środa, 16 lipca 2014

16.07 Wędrowiec, złośliwy demon




          Na ławie leżał młody chłopak, jego nienaturalna bladość wpadała już w odcienie niebieskosinawe, niewróżące niczego dobrego. W kącie kuliła się rozdygotana kobieta owinięta w chustę w wielkie czerwone róże na zielonym tle, pewnie matka pacjenta. Chłopak miał na udzie paskudną ranę. Zaczęła się już jątrzyć, tu nie pomoże zwykła wiara w uzdrowienie i widowiskowe gusła. Bez względu na to jak bardzo tego wyzdrowienia pragnie matka, chłopak czy sama uzdrowicielka, cud nie nadejdzie.
        Dotknął czoła młodego pacjenta, gorące jak rozgrzana płyta pieca. Męczyła go już wysoka gorączka.
Ruda uzdrowicielka dalej tańczyła jak szalona w ogóle nie zauważała jego obecności. Skinął głową na matkę. Podeszła wystraszona, błagalnie składając ręce.
-Tak panie?
-Zobacz czy jest tu jakiś gar i woda. Jak znajdziesz to gotuj. Tu trzeba działać, inaczej straci tą nogę, albo umrze z zakażenia.
-Co się dzieje? Co tu robisz?- była lekko nieprzytomna, wyglądała jak wyrwana z głębokiego snu- Przeszkadzasz ja go leczę.
-Nie pieprz, tylko bierz się do roboty. Potrzebuję ostrego noża, szybko. Drugi nóż trzeba mocno rozgrzać. Daj mi też kubek z zagotowaną wodą. Lekarstwa muszę rozpuścić. Drewniany kołek by się przydał w zęby, żeby młody sobie języka nie odgryzł. Mam nadzieję, że masz trochę gorzałki i czyste prześcieradło?
          Mówił szybko, była zdezorientowana, ale to już był jej problem. Taki mały tekst czy jest bystra i czy potrafi się dostosować, odnaleźć w każdej nawet najbardziej stresującej sytuacji.  Zawód który  sobie wybrała nie należał do bezpiecznych, ani przewidywalnych. W tym królestwie jak i w ościennych często płonęły stosy a wraz z nimi uzdrowicielki.
-Mam. Tylko to ja leczę tego chłopaka, dlaczego mi przeszkadzasz? Co ty tu w ogóle robisz? Psujesz mi wszystko- Zdenerwowała się trochę, w końcu nikt nie lubi jak mu się podrywa autorytet.
-Próbuję chłopaka od kalectwa uratować. Więc się nie piekl i nie marnuj czasu.  A dla ciebie jestem Pan albo Opiekun zapamiętaj to lepiej sobie! -Brutalnie sprowadził ją na ziemię. Nie mógł sobie pozwolić na utratę ciężko wypracowanego wizerunku.
-Panie woda się gotuje jak kazaliście. Co mam robić?
         Chociaż jedna baba wzięła się do roboty zamiast po próżnicy język strzępić, pomyślał udobruchany.
-Dobrze. Odlej trochę do czegoś czystego, żebym chłopakowi tę nogę przemył. Do drugiego naczynia trzeba nalać i noże wyparzyć- wydał dyspozycje- a i ręce też trzeba porządnie wymyć.
-Po co mamy ręce myć? - Uzdrowicielka zupełnie zbaraniała, wszystkiego się spodziewała, ale nie tak niedorzecznego polecenia.
-A nie wpadłaś jeszcze na to, że różne choroby i świństwa przenoszą się przez dotyk?
-Jak? Toż choroby to urok albo demon, co w człowieku siedzi! Nic innego.- Intensywnie myślała nad tym, co powiedział a mimo to broniła swoich racji, nie była przygotowana na radykalną zmianę poglądów. Zresztą, kto by był? Niby nie wierzyła w demony, ale nie miała też niczego innego, co zapełniłoby pustkę po nich.
-I co, demon pierdnął i od tego rana mu ropą tak okropnie zaszła? Nie gadaj tyle tylko myj ręce i układamy go na czyste prześcieradło.
      Posłuchała, choć niechętnie i tylko, dlatego że sama nie miała lepszego pomysłu.
-Syyy gorące- odskoczyła od miski, trzepiąc poparzoną ręką,
-Jeszcze pozbądź się tej brudnej szaty, co to się w nią paradnie wystroiłaś. Niech to będzie pierwsze, co zrobisz.
      Wiele był w stanie znieść, lecz tego brudnego obrzydlistwa w żadnym wypadku.
-Ale to strój uzdrowiciela!
       Zaprotestowała tym razem stanowczo, zapominając o tym, że chwilę wcześniej ją upomniał, przypominając gdzie jest jej miejsce w szeregu, hardo zadzierając przy tym brodę do góry. Miała w sobie coś z buntowniczki takiej, co to za świętą sprawę ze śpiewem idzie na śmierć, nie oglądając się za siebie. Nie wierzył w takie ofiary i sprawy, w ostatecznym rozrachunku okazywały się niewarte  poświęcenia.  A idee, dla których warto było walczyć i tak ginęły w morzu głupoty i nic nie można było na to poradzić. Może i jej postawa robiła wrażenie na ludziach, ale w tej sytuacji tylko śmiesznie wyglądała.
-To świństwo w które się ubierasz jest niebezpieczne dla zdrowia. Może zabić. Pierdnięcie demona, co to ten chłopak ma na nodze to nic w porównaniu z tym, co masz w tej szmacie.
-Co chcesz zrobić Panie?  -Udała, że nie słyszała jego ostatniej uwagi, dyskretnie wycofała się za zasłonkę.
Chwilę później jazgotliwie zaskrzypiały otwierane drzwi, zdziwił się nie zauważył szafy, gdy szukała pod łóżkiem paczuszki dla niego. Przez moment mamrocząc niezrozumiale pod nosem szarpała się za szmatą, którą miała na sobie. Potem wyszła oblana rumieńcem w skromnej prostej sukience o pięknym szmaragdowym kolorze. Przepasana była śnieżnobiałym wykrochmalonym fartuchem.
          Dopiero teraz odpowiedział na jej pytanie
-Wyciąć, conieco. Odkazić zatamować krwawienie.
-Jjaak to wyciąć? Co wyciąć? Czym?
  Lekko zbladła, po rumieńcach nie zostało nawet śladu, twarz jak przetarta mokrą szmatą straciła kolory. Jeśli jeszcze przed chwilą uważał, że świetnie dobrała kolor by podkreślić swoją urodę, to teraz już nie koniecznie.
-Nóż wydaje mi się odpowiednim narzędziem, lepszym niż na przykład łyżka, czy spinka do włosów. Niestety nie mam przy sobie torby z przydatnymi akcesoriami, więc muszę uchychłać, to conieco tym twoim tępakiem.
-To konieczne?
         Pomału stawała się przeźroczysta, oddychała zbyt szybko. Zastanawiał się, kiedy zemdleje.
-Myślisz, że dla przyjemności chce się w tym babrać?  Ty kobieto też umyj ręce- zwrócił się do matki chłopaka- i będziesz trzymać nogę syna by nią nie ruszał. Tutaj. Mocno.
Pokazał kobiecie jak ma trzymać, od razu załapała, o co chodzi. Gdy tu wszedł była zrozpaczonym strzępkiem nerwów. Jasno postawione cele i zmieniła się niedopoznania. To się sprawdzało nawet na nim, gdy wiadomo, co chcemy osiągnąć wytrwale i z rozmysłem brniemy do celu. Jeśli dopisze szczęście, znajdzie się ktoś, kto wskaże właściwy kierunek.  
-Ty młody zagryź mocno zęby. Będzie bolało jak diabli, ale potem będzie dobrze.
             Był wściekły na siebie, przełożył swoje magiczne igiełki do torby, przydałyby mu się teraz. Drobne błędy powodują lawinę, której nie da się zatrzymać czyż nie powtarzał tego innym niezliczoną ilość razy? Teoretycznie mógł wrócić do pałacu tylko nie miał już na to czasu. Gorączka była tak wysoka, że zaczynał się obawiać o mózg chłopaka.
-Masz jeszcze łyknij sobie ziółek, może być ci po nich trochę wesoło. Damy radę. -To ostatnie raczej powiedział do siebie niż do chorego i jego matki.
-Jak.. umyjesz mu nogę? -Spytała ledwo poruszając sinymi ustami uzdrowicielka. Trzęsły się jej ręce, zbyt mocno by okazała się naprawdę pomocna.
-Przejadę bimberkiem żeby nam się nie świniło i do roboty. Trzymajcie mocno.
       Sprawnie tak jakby robił to, co dnia wbił nóż. Popłynęła czerwona gęsta krew a jedna z pomocnic runęła jak długa.
Aż zadudniło.
     Kątem oka zarejestrował upadek, w cieniu świec mignęła zielona smuga. To wydarzenie uzmysłowiło mu, że popełnił spory błąd. Nie poprosił zawczasu o lepsze światło. Nie było czasu i możliwości by sprawdzić czy nie uszkodziła sobie głowy, musiała poczekać. To znaczy nie do końca zostawił ją na pastwę losu, przecież sprawdził od razu czy nie poniosła uszczerbku na zdrowiu. Zwykły guz i omdlenie nie były wystarczającym powodem by odrywać się od leczenia nogi chłopaka. Są sprawy ważne i takie, które muszą poczekać.
Nie odmówił sobie przyjemności i marudził pod nosem.
-Uzdrowicielka jak z kurzej dupy trąbka. Zobaczyła krew i fiknęła jak długa. Jak ona chce leczyć? Myśli, że wystarczy nogami pofikać?
        Chłopak gwałtownie wzdrygnął się z bólu, odrzucając głowę do tyłu, uderzył się nią w deski ławy. Wgryzł się głęboko w trzymaną w ustach drewnianą łyżkę, aż niebezpiecznie zatrzeszczały mu zęby.
 -Matka trzymaj syna! Jej nic nie będzie a ja tu spieszyć się muszę!
             Na szczęście ta była twarda. Zacisnęła wargi i trzymała z całych sił aż jej dłonie zbielały od wysiłku. Na czole zalśniły drobne perełki potu.
-Zaśmierdzi, bo muszę po przypalać żyłki, nie wystrasz się. Inaczej byś się nam wykrwawił. Nie cierpię tego, ale w tych polowych warunkach to wszystko, co mogę zrobić. Nie jest źle, tylko współpracuj.
Chłopak wrzasnął przeraźliwie drewienko wypadło mu z ust.
-Panie będzie dobrze? -Spytała, chusta zsunęła się jej na oczy. Nie poprawiła jej, z całych sił trzymała nogę syna.
-Będzie dobrze. Teraz posypię ranę takim proszkiem, będzie się lepiej goić. Dobrze, że igłę do zszywania noszę przy sobie, zrobimy piękny, artystyczny ścieg. Potem zabandażujemy i po sprawie. Będziecie sami zmieniać opatrunek, tylko pamiętać nie brudnymi łapskami i przemywać to bimbrem. Nie trzeba już trzymać. Śpieszył się, poruszał się, co najmniej dwukrotnie szybciej niż normalni ludzie, by nie przedłużać cierpienia chłopaka.
            Kobieta była matka i była zdeterminowana, wiedział, że nie będzie kwestionować jego poleceń. Zrobi dokładnie tak jak powiedział. Gdyby kazał, że ma zmieniać bandaże stojąc na głowie śpiewając sprośne piosenki zrobiłaby to bez wahania.
-Dzięki panie! Jak ja ci się odwdzięczę? Toż felczer powiedział, że nogę trza urżnąć- Obcierała ukradkiem łzy rękawem.
-Nic nie będziecie ucinać. Będzie dobrze. Tylko ludzi trzeba żeby go ostrożnie donieśli do domu. Najlepiej na jakiejś desce albo drzwiach by nim za bardzo nie ruszać, mógłby zacząć krwawić. Pędź kobieto po pomoc. Ja tu na młodego będę mieć oko. A i pamiętajcie, że musi dużo pić. Byle nie gorzały- Dodał na wszelki wypadek
-Dzięki panie- Wybiegła zamiatając brudną podłogę spódnicą.
          Chłopak oszołomiony bólem i ziołami, które mu podał usnął. Zabezpieczył go zaklęciem, będzie leżał nieruchomo i nie spadnie z ławy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz