Dopiero teraz spojrzał na jej twarz.
Pomimo spuchniętych od płaczu powiek była wyjątkowo piękną kobietą. Było w niej
coś takiego subtelnego i uroczego, ulotnego. Skojarzyła mu się z mityczną nimfą
albo z aniołem. Powinna urodzić się księżniczką, nic dziwnego, że ten świecący
mięśniak chciał się do niej dobrać. Uroda może pomagać, ale bywa, że jest bezpośrednim
powodem nieszczęścia.
-Ślepa tkaczka, co lwem skarmiona utka ci
materiał na płaszcz
wilcza kobieta zszyje ręką wprawną, czysta w niej
płynie krew
nożyce bez lęku możesz wziąć by przebić materię.
Wystraszony, że faktycznie ze strachu pomieszało się dziewczynie w głowie, położył dłoń na
jej czole. Gdy tylko poczuł ciepło jej skóry zrozumiał, że zrobił straszny i nieodwracalny błąd. Przerwał prawdziwy autentyczny trans. Nie mógł nic zrobić, by naprawić szkodę. Przepadło. Taki szkolny, niewybaczalny
błąd, zachował się jak amator.
-Panie nie
trzeba było przerywać. Nie powiedziałam wszystkiego. Bardzo dziękuję za pomoc- Uśmiechnęła się delikatnie i tak jakoś ujmująco, że pomyślał, że gdyby
miał kiedyś córkę to chciałby żeby była do niej podobna.
-Często
wieszczysz?
Stała taka wiotka, dziewczęca i szczupła, niczym szlachetny
kwiat i wcale nie było po niej widać, że niedawno urodziła dziecko.
-Nie. Od czasu
do czasu i mówię dziwne rzeczy, których nikt nie rozumie. Pewnie, dlatego
mówią, że to żadne mówienie o przyszłości, tylko szaleństwo. Nie zdarza mi się to zbyt
często.
Była z tych kobiet, które chciało
się kochać i wielbić, nosić na rękach. Nie było w niej nic wulgarnego, wyzywającego. A na dodatek była
wyrocznią, najprawdziwszą i utalentowaną. Ta dziewczyna to prawdziwy skarb. I
to taki, którego nie powinien ominąć. Teraz rozumiał, że Emeryk i Dhuel
specjalnie się o to postarali. Nie chodziło o romanse i nieprzyzwoite awanse tylko, dlaczego rozegrali to
tak paskudnie?
Oczywiste było, że musi o nią zadbać, ochronić, bo niechybnie dziewczyna znowu
wpadnie w tarapaty
-Dobrze już
dobrze weź dziecko i idź do domu. A Ty głupku- zwrócił się do chłopka- nie
czekaj na koniec świata tylko się z nią żeń.
-Panie uwa..-
Urwała w pół słowa, tuląc spokojne już dziecko do piersi.
-Tak?- Spytał
z nadzieją, że coś wie a może nawet zrozumiała swoją przepowiednię.
-Uważaj Panie
na siebie. Oni już polują na Ciebie, nie jesteś
bezpieczny.
Pokiwał głową a ona zrozumiała, że on
wie.
-Nie martw się
idź odpocznij. Nie
myśl zbyt dużo o tym, co się stało, bo zwariujesz.
Odkąd znalazł się w mieście ciągle czuł nieprzyjazny oddech na plecach. Wiedział, że ktoś
depcze mu po piętach. Co prawda w pierwszy dzień podejrzewał u siebie manię
prześladowczą lub rozregulowanie zmysłów, spowodowane
długim okresem uśpienia teraz wiedział że zupełnie niepotrzebnie. Do tej pory ujawniła się mityczna Herytka,
ale ona nie była w stanie mu zagrozić. Gorzej, że nie wiedział, kto jeszcze
czai się po drugiej stronie barykady.
-Dziękuję ci
panie, ocaliłeś życie dziecku i mi. Gdybym mogła się odwdzięczyć to wiesz gdzie
mnie szukać.
-Idź i bądź
szczęśliwa.
Patrzył jak odchodzili przytuleni do
siebie. I wiedział, że nic z tego nie będzie, wyrósł między nimi zbyt wysoki i
gruby mur. Nie chodziło nawet o to, co on zrobił, ale czego nie zrobił, zbyt dużo
żalu w niej było. Utracili coś pięknego, niepowtarzalnego,
szkoda pasowali do siebie.
Próbował zrozumieć sens jej
tajemniczych słów. Nie były to tylko omamy zwykłej wariatki. Ona dała mu
wyraźną, prawdziwą wskazówkę. Wszystko w jego rękach, musi rozwiązać tę zagadkę, tej sprawy nie może zawalić. Coraz mniej mu
się to wszystko podobało.
-Dwadzieścia
razów to o wiele za mało. Z pięćdziesiąt dla niego to byłaby
lepsza kara.
Stała za jego plecami. Miała dziwny, zachrypnięty i drżący głos, domyślił się, że jest staruszką.
Odwrócił się
by powiedzieć coś banalnego, że to koniec igrzysk i można wracać do domów.
Wtedy zobaczył jej oczy, była ślepa. W oczodołach tkwiły nieruchomo dwie białe
gałki.
Poczuł jak robi mu się gorąco, a tętno wariuje, ta dziewczyna przed chwilą wieszczyła
o ślepej tkaczce.
To była jego
szansa.
-Czy pani tka
materiały?- Zapytał myśląc, że byłoby to zbyt łatwe.
-To zależy,
kto pyta – Cmoknęła znacząco.
Z wrażenia pociemniało mu w oczach.
Już wiedział, że właśnie jej szukał.
-Ja pytam, zagubiony wśród intryg tego świata Wieczny Wędrowiec a mimo to pełen
nadziei.
Cmoknęła jeszcze raz i poprawiła stójkę
swej sukienki.
-Pokarz synu
dłoń, zobaczę ile prawdy jest tym coś mi tu przed chwilą
powiedział.
Bez wahania wyciągnął przed siebie rękę. A ona bez problemu ją odnalazła. Miała ciepłe i miękkie
dłonie, to nie były ręce starej, spracowanej kobiety. Była w nich
jakaś tajemnica coś nieuchwytnego i tajemniczego.
Staruszka nie
pasowała do tego świata tak jak Emeryk, Karen i jego
brat.
-Dobrze synu,
że zapytałeś. Mam coś specjalnego dla ciebie. Chodź tamten poczeka, co?-
Wskazała brodą zakonnika- Nie może uciec?
Jak na ślepą to dużo wiedziała.
-Nie może
nawet w nosie pogrzebać. Więc chodźmy, daleko to?
-Nie tu za
rogiem- Znowu cmoknęła, po czym dodała z wyraźnym wyrzutem- Długo kazałeś na siebie czekać.
-Wszyscy
wiedzieli, że muszę tu dotrzeć, tylko nie ja? Obłędu można dostać.
-Nikt nie
wiedział czy się ruszysz. Wielu miało nadzieję. Trudno się wyzwolić z tego
stanu, w który cię wplatano. Nie mieliśmy pojęcia czy podołasz. Tych dziewięciu
innych zniszczyła pycha i złudne wrażenie wszechmocy. Zresztą oni byli tylko
pionkami, tłem dla właściwej sprawy. Byliście tylko zabawkami w rękach sprawnego
lalkarza. Zresztą mieliście nimi pozostać, nigdy się nie wyzwolić z przypisanej
wam roli. Tylko ty
niosłeś w sobie nadzieję, byle nie na daremno.
-Moment nie
bardzo rozumiem, o czym mowa, przecież nie zaszła we mnie żadna
przemiana. Jestem dokładnie taki, jaki byłem. No może ociupinę starszy.- Nie wiedział, do czego zmierza, na co chce zwrócić jego uwagę. Nic już
nie wiedział. Jaka nadzieja,
jakie zadanie? I kto tu był niewidomy?
-Na pewno? Czy
wcześniej widziałeś różnorodność istot tu żyjących? Czy miałeś przed oczami
tylko jasno wytyczony z góry cel? Czy kiedykolwiek wcześniej pozwoliłeś zbliżyć się do siebie takiej grupie ludzi,
gdzie twój sławny wręcz przysłowiowy dystans?
Tu trafiła w sedno, odkąd przyjechał do miasta tworzył sobie namiastkę rodziny. Zbiera ludzi jak
koraliki ciesząc się niepowtarzalnym wzorem, jaki odciskają na jego drodze.
-Może i masz
rację. Wyczuliłem się na sprawy, które wcześniej mnie nie interesowały, ale czy
to ma jakieś znaczenie?
-Ma i to
wielkie. Znowu odżyła nadzieja.
Cmoknęła tym razem zadowolona.
-W, kim i na
co? -Miał nadzieję na odpowiedzi a tu znowu zagadki.
Mieszanina dziwnych słów, z których nie potrafił wyciągnąć logicznych wniosków.
Może był zbyt głupi i te wszystkie pokładane w nim nadzieje to takie zaufanie
na wyrost?
-Sam musisz do
tego dojść. Zrozumiesz, jeśli tylko będziesz tego naprawdę chciał. O to tu.
Doprowadziła go samych drzwi. Musiała
znać każdą nierówność terenu i przeszkodę na pamięć. Zresztą jak na niewidomą
całkiem sprawnie się poruszała.
Drzwi wyglądały na zupełnie zwyczajne,
niewiele różniły się od tych po sąsiedzku. Może tylko tym, że wymalowane były
na jaskrawo pomarańczowo a nie na brązowo.
-Masz klucz
otwórz i nie męcz więcej starej kobiety.
Z tym męczeniem i bezradnością to
przesadziła doskonale sobie radziła. Aż za dobrze.
Gdy przekręcał
klucz, coś zazgrzytało nieprzyjemnie, aż przeszły mu ciarki po plecach. Coś było nie tak, ale miał pojęcia,
co.
W środku było dużo cieplej niż na
zewnątrz i pachniało morzem. Zdziwił, ale nic nie powiedział.
Nie było to mieszkanie biednej, kalekiej kobiety. Każdy widoczny detal idealnie pasował do wystroju
wnętrza. Wszystko było dopracowane wręcz perfekcyjnie. Prawdę mówiąc było tu
ładniej niż w królewskim zamku. Na stole pod ścianą stał wielki stół a na nim leżały cztery bele
materiału.
-Te misterne
wzory to twoja robota?
Trudno mu było w to uwierzyć. To były
prawdziwe dzieła sztuki, majstersztyk.
-Oczywiście
sama dobieram kolory i wzory. To, że oczy nie widzą to nie znaczy, że nie ma
innej możliwości.
-A jest?
Na stoliku stał imbryczek i dwie
filiżanki. Spodziewała się gości. Nie wiedział tylko czy jego czy może kogoś
zupełnie innego. Wskazała mu ręka krzesło. Usiadł.
-Moje ręce
widzą, tyle lat tyle wieków za mną.
Wzięła do ręki imbryczek i nachyliła
nad pustą filiżanką stojącą przed nim. Poczuł aromat czekolady. Z
niedowierzaniem patrzył jak gęsta, gorąca masa
zapełnia delikatne porcelanowe naczynko. Pachniało tak, że ślinianki oszalały mu
zupełnie. Brał pod uwagę, że to może być pułapka a w gęstej czekoladzie ukryta
jest trucizna. Mimo to wypił łyka. I od razu wiedział, że było warto. Nigdy nie
pił czegoś tak dobrego. Rozkoszował się smakiem. To była czysta niczym nieskażona ekstaza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz