszła do domu, bo czekała aż przyjdzie jak co dzień spełnić swoją dziwną zachciankę, jego fanaberie były teraz dla niej najważniejsze. Była zmęczona i śpiąca, znowu pracowała ponad siły, pomimo iż nikt od niej tego nie wymagał.
-Cudnie, jeszcze jedna sprawa moja droga panno kąpielowa.
-Tak panie?-  Zaniepokoiła się.
-Od jutra ty, Wiktor i Han zaczynacie pobierać lekcje u hrabiego Kojen. Czytanie pisanie i takie tam pierdoły. Wszystko to, co pomaga w lepszym zrozumieniu otaczającego nas świata.
        Jej oczy robiły się coraz większe i większe już prawie dorównywały wielkością filiżankom  stojącym na półce tuż za jej plecami. Zabawnie wyglądała, powstrzymał się jednak przed parsknięciem śmiechem by jej całkiem nie przestraszyć. Dziewczyna była w szoku, podejrzewała straszliwy podstęp, albo bała się, że chce się jej pozbyć.
-Panie ja???? To nie może być!!! To pomyłka! -Wystraszona rozglądała się na boki szukając, pomocy, gdyby mogła schowałaby się kucharce pod fartuch. Zabrakło jej jednak śmiałości. Spodziewała się wielu nieszczęść i katastrof, ale coś takiego?
-Tak ty. Ja się nie mylę, zapamiętaj to sobie.
        Kucharka złapała ze stosu obranych warzyw marchewkę i pogryzała ją niespokojnie. Najwidoczniej gryzienie pomagało się jej skupić, mimowolnie pomyślał, że nie wygląda na wielbicielkę zieleniny. Mógł iść o zakład, że pogryzała marchewkę tylko, dlatego że nie miała pod ręką pęta kiełbasy.
-To nie tak. Panie dziewczyny się nie uczą, bo, po co? Co ludzie powiedzą?- Była tak strasznie przerażona jakby tymi kilkoma niewinnymi słowami wydał na nią wyrok.
-Czekaj chcesz mi powiedzieć, że kobiety tutaj nie pobierają nauk, nawet te z bogatych rodzin? -O tym oczywiście nie pomyślał. Wszelkie dyskryminacje straszliwie go mierziły, wywoływały żywy, ognisty sprzeciw. Jednak tego, że wszyscy Opiekunowie byli mężczyznami nie zauważył, uzmysłowiła mu to dopiero Hadwiga. 
-Nie panie, tylko mężczyznom wolno się uczyć.
    Sprowadziła go na ziemie. Uzmysławiając, że świat nie był i nadal nie jest wcale przyjazny dla takich jak ona. Nie tak łatwo było zrobić krok na przód i walczyć o swoje życie. Tak prawdę mówiąc to wcale nie było możliwe. Ile biednych dziewczyn jest na tyle pięknych i ujmujących, że bogaty mężczyzna chce się z nią ożenić? Jedna, dwie? Inne kończą, jako kochanki, panny z nieślubnym dzieciakiem, albo jeszcze gorzej. Jeśli nie mogły się uczyć, tylko dobry ożenek dawałby szansę na poprawę bytu.
-Dlaczego?- Zupełnie wybiła go z rytmu.
-Nie wiem. Jest zakaz. A w ogóle to mężczyźni to nie lubią by kobiety zbyt dużo wiedziały.-Zlękniona podniosła ramiona wyglądała tak jakby nie miała szyi. Bała się, że nauka odbierze jej i tak marne szanse na zamążpójście.
-Rozumiem. Jednak pewne umiejętności dają wolność. Mogłyście same zacząć decydować o sobie, a to już dla niektórych niebezpieczna sytuacja. Kiedyś było tu inaczej. Pamiętam jeszcze te inne, lepsze zwyczaje. -Pamiętał, choć wolałby zapomnieć, nigdy nie wracać do przeszłości. Hadwiga była żądna wiedzy, dużo czytała, biblioteka była miejscem gdzie spędzała praktycznie cały wolny czas. Nie była typem kobiety, która całymi dniami haftowała, czy tkała gobeliny, uśmiechając się przy tym słodko. Lubiła gorące dyskusje, nie jeden raz widział jak wpędzała w kozi róg pyszałka czy dyletanta. Cenił ją za to i tęsknił do tamtych rozmów, do sporów, do jej celnych często ironicznie przedstawianych argumentów. Tęsknił do niej, choć już nie tak przed miesiącem.  
-Panie to nie tak. Kobiety mają słabą głowę i brzydną od nauki, to jest dla nas niebezpieczne- Mruczała pod nosem wystraszona i niezadowolona.
-Nie wiem, kto ci takich bzdur naopowiadał. Macie takie samo prawo do wiedzy jak mężczyźni, wcale nie jesteście głupsze czy gorsze.
Miały takie prawo tylko jak przekonać kobiety, że warto o nie walczyć? To długotrwały proces aż tyle czasu nie miał.
-Ale panie jak to?
-Tak, że od jutra zaczynasz się uczyć. Co ma być to będzie, niech żyje bal.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz