-Zależy ci na
tych ludziach?
Wydawało się,
że Numi jest daleko jego głos odbijał się jak w studni.
-Zawsze mi
zależało na ludziach.
-Wiem- Numi
wstał powoli- wiesz trochę się boję, ale damy radę, chyba. Zresztą nic nie trwa
wiecznie
-Toś mnie
podniósł na duchu.
Ale Numiego
już nie było nie słyszał, co powiedział Wędrowiec.
Czekał tu w określonym celu. Ktoś taki
jak Numi nic nie robił bez przyczyny, każdy
jego ruch miał głębszy
sens. Może przesadzał, może niepotrzebnie szukał podtekstu
może Numi zwyczajnie chciał ostrzec przed
zemstą, niedogodnościami.
Dużo wiedział i widział, był kimś, kto mógł go naprowadzić na właściwy trop,
albo zwyczajnie powiedzieć nie rób tego to nie ma sensu. Być może chciał tylko porozmawiać z
kimś, kto rozumie jak ciężko jest być wrażliwym, gdy się odpowiada za tyle
istnień. Obydwaj wiedzieli, że gdy się zbyt zaangażują, prędzej czy później zaczną sterować ludźmi. Zabiorą im wolną wolę i wolność a tego nie wolno im było robić. Nigdy, bez względu na okoliczności.
W holu ukłoniła mu się uśmiechając nieśmiało młoda dziewczyna. Niemiał pojęcia,
kim jest. Była niska, miała piegowatą twarz i zabawny, zadarty nosek, w sumie wyglądała na sympatyczną osóbkę. Już wcześniej
mignęła mu przed oczami a to w ogrodzie a to gdzieś w domu. Ciągle zapominał spytać, kto to jest. I co ważniejsze, co robi w pałacyku.
Lilidia siedziała w salonie z
babcią Holocką. Trwały tak sobie w milczeniu, jakby samo obcowanie w swoim
towarzystwie dawało im zadowolenie, dziwna więź łączyła te kobiety.
-Witam panie,
nie przeszkadzam?
-Ależ skąd.
Babcia na jego
widok uśmiechnęła się ciepło. Tak jak powinny
uśmiechać wszystkie inne babcie w każdym kraju i w każdej rodzinie.
-Kim jest ta
młoda dama, która kręci się po domu, jeśli można wiedzieć?- Zapytał zanim jeszcze pamiętał
o piegowatej pannie.
-To córka
hrabiego. Ćwiczy z Hanem szermierkę, podobno jest w tym dobra. Bardzo miła
dziewczyna- Babci zupełnie
z nieoczekiwanie zamigotały złote iskierki w oczach
Najwyraźniej babcia nie widziała w dziewczynie tylko nauczycielki wnuka.
-Dziewczyna go
uczy? Co na to hrabia?
To było trochę
nietypowe rozwiązanie.
-No cóż, chodzą słuchy, że hrabia miał wyjątkowy talent do białej broni. Los
okazał się dla niego niezbyt wyrozumiały i zamiast wymarzonego syna, dziedzica rodziły mu się same córki.
Najmłodsza zaś jest damą z ognistym temperamentem i udało jej
się namówić ojca by kształcił ją w tym kierunku.
Nie wiedział
skąd Lilidia to wszystko wie, przecież nie opuszczała pałacu ani na chwilę.
-Nie wiedzą
panie, hrabia zadowolony z uczniów? Czy raczej powinienem go
omijać szerokim łukiem?
-Z Wiktora
bardzo, mówi, że to geniusz, rozpływa się w zachwytach. Han, no cóż hrabia twierdzi, że być może pisana jest mu kariera wojskowego,
jeśli tylko przysiądzie nad książkami. Z tym gorzej ale może córka hrabiego wpłynie mu na ambicję?
-A dziewczyna?
-Z nią podobno
sprawa jest skomplikowana. Zamknięta w sobie, strachliwa i na
pozór głupia. Jednak, gdy dostała zadanie z matematyki ile potrzeba produktów
by urządzić przyjęcie na 100 osób, to była w stanie
policzyć nawet nitki makaronu. Hrabia mówi, że gdyby była mężczyzną byłaby
świetnym kupcem, albo doskonale prowadziłaby fabryczkę
może nawet kilka. Jeśli chodzi o literaturę czy sztukę to
podobno nic do niej nie dociera. Hrabia się pytał czy jest w takim razie sens
ją dalej męczyć.
Sprytny ten hrabia znalazł sposób jak
wygospodarować więcej czasu dla swojego geniusza, ale nic z tego, tak łatwo się nie wywinie. Gdy Lilidia opowiadała
o dzieciakach olśniło go, zrozumiał, że
jeśli wróci, będzie potrzebował dziwnego talentu płowowłosej
dziewczyny. Być może nie będzie już nastolatką tylko babcią borykająca się ze
sklerozą i gromadą
prawnuków, ale będzie mu potrzebna.
-Oczywiście że nie przerywamy na tym etapie
jej edukacji. Ma dziewczyna okazję, więc niech
się uczy. W tutejszych cechach siedzą sami tępogłowi, może mimo to uda się ją przepchać na zarządzającą jakimś interesem.
-Nie uważasz,
że zbyt dużo zmian idzie twoim śladem? -Zaczęła nerwowo
stukać długim palcem, a raczej błękitno pomalowanym paznokciem o swoje kształtne kolano, schowane za cienką warstwą materii jej
granatowej sukni.
-Lilidia zaopiekujesz
się moimi psami?
Już dawno
powinien o to zapytać, lecz ciągle się wahał. Nie chciał się rozstawać z przyjaciółmi, ale wiedział,
że nie może ich zabrać. Tu jest ich świat.
-Miałam
nadzieję, że poprosisz o coś innego, ale jeśli taką widzisz dla mnie rolę to
oczywiście zadbam o nie.
Jej ręka zadrżała, a on przeklinał się w
myślach. Wcale nie chciał już wracać do domu, pragnął być przy tej kobiecie.
Patrzyć jak zaplata swe srebrne włosy w warkocze, jak zadumana czyta książki.
Mógł się z nią sprzeczać, co dnia, przez niezliczone wieki i cieszyć każdą nawet najmniejszą rzeczą.
Przypomniał sobie, co czuł wtedy, gdy kwitły świerki i pierwszy krzyk nowo
narodzonego dziecka. Tę tkliwość, miłość, oszołomienie nad wszystko chciałby to uczucie dzielić
z kobietą siedzącą, obok, ale nie mógł. Nie teraz. Wiedział, że jest
największym z idiotów odrzucając szczęście, znienawidzi się za to a jednak
znowu ucieka. To jakieś fatum nad nim wisi, nie pozbierał się
jeszcze po poprzedniej tragedii a już zgotował sobie następną.
-Muszę iść
sam, choć wolałbym mieć przy sobie kogoś, komu ufam, uwierz mi. -Nie popatrzył na nią, zbyt łatwo mogła go przejrzeć.
-Wierzę, ale
nie wiem czy musisz być sam.
Nuty smutku zawisły gdzieś pomiędzy nimi,
niedomówienia niczym trujący bluszcz oplotły ostatnie
ich wspólne chwile, raniły zupełnie niepotrzebnie. Zawiódł
ją, a ona obwiniała się o błędy, których nie popełniła.
-Żałuję, że
nie jesteśmy sobie przeznaczeni, naprawdę szkoda Lilidio. Bylibyśmy świetną
parą
Miał zamiar powiedzieć jeszcze parę
frazesów, ale gardło odmówiło mu posłuszeństwa.
-Ja też
czasami żałuję, że nie jest mi pisana prosta ścieżka.
Ona wiedziała coś, czego on nie wiedział
i jak zwykle nie miała zamiaru nic powiedzieć na ten temat. Po tonie głosu
zrozumiał, że mówi nie tylko o sobie, ale też o nim. Wycofał się jak zwykły
tchórz, podkulił ogon. Źle mu z tym było. Wszystko poszło źle, a najgorsze, że zdawał sobie z tego
sprawę już teraz, zanim się jeszcze mógł wycofać i naprawić błędy.
-Na całej tej
awanturze my wyjdziemy najgorzej. Dwoje rozbitków wyrzuconych za nawias i
nigdzie nie będzie dla nas miejsca, to smutne. Wiesz, mnie nie szkoda, ale ty musisz znaleźć swoje miejsce i szczęście. Nie
możesz się poddać.
-Nigdy się nie
poddaję, ale też nie przyjmuję resztek by zatkać dziury w swym życiu.
Mimo wszystko była w środku jak stal,
prawdziwa królowa, przyznał to z podziwem
-Samotność
może być siłą. Kiedyś sam prawdziwie w to wierzyłem. Teraz miewam wątpliwości,
ale coś w tym jest.
-Żałujesz?
Ta godzina
szczerości przyszła nie w porę.
Doskonale wiedział, o co pyta, ale rozdrapywanie starych ran nie było
już bolesne, ku jego zaskoczeniu. Skończyła się era Hadwigi w jego
życiu. Zawsze będzie pamiętał o niej i na swój sposób kochał, jednak czas
przestać płakać.
-Każdego dnia
żałuję, nic nie było warte tego by zrezygnować z życia z nią. Najgorsze jest to,
że nie uczę się na błędach. -Ugryzł się język wściekły, że
powiedział za dużo.
Ona udała, że
nie słyszy nie chciała czepiać się jak pijawka tych słów. Czekała na prawdziwą
deklaracje.
-Tak myślałam,
co będzie potem?
Żałował, że
odpuściła tak łatwo, że nie wbiła szpili. Swoim nieoczekiwanym wycofaniem skutecznie zablokowała go, mógłby odburknąć coś nieprzyjemnego, zerwać nić porozumienia. Nie dała mu okazji.
-Ty pewnie
wrócisz do swoich, to jedyne rozsądne wyjście.
Ja zaś się będę błąkał jak potępieniec szukając sensu życia i choć nie
bardzo mi się to podoba taki nasz los.
-A oni?
Zrobiła
nieokreślony ruch ręką.
-No cóż
zostaną kowalami swego losu.
-Myślę, że do
tej rozmowy wrócimy. Na pewno zatęsknisz
tam gdzieś w innej rzeczywistości do nas maluczkich. Wszystko może się zmienić,
już się zmienia, ale ty nie chcesz jeszcze tego dostrzec. Gdy wrócisz łatwiej
będzie się nam porozumieć. Tak myślę.
Nie oszukiwał się, w tej chwili nie potrafił, był tylko zagubionym niedorajdą ukrywającym się za swoim
powołaniem. Nie wiedział czy ona intuicyjnie wyczuła strach, który niczym robak
gryzł jego duszę. Czy może też bała się tego, co przyniesie wszystkim jego
wyprawa. Każdy boi się nieprzewidywalnych zmian, a
najwięcej tacy jak on czy Numi, mogli bezpowrotnie stracić wszystko. Przegrani, zapomniani, wegetujący gdzieś na marginesie.
-Pamiętaj o
moich psach, dobrze?
Nie chciał
wywlekać na światło dzienne egoistycznych podszeptów podświadomości. Jeszcze
bardziej nie chciał by domyśliła się o kiełkującej w jego sercu miłości.
Było by im jeszcze trudniej
Właśnie teraz, gdy był o krok, dopadło
go zwątpienie, które paraliżowało, zniekształcało
perspektywy. Tysiące razy zadawał sobie pytanie, po co mu to wszystko. Wątpił
czy będzie umiał odnaleźć się w innych okolicznościach i żyć bez swojej
uprzywilejowanej pozycji. Bez tej całej otoczki, z którą mu tak wygodnie. Czy będzie umiał żyć bez miłości czy drugi raz uda mu się powstać ze
zgliszczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz