A wiecie, że w Alaskańskim Raju
można sprawić aby człowieki smyrały? To jest bardzo proste….
W domu na przykład siedzi się przy ludziu i patrzy na niego….jak to nie
pomaga to trzeba wywalić języka i zacząć dyszeć…noo nie ma możliwości aby nie
zadziałało..…jak jednak trafi się na wybitnie odpornego ludzia to trzeba go
trącać łapką…nooo i nie ma możliwości
aby ludź nie zaczął drapkać!
Trudniej jest na spacerze….wówczas z zaskoczenia podchodzi się obcym
człowiekom pod ich łapki…. Niestety tutaj w Wikingowie to jest lipa bo
człowieki to jakieś strachliwe i tylko raz na jakiś czas są zachwyceni i
dostaję drapki…. Trzeba natomiast uważać ze skrzatami czyli z małymi
człowiekami…..hmmm z reguły to fajne są te skrzaty…ale nie wiedzieć dlaczego
czasem na mój widok zaczynają się drzeć w niebogłosy…..szczególnie tutaj w
Wikingowie….te moje Wikingowo to w ogóle dziwny kraj jest….
Wszyscy się na mnie patrzą jakbym był co najmniej z jakiegos kosmosu…noo
ja rozumiem, że przystojny jestem ;) ale wyglada na to, że wszyscy się dziwią,
iż w Wikingowie są takie pieseły jak ja, a i jeszcze husky na mnie ciągle mówią…
eh te człowieki. Przecież na północy tego mojego kraju jest duuużo takich
piesełów jak ja. Mama mi mówiła, że tutaj w Wikingowie rozgrywa się najdłuższy w Europie wyścig
psich zaprzęgów „Finnmarksløpet”. Wiem, że „Finnmarksløpet” składa się z dwóch
wyścigów, jeden rozgrywany jest na dystansie 500 km w zaprzęgu do ośmiu psów, a
drugi obejmuje trasę 1000 km w zaprzęgach do 14 psów. Meta i start wyścigu
znajduja się w Alta.
Mama ciągle mi mówi, że chciałaby pojechać tam na ten wyścig, przy
okazji wyścigu jest szansa zobaczenia zorzy polarnej co jest mamy marzeniem. U
nas w Stavanger też czasem widać zorze, nawet kilka tygodni temu było widać
troszkę, nie tak bardzo jak na północy Wikingowa i dlatego mama ciągle o tym mówi…a
może w przyszłym roku w marcu staniemy na starcie i mecie równocześnie aby
kibicować.
Wracając do smyrasków. Czasem na ludzia można zapolować na przystankach
autobusowych….bo wówczas i tak się nudzą i tam jest największa szansa na
smyraski. Czasem w parku jak spacerujemy to spacerują też skrzaty z przedszkola
i wtedy trzeba uszy położyć, uśmiechać się baaardzo i koniecznie mieć język na
zewnątrz…można wówczas siedzieć, a najlepiej jak się położy kołami do góry….nooo
i przynajmniej 15 minut darmowych drapaków jest.
Trochę gorzej jest z jedzeniem….tutaj to trzeba przejść etapy szkolenia
zawodowego…. Najgorzej jest jak człowieki jedzą przy stole….stół jest za wysoki
aby położyc na nim głowę. Ale ale uwaga bo czasem ta metoda bardzo denerwuje
człowieki. Ja nad tym muszę jeszcze popracować aby dostawać od człowieków ich
jedzenie w czasie kiedy jedzą przy dużym stole. Bardzo łatwo jest kiedy
człowieki siedzą przy kamapie. Tam stolik
jest mały i łatwiej sprawić aby dostać jakiś najpyszniejszy smakołyk.
Muszę Wam powiedzieć, że smakołyki od człowieków są najlepszejsze na świece.
Każde z nich są najlepszejsze. Postępować należy jak w przypadku smyraków ale
tutaj trzeba dodać odpowiednio podążanie wzrokiem za dłońmi człowieków kiedy
sięgają dajmy na to krakersika (a te o smaku pizzy to mistrzostwo świata w
smaku - każdy malamut to wie ). Zacząć
należy już w chwili kiedy dłoń człowieka zbliża się do miseczki ze smakołykiem,
patrzy się na dłoń jednocześnie trzeba się oblizywać, język powinien być zawsze
na wierzchu, dodać należy kapiącą z
języka ślinę i oczy jak kot ze Shreka. Oczy malamuta muszą podążać cały czas za
smakołykiem. Kiedy ludź bierze smakołyk do ust to trzeba oblizać się jak by się
samemu jadło. I tak za każdym razem. Zwykle człowieki się opierają na początku.
Można położyć głowę na ich kolana i westchnąć głodowo. To jest dobry
rozmiękczacz człowiekowy. Od czasu do czasu, np. mały krakersik powędruje wówczas w
stronę malamuta. Ale uwierzcie mi krakersiki to nie wszystko, pychotka są
jeszcze: ciasteczka, chrupeczki, paluszki, ale też jak mówi mama zdrowe
przekąski takie jak marchewka, jabłka, mandarynki, brzoskwinie, banany, arbuzy, porzeczki,
orzechy różne lubię bardzo też i wiele innych rzeczy.
Należy zwrócić uwagę, że człowieki bardzo ale to bardzo denerwują się
kiedy malamut, taki na przykład jak ja – sam poczęstuje się czekoladką. Czy Wy
wiecie, że czekolada to jest naj naj ale to naj najpyszniejszejsza na świecie i
moja mama też ją uwielbia ale mi zakazuje jej jeść :( Kiedyś
zostawiła na niskim stole czekoladki, takie miętowe, ale ta moja mama chciała
mi utrudnić zadanie i one te czekoladki były każda w osobnym opakowaniu. No cóż trochę
czasu mi to zajęło ale rozpracowałem te małe podstępne opakowania czekoladek i
zajadałem się tymi pysznościami. Potem bolał mnie brzuszek trochę, nie rozumiem
po co mama je czekoladę jak po niej boli brzuszek? Wiem, że jest
najpyszniejszejsza na świecie ale jednak boli brzuszek. Innym razem nie mogłem
się powstrzymać przed czekoladką z całymi orzechami. Mama też nie była
zadowolona. Musiałem zjeść potem takie czarne tabletki. Nie chciałem ale
widziałem, że z mamą nie ma żartów i zjadłem te tabletki.
Moja mama lubi na kamapie pić kawkę ( - to nie jest dobry malamuci
smakołyk) i pochrupać jakieś ciasteczka. Mam swój sposób i na to. Wchodzę
powoli na kamapę, najpierw jedną łapką, potem drugą, przeciągam się i szybko
wskakuja dwie tylne łapki. Układam się przy mamie, najlepsza metoda to położyć
głowę na jej kolana. Potem można położyć się podwoziem do góry. Dostaję wtedy
drapki i często się zdaża,że i kawałek ciasteczka.
Mama to robi sama często ciasta i
ciasteczka. Kiedy je robi to ja postępuję zawsze tak samo jak w przypadku na
przykład krakersików. Wtedy kiedy mama
wkłada naczynia do pralki naczyniowej szybko trzeba wylizać wszystkie naczynia,
których mama używała – najlepszejsze są te po serniku, Sernik jest pychotka
wiedzieliście o tym? Ja uwielbiam jeszcze gofry i naleśniki. Ale takie specjalne smakołyki dla piesełów też są pychotka, np. kości czy wędzone uszy. Chyba każdy
malamut też je uwielbia.
To tyle na temat metod pozyskania drapaków i smakołyków. Jak ktoś z Was
malamutki ma inne metody proszę o podzielenie się. Pozdrawiam Bajer :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz