środa, 3 września 2014

03.09 Wędrowiec, psy drogą do raju.




W pierwszej wersji planu mieli iść w trójkę Lilidia, Numi no i on. Jednak dziewczyna zupełnie nieoczekiwanie uparła się żeby zabrać też Perezę. Nie chciała słuchać żadnych argumentów, miało być tak jak powiedziała i już.
       Najpierw wyprowadzony z równowagi Wędrowiec protestował, bał się, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa jeszcze jednej osobie. Ku jemu zdziwieniu Numi kazał odpuścić, więc niechętnie odpuścił. Może przez te pełzające litery na nowym płaszczu stał się zbyt miękki, a może to, że marzenie było na wyciągnięcie ręki sprawiło, że nie był już taki ostrożny. O krok od zwycięstwa najłatwiej popełnić błąd.
       Gdzieś przy bramie dołączyły do nich psy. Nie łasiły się, nie prosiły po prostu postanowiły towarzyszyć swemu panu.  Nie przegonił ich, wierzył w instynkt i jeśli one czuły, że muszą iść, to tak się stanie.
       Ruszyli w milczeniu, jakoś nikt nie miał ochoty na rozmowy ani na te poważne ani na żarty.  Gęsiego, jak posępne duchy skierowali się w stronę wzgórza.
     Prowadząc całe to towarzystwo czuł się niczym dorodna kwoka prowadząca swe dzieci do bezpiecznego kurnika. Może i był z natury poważny a do tego zapatrzonym w siebie egocentrykiem, ale teraz nie bacząc na swą reputacje maszerował rozglądając się bacznie na boki. Sam nie rozumiał, dlaczego tak właśnie się zachowywał, przecież nie musiał patrzeć by widzieć.  Swymi wyostrzonymi zmysłami niemal namacalnie wyczuwał niebezpieczeństwo, było ich wielu, i byli wściekle zdeterminowani. Miał świadomość, że jeśli popełni choćby minimalny błąd, rzucą się na nich i rozedrą na strzępy. To było ryzyko, które świadomie podjął i jak głupiec wierzył, że poradzi sobie bez interwencji Świetlistego.
      Zupełnie niespodziewanie, boleśnie uderzył czołem o coś twardego. Zdziwił się mocno, bo nie widział ani nie poczuł niczego magicznego. Wyciągnął ręce przed siebie i zaczął macać jak niewidomy.
Cały szczyt wzgórza otoczony był niezwykle silną barierą. Wielka ściana mocy odgradzała ich od celu wędrówki. To był poważny problem, na który  nie był przygotowany.  Stał zmartwiony z uniesionymi rękami dotykając czegoś, czego nie widział, niby, jako Opiekun potrafił sobie poradzić z czymś takim, ale potrzebował na to sporo czasu. A właśnie, czego jak czego, ale czasu zbyt dużo nie mieli.
-Numi możesz coś z tym zrobić?- Spytał zawzięcie macając śliską jak marmur ścianę w poszukiwaniu szczeliny czy choćby jakiejś wypukłości, bezskutecznie
-Nie. To byłoby jak wypowiedzenie wojny, musisz sam sobie poradzić- Bezradnie wzruszył ramionami.
       Towarzyszące im dziewczyny bez słowa zaczęły pomagać, zawzięcie macały szukając luki lub szpary w ścianie. Nie miał sumienia mówić im, że i tak nic nie znajdą, zresztą wyszedł z założenia, że lepiej niech coś robią zanim całkiem spadnie morale grupy.
-Ale dół.- Westchnęła Pereza
      Zaczynał się zastanawiać czy nie wysadzić tego świństwa w powietrze, to nie  byłoby trudne. Pewnie by tak zrobił gdyby nie obawa, że podmuch wybuchu zmieni położenie kamieni w starym, świętym kręgu. Nie ma kręgu, nie ma kucia noża, tak źle i tak nie dobrze.
I właśnie wtedy, gdy już miał zamiar się poddać, odpuścić a raczej odłożyć na później to całe wykuwanie sztyletu, zauważył coś dziwnego.
- Lilidia czy ja dobrze widzę? Moje włochate pojemniki na jedzenie TAM biegają?
-Faktycznie, jak to zrobiły? Przecież przed nami jest lita ściana! -Na potwierdzenie swych słów uderzyła dłonią tuż przed twarzą, mocno aż zadudniło.
-Noga- Zaryczał Wędrowiec na całe gardło.
Siła jego głosu sprawiła, że żmijkowate warkoczyki na głowie dziewczyny zaczęły żyć własnym życiem, Pereza zaś ze strachu dostała czkawki. Malamuty oczywiście bez entuzjazmu, ale przelazły z powrotem przez barierę bez najmniejszego problemu.
    Nie myśląc zbyt wiele, zaryzykował złapał czarnego malamuta za kark i ruszyli przed siebie w stronę ściany. Usłyszał tylko niemiłe plasknięcie, tak jakby wskoczył do basenu z kisielem i już był po drugiej stronie niewidzialnego muru.
-Łapcie psy i chodźcie!- Zachęcił pozostałych.
Ciekawy był czy Numi też skorzysta z pomocy kudłacza.
-Teraz wiem, po co wlokłeś z sobą te bestie. Muszę przyznać, że to bardzo sprytne. Wszystkich wywiodłeś w pole- Numi z zaangażowaniem drapał się swą wielką łapą po gęstej czuprynie,  marszcząc twarz w parodii uśmiechu niczym przygłup żebrzący pod świątynią- to żeś mnie chłopie zaskoczył.
-Lepiej powiedz, czemu się  udało?
       Zawsze wiedział, że jego psy są wyjątkowe, ale nigdy nie liczył na to, że będą rozwiązywać za niego poważne problemy. Nie żeby miał coś przeciw.
-W sumie to nie wiem. Zaklęcie dotyczyło człekokształtnych, psy najwyraźniej nie były w nim ujęte, ale dlaczego nam udało się na ich grzbietach wjechać za barierę to także dla mnie tajemnica. Ktoś bardzo się napracował tylko zapomniał, że ty nie jesteś za przeproszeniem całkiem normalny. Numi chyba uznał, że wydrapał sobie łysinę na czubku głowy, bo strategicznie zaczął męczyć podbródek.
-Phb mówią ludziska, że psy noszą phb dusze zmarłych. -Wtrąciła swe trzy grosze ruda uzdrowicielka.
-To sugerujesz, że już wyciągnęliśmy kopytka i że już całkiem po nas? To było wejście do raju czy piekła?
Wcale go ta koncepcja nie ubawiła. Mimo wszystko wolałby żyć, kilka miesięcy temu z radością opuściłby świat, teraz wiele się zmieniło. Jeśli droga do domu miałaby prowadzić przez świat zmarłych, to był skłonny zrezygnować tu i zaraz. Wszystko ma swoją cenę, ale ta byłaby zbyt wygórowana.
-Ja phb tam nie wiem z wami to nic phb nie wiadomo zgłupieć można.- Dalej męczyła ją czkawka.
     Nie było im dane dalsze roztrząsanie tematu, bowiem z za grubego pnia drzewa wyłoniła się ociupinę bezkształtna postać. Zbliżała się dziwnym, chwiejnym krokiem,  sprawiała wrażenie, że porusza się po omacku.
-Nie spieszyliście się! Jak długo można czekać? Co wy sobie myślicie, że ja z wami w te gierki będę grał?! Ja się nie zgadzam nie pozwolę się tak traktować!-Wykrzykując nerwowo, wszedł w miejsce rozjaśnione przez pochodnie.
Uzdrowicielka spojrzała na zbliżającą się postać i natychmiast zaczęła ze strachu przerażająco, histerycznie wyć.
        Obcy był dość paskudny, jeśli wziąć pod uwagę kryteria obowiązujące wśród ludzi. Jego twarz przypominała niekształtną masę ciasta, w którą ktoś niezdarnie wbił dwa palce. No cóż, nie każdy może mieć szlachetny, orli nos. Usta, choć to zbyt dużo powiedziane, lepiej oddawało sytuację określenie otwór gębowy to krzywe poszarpane pęknięcie. Co do oczu tych nie było wcale. Nie żeby je wcześniej ten dziwny osobnik stracił w wypadku czy wyniku działania nieprzyjaznych mu sił, po prostu na tej nietypowej twarzy nigdy się nie pojawiły.
-Numi walnij jej po plerach żeby się w końcu zamknęła! Może przestać wyć czkawka już jej przeszła.
           Od tego potwornego jazgotu można było zwariować, trudno było mu zebrać myśli.
-Następni dobrzy ludzie mi się trafili? Zabić mnie chcecie? Proszę tu, tu przebijcie me serce- niekształtnym paluchem dźgał się w miejscu gdzie ludzie zazwyczaj mają żołądek- tylko dlatego, że się od was trochę różnię! Czy nie po to mnie tu tak długo trzymacie? I wy śmiecie mówić o mnie, że jest wstrętny, wy??!!
-Uspokójmy się, koniec przedstawienia- przerwał mu Opiekun czas uciekał a oni nie przyszli tu na spotkanie towarzyskie- Dziewczyny bierzcie się do roboty, tym gamoniem się nie przejmujcie jest nieszkodliwy.
-Ale to demon- Łkała przerażona Pereza
-Tylko, dlatego że jestem inny muszę być zły? Ta wasza podwójna moralność, ten brak wyrozumiałości tak okrutnie mnie rani. Trzymaliście mnie tu jak zwierzę w klatce, by podglądać cieszyć się moim widokiem niegodziwcy!
-Słuchaj, jeśli chodzi o mnie wolę oglądać ładne dziewczyny- Spokojnie nie chcąc sprowokować obcego, powiedział Wędrowiec zezując przy tym na Lilidię. Kątem oka widział jak Numi wyszczerza się głupawo, wniosek z tego też pewnie lubi oglądać ładne kobiety, ciekawe co na to jego żona- a uściślając to nie my cię tu zamknęliśmy.- Dodał dla jasności.
-Jak to nie wy? Przecież widziałem!
-Guzik widziałeś.  Może tamtych tak nas nie, bo stoisz do nas tyłem.
       Zadowolony patrzył jak jego ekipa sprawnie, bez niepotrzebnego ponaglania podjęła właściwe działania, zupełnie olewając dziwaka. Tylko Pereza stała z rozdziawioną buzią niezdolna do samodzielnego myślenia. Była w szoku.
     Czarny dziesięciolitrowy kociołek został ustawiony na palenisku, wokół leżały paczuszki z ziółkami, Lilidia wchodziła w trans.
-Mówisz, że to nie wy? Niech no ja sobie spojrzę na was.
     Odwrócił się i zgodnie z oczekiwaniami Opiekuna na jego plecach lśniło wielkie zielone oko. Zamrugał nerwowo, oślepiony światłem latarni i ogniska. Całkiem sprytnie wyciął sobie dziurę w kapocie tak, że tkanina nie zasłaniała mu widoku.
 Usłyszeli trzask łamanych gałązek, ruda uzdrowicielka znowu zemdlała.

-A tej, co się stało? Chora jakaś? Zjeść ją chcieliście czy co? -Zamartwił się stanem dziewczyny ich nowy znajomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz