Przystanęła niezdecydowana, wstrzymując oddech
spojrzała jeszcze raz przez ramię w stronę łazienki. Odgłos rozpryskującej się
o szklaną taflę kabiny prysznicowej wody, uspokoił ją. Przez chwilę była w
miarę bezpieczna, Leon się kąpał. Nękana wyrzutami sumienia z trudem podjęła
decyzję. W końcu zdjęła klapki i na paluszkach, prawie bezszelestnie wślizgnęła
się do kuchni. Nie zapaliła światła, po omacku boleśnie uderzając głową o kant
szafki, odnalazła stojak na noże. Cichutko wyciągnęła największy, ten z czarną
rączką, lubiła go, był ostry i dobrze wyważony. Otworzyła drzwi spiżarki,
pachniało zachęcająco. Szarlotka z delikatną pianką, uwielbiała to ciasto, po
prostu nie mogła się oprzeć. Czuła jak ślina napływa jej do ust.
Niespodziewanie usłyszała obcy, męski głos.
-Kim pani jest?
Coś było nie tak. Oślepiało ją światło a przecież w spiżarce miała tylko taką ledwo tlącą się żarówkę. Zniewalający zapach jabłek i lekko przypieczonej pianki z białek nie drażnił już jej nosa.
-Chciałam sobie tylko ukroić kawałek ciasta tak żeby Leon nie widział, taki malutki kawa..- Zaczęła się tłumaczyć i urwała w półsłowa rozumiejąc jak niedorzecznie to brzmi.
-W mojej szafie?
Zdezorientowana pytaniem, instynktownie obróciła głowę. Za jej plecami stała masywna, wypchana kolorowymi ubraniami szafa, która nie miała nic wspólnego z jej spiżarką.
-Ja chciałam tylko ciasta.- Była zagubiona jak nigdy w życiu. Zwariowałam? Czy to schizofrenia? Próbowała gorączkowo znaleźć odpowiedź. Może to kara za łakomstwo?
-To, dlatego celuje pani we mnie nożem?- Nie wydawał się być wystraszony, raczej niebotycznie zdziwiony.
Spojrzała na swoją uzbrojoną w kuchenny nóż rękę, którym faktycznie celowała prosto w mężczyznę. Cofnęła się o krok i położyła nóż na jaskrawoczerwonej toaletce. Pomyślała mimochodem, że pasują do siebie ten nóż, czerwień i jej szaleństwo.
-Wszystko w porządku?- Spytał mężczyzna.
Pytanie wydało jej się tak idiotyczne, że nie zamierzała odpowiadać. Był potężny, ale nienapakowany sterydami jak mężczyźni z jej bloku spędzający zbyt dużo czasu na siłowni. Miał nietypowy nos, mocno spłaszczony jakby zdruzgotany, połamany w wypadku. Bokser? Próbowała ogarnąć sytuację i wtedy zwróciła uwagę na jego dłoń. Wszystkie palce był jednakowej długości i zginały się pod dziwnym kątem. Kaleka? Chory? Nigdy nie słyszała o takim schorzeniu, ale też nigdy wcześniej nie wyszła z szafy w obcym mieszkaniu.
-Kim ona jest??
W głosie kobiety usłyszała niedowierzanie przemieszane z oburzeniem. Nic dziwnego była w sypialni z jej mężem, partnerem czy nie wiadomo, kim. Sytuacja nie była dla niej ani komfortowa, ani nawet bezpieczna. Zazdrosne kobiety są nieprzewidywalne, a ta na dodatek stała za jej plecami.
-Nie wiem kochanie, ale myślę, że to ktoś obcy.- Mężczyzna najwyraźniej dobrze się bawił.
Powoli, tak, aby nie wystraszyć i nie sprowokować tamtej kobiety, odwróciła się. Pierwsze, co zobaczyła to burza kręconych, jasnych loków, oczy jak onyksy, a zaraz potem spłaszczony zdeformowany nos i wielki brzuch. Kobieta była w zaawansowanej ciąży. Ten fakt absurdalnie ją uspokoił, tak jakby ciąża była przeszkodą w popełnieniu mordu lub skrzywdzeniu innej istoty. Nie wzięła też pod uwagę szalejących hormonów ani humorów, które sprawiają, że kobiety w ciąży bywają nieobliczalne.
-Jesteś tu dla dzieci?- Ton głosu kobiety zupełnie się zmienił teraz była w nim ciekawość i jeśli się nie myliła spora doza nadziei. To była jakaś gra, a ona nie rozumiała reguł.
-Nie, ja tylko chciałam ukroić kawałek ciasta- Niczym Alicja w krainie czarów, pomyślała. Tylko gdzie gąsienica paląca cygaro? I najwyraźniej tym razem to ona była szalona.
-Jesteś głodna, to się dobrze składa właśnie siadamy do kolacji. Zapraszamy.
Co mogła zrobić? Wybąkała dziękuje i posłusznie wyszła za kobietą, nie miała lepszego pomysłu. Pomieszczenie, do którego się udali miało niemal identyczne sklepienie jak w stajniach dziadka tylko, że tu zamiast brunatnych plam grzyba, lśniło od złotej farby. Na środku pokoju stał masywny stół. Drewno, z którego go wykonano było łudząco podobne do orzechowej komody, którą kiedyś kupiła na pchlim targu. Na stole stały dwa podłużne talerze, rozłożono na nich identycznie sześć gałek, lepsze słowo nie przyszło jej do głowy, jedzenia. Kobieta wskazała jej krzesło i wyszła do innego pomieszczenia.
No tak, pomyślała, zwyczaje zupełnie podobne do naszych, dla kobiet w ciąży nie ma taryfy ulgowej, a zadowolony mąż siedzi za stołem. Nim zdążyła dogryźć mężczyźnie, nigdy nie godziła się z wykorzystywaniem tak zwanej słabszej płci, pani domu wróciła z powrotem z identycznym talerzem jak te, które już stały na stole.
-Mam na imię Anka i naprawdę nie wiem, co się dzieje.- Zaznaczyła od razu, wiedząc, że będą ją wypytywać, a wtedy może stracić panowanie nad sobą. Jedyne, czego była pewna to własne imię.
-Ja jestem Lena, a to - wskazała mężczyznę i usiadła -Gustaw mój mąż - Bogini tak zaplanowała nasze życie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Musimy tylko zrozumieć, czego od nas oczekuje.
-Nie spytam albo jednak spytam, jaka bogini?- Zwykle to On był wielki. Jedyny wyjątek, jaki przychodził jej do głowy to bogini Kali, ale i ona musiała dzielić się władzą z mężczyzną. Spróbowała jednej z gałek na swoim talerzu, tej, co wyglądała jak zasmażony zielony groszek, z którego wydłubano marchewkę, smakiem to coś przypominało szarlotkę.
-Bogini nie ma imienia, ale to ona nas stworzyła i tchnęła w ciało iskrę życia. Ona jest wcieleniem dobra i mądrości.- W głosie Leny nie było fanatyzmu, ani nawet żarliwej religijności. Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie faktu.
Zdziwienie musiała mieć wypisane wielkimi literami na twarzy, natychmiast zorientowali się, że nie rozumie, o czym mówią. Czekając na wyjaśnienia spróbowała drugiej potrawy przypominającej pastę rybną z grubo zmielonymi jajkami a smakowała ni mniej nie więcej tylko jak szarlotka.
-Na początku byli..
-Tak Adam i Ewa -Wcięła się w słowo Lenie czując, że tamta ma problemy ze sformułowaniem myśli. W tej chwili nie było dla niej ważne czy kobiet zagubiła się chcąc zbyt dużo przekazać czy może wręcz przeciwnie.
-Kto? – Zaskoczeni spytali niemal równocześnie.
-A nie? –Straciła pewność siebie, ich historia nie musiała przecież zaczynać się tak samo.
-Bogini miała wszystko, a mimo to czuła się samotna i doskwierała jej nuda, dlatego też ulepiła trzy miliardy glinianych figurek- Cierpliwie tłumaczyła Lena.
To musiała się strasznie nudzić, pomyślała Anka.
-Lecz nie cieszyły jej wcale, stały takie martwe i nieruchome. Po namyśle tchnęła w nie życie, tak powstali pierwsi ludzie.
-U nas najpierw był Adam i Ewa, później się nam rozrosło do miliardów. Jeśli u nas zaczęło się od dwójki i jest nas tak dużo, to ilu was jest teraz? – Matematyka nigdy nie była jej mocną stroną, poza tym miała zbyt mało danych by ryzykować oszacowanie liczebności tej społeczności.
-Dokładnie nie wiem. Jest nas coraz mniej. Tak jak było zaplanowane dusza po kawałeczku wraca do stworzycielki. Matka po porodzie oddaje swoją duszę dziecku, a u mnie się to wszystko pokomplikowało.- Westchnęła i z czułością pogładziła wielki brzuch.
-Jak to oddaje duszę?- Miała nadzieję, że źle zrozumiała
-Dziecko po porodzie kładzie się na brzuch matce a gdy dusza przejdzie kobieta umiera. Wypełnia się słowo.
-Dlaczego? Zawsze? Macie jakiś defekt? – To było szaleństwo. To było złe, chyba….
-Dusza nie może żyć jednocześnie w dwóch ciałach. U was jest inaczej?- Chyba zauważyła zgrozę wymalowaną na twarzy Anki.
-Możemy rodzić wielokrotnie. Kilkanaście razy, ale to dotyczy raczej rekordzistek. Z umieraniem to się zdarza i u nas, ale to raczej sporadyczne wypadki- No nie do końca, dodała w myślach, przypominając sobie reportaż o sytuacji kobiet w Afryce. -Zachodzicie w ciąże z własnej nieprzymuszonej woli?- Rezygnować z największego daru, jakim jest życie, w imię, czego? Chęci przedłużenia gatunku? Niedorzeczność. Ona sama odsuwała od siebie myśl o macierzyństwie pamiętając o zaciągniętym na 20 lat kredycie, poza tym razem z Leonem mieli marzenia -planowali zwiedzić świat, wyszaleć się. Liczyła też na awans, nie mogła zmarnować sobie młodości.
-Rodzimy dzieci dopiero, gdy jesteśmy pewne, że tego pragniemy. Wiemy, kiedy nadchodzi właściwa chwila. My tak naprawdę nie umieramy nasza dusza tylko zmienia futerał, tu nikt nic nie traci- Tłumaczyła to tak, jakby chodziło tylko o wymianę starej sukienki na nową.
-A mężczyźni jak oni dalej przekazują duszę?- Nawet nie próbowała zgadywać.
-Męski potomek przerywa łańcuch. Jego śmierć uwalnia okruch duszy, który staje się jednym z boginią. Tak będzie aż do momentu, gdy początek spotka się z końcem.
-Mężczyźni są niżej w hierarchii? Kobiety są bardziej wartościowe?- Upewniła się. Zaczynało się jej tutaj podobać. W sumie ona sama nie planowała rodzić jedno zmartwienie mniej.
-Teoretycznie tak, nigdy tego tak nie interpretowałam. Jesteśmy jednym, nie ma podziału na dobry i zły. Harmonia i szacunek, lepiej chyba tego nie potrafię wytłumaczyć.
-Świadome macierzyństwo, czy to oznacza, że nie zmagacie się z problemem aborcji? –W ich oczach wyczytała pytanie, nie wiedzieli, o co pyta, więc uściśliła- przerywanie, usuwanie, hmm- zawahała się- płodu
Niespodziewanie usłyszała obcy, męski głos.
-Kim pani jest?
Coś było nie tak. Oślepiało ją światło a przecież w spiżarce miała tylko taką ledwo tlącą się żarówkę. Zniewalający zapach jabłek i lekko przypieczonej pianki z białek nie drażnił już jej nosa.
-Chciałam sobie tylko ukroić kawałek ciasta tak żeby Leon nie widział, taki malutki kawa..- Zaczęła się tłumaczyć i urwała w półsłowa rozumiejąc jak niedorzecznie to brzmi.
-W mojej szafie?
Zdezorientowana pytaniem, instynktownie obróciła głowę. Za jej plecami stała masywna, wypchana kolorowymi ubraniami szafa, która nie miała nic wspólnego z jej spiżarką.
-Ja chciałam tylko ciasta.- Była zagubiona jak nigdy w życiu. Zwariowałam? Czy to schizofrenia? Próbowała gorączkowo znaleźć odpowiedź. Może to kara za łakomstwo?
-To, dlatego celuje pani we mnie nożem?- Nie wydawał się być wystraszony, raczej niebotycznie zdziwiony.
Spojrzała na swoją uzbrojoną w kuchenny nóż rękę, którym faktycznie celowała prosto w mężczyznę. Cofnęła się o krok i położyła nóż na jaskrawoczerwonej toaletce. Pomyślała mimochodem, że pasują do siebie ten nóż, czerwień i jej szaleństwo.
-Wszystko w porządku?- Spytał mężczyzna.
Pytanie wydało jej się tak idiotyczne, że nie zamierzała odpowiadać. Był potężny, ale nienapakowany sterydami jak mężczyźni z jej bloku spędzający zbyt dużo czasu na siłowni. Miał nietypowy nos, mocno spłaszczony jakby zdruzgotany, połamany w wypadku. Bokser? Próbowała ogarnąć sytuację i wtedy zwróciła uwagę na jego dłoń. Wszystkie palce był jednakowej długości i zginały się pod dziwnym kątem. Kaleka? Chory? Nigdy nie słyszała o takim schorzeniu, ale też nigdy wcześniej nie wyszła z szafy w obcym mieszkaniu.
-Kim ona jest??
W głosie kobiety usłyszała niedowierzanie przemieszane z oburzeniem. Nic dziwnego była w sypialni z jej mężem, partnerem czy nie wiadomo, kim. Sytuacja nie była dla niej ani komfortowa, ani nawet bezpieczna. Zazdrosne kobiety są nieprzewidywalne, a ta na dodatek stała za jej plecami.
-Nie wiem kochanie, ale myślę, że to ktoś obcy.- Mężczyzna najwyraźniej dobrze się bawił.
Powoli, tak, aby nie wystraszyć i nie sprowokować tamtej kobiety, odwróciła się. Pierwsze, co zobaczyła to burza kręconych, jasnych loków, oczy jak onyksy, a zaraz potem spłaszczony zdeformowany nos i wielki brzuch. Kobieta była w zaawansowanej ciąży. Ten fakt absurdalnie ją uspokoił, tak jakby ciąża była przeszkodą w popełnieniu mordu lub skrzywdzeniu innej istoty. Nie wzięła też pod uwagę szalejących hormonów ani humorów, które sprawiają, że kobiety w ciąży bywają nieobliczalne.
-Jesteś tu dla dzieci?- Ton głosu kobiety zupełnie się zmienił teraz była w nim ciekawość i jeśli się nie myliła spora doza nadziei. To była jakaś gra, a ona nie rozumiała reguł.
-Nie, ja tylko chciałam ukroić kawałek ciasta- Niczym Alicja w krainie czarów, pomyślała. Tylko gdzie gąsienica paląca cygaro? I najwyraźniej tym razem to ona była szalona.
-Jesteś głodna, to się dobrze składa właśnie siadamy do kolacji. Zapraszamy.
Co mogła zrobić? Wybąkała dziękuje i posłusznie wyszła za kobietą, nie miała lepszego pomysłu. Pomieszczenie, do którego się udali miało niemal identyczne sklepienie jak w stajniach dziadka tylko, że tu zamiast brunatnych plam grzyba, lśniło od złotej farby. Na środku pokoju stał masywny stół. Drewno, z którego go wykonano było łudząco podobne do orzechowej komody, którą kiedyś kupiła na pchlim targu. Na stole stały dwa podłużne talerze, rozłożono na nich identycznie sześć gałek, lepsze słowo nie przyszło jej do głowy, jedzenia. Kobieta wskazała jej krzesło i wyszła do innego pomieszczenia.
No tak, pomyślała, zwyczaje zupełnie podobne do naszych, dla kobiet w ciąży nie ma taryfy ulgowej, a zadowolony mąż siedzi za stołem. Nim zdążyła dogryźć mężczyźnie, nigdy nie godziła się z wykorzystywaniem tak zwanej słabszej płci, pani domu wróciła z powrotem z identycznym talerzem jak te, które już stały na stole.
-Mam na imię Anka i naprawdę nie wiem, co się dzieje.- Zaznaczyła od razu, wiedząc, że będą ją wypytywać, a wtedy może stracić panowanie nad sobą. Jedyne, czego była pewna to własne imię.
-Ja jestem Lena, a to - wskazała mężczyznę i usiadła -Gustaw mój mąż - Bogini tak zaplanowała nasze życie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Musimy tylko zrozumieć, czego od nas oczekuje.
-Nie spytam albo jednak spytam, jaka bogini?- Zwykle to On był wielki. Jedyny wyjątek, jaki przychodził jej do głowy to bogini Kali, ale i ona musiała dzielić się władzą z mężczyzną. Spróbowała jednej z gałek na swoim talerzu, tej, co wyglądała jak zasmażony zielony groszek, z którego wydłubano marchewkę, smakiem to coś przypominało szarlotkę.
-Bogini nie ma imienia, ale to ona nas stworzyła i tchnęła w ciało iskrę życia. Ona jest wcieleniem dobra i mądrości.- W głosie Leny nie było fanatyzmu, ani nawet żarliwej religijności. Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie faktu.
Zdziwienie musiała mieć wypisane wielkimi literami na twarzy, natychmiast zorientowali się, że nie rozumie, o czym mówią. Czekając na wyjaśnienia spróbowała drugiej potrawy przypominającej pastę rybną z grubo zmielonymi jajkami a smakowała ni mniej nie więcej tylko jak szarlotka.
-Na początku byli..
-Tak Adam i Ewa -Wcięła się w słowo Lenie czując, że tamta ma problemy ze sformułowaniem myśli. W tej chwili nie było dla niej ważne czy kobiet zagubiła się chcąc zbyt dużo przekazać czy może wręcz przeciwnie.
-Kto? – Zaskoczeni spytali niemal równocześnie.
-A nie? –Straciła pewność siebie, ich historia nie musiała przecież zaczynać się tak samo.
-Bogini miała wszystko, a mimo to czuła się samotna i doskwierała jej nuda, dlatego też ulepiła trzy miliardy glinianych figurek- Cierpliwie tłumaczyła Lena.
To musiała się strasznie nudzić, pomyślała Anka.
-Lecz nie cieszyły jej wcale, stały takie martwe i nieruchome. Po namyśle tchnęła w nie życie, tak powstali pierwsi ludzie.
-U nas najpierw był Adam i Ewa, później się nam rozrosło do miliardów. Jeśli u nas zaczęło się od dwójki i jest nas tak dużo, to ilu was jest teraz? – Matematyka nigdy nie była jej mocną stroną, poza tym miała zbyt mało danych by ryzykować oszacowanie liczebności tej społeczności.
-Dokładnie nie wiem. Jest nas coraz mniej. Tak jak było zaplanowane dusza po kawałeczku wraca do stworzycielki. Matka po porodzie oddaje swoją duszę dziecku, a u mnie się to wszystko pokomplikowało.- Westchnęła i z czułością pogładziła wielki brzuch.
-Jak to oddaje duszę?- Miała nadzieję, że źle zrozumiała
-Dziecko po porodzie kładzie się na brzuch matce a gdy dusza przejdzie kobieta umiera. Wypełnia się słowo.
-Dlaczego? Zawsze? Macie jakiś defekt? – To było szaleństwo. To było złe, chyba….
-Dusza nie może żyć jednocześnie w dwóch ciałach. U was jest inaczej?- Chyba zauważyła zgrozę wymalowaną na twarzy Anki.
-Możemy rodzić wielokrotnie. Kilkanaście razy, ale to dotyczy raczej rekordzistek. Z umieraniem to się zdarza i u nas, ale to raczej sporadyczne wypadki- No nie do końca, dodała w myślach, przypominając sobie reportaż o sytuacji kobiet w Afryce. -Zachodzicie w ciąże z własnej nieprzymuszonej woli?- Rezygnować z największego daru, jakim jest życie, w imię, czego? Chęci przedłużenia gatunku? Niedorzeczność. Ona sama odsuwała od siebie myśl o macierzyństwie pamiętając o zaciągniętym na 20 lat kredycie, poza tym razem z Leonem mieli marzenia -planowali zwiedzić świat, wyszaleć się. Liczyła też na awans, nie mogła zmarnować sobie młodości.
-Rodzimy dzieci dopiero, gdy jesteśmy pewne, że tego pragniemy. Wiemy, kiedy nadchodzi właściwa chwila. My tak naprawdę nie umieramy nasza dusza tylko zmienia futerał, tu nikt nic nie traci- Tłumaczyła to tak, jakby chodziło tylko o wymianę starej sukienki na nową.
-A mężczyźni jak oni dalej przekazują duszę?- Nawet nie próbowała zgadywać.
-Męski potomek przerywa łańcuch. Jego śmierć uwalnia okruch duszy, który staje się jednym z boginią. Tak będzie aż do momentu, gdy początek spotka się z końcem.
-Mężczyźni są niżej w hierarchii? Kobiety są bardziej wartościowe?- Upewniła się. Zaczynało się jej tutaj podobać. W sumie ona sama nie planowała rodzić jedno zmartwienie mniej.
-Teoretycznie tak, nigdy tego tak nie interpretowałam. Jesteśmy jednym, nie ma podziału na dobry i zły. Harmonia i szacunek, lepiej chyba tego nie potrafię wytłumaczyć.
-Świadome macierzyństwo, czy to oznacza, że nie zmagacie się z problemem aborcji? –W ich oczach wyczytała pytanie, nie wiedzieli, o co pyta, więc uściśliła- przerywanie, usuwanie, hmm- zawahała się- płodu
Nie raczyli
odpowiedzieć czekali aż rozwinie temat.
-Tam gdzie żyję można pozbyć się legalnie ciąży z
trzech powodów, gdy dziecko jest chore, gdy pochodzi z gwałtu i gdy…- zawiesiła
się, bo jak powiedzieć matce, która ma umrzeć, że jest to powód by pozbyć się
dziecka? -Głupio wyszło, dlatego postanowiła przemilczeć ostatni z powodów. Nie
miała ochoty mówić o podziemiu ani o turystyce aborcyjnej. Niezręcznie byłoby
wspominać w miejscu gdzie ciąża traktowana jest jak świętość o przymusowych
aborcjach w Chinach, albo, że dla niektórych jest środkiem antykoncepcyjnym.
Zawsze uważała, że ciało kobiety należy do niej i to ona powinna decydować, bo
przecież kobieta nie jest z natury zła ani głupia. Aborcja nigdy nie jest
dobrym rozwiązaniem, ale czasem po prostu nie ma innego wyjścia. Starała się
nie osądzać. Wierzyła, że jej to nie dotyczy, lecz na wszelki wypadek nie
mówiła o tym głośno. By nie kusić złego.
-Wspomniałaś o anomalii i komplikacji- Zwróciła się do Leny, bo to nie był odpowiedni czas ani miejsce by rozważać, co jest prawdziwym dobrem a co je tylko udaje.
-Pierwszy raz dzieci jest dwoje. Nie wiemy, co stanie się z duszą.
-Bliźniaki. Czytałam o takiej kobiecie, która ostatnio urodziła siedmioraczki, ale ona nie chyba nie jest całkiem normalna- Dodała szybko, widząc ich przerażenie. - Jeśli urodzisz chłopca i dziewczynkę, to może nazwiecie ich Adam i Ewa, bo to początek nowej ery.
-Raczej nie, u was jak mówisz nie wszystko poszło dobrze.
-Czy u was wszystko smakuje jak szarlotka?- Spytała zdegustowana Anka gryząc coś o konsystencji marynowanych grzybków. Tak prawdę mówiąc na dziś miała już dość szarlotki.
-Dziewczynka- Zachichotał Gustaw.
Lekko przesadził, dziewczynką to była już dawno temu. I co w tym takiego śmiesznego?
-Urodzisz dziewczynkę. –Sprecyzowała Lena głaskając się po brzuchu-Kobieta w ciąży rozróżnia tylko dwa smaki słodki albo kwaśny. –Ona sama nie zjadła zbyt wiele, wyglądało na to, że raczej zadowoliła się grzebaniem widelcem w jedzeniu.
-A tobie jak smakuje?- Domyśliła się, że nieszczególnie. Nie przejęła się zbyt wizją ciąży, fakt dokuczał jej pęcherz i nabrzmiały piersi, ale dwa dni temu robiła test. Wynik był jednoznaczny nie ma żadnej ciąży. Więc ich teorie są nic nie warte, nie urodzi dziewczynki.
-Nawet nie pytaj -Westchnęła Lena.
Do pomieszczenia, w którym się znajdowali energicznie wkroczyła przysadzista kobieta. Ubrana w czarną, przypominającą habit, sukienkę z głową przyozdobioną złotą chustą dokładnie ukrywającą włosy. Sprawiała wrażenie potężnej i bardzo silnej. Samą chustę przytrzymywał diademik wysadzany rozbłyskującymi kolorami tęczy kamieniami. Spłaszczony nos przyozdobiony był kolczykiem, a powieki wymalowane na złoto. Wyglądała śmiesznie, ale Ance wcale nie było do śmiechu.
-Witaj Wielka Kapłanko- Przywitali kobietę gospodarze
-I to ma być głos bogini? - Miała niski, nieprzyjemny głos, a w czarnych oczach błyszczała pogarda.
Anka od pierwszego momentu czuła, że z tą kobieta jest coś nie tak. Intuicja podpowiadała, że nie jest bezpieczna w jej towarzystwie. Lustrowała ją badawczo nie wiedząc, czego szukać i wtedy ją olśniło, to był mężczyzna przebrany za kobietę. To jakaś cholerna "Seksmisja", tylko Stuhra brak, pomyślała spanikowana, a potem z nadmiaru wrażeń z posmakiem szarlotki w ustach po prostu zemdlała.
-Wspomniałaś o anomalii i komplikacji- Zwróciła się do Leny, bo to nie był odpowiedni czas ani miejsce by rozważać, co jest prawdziwym dobrem a co je tylko udaje.
-Pierwszy raz dzieci jest dwoje. Nie wiemy, co stanie się z duszą.
-Bliźniaki. Czytałam o takiej kobiecie, która ostatnio urodziła siedmioraczki, ale ona nie chyba nie jest całkiem normalna- Dodała szybko, widząc ich przerażenie. - Jeśli urodzisz chłopca i dziewczynkę, to może nazwiecie ich Adam i Ewa, bo to początek nowej ery.
-Raczej nie, u was jak mówisz nie wszystko poszło dobrze.
-Czy u was wszystko smakuje jak szarlotka?- Spytała zdegustowana Anka gryząc coś o konsystencji marynowanych grzybków. Tak prawdę mówiąc na dziś miała już dość szarlotki.
-Dziewczynka- Zachichotał Gustaw.
Lekko przesadził, dziewczynką to była już dawno temu. I co w tym takiego śmiesznego?
-Urodzisz dziewczynkę. –Sprecyzowała Lena głaskając się po brzuchu-Kobieta w ciąży rozróżnia tylko dwa smaki słodki albo kwaśny. –Ona sama nie zjadła zbyt wiele, wyglądało na to, że raczej zadowoliła się grzebaniem widelcem w jedzeniu.
-A tobie jak smakuje?- Domyśliła się, że nieszczególnie. Nie przejęła się zbyt wizją ciąży, fakt dokuczał jej pęcherz i nabrzmiały piersi, ale dwa dni temu robiła test. Wynik był jednoznaczny nie ma żadnej ciąży. Więc ich teorie są nic nie warte, nie urodzi dziewczynki.
-Nawet nie pytaj -Westchnęła Lena.
Do pomieszczenia, w którym się znajdowali energicznie wkroczyła przysadzista kobieta. Ubrana w czarną, przypominającą habit, sukienkę z głową przyozdobioną złotą chustą dokładnie ukrywającą włosy. Sprawiała wrażenie potężnej i bardzo silnej. Samą chustę przytrzymywał diademik wysadzany rozbłyskującymi kolorami tęczy kamieniami. Spłaszczony nos przyozdobiony był kolczykiem, a powieki wymalowane na złoto. Wyglądała śmiesznie, ale Ance wcale nie było do śmiechu.
-Witaj Wielka Kapłanko- Przywitali kobietę gospodarze
-I to ma być głos bogini? - Miała niski, nieprzyjemny głos, a w czarnych oczach błyszczała pogarda.
Anka od pierwszego momentu czuła, że z tą kobieta jest coś nie tak. Intuicja podpowiadała, że nie jest bezpieczna w jej towarzystwie. Lustrowała ją badawczo nie wiedząc, czego szukać i wtedy ją olśniło, to był mężczyzna przebrany za kobietę. To jakaś cholerna "Seksmisja", tylko Stuhra brak, pomyślała spanikowana, a potem z nadmiaru wrażeń z posmakiem szarlotki w ustach po prostu zemdlała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz