środa, 2 lipca 2014

02.07 Wędrowiec, narzeczony




               Lilidia wpatrywała się w niego intensywnie z źle ukrywanym niepokojem, tak jakby chciała przewiercić mu mózg na wylot. Tym razem nie pozwolił przebić skorupy i czytać swych emocji i nastoju, nie zamierzał sobie strzelić w nogę. Poddenerwowana dziewczyna metodycznie nawijała srebrzyste loki na chudy palec. Nie był pewny czy chciała się pochwalić, że je umyła i w związku z tym są puszyste i pachnące, czy tylko chciała odwrócić swą grą jego uwagę. Mógł to być tylko odruch, podświadoma próba opanowania nerwów.
-Dlaczego nie? Jestem zdeterminowany, potrzebuję informacji a ty nie chcesz dobrowolnie podzielić się ze mną swoją wiedzą. Nie widzę innego wyjścia. Jeśli mam zrozumieć, co tu się dzieje to nie pozostaje mi nic innego jak podróż do jedynego dostępnego źródła wiedzy. Orzeźwiającej krynicy informacji mi trzeba niczym powietrza i to już nie są żarty. Ponadto, to i tak łatwiejsze niż gierki z tobą. -Musiała uwierzyć, że jest na tyle zdesperowany i zdeterminowany, że nie zawaha się zakłócić spokoju jej ludu. Nie miał czasu na podróże i negocjacje, ona musiała ustąpić.  
Mocno zagrał i na szczęście udało się, przekonał ją skutecznie.  Czuł się podle, to był zwyczajny szantaż, ale nie miał wyjścia. Chcąc nie chcąc musiała zmienić taktykę.
-Jesteś szalony! -Ukryła twarz w dłoniach.
Odczekał, dał jej moment na zastanowienie. Całkiem słusznie, bo minutę później złamała się, całkowicie podała jego woli. Jeśli tylko ona zdoła mu wybaczyć to, co musiał zrobić, kiedyś jej to wynagrodzi.
-Niech ci będzie opowiem. -Nie była zadowolona, sprawy potoczyły się inaczej niż to sobie zaplanowała. Wiedziała, że nią manipuluje, ale nie miała ochoty sprawdzać czy przypadkiem nie blefuje. W razie, czego nie miała żadnej możliwości by zawrócić go ze szlaku.
-Cieszę się, to wszystkim zaoszczędzi fatygi i stresu.- Nie miał do niej żalu. Wiedział, że nie chodziło o to, że chciała zrobić mu na złość, czy przeszkodzić. Miała swoje ważne powody, znalazła się w mieście w określonym, sobie tylko znanym celu i wbrew wszystkim przeciwnościom trzymała się planu. Mógł ją tylko za to szanować, ale nawet ten szacunek nie dawał jej nietykalności.
-Mam od razu przejść do rzeczy, czy porozmawiamy w gabinecie?- Spytała cicho, wstydliwie przypieczętowując akt kapitulacji.
-Tutaj, mam niejasne przeczucie, że Han powinien coś niecoś wiedzieć. -Odkąd zobaczył jego blond głowę, wiedział, że nie spotkali się tylko po to by obudzić wspomnienia o Hadwidze. Po pierwsze wcale nie trzeba było ich odkurzać one ciągle były żywe i nic nie straciły na ostrości. A po drugie tu nic nie działo się przypadkiem. Han będzie mu kiedyś bardzo potrzebny, może nawet niezbędny.
-Dobrze, więc spróbuj szyneczki przepyszna, a tamten ser rozpływa się wręcz w ustach. Ja zaś spróbuję ci coś opowiedzieć, choć to wcale nie łatwe.
            Posłuchał jej sięgnął po ser. Był taki czas, że przekładał sery i warzywa ponad mięso i wędliny.
-Hm faktycznie doskonały. Zamieniam się w słuch, obiecuję nie mlaskać i nie przeszkadzać.
-Tak, naprawdę sęk w tym, że nie mamy nic sensownego o Herytach w swych księgozbiorach. Istnieje możliwość, że coś kiedyś przeoczyłam, ale na to jest naprawdę minimalna szansa. Temat zbyt mnie w młodości interesował.
            Gęste, długie rzęsy przecinały powietrze jak wachlarze z piór, niemalże czuł ruch powietrza. Dziewczyna mu się podobała, znał już na pamięć każdy szczegół jej twarzy. Nie chodziło o to, że zauważył, że jest piękna, raczej o to, że przy niej obudziła się ta część jego duszy, którą od dawna uważał za martwą. Wyglądało na to, że Han był bystry i znał się na prawdziwym pięknie, zauważył wyjątkowość dziewczyny. On, a raczej nie powinien, to nie był dobry czas na dramatyczne miłosne uniesienia.
-Zdradzisz nam, czemu cię kiedyś tak ten temat zainteresował? -Otrząsnął się nie mógł pozwolić by porywy serca rozmydlały mu perspektywę i co gorsza rozpraszały. Nie mógł myśleć o jej jedwabistej skórze i o tym jak z gracją posługiwała się sztućcami. Nie teraz, gdy złapał trop. Nie teraz, gdy mógł się schować za tajemnicą.
-Byłam przygotowywana do pewnej roli. Musiałam wiele się nauczyć, mniejsza z tym, to nie ma znaczenia.- Zamyśliła się.- Wszędzie gdzie pojawia się jakaś wzmianka o Herytach podkreśla się, że w okolicach były wielkie zniszczenia, stosy trupów. Tylko, że tak naprawdę nie wiadomo jak to robią i czy aby na pewno to ich działania, nikt nigdy nie przeżył ich ataku. Wszystko pozostaje w sferze domysłów.
Jak ci już wspominałam, sama widziałam krajobraz po ich domniemanej wizycie. To był straszny widok. Teraz się zastanawiam czy to, aby na pewno ich dzieło, czy tylko im zależało byśmy tak myśleli. Zamieszałeś mi w głowie tym swoim sprawozdaniem ze spotkania. Spotkałam się z opinią, że z ich oczu białych jak grudki zmrożonego śniegu wydostają się strumienie gorącego światła. Są w stanie kontrolować taki strumień jego kierunek i moc. Była też teoria, że to nie ciepło, ale inna właściwość fizyczna czy chemiczna pozwalająca im stopić nawet kamień. Podobno zabijają dla zabawy lub dla jakiś dziwnych niezrozumiałych rytuałów. Nikt, kto widział ich z bliska nie przeżył, oczywiście z wyjątkiem ciebie.  Zawsze trzymają się na odległość. Nie wiedzieliśmy nawet czy potrafią się komunikować z innymi rasami, dawno temu próbowaliśmy na różne sposoby nawiązać kontakt, na próżno. Nie potrafię orzec na ile to prawda, na ile fantazja, ale ze starożytnych tekstów wynika, że są niezwykle przerażający, podobno są wcieleniem zła.
-Czyli zupełna, ślepa kicha. Nie znalazłaś niczego innego? Interesują mnie nawet bardzo absurdalne historie. -Z tej opowieści nie dał rady wycisnąć żadnej nawet najmniejszej wskazówki czy poszlaki. Liczył na więcej. Co chciała przed nim ukryć? Czyżby to, że tak naprawdę nic nie wiedziała? Zależało jej by postrzegał ją, jako wytrawnego gracza?
-Przykro mi to bardzo tajemnicza rasa. Doceń, choć to ile zdradziłam przy okazji.
               Pomimo rozczarowania, doceniał, wiedział, że dla niego złamała tabu. Nie było jej łatwo, gdyby tylko potrafił się przełamać, pogłaskałby ją po dłoni. Dał widoczny znak, że jest ważna a on żałuje, że właśnie tak musiało się stać.
-Homeonie ja w młodości słyszałam historię o Herytach, ale nie wiem czy cię to zainteresuje -Babcia palcem wodziła po haftowanych wzorkach na obrusie, ale myślami była już bardzo daleko.
To musiała być miła podróż i to najpewniej w czasie. Jej twarz wygładziła się a oczy nabrały blasku.
-Oczywiście, że chcę wysłuchać bardzo mnie, przepraszam nas interesuje, co pani ma do powiedzenia. Proszę opowiadać.
             Chyba już nie słyszała, co mówił, była jak w transie. Odpłynęła.
-Kiedyś dawno temu, gdy ludzie dopiero podbijali te ziemie, mieszkali tu Heryci. Dziwna to była rasa, zupełnie inna od nas. Nie było ich dużo zaledwie garstka, lud utkany tak jakby z mgły, trochę nierealny. Kiedyś ludzie wierzyli, że oni tak naprawdę żyją w dwóch światach i bez problemu potrafią się chować za zasłoną czasu. Ta ziemia wcale nie była im potrzebna, mogli żyć w nieznanej nam pustce, ukrytej pomiędzy gwiazdami a najwyższymi górami. Nikt nie wie jak wygląda ten ich świat. Oni nas nie lubili, uważali za głupców tylko trochę lepszych niż dzikie zwierzęta. Pewnie, dlatego któregoś dnia definitywnie odeszli do swego prawdziwego domu. To miało okazać się dla nich zgubne. Zatracili moc swobodnej wędrówki i teraz przybywają tutaj tylko ich odbicia. Na ziemi można zobaczyć tylko ich lustrzane odbicia, nic więcej, ich ciała muszą zostać tam u góry. Brak kontaktu z prawdziwą ziemią spowodował, że nie mogą się już rozmnażać i dlatego od lat bezskutecznie szukają sposobu by wrócić. -Urwała zawstydzona, niepewna czy młodzi nie wyśmieją jej opowieści. Nie potraktują jak bezwartościowy stek bzdur, bredzenie zdziecinniałej staruszki.
-I to ma sens! Jeśli można wiedzieć Honiko, skąd znasz ta historię? -Nie tylko on znalazł w tej opowieści interesujące wątki. Lilidia jakby zapomniała o świecie, pośpiesznie analizowała każde słowo. Odłożyła na bok rozterki i poczucie winy, znowu była jak lamparcica gotowa do skoku. Miała w sobie magnetyczną moc, zawstydzony poczuł, że miał ochotę porwać ją w ramiona i przytulić. I zapomnieć się. Idiota niczego się nauczył na własnych błędach.
 -Kiedyś, gdy byłam młoda, wiem, że trudno w to uwierzyć, ale kiedyś byłam, o moją rękę starał się bogaty kupiec. Miał tu w mieście sklep i przyjeżdżał, co jakiś czas z dalekiego, nieznanego mi świata. Umiał naprawdę pięknie opowiadać i znał takie ciekawe bajeczne historie. Może to, dlatego że szukając towaru do swoich sklepów tyle świata zobaczył? Poznał wielu ciekawych, mądrych a i głupich ludzi a może po prostu miał talent do opowieści. Przyszedł dzień, że mi się oświadczył. Zostawił pierścionek, miał wrócić po miesiącu, by usłyszeć moją odpowiedź, jednak już nigdy nie zjawił się w mieście. Potem przyjechali jacyś ponurzy, ubrani całkiem na czarno mężczyźni, którzy przejęli jego sklep, podobno za długi. Twierdzili, że zaginął na jednej z wypraw.
-Przykro mi. -Z własnego doświadczenia wiedział, że stare sprawy lubią w ludziach tkwić jak drzazgi, przez całe życie zadając ból. Nie można przez taką kotwicę ruszyć do przodu, nabrać głęboko powietrza do płuc.
-Niepotrzebnie. Nie miałam zamiaru, za niego wychodzić za mąż. Prawdę mówiąc i tak cały czas mi się wydawało, że on się chce tylko mną zabawić, że to tylko taka gra. Może w każdym mieście miał taką dziewczynę jak ja? Bo kochać na pewno nie kochał, udawał niezgrabnie a i ja go też nie kochałam To był czas, kiedy poznałam mojego przyszłego męża i to w nim się podkochiwałam całkiem poważnie.
               Teraz to widział wyraźnie, naprawdę kochała swojego męża, taką prawdziwą, wielką miłością, jakiej pragną i zazdroszczą wszyscy wokół. Na twarzy babci pojawiła się błogość a w kącikach oczu podejrzana wilgoć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz