środa, 17 września 2014

17.09 Wędrowiec, trudna rozmowa.



-Zależy ci na tych ludziach?
Wydawało się, że Numi jest daleko jego głos odbijał się jak w studni.
-Zawsze mi zależało na ludziach.
-Wiem- Numi wstał powoli- wiesz trochę się boję, ale damy radę, chyba. Zresztą nic nie trwa wiecznie
-Toś mnie podniósł na duchu.
Ale Numiego już nie było nie słyszał, co powiedział Wędrowiec.
       Czekał tu w określonym celu. Ktoś taki jak Numi nic nie robił bez przyczyny, każdy jego ruch miał głębszy sens. Może przesadzał, może niepotrzebnie szukał podtekstu może Numi zwyczajnie chciał ostrzec przed zemstą, niedogodnościami. Dużo wiedział i widział, był kimś, kto mógł go naprowadzić na właściwy trop, albo zwyczajnie powiedzieć nie rób tego to nie ma sensu. Być może chciał tylko porozmawiać z kimś, kto rozumie jak ciężko jest być wrażliwym, gdy się odpowiada za tyle istnień. Obydwaj wiedzieli, że gdy się zbyt zaangażują, prędzej czy później zaczną sterować ludźmi. Zabiorą im wolną wolę i wolność a tego nie wolno im było robić. Nigdy, bez względu na okoliczności.
         W holu ukłoniła mu się uśmiechając nieśmiało młoda dziewczyna. Niemiał pojęcia, kim jest. Była niska, miała piegowatą twarz i zabawny, zadarty nosek, w sumie wyglądała na sympatyczną osóbkę. Już wcześniej mignęła mu przed oczami a to w ogrodzie a to gdzieś w domu. Ciągle zapominał spytać, kto to jest. I co ważniejsze, co robi w pałacyku.
             Lilidia siedziała w salonie z babcią Holocką. Trwały tak sobie w milczeniu, jakby samo obcowanie w swoim towarzystwie dawało im zadowolenie, dziwna więź łączyła te kobiety.
-Witam panie, nie przeszkadzam?
-Ależ skąd.
Babcia na jego widok uśmiechnęła się ciepło. Tak jak powinny uśmiechać wszystkie inne babcie w każdym kraju i w każdej rodzinie.
-Kim jest ta młoda dama, która kręci się po domu, jeśli można wiedzieć?- Zapytał zanim jeszcze pamiętał o piegowatej pannie.
-To córka hrabiego. Ćwiczy z Hanem szermierkę, podobno jest w tym dobra. Bardzo miła dziewczyna- Babci zupełnie z nieoczekiwanie zamigotały złote iskierki w oczach
Najwyraźniej babcia nie widziała w dziewczynie tylko nauczycielki wnuka.
-Dziewczyna go uczy? Co na to hrabia?
To było trochę nietypowe rozwiązanie.
-No cóż, chodzą słuchy, że hrabia miał wyjątkowy talent do białej broni. Los okazał się dla niego niezbyt wyrozumiały i zamiast wymarzonego syna, dziedzica rodziły mu się same córki. Najmłodsza zaś jest damą z ognistym temperamentem i udało jej się namówić ojca by kształcił ją w tym kierunku.
Nie wiedział skąd Lilidia to wszystko wie, przecież nie opuszczała pałacu ani na chwilę.
-Nie wiedzą panie, hrabia zadowolony z uczniów? Czy raczej powinienem go omijać szerokim łukiem?
-Z Wiktora bardzo, mówi, że to geniusz, rozpływa się w zachwytach. Han, no cóż hrabia twierdzi, że być może pisana jest mu kariera wojskowego, jeśli tylko przysiądzie nad książkami. Z tym gorzej ale może córka hrabiego wpłynie mu na ambicję?
-A dziewczyna?
-Z nią podobno sprawa jest skomplikowana. Zamknięta w sobie, strachliwa i na pozór głupia. Jednak, gdy dostała zadanie z matematyki ile potrzeba produktów by urządzić przyjęcie na 100 osób, to była w stanie policzyć nawet nitki makaronu. Hrabia mówi, że gdyby była mężczyzną byłaby świetnym kupcem, albo doskonale prowadziłaby fabryczkę może nawet kilka. Jeśli chodzi o literaturę czy sztukę to podobno nic do niej nie dociera. Hrabia się pytał czy jest w takim razie sens ją dalej męczyć.
       Sprytny ten hrabia znalazł sposób jak wygospodarować więcej czasu dla swojego geniusza, ale nic z tego, tak łatwo się nie wywinie. Gdy Lilidia  opowiadała o dzieciakach olśniło go, zrozumiał, że jeśli wróci, będzie potrzebował dziwnego talentu płowowłosej dziewczyny. Być może nie będzie już nastolatką tylko babcią borykająca się ze sklerozą i gromadą prawnuków, ale będzie mu potrzebna.
-Oczywiście że nie przerywamy na tym etapie jej edukacji. Ma dziewczyna okazję, więc niech się uczy. W tutejszych cechach siedzą sami tępogłowi, może mimo to uda się ją przepchać na zarządzającą jakimś interesem.
-Nie uważasz, że zbyt dużo zmian idzie twoim śladem? -Zaczęła nerwowo stukać długim palcem, a raczej błękitno pomalowanym paznokciem o swoje kształtne kolano, schowane za cienką warstwą materii jej granatowej sukni.
-Lilidia zaopiekujesz się moimi psami?
Już dawno powinien o to zapytać, lecz ciągle się wahał. Nie chciał się rozstawać z przyjaciółmi, ale wiedział, że nie może ich zabrać. Tu jest ich świat.
-Miałam nadzieję, że poprosisz o coś innego, ale jeśli taką widzisz dla mnie rolę to oczywiście zadbam o nie.
       Jej ręka zadrżała, a on przeklinał się w myślach. Wcale nie chciał już wracać do domu, pragnął być przy tej kobiecie. Patrzyć jak zaplata swe srebrne włosy w warkocze, jak zadumana czyta książki. Mógł się z nią sprzeczać, co dnia, przez niezliczone wieki i cieszyć każdą nawet najmniejszą rzeczą. Przypomniał sobie, co czuł wtedy, gdy kwitły świerki i pierwszy krzyk nowo narodzonego dziecka. Tę tkliwość, miłość, oszołomienie nad wszystko chciałby to uczucie dzielić z kobietą siedzącą, obok, ale nie mógł. Nie teraz. Wiedział, że jest największym z idiotów odrzucając szczęście, znienawidzi się za to a jednak znowu ucieka. To jakieś fatum nad nim wisi, nie pozbierał się jeszcze po poprzedniej tragedii a już zgotował sobie następną.
-Muszę iść sam, choć wolałbym mieć przy sobie kogoś, komu ufam, uwierz mi. -Nie popatrzył na nią, zbyt łatwo mogła go przejrzeć.
-Wierzę, ale nie wiem czy musisz być sam.
      Nuty smutku zawisły gdzieś pomiędzy nimi, niedomówienia niczym trujący bluszcz oplotły ostatnie ich wspólne chwile, raniły zupełnie niepotrzebnie. Zawiódł ją, a ona obwiniała się o błędy, których nie popełniła.
-Żałuję, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni, naprawdę szkoda Lilidio. Bylibyśmy świetną parą
       Miał zamiar powiedzieć jeszcze parę frazesów, ale gardło odmówiło mu posłuszeństwa.
-Ja też czasami żałuję, że nie jest mi pisana prosta ścieżka.
        Ona wiedziała coś, czego on nie wiedział i jak zwykle nie miała zamiaru nic powiedzieć na ten temat. Po tonie głosu zrozumiał, że mówi nie tylko o sobie, ale też o nim. Wycofał się jak zwykły tchórz, podkulił ogon. Źle mu z tym było. Wszystko poszło źle, a najgorsze, że zdawał sobie z tego sprawę już teraz, zanim się jeszcze mógł wycofać i naprawić błędy.
-Na całej tej awanturze my wyjdziemy najgorzej. Dwoje rozbitków wyrzuconych za nawias i nigdzie nie będzie dla nas miejsca, to smutne. Wiesz, mnie nie szkoda, ale ty musisz znaleźć swoje miejsce i szczęście. Nie możesz się poddać.
-Nigdy się nie poddaję, ale też nie przyjmuję resztek by zatkać dziury w swym życiu.
       Mimo wszystko była w środku jak stal, prawdziwa królowa, przyznał to z podziwem
-Samotność może być siłą. Kiedyś sam prawdziwie w to wierzyłem. Teraz miewam wątpliwości, ale coś w tym jest.
-Żałujesz?
Ta godzina szczerości przyszła nie w porę.  Doskonale wiedział, o co pyta, ale rozdrapywanie starych ran nie było już bolesne, ku jego zaskoczeniu. Skończyła się era Hadwigi w jego życiu. Zawsze będzie pamiętał o niej i na swój sposób kochał, jednak czas przestać płakać.
-Każdego dnia żałuję, nic nie było warte tego by zrezygnować z życia z nią. Najgorsze jest to, że nie uczę się na błędach. -Ugryzł się język wściekły, że powiedział za dużo.
Ona udała, że nie słyszy nie chciała czepiać się jak pijawka tych słów. Czekała na prawdziwą deklaracje.
-Tak myślałam, co będzie potem?
Żałował, że odpuściła tak łatwo, że nie wbiła szpili. Swoim nieoczekiwanym wycofaniem skutecznie zablokowała go, mógłby odburknąć coś nieprzyjemnego, zerwać nić porozumienia. Nie dała mu okazji.
-Ty pewnie wrócisz do swoich, to jedyne rozsądne wyjście.  Ja zaś się będę błąkał jak potępieniec szukając sensu życia i choć nie bardzo mi się to podoba taki nasz los.
-A oni?
Zrobiła nieokreślony ruch ręką.
-No cóż zostaną kowalami swego losu.
-Myślę, że do tej rozmowy wrócimy.  Na pewno zatęsknisz tam gdzieś w innej rzeczywistości do nas maluczkich. Wszystko może się zmienić, już się zmienia, ale ty nie chcesz jeszcze tego dostrzec. Gdy wrócisz łatwiej będzie się nam porozumieć. Tak myślę.
        Nie oszukiwał się, w tej chwili nie potrafił, był tylko zagubionym niedorajdą ukrywającym się za swoim powołaniem. Nie wiedział czy ona intuicyjnie wyczuła strach, który niczym robak gryzł jego duszę. Czy może też bała się tego, co przyniesie wszystkim jego wyprawa. Każdy boi się nieprzewidywalnych zmian, a najwięcej tacy jak on czy Numi, mogli bezpowrotnie stracić wszystko. Przegrani, zapomniani, wegetujący gdzieś na marginesie.
-Pamiętaj o moich psach, dobrze?
Nie chciał wywlekać na światło dzienne egoistycznych podszeptów podświadomości. Jeszcze bardziej nie chciał by domyśliła się o kiełkującej w jego sercu miłości. Było by im jeszcze trudniej

Właśnie teraz, gdy był o krok, dopadło go zwątpienie, które paraliżowało, zniekształcało perspektywy. Tysiące razy zadawał sobie pytanie, po co mu to wszystko. Wątpił czy będzie umiał odnaleźć się w innych okolicznościach i żyć bez swojej uprzywilejowanej pozycji. Bez tej całej otoczki, z którą mu tak wygodnie. Czy będzie umiał żyć bez miłości czy drugi raz uda mu się powstać ze zgliszczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz