Lilidia wpatrywała
się w niego intensywnie z źle ukrywanym niepokojem, tak jakby chciała przewiercić mu mózg na wylot. Tym razem nie pozwolił przebić skorupy i
czytać swych emocji i nastoju, nie zamierzał sobie strzelić w nogę.
Poddenerwowana dziewczyna
metodycznie nawijała srebrzyste loki na chudy palec. Nie był pewny czy chciała się
pochwalić, że je umyła i w związku z tym są puszyste i pachnące, czy tylko chciała odwrócić swą grą jego uwagę. Mógł to być tylko odruch,
podświadoma próba opanowania nerwów.
-Dlaczego nie?
Jestem zdeterminowany, potrzebuję informacji a ty nie chcesz dobrowolnie podzielić się ze mną swoją wiedzą. Nie widzę innego
wyjścia. Jeśli mam zrozumieć, co tu się dzieje to nie pozostaje mi nic innego
jak podróż do jedynego dostępnego źródła wiedzy. Orzeźwiającej krynicy
informacji mi trzeba
niczym powietrza i to już nie są żarty. Ponadto, to i tak łatwiejsze niż gierki z tobą. -Musiała uwierzyć, że jest na tyle zdesperowany i zdeterminowany, że nie zawaha się zakłócić spokoju jej ludu. Nie miał czasu na podróże i
negocjacje, ona musiała ustąpić.
Mocno zagrał i na szczęście udało się, przekonał ją skutecznie. Czuł się podle, to
był zwyczajny szantaż, ale nie miał wyjścia. Chcąc nie chcąc musiała zmienić taktykę.
-Jesteś
szalony! -Ukryła twarz w dłoniach.
Odczekał, dał jej moment na zastanowienie. Całkiem słusznie, bo minutę później
złamała się, całkowicie
podała jego woli. Jeśli tylko ona zdoła mu
wybaczyć to, co musiał zrobić, kiedyś jej to wynagrodzi.
-Niech ci
będzie opowiem. -Nie była zadowolona, sprawy potoczyły
się inaczej niż to
sobie zaplanowała. Wiedziała, że nią manipuluje, ale
nie miała ochoty sprawdzać czy przypadkiem nie blefuje. W razie, czego nie
miała żadnej możliwości by zawrócić go ze szlaku.
-Cieszę się,
to wszystkim zaoszczędzi fatygi i stresu.- Nie miał do niej
żalu. Wiedział, że nie chodziło o to, że chciała zrobić mu na złość, czy
przeszkodzić. Miała swoje ważne powody, znalazła się w mieście w określonym, sobie tylko znanym celu i wbrew wszystkim przeciwnościom trzymała się
planu. Mógł ją tylko
za to szanować, ale nawet ten szacunek nie dawał jej nietykalności.
-Mam od razu
przejść do rzeczy, czy porozmawiamy w gabinecie?- Spytała cicho,
wstydliwie przypieczętowując akt kapitulacji.
-Tutaj, mam
niejasne przeczucie, że Han powinien coś niecoś wiedzieć. -Odkąd zobaczył jego blond głowę, wiedział, że nie
spotkali się tylko po to by obudzić wspomnienia o Hadwidze. Po pierwsze wcale
nie trzeba było ich odkurzać one ciągle były żywe i nic nie straciły na
ostrości. A po drugie tu nic nie działo się przypadkiem. Han będzie mu kiedyś
bardzo potrzebny, może nawet niezbędny.
-Dobrze, więc
spróbuj szyneczki przepyszna, a tamten ser rozpływa się wręcz w ustach. Ja zaś spróbuję ci coś opowiedzieć, choć to
wcale nie łatwe.
Posłuchał jej sięgnął po ser. Był
taki czas, że przekładał sery i warzywa ponad mięso i wędliny.
-Hm faktycznie
doskonały. Zamieniam się w słuch, obiecuję nie
mlaskać i nie przeszkadzać.
-Tak, naprawdę sęk
w tym, że nie mamy nic sensownego o
Herytach w swych księgozbiorach. Istnieje możliwość, że coś kiedyś przeoczyłam,
ale na to jest naprawdę minimalna szansa. Temat zbyt mnie w młodości interesował.
Gęste, długie
rzęsy przecinały powietrze jak wachlarze z piór, niemalże czuł ruch powietrza.
Dziewczyna mu się podobała, znał już na pamięć każdy szczegół
jej twarzy. Nie chodziło o to, że zauważył, że jest piękna, raczej o to, że
przy niej obudziła się ta część jego duszy, którą od dawna uważał za martwą.
Wyglądało na to, że Han był bystry i znał się na prawdziwym pięknie, zauważył
wyjątkowość dziewczyny. On, a raczej nie powinien, to nie był dobry czas na dramatyczne miłosne
uniesienia.
-Zdradzisz
nam, czemu cię kiedyś tak ten temat zainteresował? -Otrząsnął się nie mógł pozwolić by porywy serca rozmydlały mu perspektywę
i co gorsza rozpraszały. Nie mógł myśleć o jej jedwabistej skórze i o tym jak z
gracją posługiwała się sztućcami. Nie teraz, gdy złapał trop. Nie teraz, gdy mógł się schować
za tajemnicą.
-Byłam
przygotowywana do pewnej roli. Musiałam wiele się nauczyć, mniejsza z tym, to nie ma znaczenia.- Zamyśliła się.- Wszędzie gdzie pojawia się jakaś
wzmianka o Herytach podkreśla się, że w okolicach były wielkie zniszczenia,
stosy trupów. Tylko, że tak naprawdę nie wiadomo jak to robią i czy aby na
pewno to ich działania, nikt nigdy nie przeżył ich ataku. Wszystko pozostaje w
sferze domysłów.
Jak ci już
wspominałam, sama widziałam krajobraz po ich domniemanej wizycie.
To był straszny widok. Teraz się zastanawiam czy to, aby na pewno ich dzieło, czy tylko im zależało byśmy tak myśleli. Zamieszałeś mi w
głowie tym swoim sprawozdaniem ze spotkania. Spotkałam się z opinią, że z ich
oczu białych jak grudki zmrożonego śniegu wydostają się strumienie gorącego
światła. Są w stanie kontrolować taki strumień jego kierunek i moc. Była też
teoria, że to nie ciepło, ale inna właściwość fizyczna czy chemiczna pozwalająca im stopić nawet kamień. Podobno zabijają dla zabawy
lub dla jakiś dziwnych niezrozumiałych rytuałów. Nikt, kto widział ich z bliska
nie przeżył, oczywiście z wyjątkiem ciebie.
Zawsze trzymają się na odległość. Nie wiedzieliśmy nawet czy potrafią
się komunikować z innymi rasami, dawno temu próbowaliśmy
na różne sposoby nawiązać kontakt, na próżno. Nie potrafię orzec na ile to
prawda, na ile fantazja, ale ze starożytnych tekstów wynika,
że są niezwykle przerażający, podobno są wcieleniem zła.
-Czyli zupełna, ślepa kicha. Nie znalazłaś niczego innego? Interesują mnie
nawet bardzo absurdalne historie. -Z tej opowieści
nie dał rady wycisnąć żadnej nawet najmniejszej wskazówki czy poszlaki. Liczył na więcej. Co chciała przed nim ukryć?
Czyżby to, że tak naprawdę nic nie wiedziała? Zależało jej by postrzegał ją,
jako wytrawnego gracza?
-Przykro mi to
bardzo tajemnicza rasa. Doceń, choć to ile zdradziłam przy okazji.
Pomimo rozczarowania, doceniał, wiedział, że dla niego złamała tabu. Nie było jej łatwo, gdyby
tylko potrafił się przełamać, pogłaskałby ją po dłoni. Dał widoczny znak, że jest ważna
a on żałuje, że właśnie tak musiało się stać.
-Homeonie ja w
młodości słyszałam historię o Herytach, ale nie wiem czy cię to zainteresuje -Babcia palcem wodziła po haftowanych wzorkach na obrusie, ale myślami była już bardzo daleko.
To musiała być
miła podróż i to najpewniej w czasie. Jej twarz wygładziła się a oczy nabrały
blasku.
-Oczywiście,
że chcę wysłuchać bardzo mnie, przepraszam nas interesuje, co pani
ma do powiedzenia. Proszę opowiadać.
Chyba już nie słyszała, co mówił,
była jak w transie.
Odpłynęła.
-Kiedyś dawno
temu, gdy ludzie dopiero podbijali te ziemie, mieszkali tu Heryci. Dziwna to
była rasa, zupełnie inna od nas. Nie było ich dużo zaledwie
garstka, lud utkany tak jakby z mgły, trochę nierealny. Kiedyś ludzie wierzyli,
że oni tak naprawdę żyją w dwóch światach i bez problemu potrafią się chować za
zasłoną czasu. Ta ziemia wcale nie była im potrzebna, mogli żyć w nieznanej nam
pustce, ukrytej pomiędzy gwiazdami a najwyższymi górami. Nikt nie wie jak
wygląda ten ich świat. Oni nas nie lubili, uważali za
głupców tylko trochę lepszych niż dzikie zwierzęta. Pewnie, dlatego któregoś dnia definitywnie odeszli do swego prawdziwego domu. To
miało okazać się dla nich zgubne. Zatracili moc swobodnej wędrówki i teraz
przybywają tutaj tylko ich odbicia. Na ziemi można zobaczyć tylko ich lustrzane
odbicia, nic więcej,
ich ciała muszą zostać tam u góry. Brak
kontaktu z prawdziwą ziemią spowodował, że nie mogą się już rozmnażać i dlatego
od lat bezskutecznie szukają sposobu by wrócić. -Urwała
zawstydzona, niepewna czy młodzi nie wyśmieją jej opowieści. Nie potraktują jak
bezwartościowy stek bzdur, bredzenie zdziecinniałej staruszki.
-I to ma sens!
Jeśli można wiedzieć Honiko, skąd znasz ta historię? -Nie tylko on znalazł w tej opowieści interesujące wątki. Lilidia jakby
zapomniała o świecie, pośpiesznie analizowała każde słowo. Odłożyła na bok rozterki i poczucie winy, znowu była jak lamparcica gotowa do skoku. Miała w sobie
magnetyczną moc, zawstydzony poczuł, że miał ochotę porwać ją w ramiona i
przytulić. I zapomnieć się. Idiota niczego się nauczył na własnych błędach.
-Kiedyś, gdy byłam młoda, wiem, że trudno w to
uwierzyć, ale kiedyś byłam, o moją rękę starał się
bogaty kupiec. Miał tu w mieście sklep i przyjeżdżał, co jakiś czas z dalekiego, nieznanego mi świata. Umiał naprawdę pięknie opowiadać i znał takie ciekawe bajeczne historie.
Może to, dlatego że szukając towaru do swoich sklepów tyle świata zobaczył? Poznał wielu ciekawych, mądrych a i głupich ludzi a może po prostu miał talent do opowieści. Przyszedł dzień, że mi się oświadczył. Zostawił
pierścionek, miał wrócić po miesiącu, by usłyszeć moją
odpowiedź, jednak już nigdy nie zjawił się w mieście. Potem przyjechali jacyś ponurzy, ubrani całkiem na czarno
mężczyźni, którzy przejęli jego sklep,
podobno za długi. Twierdzili, że zaginął na jednej z wypraw.
-Przykro mi. -Z własnego doświadczenia wiedział, że stare sprawy lubią w ludziach
tkwić jak drzazgi, przez całe życie zadając ból. Nie można przez taką kotwicę ruszyć do przodu,
nabrać głęboko powietrza do płuc.
-Niepotrzebnie.
Nie miałam zamiaru, za niego wychodzić za mąż. Prawdę mówiąc i tak cały
czas mi się wydawało, że on się chce tylko mną zabawić, że to tylko taka gra. Może w każdym mieście miał taką dziewczynę jak ja?
Bo kochać na pewno nie kochał, udawał niezgrabnie a i ja go też
nie kochałam To był czas, kiedy poznałam mojego przyszłego męża i to w nim się
podkochiwałam całkiem poważnie.
Teraz to widział wyraźnie, naprawdę kochała swojego męża, taką prawdziwą, wielką miłością, jakiej pragną i zazdroszczą wszyscy wokół. Na twarzy babci pojawiła się błogość a w kącikach oczu podejrzana
wilgoć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz