Wylicytowane słowa, którym musiałam podołać to- Dzieci kwiaty
Głowę miała ciężką jak z ołowiu, chęć przekręcenia
jej choćby milimetr w lewo skończyła się pulsującym, tępym bólem. Zrezygnowała
z następnej próby, by sekundę później zaryzykować podniesienie powieki, na
której ktoś chyba ostatnio osadził cały świat. Nie było łatwo. Nie dość, że
własne ciało jej nie słuchało to jeszcze w oku zagnieździło się stado boleśnie
wirujących mroczków. Poczuła jak żołądek boleśnie kurczy się do wielkości
orzecha włoskiego. Solennie obiecała sobie, że już nigdy więcej nie ruszy
szarlotki, niestety obietnica wcale nie uspokoiła żołądka. Wręcz przeciwnie. Na
samo wspomnienie smaku ciasta gwałtownie się rozciągnął by jeszcze szybciej
skurczyć. I tak raz po raz. Bolało a w ustach miała smak jabłecznika, którego
tak naprawdę wcale nie jadła. Gdy już udało się jej, jako tako opanować powiekę
coś zimnego zalało jej twarz. Wystraszona zakrztusiła się tym, co właśnie miało
zamiar opuścić jej żołądek i przełyk.
-Cholera- zaklęła, choć zwykle raczej unikała tej formy wyrażania uczuć.
-Matko żyjesz
-Cholera- zaklęła, choć zwykle raczej unikała tej formy wyrażania uczuć.
-Matko żyjesz
To był na
pewno Leon, miała pewność, choć go nie widziała. Jak się domyśliła, to on był
na tyle głupi by chlusnąć jej w twarz zimną wodą. Zgłupiał zupełnie, utopić ją chciał
czy co?
- Wzywać pogotowie??
-Odbiło ci? Utopić mnie chciałeś? Trzeba było poprosić o rozwód a nie mnie mordować- Zrugała go wściekła.
-Nie wiedziałem, co robić. Dzwoniłem do mamy, ale jak na złość nie odbierała i do twojej siostry też. Oczywiście zwykle wydzwania tu pinda jedna po kilka razy dziennie, to tym razem nie raczyła odebrać telefonu- poskarżył się tak jakby to jemu działa się krzywda.
Poprzez ciemne będące w ciągłym ruchu płaty zaczynała dostrzegać niewyraźne kształty i trochę zbyt dużo kolorów nad sobą. Było jej miękko, wnioskowała, więc, że pewnie Leon przetransportował ją do łóżka, tylko skąd? Ostatnie, co pamiętała to twarz mężczyzny, który udawał kobietę na dodatek kapłankę. Może to były tylko omamy? Zjadała coś albo jest przemęczona, więc zemdlała i…?
-Co się stało?- Wyschło jej w ustach, pragnienie żywym ogniem paliło przełyk i wargi.
Bała się jednak, że nawet kropla płynu rozhuśta żołądek jak w czasie sztormu a tego stanowczo nie chciała
-Zemdlałaś. Trzeba do lekarza, zrobić jakieś badania, może jesteś chora- Dreptał zdenerwowany- To nie jest normalne.
Chłop pomyślała, jak coś się dzieje to panikuje i myśleć nie potrafi. Zemdlała a on świruje jakby ogłoszono koniec świata.
-Gdzie?- Spytała
-No nie wiem, może lepiej pogotowie wezwać, oni
-Gdzie zemdlałam?- Bezceremonialnie przerwała mu wywód, nie miała zamiaru wzywać lekarza.
-AA w kuchni koło drzwi do spiżarki, a co?
To wiele wyjaśniało, guzik to zupełnie nic nie mówiło. Czy miejsce mogło mieć wpływ na to, co jej się wydawało, że widziała?
Kolorowa plama niepokojąco synchronizowała się z postacią Leona. Przetarła tak na wszelki wypadek oczy, by się upewnić czy nie ma dalej omamów.
To, co zobaczyła było szokujące. On własny, osobisty mąż ubrany był w jej kolorową, kwiaciastą sukienkę. Zaniepokoiła się i to bardzo. Przez trzy lata nie zauważyła, że jej mąż lubi babskie ciuszki. Tego jej jeszcze trzeba było, zboka jakiegoś w domu, a siora cały czas powtarzała, że z nim coś nie tak jest. To głupia nie wierzyła, bo co z tego, że lubi gotować i sprzątać? Głupia była i tyle.
-A ty w dzieci kwiaty to się bawisz tylko w domu, czy po mieście też latasz w babskich ciuszkach?- Choć przez chwilę rozważała możliwość by udać, że tego nie widzi, to nie umiała odpuścić.
-A too- pogłaskał się po brzuchu.
Poczuła jak wraca jej energia, była wkurzona Mocno wkurzona
-Tak, właśnie to- zasyczała i spróbowała usiąść.
Zareagował błyskawicznie próbując jej pomóc, ale odepchnęła go. Nie będzie jej jakiś zbok pomagał i obmacywał, sama da radę.
-Zgłupiałaś zupełnie? Na głowę upadłaś?- Oburzył się
-Ja? To ja w damskich kieckach łażę? – Natychmiast się zorientowała że odrobinę się zagalopowała -No dobra ja łażę, ale ja mogę to normalne.-
-Odbiło ci? Utopić mnie chciałeś? Trzeba było poprosić o rozwód a nie mnie mordować- Zrugała go wściekła.
-Nie wiedziałem, co robić. Dzwoniłem do mamy, ale jak na złość nie odbierała i do twojej siostry też. Oczywiście zwykle wydzwania tu pinda jedna po kilka razy dziennie, to tym razem nie raczyła odebrać telefonu- poskarżył się tak jakby to jemu działa się krzywda.
Poprzez ciemne będące w ciągłym ruchu płaty zaczynała dostrzegać niewyraźne kształty i trochę zbyt dużo kolorów nad sobą. Było jej miękko, wnioskowała, więc, że pewnie Leon przetransportował ją do łóżka, tylko skąd? Ostatnie, co pamiętała to twarz mężczyzny, który udawał kobietę na dodatek kapłankę. Może to były tylko omamy? Zjadała coś albo jest przemęczona, więc zemdlała i…?
-Co się stało?- Wyschło jej w ustach, pragnienie żywym ogniem paliło przełyk i wargi.
Bała się jednak, że nawet kropla płynu rozhuśta żołądek jak w czasie sztormu a tego stanowczo nie chciała
-Zemdlałaś. Trzeba do lekarza, zrobić jakieś badania, może jesteś chora- Dreptał zdenerwowany- To nie jest normalne.
Chłop pomyślała, jak coś się dzieje to panikuje i myśleć nie potrafi. Zemdlała a on świruje jakby ogłoszono koniec świata.
-Gdzie?- Spytała
-No nie wiem, może lepiej pogotowie wezwać, oni
-Gdzie zemdlałam?- Bezceremonialnie przerwała mu wywód, nie miała zamiaru wzywać lekarza.
-AA w kuchni koło drzwi do spiżarki, a co?
To wiele wyjaśniało, guzik to zupełnie nic nie mówiło. Czy miejsce mogło mieć wpływ na to, co jej się wydawało, że widziała?
Kolorowa plama niepokojąco synchronizowała się z postacią Leona. Przetarła tak na wszelki wypadek oczy, by się upewnić czy nie ma dalej omamów.
To, co zobaczyła było szokujące. On własny, osobisty mąż ubrany był w jej kolorową, kwiaciastą sukienkę. Zaniepokoiła się i to bardzo. Przez trzy lata nie zauważyła, że jej mąż lubi babskie ciuszki. Tego jej jeszcze trzeba było, zboka jakiegoś w domu, a siora cały czas powtarzała, że z nim coś nie tak jest. To głupia nie wierzyła, bo co z tego, że lubi gotować i sprzątać? Głupia była i tyle.
-A ty w dzieci kwiaty to się bawisz tylko w domu, czy po mieście też latasz w babskich ciuszkach?- Choć przez chwilę rozważała możliwość by udać, że tego nie widzi, to nie umiała odpuścić.
-A too- pogłaskał się po brzuchu.
Poczuła jak wraca jej energia, była wkurzona Mocno wkurzona
-Tak, właśnie to- zasyczała i spróbowała usiąść.
Zareagował błyskawicznie próbując jej pomóc, ale odepchnęła go. Nie będzie jej jakiś zbok pomagał i obmacywał, sama da radę.
-Zgłupiałaś zupełnie? Na głowę upadłaś?- Oburzył się
-Ja? To ja w damskich kieckach łażę? – Natychmiast się zorientowała że odrobinę się zagalopowała -No dobra ja łażę, ale ja mogę to normalne.-
- Jak zemdlałaś to walnęło tak, że myślałem, że to
włamanie i ktoś z drzwiami do nas wlazł. To, co miałem robić? Mokry byłem, ty
wiesz jak źle się ubiera na mokre ciało jeansy? A co miałem krzyknąć proszę
poczekać, aż się ubiorę, wtedy będę bronić domu i żony? Wisiała twoja kiecka to
ją naciągnąłem na siebie, elastyczna jest to wlazła. Tak w ogóle bić się na
golasa to chyba trochę niewygodnie. Tak myślę. Choć sukienka może tez nie była
najlepszym pomysłem?